czwartek, 26 listopada 2009

Bransoletka Pana Romana




Szwajcarski sąd zwolnił pana Romana Polańskiego z aresztu tymczasowego, za kaucją w wysokości 4,5 miliona dolarów i pod warunkiem stałego noszenia elektronicznej bransoletki, która pozwoli mu przebywać w obrębie będącej jego wlasnością daczy, znajdującej się w tyleż przyjemnym co i kosztownym szwajcarskim kurorcie narciarskim Gstaad, ale nigdzie indziej. Próby oddalenia sie od daczy, zdjęcia bransoletki z nogi lub wyłączenia albo zniszczenia lokalnego odbiornika monitorujacego sygnał bransoletki powodują niezwłoczną interwencję wlaściwych organów i powrót do więzienia. Kto ciekaw jak ta technologia działa, może sie zapoznać z opisami na stronach brytyjskiej korporacji Group 4 Securicor, ktora dostarcza takich bransoletek i usług ich monitorowania więziennictwu brytyjskiemu.




Wydarzenie to podsuwa mi pewien pomysł. A gdyby tak wykorzystać tą technologię do odbudowy zaufania społecznego do polityków polskich, bądż nawet szerzej, ogólnej odbudowy zaufania do autorytetów krajowych z dowolnej dziedziny?

Co by było mianowicie, gdyby każdy poseł i senator w dniu zaprzysiężenia dostawał od skarbu państwa taka bransoletkę, zapinaną na nodze na cały okres kadencji? Bransoletki nie muszą być monitorowane lokalnie, mogą mieć wbudowany GPS, połączony przy pomocy sieci telefonii komórkowej z centralnym ośrodkiem kontrolnym.

Ośrodek kontrolny mógłby mieć portal sieciowy, na którym każdy mógłby oglądac w czasie realnym na mapie Google położenie geograficzne dowolnie wybranego polityka z dokladnością do 50 cm. Ja się jednak nie upieram przy czasie realnym, ze względu na konieczność rozsądnej ochrony bezpieczeństwa osobistego nosicieli Bransoletki Polańskiego (BP) przed terrorystami, przestępcami i wyborcami. Wystarczy mi opóźnienie rzędu 24-48 godzin, które pokaże mi, gdzie premier był wczoraj albo dwa dni temu (i we wszystkie inne dni od początku kadencji).

BP między innymi uniemożliwi politykom wyłgiwanie sie z biznesowych spotkań w Mariottach i Radissonach. Co z odbiorem GPS wewnątrz budynków? Spoko. Do standardowych repetytorów telefonii komórkowej umożliwiacych posługiwanie się komórką wewnątrz budynkow o konstrukcji żelbetowej dodajemy opcję A-GPS. To pozwoli ustalić nie tylko na którym piętrze Mariotta przebywał wczoraj polityk, i jacy inni politycy przebywali wtedy na tym samym piętrze, ale nawet, dzięki precyzyjnemu pomiarowi wysokości, pozwoli na supozycje czy polityk zadowalał Anastazję P. na dywanie, na parapecie okna, w łóżku czy w wannie (bransoletka zakladana na kostkę jest wodoszczelna) - na stojąco, siedząco czy leżąco.

Niemniej sedno mojego pomysłu na czym innym polega. Otóż przewiduję, że po okresie początkowego oburzenia, że oto traktuje się polityków, tą sól ziemi polskiej i elite narodu, jak przestępców, wielu polityków zacznie dostrzegać dobre strony systemu BP. System taki dostarcza niezbitych dowodow lokalizacji polityka, przy pomocy ktorych można niszczyć oszczerców, a także wyprodukować 'imydż' polityka z BP na kostce jako człowieka fundamentalnie uczciwego, który nie ma nic do ukrycia.

Jeśli dajmy na to Superekspres napisze jutro, że w zeszłym tygodniu poseł Stefan N. spędził trzy noce na podwarszawskiej daczy Anastazji P. to każdy natychmiast może sprawdzić, że to nieprawda, poniwaź po kliknięciu myszka na ekranie winietki "Stefan N." okaże się, ze poseł przebywał był w tym czasie w Zakopanem, z całkiem inną panią. Sekretarka posła dzwoni więc do SE, i już prawnicy redakcji posłowi ciupasem w zębach niosą kopertę ze zryczałtowanym odszkodowaniem, w zamian za odstąpienie od roszczeń cywilnoprawnych, zamiast narażać firmę na to, że sąd dopisze do sumy odszkodowania jeszcze ze dwa albo trzy zera.

W krótkim czasie wszyscy politycy zaczynają z dumą nosić BP na widocznym miejscu, jako order uczciwości - napierw na przegubie ręki, jak zegarek, potem na szyi. W odpowiedzi na zapotrzebowanie, firma Securicor zaczyna dostarczać bransoletki w żywych i wesołych kolorach, zamiast matowo czarnych. Politycy noszą na widocznym miejscu BP w kolorach partyjnych, członkowie rządu biało-czerwone.

Widząc co sie dzieje, elita biznesu, finansjery, mediów i nauki polskiej zaczyna nosić BP ochotniczo, z własnej inicjatywy, z własnej kieszeni płacąc za monitoring. Nad ulicami wiszą transparenty reklamowe "Nie masz nic do ukrycia? Udowodnij to w sieci ERA - bezpłatna BP z natychmiastową aktywacją, przystępny abonament"

Artyści zaczynaja projektować ozdobne obudowy do BP, w szkle, egzotycznym drewnie, brązie, metalach szlachetnych, w końcu wysadzane klejnotami. Profesor Sadurski z dumą nosi na szyi dużą BP obszytą futrem australijskiego wombata (torbacz żyjący w podziemnych norach, wprawny w ryciu głębokich dziur).

Podnoszą sie głosy, aby można bylo przez BP transmitować audio i wideo. Przemysł staje na wysokości zadania, i wypuszcza na rynek kosztowne bransoletki "See You See Me". Posiadacz bransoletki BP/SYSM dalej podaje do wiadomości publicznej swoją lokalizację ale ma jeszcze dodatkowo do wyboru udostępniać lub blokować audio i wideo, pokazywane na portalu z takim samym opóźnieniem. Za streaming danych video/audio nosiciel BP płaci stawki rynkowe operatorowi sieci komórkowej.

Po upowszechnieniu sie zwyczaju pięcioletniej archiwizacji dżwięku i obrazu z BP upada cały krajowy przemysl pornograficzny, bo na publicznym portalu monitorowania BP można za darmo zobaczyć lepsze rzeczy. Episkopat jednak nie tylko nie potępia, ale błogoslawi, bo duszpasterze w konfesjonałach uzyskują możliwośc weryfikacji na miejscu, na laptopie, wiarygodności spowiedzi grzeszników (… "niestety, mój synu, od ostatniej spowiedzi śwętej cudzołożyłeś nie cztery, tylko dwadzieścia cztery razy" …). W życiu publicznym ostają się w obiegu tylko te autorytety, ktore są w stanie na każde życzenie dowolnej osoby fizycznej lub prawnej udowodnić danymi BP, że żyją zgodnie ze swoim publicznym credo. Udziałowcy polskich sieci komórkowych robią takie pieniądze na abonamentach BP od elity, że wkrótce kupują od rządu USA Hawaje. Konieczność wzmocnienia infrastruktury telekomunikacyjnej i informatycznej kraju, obciążonej transmisją danych z milionów BP, czyni Polskę mocarstwem internetowym.

Trybunał Konstytucyjny jednogłośnie odrzuca projekt ustawy dopuszczajace monitorowanie dzwieku i obrazu z BP przez służby specjalne bez zgody posiadacza bransoletki. Hackerzy opracowują metody dyskretnego zdalnego włączania kamery w BP sąsiada. Dzieci dostają swoje pierwsze BP razem z Nintendo, jako prezent komunijny. W tramwaju można oberwać po mordzie od współpasażerów za nienoszenie BP, ponieważ konserwatywna opinia publiczna traktuje brak BP na równi z przebywaniem w miejscu publicznym nago i odpowiednio reaguje.

Transparency International ocenia stopień przejrzystości polskiego życia publicznego na 11 w skali 0-10 i wzywa wszystkie inne kraje do naśladownictwa. Firma Group 4 Securicor przenosi biura zarządu do Warszawy i zmienia nazwę na Silna Grupa Pod Wezwaniem sp.z o.o.
Z powodu wycofania się firmy z Wielkiej Brytanii, więziennictwo brytyjskie powraca do klasycznych łańcuchów zapinanych na kostkę, z 30-kilogramową żeliwną kulą na drugim końcu.

Pan Roman już piętnasty rok gnije w ciupie w Kalifornii, do warunkowego zwolnienia zostało mu jeszcze 12 lat. To pospolity los pionierów i wizjonerów wyprzedzających swoją epokę.

wtorek, 27 października 2009

Szampański bon mot pana Krzysztofa – cd.

Jak donoszą agencje prasowe, pan mecenas Lawrence Silver z reprezentującej panią Samanthę Geimer kalifornijskiej kancelarii adwokackiej Silver & Field (10975 Santa Monica Boulevard, Los Angeles CA 90025), złożył w kancelarii stanowego okręgowego sądu apelacyjnego okręgu nr 2 (obejmującego powiaty Los Angeles, San Luis Obispo, Santa Barbara i Ventura) pismo procesowe z prośbą o oddalenie zarzutów postawionych panu Romanowi Polańskiemu. Czy pani Geimer będzie równie miłosiernie usposobiona wobec innego sławnego reżysera filmowego, pana Krzysztofa Zanussiego, który dn. 28 września 2009 r. nazwał ją w polskiej TVN24 "nieletnią prostytutką", czas pokaże.

Wire services report that attorney Lawrence Silver, of the Californian law firm Silver & Field (10975 Santa Monica Boulevard, Los Angeles CA 90025), representing Ms Samantha Geimer, has filed a motion with California's Second District Court of Appeal asking for a dismissal of charges against Mr Roman Polanski. Whether Ms Geimer will be equally graciously disposed towards another famous film director, a Mr Krzysztof Zanussi, who on September 28, 2009 called her an "underage prostitute" on Poland's TVN24 television network, time will tell.

http://news.bbc.co.uk/2/hi/europe/8327120.stm

http://www.tvn24.pl/12690,1621542,0,1,skorzystal-z-uslug-nieletniej-prostytutki,wiadomosc.html

niedziela, 18 października 2009

Ubóstwo umysłowe Macierzy w stosunkach z diasporą

http://usa.interia.pl/wiadomosci/news/polonia-chce-lepszej-pozycji-w-usa,1383768

Interia i PAP donoszą, że Polonia amerykańska spać nie może, tylko debatuje nad tym, jakby tu najlepiej i najskuteczniej zrobić dobrze dalekiej Macierzy.

W rzeczywistości, znowu pojechali do Chicago krajowi politycy lobbować Polonię, by im załatwiała w USA to, czego sami z Amerykanami załatwić nie potrafią. Polonia ma to naturalnie robić dla Macierzy za darmo, ze łzami wzruszenia w oczach.

Rzuca się w oczy całkowity brak nie tylko realizmu, ale i oryginalności. Wszystkiego tego próbowano już za poprzedniej prezydentury i skutek był wtedy taki sam, jaki będzie teraz, czyli żaden. Franek Szpula z Chicago rzuca niedbale pod adresem prezydenta Obamy, że w USA jest około 10 milionów wyborców polonijnych. No to co z tego, że 10 milionów? Znaczy, to niby ma być takie dyskretne i taktowne przypomnienie, że to Franek Szpula i polska ambasada do spółki kontrolują w USA 10 milionów głosów, więc prezydent USA ma się z Frankiem Szpulą liczyć, bo jak nie, to prezydenta zmiecie huragan oburzonych polonijnych głosów w następnych wyborach?

Graj, piękny Cyganie... ja już widzę te 10 milionów amerykańskich wyborców z polskim rodowodem, jak się prężą w blokach startowych, czekając na gwizdek z Warszawy.

Tak jako pogróżka, jak i jako obietnica polityczna, powoływanie się na 10 milionów głosów to jest strzał kulą w płot. Kongres Polonii Amerykańskiej, czyli Franek Szpula z kolegami, nigdy nie kontrolował, nie kontroluje i nie będzie kontrolował żadnego zwartego bloku polskich głosów w USA.

Na 10 milionów obywateli amerykańskich pochodzenia polskiego, paszporty polskie posiada około 200 000 osób, czyli 2%. Brak podstawy, by sądzić, że posiadanie paszportu polskiego przez stałego mieszkańca USA w jakiś sposób zobowiązuje go do postępowania tak, by Warszawa była z niego zadowolona. Brak też jakiejkolwiek podstawy, by przypuszczać, że jakakolwiek znacząca liczba z pozostałych 98% będzie się kierować przy oddawaniu głosów w amerykańskich wyborach interesem odległego kraju przodków, zamiast własnym.

Tak się składa, że polscy politycy jeżdżą do Chicago, kiedy czują się słabi, niepewni swego, i chcą, żeby im coś załatwić. Najlepiej coś nie do załatwienia, jak na przykład to nieszczęsne zniesienie wiz wjazdowych, czyli postawienie Polaków ponad amerykańskim prawem imigracyjnym z powodu ich naturalnej boskości i w uznaniu zasług Kościuszki i Pułaskiego.

Natomiast kiedy politycy polscy czują się mocniej w siodle, wtedy ręka sama im wędruje w kierunku cugli i szpicruty, uśmiechy znikają, i rozlega się warczenie według najlepszej szkoły Radosława Sikorskiego:

"Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś tam republiką bananową, do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!"
[R.Sikorski, 15 czerwca 2000 roku, na konferencji "Polska - Polonii" w siedzibie ówczesnej agencji PAI (dziś PAIZ) w Warszawie]

Nota bene, kto z Polaków z USA wtedy ministrowi Sikorskiemu uwierzył, i by mu zrobić dobrze popędził po polski paszport, aby się nim legitymować, miast amerykańskiego, przy wyjeździe z Polski, tak jak sobie minister życzył, ten sobie dożywotnio zwichnął wszelkie szanse na amerykańską karierę zawodową w wojsku, administracji państwowej, przemyśle high-tech i wielu innych miejscach, w których obywatelowi amerykanskiemu potrzebny jest certyfikat bezpieczeństwa osobowego, czyli security clearance.

Czego bowiem pojąć nie są w stanie czcigodni posłowie pielgrzymujący do Chicago, to faktu, że Stany Zjednoczone oczekują od swoich obywateli lojalności obywatelskiej wobec własnego kraju, a nie robienia dobrze innemu. Dla znakomitej większości Polonii, "własny kraj" to już nie jest Polska.

Ani niestety, ani na szczęście - po prostu takie są obiektywne fakty w życiu emigranta, który zdecydował się żyć na stałe w innym kraju (a nie, jak się to u was mówi z fałszywą nadzieją na to, że kiedyś wróci z workiem pieniędzy - "przebywać za granicą").

Zrozumcie co to jest emigracja i czym się różni od wyjazdów na saksy na miesiąc lub kilka lat w celu zarobienia kasy i przywiezienia jej z powrotem. Zrozumcie, że gastarbeiterzy to nie są żadni emigranci, tylko cudzoziemscy pracownicy przebywający czasowo w kraju pracodawcy. Zrozumcie, że Warszawa nie rządzi i nigdy rządzić nie będzie polską diasporą, zarówno tą urodzoną za granicą, jak i tą najświeższą, emigrantami z PRL. Zrozumcie to, a we wszystkim innym jakoś pomału się dogadamy.

A na razie - tu się zgina dziób pingwina.




Polonia z USA debatuje: Jak tu skutecznie lobbować?
Piątek, 16 października (20:33)

W Chicago trwa od czwartku zorganizowana przez Kongres Polonii Amerykańskiej (KPA) konferencja na temat sposobów zwiększenia pozycji polsko-amerykańskiej społeczności i jej roli w promowaniu interesów Polski w USA.
W konferencji, zatytułowanej "Polonia XXI wieku: Wyzwania i możliwości", biorą udziałpolitycy z kraju, m.in. wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek, prezes Wspólnoty Polskiej Maciej Płażyński oraz europosłowie: Adam Bielan (PiS) i Michał Kamiński (PiS).

Uczestnicy konferencji, która odbywa się na Uniwersytecie stanu Illinois, dyskutują w panelacho sposobach lobbowania na rzecz spraw polskich, poprawy wizerunku Polski w USA i oproblemie wiz amerykańskich dla Polaków.
Konferencję zorganizowano jako próbę włączenia się Polonii do debaty na temat stosunków polsko-amerykańskich po rezygnacji prezydenta Baracka Obamy z projektu tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, planowanego przez poprzednią administrację.

Zdaniem niektórych komentatorów, był to kolejny przejaw ignorowania przez ekipę Obamy interesów Polski i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Zwrócił na to uwagę m.in. list byłych przywódców krajów regionu do prezydenta w sierpniu.
Kilka tygodni temuprezes KPA Frank Spula w swym liście do prezydenta Obamy przypomniał, że Polonia amerykańska to około 10 milionów wyborców. Przedstawił w nim szereg postulatów, m.in. zacieśnienia współpracy wojskowej USA z Polską i zniesienia wiz amerykańskich dla Polaków.

Tomasz Zalewski
INTERIA.PL/PAP

czwartek, 8 października 2009

Mój biznes plan

Fascynuje mnie nie od dzisiaj, w jaki sposób mają funkcjonować umowy dwustronne o wzajemnym uznawaniu świadczeń podpisywane przez Polskę z krajami o systemie emerytalnym całkowicie niekompatybilnym z systemem działającym w Polsce.


7 października w Warszawie, z wielką pompą, australijski minister spraw zagranicznych Stephen Smith i minister Jolanta Fedak podpisali polsko-australijską umowę w sprawie ubezpieczeń społecznych. Zaciekawiony, pośpieszyłem na strony internetowe australijskiego Ministerstwa Spraw Rodzinnych, Gospodarki Mieszkaniowej, Świadczeń Publicznych i Kwestii Tubylczych (Department of Families, Housing, Community Services and Indigenous Affairs), by się tam dowiedzieć, na czym będzie polegała wzajemność świadczeń wypłacanych klientom przez całkowicie niekompatybilne systemy opieki społecznej i zaopatrzenia emerytalnego w Polsce i Australii.

http://www.fahcsia.gov.au/sa/international/ssa/agreements_new/Pages/agreements-poland_info.aspx

Skutek był taki, że o mało nie utopiłem laptopa w wannie, wołając 'Eureka!!!' i rozchlapując wodę na kafelki, a cała łazienka napełniła się miłym szelestem trzepoczących banknotów.

Proszę popatrzeć:

"Under the Agreement, people will also be able to add their periods of Australian Working Life Residence to their periods of insurance to the Polish system in order to qualify for Polish pension."

"Na podstawie umowy, można będzie wliczać okres zamieszkania i pracy w Australii do okresu ubezpieczenia w polskim systemie ubezpieczeń społecznych w celu uzyskania polskich uprawnień rentowych."

W PRL ani RP nie przepracowalem ani minuty, a zatem nie posiadam polskich uprawnień rentowych. Ale od daty ratyfikacji umowy podpisanej w Warszawie dn. 7 pażdziernika 2009 r., hipotetycznie rzecz biorąc mogę:

* Ukończyć 65 lat;
* Przeprowadzić się z Australii do Polski, deklarując zamiar zamieszkania w Polsce na stałe

(co mogę zrobić w każdej chwili, a to z powodu posiadania, oprócz australijskiego, także i polskiego obywatelstwa, którego w praktyce nie sposób się wyzbyć (próbowałem), z powodu przeszkód i wstrętów administracyjnych, jakimi obstawiono w Polsce procedurę rezygnacji z obywatelstwa polskiego na własny wniosek obywatela);
* Udowodnić dokumentami 25 lat zamieszkania i pracy w Australii (Australian Working Life Residence);
* Udowodnić dokumentami, że przez co najmniej 10 lat z ostatnich 20 lat przepracowanych w Australii moje zarobki wynosiły minimum $A 100 000 rocznie (ca. ćwierć miliona PLN rocznie).

Czy w tych okolicznościach ZUS będzie zobowiązany prawnie, by zacząć wypłacać mi polską rentę obliczoną od podstawy PLN 250 000 rocznie, czyli wyższej niż pensja zasadnicza Prezydenta RP?


W Australii państwowa renta starcza jest zryczałtowana, dla wszystkich rencistów taka sama, ale w Polsce nie...


Na bis, może ktoś mi przetłumaczy na polski, co miał na myśli Radosław Wspaniały, mówiąc w czasie uroczystości podpisania porozumienia:

"Poland and Australia have plenty of coal but Australia is more advanced in technologies that allow to use that coal without environmental pollution, and so here I see opportunities for mutually beneficial cooperation."
"Polska i Australia mają pod dostatkiem węgla, ale Australia jest bardziej zaawansowania w dziedzinie technologii użycia węgla nie powodujących zanieczyszczenia środowiska, więc widzę tu możliwości obustronnie korzystnej współpracy."

Zapewne, gdybyśmy mieli Polsce dostarczać albo węgiel, albo technologie "czystego węgla", to Polska by coś z tego miała. Ale co miałaby z tego mieć Australia? Węgiel, po cenie rynkowej, kupuje od nas Azja i nie musimy go wozić aż do Polski. Na zakup kosztownych techologii "czystego węgla", których w dodatku jeszcze nie ma, bo znajdują się dopiero w opracowaniu, Polski prawdopodobnie nie będzie stać.

Więc o co tu chodzi z tymi wzajemnymi korzyściami?

czwartek, 1 października 2009

Samotny biały żagiel: Radek znów sam na tratwie


BBC donosi, że francuski minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner, który wspólnie z Radkiem Sikorskim zwrócił się w poniedzialek 28 września do swojego amerykańskiego odpowiednika, pani Hillary Clinton, o uwolnienie Romana Polańskiego, wycofał swoje poparcie półtora dnia później, we środę po południu, oświadczając że 76-letni filmowiec nie znajduje się ponad prawem.

Francuski rzecznik rządowy Luc Chatel dodał: "W toku są procedury sądowe związane z poważną sprawą gwałtu na nieletniej; amerykański i szwajcarski wymiar sprawiedliwości działają zgodnie ze swoimi obowiązkami"

Niektóre przyczyny takiego zwrotu, i związane z nimi własne wyjście na idiotę, Radek Sikorski może przedyskutować nie wychodząc z domu, przyśniadaniu.

Tak się bowiem składa, że płomienna obrona Polańskiego, jaką opublikowała pani Anna Applebaum w 'Washington Post' w niedzielę 27 września (artykuł "Oburzające aresztowanie Romana Polańskiego") wywołała furię opinii publicznej. Znakomita większość 963 komentarzy czytelników na stronach sieciowych WP wyrażała zdanie, że Polański powiniem ponieść konsekwencje swoich czynów. Niektórzy czytelnicy byli tak zdegustowani poparciem pani Applebaum dla gwałciciela dziecka, że wzywali 'Washington Post' do zerwania wspólpracy z autorką.

Najgorsze dla pani Anny Applebaum, i pośrednio dla Radka, są komentarze tych amerykańskich czytelnikow, którzy sprawę rozważyli na zimno. Komentujący wczoraj w 'WP' amerykański czytelnik, podpisujacy sie nickiem 'dbitt' opisał sprawę w 431 słowach kryształowo jasnej angielszczyzny. Dużo jaśniej, niż można przeczytać w zwałach piany bitej w Polsce i gdzie indziej przez urażone elity, nie dostrzegające nic zdrożnego w seksie analnym 44-latka z 13-latką. Poniżej podaję tłumaczenie na język polski, jako materiał poglądowy dla polskich polityków i dziennikarzy jak należy pisać zwięźle i do rzeczy.

Jak zwykle w życiu, poważna sprawa Polańskiego ma także zabawne momenty.


Za BBC: " Actor Peter Fonda said he thought "celebrating the arrest of Osama bin Laden and not the arrest of Polanski" was far more important. "

"Aktor Peter Fonda powiedział, że jego zdaniem 'ważniejsze jest świętowanie aresztowania Osamy bin Ladena niż aresztowania Polańskiego'."


Abstrahując od faktu, że nie widzę, by ktoś jakoś specjalnie świętował aresztowanie Polańskiego, chwilowo brak jest powodu, by świętować aresztowanie Osamy bin Ladena, z tej prozaicznej przyczyny, że na razie nie udało się go aresztować. Zapewniam p. Fondę, że kiedy tylko do tego dojdzie, na pewno postąpię zgodnie z jego postulatem.

==================================



Komentarz czytelnika 'dbitt' do artykułu Anny Applebaum "The Outrageous Arrest of Roman Polanski" ("Oburzające aresztowanie Romana Polańskiego"). Starając się zachować chłodny i lakoniczny stylamerykańskiego autora, przełożyłem jego 431 angielskich słów na 416 słów polszczyzny:


Oburzające Aresztowanie Romana Polańskiego



Zdecydowanie nie zgadzam się z felietonem pani Applebaum. Roman Polański przyznał się do gwałtu na dziecku i molestowania seksualnego . Fakty nie są tu przedmiotem sporu. Niekwestionowanym faktem jest również, że uciekł, zamiast stanąć przed sądem.

Apologeci Polańskiego utrzymują, że:

1. prokuratura przekroczyła swoje uprawnienia;

2. żądny sławy sędzia nie miał zamiaru dotrzymać ugody uzgodnionej z obrońcami;

3. Polański jest stary i osadzenie go w więzieniu jest bezcelowe;

4. przestępstwo zostało popełnione 32 lata temu, dziś wszyscy patrzymy na to inaczej;

5. ofiara mu przebaczyla, więc czemuż my nie mielibyśmy mu przebaczyć?

6. czy nie dosyć wycierpiał?


Odnosząc sie do tego po kolei:

1. O ile prokuratura przekroczyła swoje uprawnienia, to jest to dostateczna podstawa do apelacji. Nie jest to natomiast podstawa do opuszczenia kraju i uchylenia się od kary.

2. Jakkolwiek mogę się mylić, to nie sądzę, że sędzia jest zobowiązany do akceptacji ugody wynegocjowanej pomiedzy oskarżeniem i obroną. O ile jednak ktokolwiek dopuścił się nadużycia, to stanowi to podstawę do apelacji.

3 i 4. Gdyby osadzono go w więzieniu zaraz po popełnieniu przestępstwa, Polański miałby wówczas 44 lata. Dlaczego mielibyśmy mu wybaczyć przestępstwa, bo jest teraz o 32 lata starszy? Trudno go porównywać do prześladowanego Valjeana (z "Nędzników" Victora Hugo - przyp. tłum). Cieszył się bogatym i satysfakcjonującym życiem, jakkolwiek nie mógł odwiedzać Stanów Zjednoczonych. Nadszedł jednak dzień rozliczeń, być może sprowokowany przez aroganckie i obelżywe zachowanie jego prawników wobec prokuratury w Los Angeles. Sądzę, że rodziny ofiar przemocy, której sprawców nigdy nie ujęto, lub udało im się uniknąć kary, nie żywią sympatii dla pana Polańskiego.

5. Przebaczenie ofiary nie ma tu nic do rzeczy. Polański nie staje przed sądem dla niej. Polański staje przed sądem, poniewaz złamał prawo, a prawo musi być przestrzegane. To miło, że ofiara nie chce, by Polański poszedł do więzienia, ale nie ma to nic wspólnego z jego sprawą sądową o gwałt.

6. Jeżeli uznać za cierpienia posiadanie wielu domów w Europie, udaną karierę zawodową, małżeństwo i dwójkę dzieci, bogactwo i sławę niezbyt naruszone poprzez niewygodę niemożności odwiedzania USA, to w takim razie Polański jest rzeczywiście wizerunkiem Hioba. Istotnie, utracił żonę i nienarodzone dziecko w wyniku odrażającej zbrodni. Ale sprawcy zostali ujęci, osądzeni i uwięzieni. Morderca jego żony zmarł w więzieniu w zeszłym tygodniu. W niczym to nie usprawiedliwia przestępstw Polańskiego, ani nie powinno znaczyć, że nie podlega on wymiarowi sprawiedliwości.


Pani Applebaum, pani sie całkowicie myli. O ile uważa pani, że gwałciciel dziecka nie powinien być sądzony, to ja zmuszony jestem kwestionować pani zdolność odróżniania dobra od zła.

Posted by: dbitt | September 29, 2009 11:07 AM

Anna, Radek, Krzysztof & Roman v. Niedomyte Masy, ex parte Stary Wiarus

A tymczasem w 'Washington Post' spora awantura, w sprawie poparcia pani Anny Applebaum dla pana Romana Polańskiego w artykule "Oburzające aresztowanie Romana Polańskiego".

Oburzające Aresztowanie Romana Polańskiego

Niektórzy czytelnicy WP postulują nawet rozwiązanie przez gazetę współpracy z panią Anną.

Osobiście nie mam zdania w tej sprawie, ale jeśli ktoś ma, to korespondencję należy kierować pod adresem: Andy Alexander, , można także dzwonić pod numer +1-202-334-7582

Postulaty, by 'Washington Post' podziękował pani Annie za współpracę, biorą się stąd, że upominając się o pana Romana Polańskiego, pani Anna Applebaum strategicznie pominęła fakt, że jest żoną pana Radosława Sikorskiego, który w tym samym czasie też się upominał się o pana Romana, u pani Hillary Clinton.

Istnieje wśród czytelnikow WP szkoła, która uważa, że pani Anna naruszyła w ten sposób ścisłą politykę redakcyjną publicznego deklarowania wszystkich rzeczywistych i potencjalnych konfliktów interesów przez wszystkich publicystów WP, pod rygorem rozwiązania współpracy.

Oczywiście pani Anna broni swojego prawa do nieprzyznawania sie do męża. W towarzystwie zresztą i tak wszyscy wiedzą, kto jest mężem pani Anny. A jak ktoś nie wie, to znaczy że nie jest z towarzystwa, więc wiedzieć nie potrzebuje.

Jeden z wielu amerykańskich czytelników komentuje artykuł pani Anny następująco:

Anno,
Rzecz ma się w sumie tak: wszyscy ludzie to albo MY, albo ONI.
MY to myślące, inteligentne i przewidujące moralne elity, urodzone nie tylko po to, by rządzić, ale wprost nasiąknięte naturalną mądrością, dzięki której WIEDZĄ, gdzie leży dobro, a gdzie zło. Oni to niedomyte masy, dla których egzystencja na tej samej planecie co elity jest przyjemnością i zaszczytem. Ponieważ ta warstwa ludzi poniżej nas (substratum) istnieje, oczywiste jest, że reguły gry dla obu grup muszą być odmienne. Tak naprawdę, to prawo jest tylko dla chamów, nieprawd
aż?
Anne
It basically boilsdown to this:
all people are either US or THEM.US are the thoughtful intelligent prescient moral elites who are born not just to rule, but are imbued with an implicit wisdom, whereby they KNOW what is right.Them are the unwashed masses forwhomit is a pleasure and a priviledge to exist on the same planet as our elites.Given this substratum it is obvious that the rules for these two groups have to be different.The law is really just for the rubes,right
Postedby: vic5 | September 29, 2009 6:27 PM

Honor 'Washington Post' po części ratuje inny publicysta tej gazety, pan Eugene Robinson:
http://www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2009/09/28/AR2009092802403.html

(…) Polański ma podwójne obywatelstwo polskie i francuskie; urzędnicy w Paryżu i Warszawie są oburzeni. Co z kolei oburza mnie. O co wam chodzi? Że Polański ma 76 lat? Że robi świetne filmy? Że zbiegł, bo wyrok mógł być niesprawiedliwy? Mes amis, żadna z tych rzeczy nie ma znaczenia. Kto się decyduje zostać zbiegiem, ten podejmuje ryzyko, że pewnego dnia go złapią. Wiele się mówi o tym, że 45-letnia dziś ofiara Polańskiego twierdzi, że się nie gniewa się na niego i nie chce, by poszedł do więzienia. Co ofiara myśli i czuje jako dorosła kobieta, jest bez znaczenia. Ważne jest, co myślała i czuła w wieku 13 lat, gdy doszło do popełnienia przestępstwa. Kto argumentuje, że aresztowanie Polańskiego jest w jakiś sposób niesprawiedliwe, ten zasadniczo akceptuje jego pogląd, że 13-letnia dziewczynka po spożyciu alkoholu i narkotyków zdolna jest wyrazić świadomą zgodę na seks z czterdziestolatkiem. Być może obrońcy Polańskiego chcą przez to powiedzieć, że odurzenie dziecka narkotykami i zgwałcenie to właściwie drobiazg (…)

Indeed.

Minister kultury Francji, Frederic Mitterrand, oświadczył prasie światowej, że uwięzienie Polańskiego jest 'absolutnie okropne' (absolutely dreadful), czyli okropniejsze niż zgwałcenie 13-letniego dziecka, bo skoro coś jest absolutne, to z samej definicji absolutu nic innego nie może być absolutniejsze.

Honor Francji po części ratuje reżyser filmowy Luc Besson, który zapytany przez radio RTL o eksplozję solidarności elit z Polańskim, odparł z namysłem:".. każdy może postępować w tej sprawie jak sam uważa…ale ja mam 13-letnią córkę; gdyby ją zgwałcono, wątpię bym mógł się z tym czynem zgodzić."

Touche.

środa, 30 września 2009

We, The People...

"Gdyby nie był sławny, to fakt, że ponad 30 lat temu w Los Angeles, mieście szczególnie swobodnych obyczajów, skorzystał z usług jakiejś nieletniej prostytutki, nie miałby dzisiaj przedłużenia" - Krzysztof Zanussi





Sonda - Dziennik.pl

Szampański bon mot pana Krzysztofa



"Gdyby nie był sławny, to fakt, że ponad 30 lat temu w Los Angeles, mieście szczególnie swobodnych obyczajów, skorzystał z usług jakiejś nieletniej prostytutki, nie miałby dzisiaj przedłużenia"
- Krzysztof Zanussi


Pan Roman ani mnie ziębi, ani grzeje. Ale jako dobry uczynek na dzień dzisiejszy, pozwoliłem sobie przetłumaczyć bon mot pana Krzysztofa na angielski i przeslać e-mailem prawnikom p. Samanthy Geimer, wraz z krótką notką biograficzną o autorze. Szkoda byłoby bowiem, by taka fontanna dowcipu miala się zmarnować bez możliwości przeprowadzenia publicznego dowodu, że p. Geimer byla w 1977 roku młodocianą prostytutką.

poniedziałek, 21 września 2009

Enter The Starling (Wejście Szpaka)

Zbigniew Brzeziński, swego czasu podobno jeden z mentorów Radka Sikorskiego, właśnie ujął sedno sprawy tak, że sam bym lepiej nie potrafił, wyrażając przekonanie, że polska nadzieja iż USA będą prowadzić oddzielną politykę zagraniczna dla Polski: super-specjalną, korzystniejszą dla Polaków niż dla samych Amerykanów, życzliwą i przytuliwą, zaś dla wszystkich innych sojuszników będą miały inną - jest osobliwą iluzją, nie opartą na niczym poza myśleniem życzeniowym.

Ulubiony argument polskich marzycieli - powoływanie się na casus Izraela, i pytanie ze łzami w oczach dlaczego właściwie Polska nie miałaby mieć parytetu z Izraelem w sercach amerykańskich polityków etc, nie ma żadnego rzeczywistego odniesienia do polskiej sytuacji geostrategicznej. Przynajmniej do czasu objęcia przez Polaków roli społecznej i gospodarczej w życiu publicznym Stanow Zjednoczonych co najmniej zbliżonej do tej, jaką obecnie odgrywa w USA społeczność żydowska, a następnie odkrycia w Polsce złóż ropy i gazu przynajmniej 50-krotnie przewyższających rosyjskie.

Polska ma za sobą co najmniej jedną próbę zostania Izraelem w Ameryce. Próbę podjęto podczas kampanii prezydenckiej 2004 roku, przy pomocy kontrolowanej przez Warszawę grupy nacisku pod nazwą American Polish Advisory Council, czyli APAC. Skrót APAC był figlarnie wzorowany, jak i cały pomysł zresztą, na AIPAC, czyli American Israel Public Affairs Committee. Trudno powiedzieć, czy ktoś być może sprzedał sponsorom APAC pomysł, że jak dobrze pójdzie, to politycy amerykańscy przeoczą jedną literę, i dojdzie do uruchomienia odruchu warunkowego według definicji akademika Iwana Piotrowicza Pawłowa (1849-1936).

One of the many dogs Pavlov used in his experiments (possibly 'Baikal'), Pavlov Museum Ryazan, Russia.
Note the saliva catch container and tube surgically implanted in the dog's muzzle




Do doradców APAC należał między innymi Radek Sikorski, ale nie wiadomo, czy miał jakiś osobisty udział w tym, że działalność tego ciała należala do mniej poważnych, lżejszych momentów amerykańskiej kampani prezydenckiej 2004 roku.

Lobbyści z APAC zabrali się mianowicie do tragikomicznego grożenia kandydatom na urząd prezydenta, że wystarczy, że Warszawa dmuchnie w gwizdek, a na kandydatów obruszy się lawina milionów oburzonych głosów Polonii amerykańskiej, chyba że kandydat na prezydenta USA obieca APAC, że po wyborze spowoduje zniesienie obowiązku uzyskiwania wiz wjazdowych do USA przez obywateli RP. Jeżeli natomiast kandydat taką obietnicę złoży, i przychylnie odniesie się do dokumentu programowego APAC, to 9 milionów polonijnych głosów ma jak w banku.

Na poparcie gróźb i obietnic wyborczych APAC posiadał około trzystu polonijnych podpisów pod 7-punktowym dokumentem programowym "2004 Polish American Agenda". Dokument ten strategicznie nie wspominał, w co konkretnie Warszawa może dmuchać i komu. Liczbę paszportów polskich wśród około 9-milionowej Polonii amerykańskiej szacuje się na około 200-250 tysięcy (2,2 - 2,7%), a zainteresowanie Polonii życiem politycznym Polski, mierzone liczbą jej głosów oddanych w polskich wyborach sejmowych i prezydenckich, jest znikome.

Nie wiadomo zatem, w jaki sposób na zew Macierzy i dźwięk trąbki APAC miał wyłonić się z niebytu zdyscyplinowany polski blok wyborczy wśrod obywateli USA, by zrealizować wolę polityczną władz RP.

Kiedy się blefuje w pokerze, nie mając ani karety asów, ani talii znaczonych kart, ani Colta 45 pod stołem, ani środkow na przekupienie innych graczy, skutek jest łatwy do przewidzenia. Sztaby wyborcze kandydatów natychmiast zorientowały się, że tak groźby jak i obietnice APAC są bez pokrycia, choć preambuła dokumentu groziła im także sprawiedliwym gniewem ducha Ignacego Paderewskiego.

Skończylo się tak, jak musiało. George W. Bush został wybrany na drugą kadencję. Kluczowy punkt 3 dokumentu programowego APAC, zniesienie wiz, zasnął snem wiekuistym. Witryna internetowa APAC zastygła jak mucha w bursztynie we wczesnym 2005 roku, po wyczerpaniu funduszów operacyjnych.

Niestety, z klapy APAC i '2004 Polish American Agenda' nikt nie wyciągnął przez następne pięć lat żadnych wniosków w sprawie sposobów negocjacji z administracją amerykańską.

Wymiana zdań miedzy prezydentem Obamą a redaktorem Schiefferem z CBS, nagrana trzy dni temu i nadana w telewizji wczoraj, dobija kolejny gwóźdź do trumny snów o potędze:

Schieffer: Podał pan wczoraj do publicznej wiadomości istotną zmianę amerykańskiej strategii, mówiąc, że nie będziemy budować systemu obrony przeciwrakietowej na granicy Rosji. Rosjanie od samego początku uważali to za prowokację. Ale nawet ci, którzy zgadzaja się, że ten system przeciwrakietowy nie był dobrym pomysłem, mają teraz wątpliwości. Czy nie powinien był pan próbować uzyskać coś w zamian od Rosjan?

Obama: (…) Rosja od zawsze cierpi na paranoję w tym temacie, a George Bush miał rację, ten program niczym im nie zagrażał. Nowy program też im nie bedzie zagrażał. Nie było zatem moim zadaniem negocjować na ten temat z Rosjanami. Rosjanie nie decydują, jaka ma być konfiguracja obronna naszych wojsk. Podjęliśmy decyzję jak najlepiej chronić Amerykanów, nasze wojska w Europie i naszych sojuszników. Jeżeli przy okazji paranoja Rosjan trochę osłabnie i będą chcieli z nami bliżej współpracować w kwestii takich zagrożeń jak rakiety z Iranu lub irański program atomowy, to jest taka, wie pan, dodatkowa premia dla nas.


Źródło: CBS "Face of the Nation", 20 września 2009

CBS FACE OF THE NATION 20 Sep 2009

W każdym normalnym kraju ta wymiana zdań pomiedzy prez. Obamą a red. Schiefferem wbiłaby ostatni gwóźdź do politycznej trumny Radosława "Radka" Sikorskiego, który uważał, że zna Amerykę, więc oświadczył jej, że za zgodę na tarczę należy się miliard lub dwa, plus drugie tyle w postaci rakiet przeciwlotniczych Patriot.
Życie pokazalo, że rzeczywista wartość rynkowa tarczy wynosi jedno pudełko aspiryny na bolący łeb niedźwiedzia, zaś granica Rosji według oficjalnej mapy Departamantu Stanu przebiega przez Rędzikowo pod Słupskiem oraz malownicze pasmo górskie Brdy, 60 km na południowy zachód od Pragi czeskiej. Żadnych rakiet ani radarów zatem na granicy Rosji nie budiet i być nie może, ponieważ nie nużno i nie nada.

Mapa proponowanej przez USA granicy rosyjsko-niemieckiej powinna wisieć w ozdobnej ramie na ścianie sali obrad moskiewskiej Dumy, jako nauka dla młodego pokolenia rosyjskich polityków, że każde fiasko, nawet obsuwę na skalę niepowodzenia układu Ribbentropp-Mołotow można przełamać, jeśli tylko wytrwale pracować nad długoterminową wizją polityki zagranicznej .

Ponieważ jednak rzecz nie dzieje się w każdym normalnym kraju, tylko w Polsce, Radek wykręca potrójny aksel ze śrubą, i wychodzi w sondażach na najbardziej wiarygodnego z polskich polityków. Umieram z ciekawości, co będzie dalej.

Post(?)komuniści i partia Rosji w Polsce dawno już nie dostali takiego dopalacza do knucia, jak wrócić do władzy. A Radek nie po to co noc widzi we śnie swoją twarz w oknie prezydenckiej limuzyny, żeby miał te sny oddać walkowerem. Idą ciekawe czasy. Ciekawi mnie zwlaszcza, czy i jak Radek popłynie na fali oburzenia ludu na Amerykanów.

Może znowu każe obywatelom amerykańskim o polsko brzmiących nazwiskach lub polskim miejscu urodzenia wyrabiać polskie paszporty, pod rygorem niewypuszczenia do domu z wizyty w Polsce? Przy czym jednocześnie Towarzystwo 'Polonia' bedzie upominało tych samych podróżnych, by nie zapomnieli przywieżć ze soba dużo pieniędzy, by je korzystnie inwestować w Polsce.

Albo każe Amerykanom płacić po sto dolarów za posłuchanie u panienki z okienka w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku i długo na nie czekać? Godziny urzędowania okienka skróci się z trzech do półtorej godziny dziennie. Panience zaś nakaże się spec-szyfrówką z Warszawy, by była w tym okienku podwójnie upierdliwa.

Co nota bene spowoduje największy techniczny problem tych retorsji, bo upierdliwość polskich konsulatów już obecnie stoi na tak wysokim poziomie, że trudno o wyższy, o czym wie każdy, kto próbował w nich cokolwiek załatwić.

niedziela, 20 września 2009

Kilka uwag dla rodaków rozgoryczonych perfidią Ameryki

1. Zostawcie w spokoju Kościuszkę i "za wolność waszą i naszą". Tadeusz Kościuszko nie był ideologicznym bohaterem amerykańskiej walki o niepodległość. Nie stawiał w Ameryce kos na sztorc, by nimi zdobywać armaty. Był wynajętym do pracy za oceanem konsultantem, inżynierem wojskowym, ekspertem od fortyfikacji. Podpisał kontrakt, z którego się znakomicie wywiązał ku pełnej satysfakcji amerykańskich klientów. Pobrał uzgodnione honorarium, podziękował i pojechał do domu. Gdyby wszyscy Polacy zachowywali się wobec Ameryki tak samo jak Kościuszko, nasz prestiż tam byłby poza wszelką konkurencją, ponieważ Amerykanie rozumieją kompetencje i konkret daleko lepiej niż gadanie i emocję.


2. Zostawcie w spokoju Izrael i narzekania, że to nie Żydom, tylko Polakom należy się od Boga i Historii status Pierwszego Klienta USA, albowiem to Polacy są narodem wybranym przez Boga, zaś Żydzi się tylko pod ten status podszywają, ciągnąc z tego korzyści, które sprawiedliwie się należą nie im, tylko Polakom. Polski Chrystus Narodów to jest XIX-wieczny koncept propagandowy polskich poetów romantycznych, do którego nikt na świecie poza Polakami nie przywiązuje żadnej wagi. W Piśmie Świętym nie ma o Polakach ani słowa. Gdyby Polska była położona w pobliżu bliskowschodniej nafty, miałaby być może tytuł do lepszej kategorii klienta USA. Ale nie jest, więc nie ma. Gorączkowe majaczenia polskiej czarnej sotni, że to Izrael rządzi USA, należą do tej samej kategorii bredni co "Protokoły mędrców Syjonu" produkcji carskiej Ochrany. USA przetrwałyby bez Izraela, Izrael bez USA niekoniecznie. Wobec czego, Izrael jest wartym naśladowania wzorem w jaki sposób lojalny klient USA, któremu naprawdę zależy na amerykańskim poparciu, powinien aktywnie pilnować własnego interesu w stosunkach z dalekim suzerenem.


3. Zostawcie w spokoju myśl, że teraz na złość Ameryce odmrozicie sobie ucho, zacieśniając współpracę z Rosją. Potwierdzicie tylko, że Polska nie jest żadnym kandydatem na wiarygodnego sojusznika USA, a ucho będziecie leczyć na wlasny koszt.


4. Zostawcie w spokoju chłopaków w Afganistanie. Oni nie są tam po to, żeby wam cokolwiek załatwiać u Amerykanów, tylko po to, żeby ratować resztki polskiej wiarygodności.


5. Dajcie sobie spokój z pompowaniem każdego polskiego dziecka od przedszkola do matury przekonaniem o nadludzkiej i wyjątkowej naturze Polaków, którzy duchowo i moralnie wszystkie inne nacje mają pod sobą. Do spisu lektur szkolnych wprowadźcie zaś mój tekst sprzed dwóch lat:



"Pierwsza liga, przyjaciele Ameryki, to kraje anglosaskie: Wielka Brytania, Kanada, Australia i Nowa Zelandia (choć ta ostatnia z reputacją łobuza w rodzinie, z powodu lewackich odpałów). Połączone z USA wspólnym językiem, tradycją brytyjskiego prawodawstwa, burzliwą historią imperium, nad którym nie zachodziło słońce, protestancką religią i legendą purytan. Związane braterstwem broni w dwóch wojnach światowych, Korei, Wietnamie i tuzinie lub dwóch pomniejszych awantur militarnych. Polityczne, wojskowe i wywiadowcze stosunki USA z każdym z tych krajów (z ewentualnym wyjątkiem stawianej czasami do kąta NZ) są bliższe i cieplejsze niż ze wszystkimi krajami NATO razem wziętymi. Więzi gospodarcze w tej grupie opierają się na wzajemnie korzystnym robieniu pieniędzy przez wielkie firmy po obu stronach obu oceanów, które rozumieją się bez słów.


Druga liga, partnerzy Ameryki, to luźno zaprzyjaźnione kraje, z którymi można robić istotne interesy: Niemcy, Francja, Japonia. Partnerem Ameryki w biznesie może być kraj, który stać na kupienie sobie, bez offsetu, takich myśliwców, bombowców, transportowców, czołgów czy okrętów wojennych, jakich potrzebuje - albo na wyprodukowanie własnych. Na energetykę jądrową, program kosmiczny, superkomputery, przemysł lotniczy, nowoczesną medycynę. Partnerem Ameryki może być kraj zdolny sprzedać amerykańskiemu lotnictwu wojskowemu dwieście latających tankowców, amerykańskim liniom lotniczym samoloty pasażerskie, zamożnym Amerykanom eleganckie samochody, a ich dzieciom rozrywkową elektronikę. Nie jest żadnym partnerem Ameryki kraj produkujący drzwi do amerykańskiego helikoptera czy zawleczkę główki przetyczki osi wąsa wyrzutnika do amerykańskiej armaty - to najęty podwykonawca. Nie jest partnerem kraj pompujący dla Ameryki ropę naftową - to jest płatny dostawca. Nie jest partnerem Ameryki użytkownik kilkudziesięciu nabytych na kredyt amerykańskich samolotów - to jest klient mający wiele wymagań i niewiele pieniędzy, a nie brat-łata, stary kumpel i kamrat od bitki i wypitki.


Trzecia liga, najliczniejsza, to klienci Ameryki, tłum krajów, które uprawiają jazdę jednokołowym rowerem po namydlonej linie podczas bocznego wiatru. Z jednej strony bardziej potrzebują Ameryki niż Ameryka ich, z drugiej boją się gniewu nieprzyjaciół USA. Imaginacji rodaków pozostawiam, gdzie w szerokim spektrum krajów tej grupy - od Izraela, Tajwanu i Korei Południowej aż po Gruzję czy Mongolię - znajduje się Polska."

Dlaczego nikt normalny nie kupi polskiej stoczni

Nikt normalny nie kupi polskiej stoczni, bo u odludnego wybrzeża południowej Malezji stoi na kotwicy, bez załóg, ponad 500 nowoczesnych, pełnosprawnych statków handlowych, należących do renomowanych zachodnich linii żeglugowych. Łaczny tonaż tej 'floty recesji' jest większy niż flot marynarki wojennej USA i Wielkiej Brytanii razem wziętych. Statki stoją i czekają nadaremnie, żeby ktoś zechciał je wynająć, albo (marzenie ściętej głowy) kupić. Już w tej chwili to jest największe kotwicowisko w historii światowej marynarki handlowej. Codziennie rzucają kotwicę nowe statki.

http://www.dailymail.co.uk/home/moslive/article-1212013/Revealed-The-ghost-fleet-recession.html


Aframax to klasa tankowców o wyporności do 120 000 DWT, ale szerokości powyżej 106 stóp (32,31 m). Wymiary wynikają z optimum pomiędzy pojemnością a zanurzeniem. Aframax to maksymalny rozmiar tankowca, jaki może żeglować bez przeszkód po Morzu Czarnym, Morzu Północnym, Karaibach, Morzu Południowochińskim i Morzu Śródziemnym. Są większe albo dużo większe tankowce, ale nie do wszystkich portów mogą wchodzić, wymagają specjalnych terminali wyładunkowych i specjalnie pogłębionych torów podejściowych do tych terminali.

W każdym razie, wynajęcie tankowca klasy Aframax normalnie kosztuje $50 000 (pięćdziesiąt tysięcy) dolarów dziennie plus koszty (paliwo, płaca załogi, ubezpieczenia). To znaczy, tyle kosztowało w zeszłym roku. Teraz kosztuje $5500 (pięć i pół tysiąca dolarow) dziennie plus koszty.

Wynajęcie masowca o wyporności 40-70 000 ton z Wielkiej Brytanii do Chin kosztowało o tej porze w zeszłym roku $300 000 plus koszty. Dzisiaj kosztuje $10 000 plus koszty.

Wysłanie jednego 40-stopowego kontenera z Wielkiej Brytanii do Chin kosztowało w zeszłym roku 850 funtów plus udział w kosztach paliwa zużytego przez kontenerowiec. Teraz kosztuje 180 funtów plus udział.

Statki buduje się dalej. Ale tylko w ramach już podpisanych i już zaklepanych finansowo kontraktów z lat 2006 i 2007, sfinansowanych z kredytow udzielonych przez banki przed wybuchem kryzysu, a poręczonych przez rządy po jego wybuchu. Tylko dlatego kręcą się dalej stocznie, które mają takie kontrakty.

Wszystkie zamówienia z 2006 i 2007 roku będą wykonane do końca 2011 r. Nowych nikt nie składa. Istniejące zamówienia będą wykonane tam gdzie zawsze, w Azji. 40% statków handlowych świata buduje się w Południowej Korei, 24% w Japonii, 14% w Chinach. Razem 78%. Z tego samego powodu, z jakiego 99% kalesonów i podkoszulek dla Europy produkuje się w Chinach: cena - konkurencyjna, a właściwie bezkonkurencyjna.

Z powodu światowego kryzysu gospodarczego równocześnie spadają: zapotrzebowanie na ropę naftową, popyt na towary konsumpcyjne i dostępność kredytów. Tym samym spada popyt na transport morski. W tym samym czasie, z pochylni najwydajniejszych stoczni na świecie spływają zamówione wcześniej statki, dla których nie ma roboty. Nie da się wykluczyć, że z czasem niektórzy armatorzy nie będą mieli innego wyjścia, jak sprzedawać prawie nowe statki na złom.

Kryzys się skończy jutro, albo za parę miesięcy, albo za rok, dwa albo pięć lat. Po zakończeniu kryzysu następne parę lat potrwa, zanim odkuje się żegluga. Do tego czasu zbankrutuje wiele stoczni, w tym także daleko lepszych i większych od polskich.

A tymczasem Polska rozpaczliwie poszukuje jelenia, który kupi od państwa stocznię-relikwię z powodu, że to kolebka Solidarności, a jej załodze lepszy los się należy od Boga i Historii. Że jednak ani Bóg, ani Historia nie rozporządzają rzeczą tak przyziemną jak kasa, kasę ma dostarczyć inwestor zagraniczny.

Hipotetyczny inwestor zagraniczny ma się zobowiązać, że będzie budował dużo statków, żeby mieć co kotwiczyć w Malezji. Polskiej załodze ma zapewnić warunki jak w Japonii, z tym wszakże, że załoga ryżu nie lubi, więc ma dostać dużo kiełbasy. A jak nie, to będzie tłuc szyby w biurowcu albo pobije dyrektora. Wszystko to w czasie, kiedy nowy albo prawie nowy statek, prawie każdego rodzaju można wynająć albo kupić za pół darmo, bez wnikania w kwestię co lubią koreańscy stoczniowcy.

Trwa poszukiwanie filantropa, który nie dość, ze swoje pieniądze, obciążone dużym kamieniem, będzie systematycznie wrzucał do Zatoki Gdańskiej, to jeszcze będzie za własne pieniądze użerał się ze spawaczami kadłubowymi na temat co się komu w stoczni należy w wyniku tryumfu Solidarności, która zwyciężyła, gdy spawacze mieli po siedem lat

Prędzej sie znajdzie ktoś chętny na Kolumnę Zygmunta, bo ma takie hobby, że lubi czyścić szmatką brąz i marmur z gołębiego łajna.

SENS

UCIEKLI DZIEWIĘĆ MIESIĘCY TEMU
piątek 11 września 2009 07:07
Policja szuka w Polsce afgańskich zbiegów

Ze szkoleń organizowanych w Polsce przez resort spraw zagranicznych uciekło przynajmniej pięciu obywateli Afganistanu - ustalił DZIENNIK. Od ucieczki minęło dziewięć miesięcy, jednak ich losu nie udało się wyjaśnić prowadzącym poszukiwania: policji, straży granicznej i służbom specjalnym.

http://www.dziennik.pl/polityka/article442750/Polska_policja_szuka_afganskich_zbiegow.html
Grupa ponad 40 obywateli Afganistanu wylądowała na warszawskim Okęciu pod koniec 2008 r. Wszyscy mieli wziąć udział w elitarnym szkoleniu „SENSE” od kilku lat organizowanym w Polsce. To specjalne szkolenie dla rządowych elit krajów rozwijających się.(...)
"Ten program jest chlubą polskiej dyplomacji. Dotąd mieliśmy około 300 uczestników z Serbii, Gruzji, Azerbejdżanu i Białorusi. Zdecydowana większość wraca do krajów bogatsza o unikalną wiedzę o mechanizmach władzy. Taka forma pomocy jest także naszym obowiązkiem wobec młodszych demokracji" - mówi dyrektor Jan Malicki ze Studium Europy Wschodniej, współorganizator szkoleń. (...)

"Jak wczoraj ujawniliśmy, mimo ostrzeżeń ekspertów od spraw terroryzmu na zaproszenie MSZ do Polski wkrótce przyjedzie grupa kilkudziesięciu policjantów z Autonomii Palestyńskiej.




Jak się żywcem przepisuje tzw; "wrzutki z resortu", to warto je choć z grubsza rozumieć. Program SENSE (Strategic Economic Needs and Security Exercise), opracowany przez amerykanski Instytut Analiz Wojskowych (Institute for Defense Analyses) to skomputeryzowana gra strategiczna symulująca negocjacje i procesy decyzyjne organow państwa w kraju w którym niedawno zakończył się konflikt zbrojny

Z opisu programu:
http://www.usip.org/files/ETC-I/SENSE/SENSE_FS_7_2_09.pdf

SENSE w Polsce

W 2006 roku, United States Institute of Peace (USIP), we współpracy z Instytutem Analiz Wojskowych (IDA), nawiązał współpracę z polskim MON i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego w celu przeprowadzenie serii pięciodniowych kursow SENSE na Akademii Obrony Narodowej. Te kursy, których uczestnicy przybyli z Mołdawii i Ukrainy, pozwoliły rownież na utworzenie przez USIP na Akademii Obrony Narodowej i Uniwersytecie Warszawskim stałych możliwości prowadzenia kursów SENSE dla wielu grup uczestników z Polski i całego regionu. Polacy przeprowadzili od tego czasu takie kursy dla przybyszów z Białorusi, Gruzji, Afganistanu i Azerbejdżanu.


Coraz ciekawsze. Dla wielu grup uczesrtnikow z Polski? Dlaczego w Polsce trzeba szkolić polskich urzędników do pracy w organach państwa działających w warunkach bezpośrednio po konflikcie zbrojnym? Przewiduje się w bliskiej przyszłości wojnę domową, czy jak?

Kto na Białorusi wybierał białoruskich uczestników prowadzonego w Polsce amerykańskiego programu treningowego opracowanego przez amerykański wojskowy instytut badawczy – Łukaszenka?

Ci uczestnicy kursow SENSE z Mołdawii byli tylko z Mołdawii, czyrównież przypadkowo z Transdniestrii?

No i kto właściwie jest tą młodą demokracją, której trzeba pomóc zrozumieć mechanizmy wladzy? Białoruś? Autonomia Palestyńska?

Ta palestyńska policja to też ma być młoda elita młodej demokracji? A funkcjonariusze będą ze strefy Gazy, czyli z Hamasu, czy z zachodniego brzegu Jordanu, czyli z Fatah? Bo nie mogą być i stąd, i stąd – to grozi wybuchem walk pomiędzy uczestnikami tego samego kursu...

czwartek, 25 czerwca 2009

Nowa Pierwsza Para: Radosław Wspaniały i Mądra Jola

Nowa Pierwsza Para: Radosław Wspaniały i Mądra Jola





MSZ przywróciło Kwaśniewskiej paszport dyplomatyczny

MSZ przywróciło Jolancie Kwaśniewskiej paszport dyplomatyczny, dający przywileje podczas podróżowania - podaje "Przekrój".

Ostatnio w wywiadzie dla jednego z kolorowych magazynów Kwasniewska żaliła się, że odebrano jej paszport dyplomatyczny - przywilej, jaki jej już nie przysługuje. Była zażenowana faktem, że traktowano ja jak zwykłego obywatela.

- Z mężem mogłam przechodzić przez salonik VIP, natomiast kiedy podróżowałam sama, byłam kontrolowana. W obecności ludzi ściągałam buty, żakiet, przeszukiwano mi torebkę. Widziałam, jakie to było dla wszystkich żenujące. Z mężem byłam byłą prezydentową, a bez - panią Kwaśniewską - powiedziała w wywiadzie dla "Gali".

Teraz czytamy, że Radosław Sikorski przywrócił b. prezydentowej paszport dyplomatyczny. "Dwie poprzednie Pierwsze Damy nie maja podobnych potrzeb" - podkreśla "Przekrój"


===================

Pardon me, ale gdzie i przy jakim rządzie akredytowana jest p. Kwaśniewska? Bo zarówno konwencja wiedeńska z 1961 roku o stosunkach dyplomatycznych i konsularnych jak i powszechna praktyka międzynarodowa stanowią, że przywileje i immunitety dyplomatyczne przywiązane są do akredytacji dyplomatycznej , a nie do posiadania paszportu innego koloru okładki niż "zwykli obywatele". Wszędzie indziej na świecie minister musiałby się publicznie wytłumaczyć, dlaczego byla prezydentowa nie powinna być traktowana jak zwykła obywatelka. A właściwie dlaczego miałaby być traktowana inaczej? Kim jest, jeśli nie "panią Kwaśniewską"?

piątek, 29 maja 2009

Wysiedlenia, wypędzenia, czystki etniczne

Fragmencik z Rzepy:

"W ten sposób zrównuje się wszystkie wysiedlenia, wypędzenia, czystki etniczne: Ormian, Hutu, Albańczyków, Serbów, Polaków, Niemców, Tatarów i Tamilów. Wszyscy są takimi samymi ofiarami, niezależnie od tego, jakibył powód wysiedleń. A powód wysiedleń Niemców po przegranej Trzeciej Rzeszy był poważny (i niezależny od Polaków czy Czechów), a w tym zjednoczeniu wszystkich ofiar to wszystko umyka i się rozmywa."


http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/05/28/co-jest-w-odezwie-cdu-i-csu/

No tak. Co za brednie. Jak wy śmiecie, dranie! Jak można równać Polaków z kimkolwiek, to świętokradztwo. Przecież wszyscy wiedzą, a jak nie wiedzą, to powinni, że Polska jest Pierwszą Ofiarą. W porównaniu do polskiej überofiary żadnych innych ofiar nigdzie nie ma i nigdy nie było, a wszyscy ci uzurpatorzy i pretendenci do statusu ofiar, Ormianie, Hutu, Albańczycy, Serbowie, Niemcy, Tatarzy i Tamile - do pięt Polakom nie dorastają.

Uzasadnienie: no bo były poważne powody by wygnać Niemców, a zresztą to nie my, to (...szeptem...) Stalin, ten Gruzin.

No tak, ale Tutsi też mieli bardzo poważne powody by wygnać Hutu, mianowicie ludobójstwo popełnione przez Hutu na Tutsi. Turcy nigdy nie lubili Ormian. Serbowie z Albańczykami od zawsze byli na noże, często dosłownie. Tamili z Syngalezami dzieli wszystko, od religii poprzez język po alfabet.

Każdy zawsze ma jakąś odpowiedź na pytanie dlaczego wygnał bliźniego swego, oraz bardzo poważne i nie dopuszczające sprzeciwu powody. Ale co z tego? Jaki wypędzony z domu przyzna, że ten, co go wypędził, działał jak nabardziej fair, bo miał poważne powody?

Tak trzymać, a już wkrótce nikt nie będzie wiedział, o co Polakom chodzi z tymi wypędzeniami. Mało kto poza Polską rozumie to już teraz. Argumenty 'nasza krzywda większa' i 'nasza racja lepsza' coraz słabiej przemawiają do urodzonych w - dajmy na to - 1990 roku.


-----------------------------------------------------------------
I jeszcze jedno, eksperci od wypędzeń:

Z Kartą Polaka daleko zajechać się nie da

Ustawa o Karcie Polaka miała w zamierzeniu jej twórców podtrzymywać więź z Ojczyzną naszych rodaków ze Wschodu. Okazuje się, że praktyka daleko odbiega od ideału. Polacy są drobiazgowo odpytywani na granicy przez naszych celników na temat celów przyjazdu, a samo powołanie się na Kartę Polaka wywołuje... śmiech.

- Muszą mieć na przykład zaproszenie na jakąś imprezę kulturalną, bo Karta Polaka jest uznawana za taką "wizę kulturalną". Trzeba wykazać, gdzie się jedzie konkretnie i w jakim celu. I o to pytają nie Rosjanie, ale nasi celnicy. Można by ich rzeczywiście nazwać w tym wypadku "pogranicznikami" z rosyjska, bo to taka mentalność, choć jest to nieładny rusycyzm - komentuje zmagania naszych rodaków z celnikami dr Robert Wyszyński ze Związku Repatriantów Rzeczypospolitej. Jego zdaniem, posiadacze Karty Polaka, niestety, nie mogą swobodnie przyjeżdżać do Polski, gdziekolwiek by chcieli. - To jest działalność Ministerstwa Spraw Zagranicznych - tak to zinterpretowali - ocenia dr Wyszyński.

Graniczne incydenty wymierzone przeciwko naszym rodakom legitymującym się Kartą Polaka potwierdza Andrzej Mieciak, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, oddziału w Mościskach. Według niego, powoływanie się na ten dokument wywołuje czasem salwy śmiechu wśród celników, a nawet ordynarne uwagi.

- Faktycznie nam, Polakom, Karta Polaka nie daje jakiegoś udogodnienia przy przekraczaniu granicy. Celnicy mówią, że nie jest to dla nich żaden dokument. Poznają nas po wizach wydawanych na 365 dni. Zadają dużo zbędnych pytań: "Gdzie jedziesz? Po co? Dlaczego?" itd. Obywatelom polskim takich upokarzających pytań nie stawiają, traktują nas na równi z Ukraińcami. Nie mamy żadnych przywilejów w związku z posiadaniem Karty Polaka - twierdzi Mieciak. Polacy na przejściu granicznym muszą długo czekać, nawet gdy nie ma kolejki. - Nie wiem, czy jest to sztucznie i celowo robione. Niedawno występowałem w TV Polonia. Powiedziałem, że mam zaproszenie do telewizji i że mogę nie zdążyć - spotkałem się z odpowiedzią odmowną: "Proszę wrócić do kolejki".

Oburzony sytuacją na polsko-ukraińskich przejściach granicznych jest Adam Lipiński (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. - Oczywiście, że nie taka była intencja ustawodawcy. To jest skandal, co się dzieje - uważa Lipiński. Zapewnia, iż zajmie się sprawą bardzo dokładnie. - Zażądam wyjaśnień od Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, ale muszę to sprawdzić. Wprowadzając Kartę Polaka, czuliśmy opór niektórych urzędników MSWiA oraz z innych resortów. Obawiam się, że ten opór, który wtedy wyczuwaliśmy, teraz może być elementem praktyki urzędników w celu zahamowania przyjazdu Polaków ze Wschodu - dodaje poseł.

Tymczasem resort spraw zagranicznych podkreśla, że Karta Polaka nie uprawnia do wjazdu na terytorium Polski. - Posiadacz Karty Polaka musi wystąpić o wizę. W zależności od celu swojej wizyty w Polsce: biznesowej, turystycznej czy też edukacyjnej, zainteresowany wpisuje właściwe dane we wniosku wizowym, może to być także np. uczestnictwo w imprezie kulturalnej na terenie Polski - oznajmia Grzegorz Jopkiewicz z biura prasowego MSZ.

Jacek Dytkowski
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20090527&id=po02.txt

wtorek, 26 maja 2009

Szkoła Liderów Polonijnych Ameryki Północnej II - Komentarz Czytelnika

Tak mi się spodobał, że go tu wklejam, żeby szerzej chodził.

-------------------

A Story

Kevin! Kevin!
Where are ya?
Come over here.
Your mom brought you these clothes.
Go ahead and put them on. We’re gonna go to the Polish church
and you’ll sit in the front row for this Polish Government delegation that we should greet there.

Mom! What the hell is this? A pajama or what?

Calm down, Kevin. It’s a Cracoviak suit.

Yeah, but look at this stupid funny looking hat?
Ain’t gonna put no outfit like that on me, no frigging way mom!
What will Jenny and Josh say if they see me in this?
Mom… why do we have to do stuff like that? What’s wrong with us?

I promise you, this is gonna be the last time. See, I signed up for this stupid leadership course in Poland. Your grandma was Polish and I just thought I’ll see the place she came from and I’ll have a free vacation in Poland. They paid for everything. But now, I guess, it’s time to pay for my stupidity. Nothing’s free. They keep dragging me to these meetings with these dumb Polish politicians and so on. Plus your father has issues at work. They signed a contract for making something for the government and his boss told him they’ve seen me meeting with these politicians from Poland, so now they are afraid of giving your dad a security clearance or something like that. See Kevin, we have to move to the other city. They’ll transfer dad to their other plant for less pay where they make something less important. Somewhere at the East Coast or he can look for a job himself.

Oh no, mom! That’s too much! This shitty clothes and moving yet? I won’t see my girlfriend Jenny anymore. Now, this is too much! I know you asked me many times not to swear, but fuck this dumb Polish crap! Fuck it!

Ok, ok, Kevin.
They won’t find us after we move and we’ll be normal again.
Put these clothes on...

2009-05-26 00:55
John Kowalski
Widziane z USA
http://johnkowalski.salon24.pl

poniedziałek, 25 maja 2009

Szkoła Liderów Polonijnych Ameryki Północnej

Dla rodaków słabiej władających językiem polskim - Szkoła Liderów Polonijnych Ameryki Północnej czyli SMSSS (Szkoła Mistrzów Strzelania Sobie w Stopę):

School of Champions in Shooting Yourself in the Foot

Dear Leaders,

However it is dressed up by its Polish organizers, the 'School of Leaders' is a foreign Government financed training program for lobbyists who will conduct future operations within the United States and Canada in order to assist policy objectives of that Government. There is a gulf of difference between marching in an ethnic parade and enlisting as an influence agent trained by a foreign Government. It is timely to remind all American citizen participants that supplying political or public relations support to a foreign Government or other foreign principal is illegal in the US, unless done openly and under the terms of a mandatory DoJ registration under the Foreign Agents Registration Act (FARA). However you explain it, many years later, to unsmiling US government agents, individuals receiving political training and funding from a foreign Government are prima facie ineligible to hold a US Government security clearance. Ignorance of that fact of life has never been and will never be accepted as a valid excuse. A US Government security clearance is indispensable to anyone contemplating a career in hi-tech industries, defense, foreign affairs, some 20 Federal agencies and departments, and any and all other fields of endeavour with the slightest hint of being related to the national security of the United States. Anyone willing to invest heavily in his/her parents' nostalgia for Poland, or wager his/her own career prospects on assurances (always verbal, never in writing) of the coolest of Poland's spin doctors, is of course perfectly free to do so - at your own risk.


Szkoła Liderów Polonijnych Ameryki Północnej

US Department of Defense Adjudicative Guidelines - see Page 23 for Guideline C - Foreign Preference

niedziela, 24 maja 2009






Młodzi i idealistyczni Amerykanie z polskimi korzeniami, chętni zostania 'liderami Polonii' z nadania Warszawy, muszą się liczyć z nieprzyjemnym przebudzeniem ze snu patriotycznych złudzeń i łopoczących sztandarów.


Szkoła Liderów Polonijnych Ameryki Północnej

I Szkoła Liderów Polonijnych Ameryki Północnej

Szkoła Liderów Polonijnych jest adresowana do aktywnych społecznie przedstawicieli środowisk polonijnych ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. Będzie się składać, z odbywającego się w Polsce, dwutygodniowego cyklu warsztatów, wykładów, spotkań oraz wizyt studyjnych. Przybliżymy uczestnikom polską rzeczywistość, zagadnienia związane z transformacją ustrojową Polski, jej współczesnym społeczeństwem i gospodarką, a także kulturą i historią. Podczas Szkoły uczestnicy rozwiną kompetencje liderskie, przygotowując się do aktywnego i świadomego działania w swoich środowiskach lokalnych. Do udziału w Szkole zostanie zaangażowanych 15 osób z Kanady oraz 15 osób ze Stanów Zjednoczonych. Szkoła odbędzie się w dniach 29 czerwca - 12 lipca 2009 roku.\

WARUNKI I HARMONOGRAM REKRUTACJI

Do udziału w Szkole zapraszamy osoby, które:
- mają od 20 do 35 lat,
- mieszkają w Stanach Zjednoczonych lub Kanadzie,
- mają polskie pochodzenie,
- są liderkami/liderami w swoich środowiskach,
- od co najmniej 2 lat angażują się społecznie, kulturalnie lub politycznie,
- chcą wzmacniać swoje kompetencje liderskie,
- chcą poznać lepiej współczesną Polskę, jej kulturę, społeczeństwo oraz najnowszą historię

Organizatorzy pokrywają koszty udziału w Szkole, w tym koszty zakwaterowania, wyżywienia, materiałów szkoleniowych, biletów wstępu podczas wizyt studyjnych oraz zwracają część kosztów przelotu do Polski i z powrotem do kraju zamieszkania, w wysokości do 2000 PLN za podróż w obie strony.
Projekt jest finansowany ze środków Kancelarii Senatu Rzeczpospolitej Polskiej.




W wyniku ukończenia Szkoły Liderów Polonijnych Ameryki Północnej w Warszawie, ten kwiat młodej inteligencji amerykańskiej stanie w przyszłości przed pewnym dylematem. Dziwne ale warszawska SMSSS jakoś zaniedbała im ten dylemat objaśnić podczas procesu pompowania swoich słuchaczy przekonaniem o wlasnej wyjątkowości i elitarności. A także misją dziejowego posłannictwa liderów przyszłej Polonii amerykańskiej, która nigdy nie bedzie pluć pod nogi Jolancie Kwaśniewskiej. Naturalnie, przyszłym liderom nie wolno zapomnieć, kto ich do roli liderów wybrał, komu są winni lojalność i dlaczego Warszawie.

To ironiczne, ale wlaśnie lojalności będzie dotyczył nadchodzący dylemat uśmiechniętych chłopców i dziewcząt z Ameryki z kursu liderów w SMSSS. Powiedzcie, przyszli liderzy Polonii Zjednoczonej z Macierzą , co zrobicie pewnego dnia ze szczegółowymi pytaniami w obszernym formularzu wniosku o wydanie wam przez Departament Obrony USA certyfikatu bezpieczeństwa osobowego (security clearance)? Przyznacie się do uczestnictwa w intensywnym szkoleniu w SMSSS, finansowanym przez władze RP i przygotowującym was do pracy w roli politycznych i ekonomicznych lobbystów Warszawy pod przykryciem polskich organizacji społecznych w USA? Źle. Zataicie? Jeszcze gorzej.

Powiecie, że ten głupi certyfikat nigdy nie będzie wam potrzebny? Ależ nie wierzcie mi na słowo. Przejrzyjcie obszerny dokument pod podanym linkiem. Można tam znależć m.in obszerną listę instytucji, w których posiadanie security clearance przez pracowników jest obowiązkowe. Wymaganie dotyczy 'contractor personnnel doing classified work for all DoD components, and 20 other Federal Agencies and Departments'.




W wojsku, policji, administracji federalnej, przemyśle zbrojeniowym,lotniczym, kosmicznym, komputerowym i wielu innych, posiadanie security clearance jest warunkiem zatrudnienia. W wielu innych miejscach – warunkiem wpuszczenia do budynku, że powołamy się tylko na przykład biur konstrukcyjnych znanej firmy Lockheed Martin, gdzie nawet sprzątaczki muszą posiadać certyfikat Top Secret.

Kursantom Szkoły Liderów Polonijnych Ameryki Północnej polecam zwlaszcza str. 23, zawierającą kryteria sławnej Guideline C – Foreign Preference(Wytyczna C w sprawach apelacyjnych o odmowę wydania certyfikatu bezpieczeństwa osobowego – osobiste preferencje dla obcego państwa). W kontekście tej dyrektywy, o patriotyczna młodzieży polonijna, "własne państwo" oznacza Stany Zjednoczone Ameryki, natomiast "obce państwo"to jest m.in. Rzeczpospolita Polska.

Naturalnie, każdy jest kowalem własnego losu, i tak sobie życie układa, jak sam uważa. Jeśli ktoś nie ma ochoty np. pracować w NASA, pilotować myśliwców USAF, czy zostać amerykańskim dyplomatą, bo woli organizować występy Orkiestry Harmonistów Małego Władzia na uciechę wizytującym warszawskim notablom, wypychać do przodu zastrachane dzieci w strojach krakowskich do wręczania kwiatów tymże notablom na lotnisku O'Hare albo do utraty tchu wykłócać się w Waszyngtonie o zwolnienie z amerykańskiego obowiązku wizowego wszystkich Polakow pragnących pracować na czarno w USA, to jego sprawa.

Pamiętajcie wszakże, PT Liderzy Przyszłości, że wszystkie naraz krajowe orkierstry niezwykle dęte, łowickie pasiaki, nokturny Chopina, bocianie gniazda i dobrze zamrożona Wyborowa pociągana z równie wyborową elitą w Warszawie, nie będą warte funta kłaków przed biurkiem małomównego sędziego Defense Office of Hearings and Appeals, rozpatrującego wasze odwołania od podejrzeń o nielojalność obywatelską wobec własnego kraju, USA.

Te podejrzenia będą się za wami wlekły latami, jak przysłowiowy smród za wojskiem – wiele, wiele lat po zwiędnięciu biało-czerwonych pożegnalnych goździków z Okęcia, zakupionych ze środków Kancelarii Senatu Rzeczpospolitej Polskiej.

sobota, 23 maja 2009


Z wykształcenia jestem historykiem, ale tak się jakoś złożyło, że w swojej krótkiej i nieciekawej karierze naukowej nie mialem nigdy okazji zajmować się tematem komunizmu wojennego. Uprzejmie proszę w związku z z tym Szan. Kolegów z Kraju o rozwiklanie dla mnie sensu poniższej notatki z wczorajszej prasy krajowej:


Splunął pod nogi prezydentowej Kwaśniewskiej


Przed piątkowym spotkaniem na Uniwersytecie Opolskim z udziałem prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej doszło do nieprzyjemnego incydentu.

Tuż przy wejściu do Collegium Civitas, w którym spotykała się ze słuchaczami, młody mężczyzna siedzący na ławce ostentacyjnie splunął pod nogi przechodzącej prezydentowej Kwaśniewskiej. Ta nie kryła oburzenia. - To jest przykład chamstwa! Gdzie się rodzą tacy ludzie? - pytała. 

Władze UO wezwały policję, a po wylegitymowaniu młodzieńca okazało się, że jest on studentem Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. - Prorektor Grochalski wystosował już pismo do rektora tej uczelni, aby wyciągnął konsekwencje w stosunku do tego mężczyzny - zapewnił Marcin Miga, rzecznik UO
.


1. Mam trudności z pojęciem bezmiaru zbrodni splunięcia w Polsce pod nogi osobie prywatnej (nie prezydentowej bynajmniej, tylko ex-prezydentowej). O ile wiem, status prawny małżonek byłych prezydentów jest w Polsce taki sam jak towarzyszek życia palaczy w kotłowni centralnego ogrzewania Uniwersytetu Opolskiego. Czy się mylę?


2. Można by ewentualnie argumentować, że ochrona prawna, jaką polskie prawo przyznaje głowie państwa, rozciąga się na czas sprawowania urzędu również na towarzyszkę stołu i łoża głowy. Ale nic mi nie wiadomo ani na temat dożywotniej kontynuacji takiej ochrony prawnej, ani o kanonizacji pp. Jolanty Kwaśniewskiej, Danuty Wałęsowej i Barbary Jaruzelskiej, która mogłaby spowodować ich podciągnięcie pod status symboli kultu religijnego.


3. Te panie te są, wedle mojej najlepszej wiedzy, osobami prywatnymi. Osoby prywatne, które uwazają że spluwanie im pod nogi przez przyjezdnych studentów narusza ich dobra osobiste, mogą dochodzić swoich praw w postępowaniu cywilnym. Natomiast nie rozumiem proponowanej jurysdykcji rektora warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego w sprawie plucia pod nogi osobom prywatnym przez jego studentów. O ile naturalnie ów młody człowiek nie przebywał tam na delegacji służbowej z ALK w jakiejś zupełnie innej sprawie, i po prostu obijał się w godzinach pracy, plując ludziom pod nogi, zamiast załatwiać powierzone sobie sprawy.


4. Czy rektor Uniwersytetu Opolskiego zajmuje się także regularną produkcją donosów do rektorów innych uczelni na ich studentów przebywających czasowo w Opolu, i ciskających podczas pobytu niedopałki papierosów oraz ogryzki jabłek do rynsztoków, bądź przylepiających zużytą gumę do żucia do ławek w parkach publicznych? Szkodliwość społeczna tych wykroczeń wydaje się być zbliżona do naplucia pod nogi osobie prywatnej odwiedzającej Uniwersytet Opolski.

wtorek, 12 maja 2009

Vox populi, czyli o zwabianiu w kurczowy uścisk Macierzy

Komentarz czytelnika do wpisu w blogu Piotra Gabryela z "Rz"
Kto zwabi Polaków do Polski?

Sam bym tego lepiej nie ujął, niż emigrant z klawiaturą bez ogonków.
Dokladnie tak to działa. I żaden duszoszczypatielny 'Powrotnik' z bocianim gniazdem na okładce nic na to nie poradzi.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Emigrant Pisze:
11/05/2009 o 23:05
@Monter
E, tam nie wrocisz.
Cykl jest taki: mlody czlowiek wyjechal na kilka miesiecy. Potem okazuje sie, ze znalezc prace w Polsce z zagranicy jest jeszcze trudniej, i wypadl z tzw. ukladow. Zostaje na kilka lat.

Potem jego dziewczyna absolutnie musi miec dziecko, bo zegar biologiczny tyka. Po wizycie w polskim szpitalu przezywa szok. Dziecko przychodzi na swiat w Anglii.

Dziecko, jak to dziecko, choruje. Nikt przy zdrowych zmyslach nie pojdzie do lekarza w Polsce. Dziecko ma 10 lat. Wtedy rodzice maja juz stala prace, a maly ma wszystkich kolegow z zagranicy.

Dzieci sa dorosle. Ale rodzice sa juz osadzeni, przyzwyczajeni do komfortu. Pomysl, by na starosc zmagac sie z chamstwem, dziurawymi drogami, sluzba zdrowia, nikogo nie neci. Pozostaja na zawsze.

Skonczmy te marzenia o powrocie emigrantow.

czwartek, 7 maja 2009

Jadziem, panie Zielonka



Policja i służby specjalne poszukują szyfranta wywiadu wojskowego

Policja i służby specjalne poszukują 52-letniego Stefana Zielonki - szyfranta pracującego dla wywiadu wojskowego. Jak pisze "Dziennik" służby specjalne nie wykluczają żadnej wersji: od przypadkowej śmierci, aż po zdradę państwa.
(...)
Zielonka może pogrążyć wojskowy wywiad. Zna on kryptonimy oficerów pracujących za granicą, informatorów, lokalne kontakty, procedury wywiadowcze i ma aktualną wiedzę operacyjną. Media poinformowano jedynie, że 12 kwietnia wyszedł ze swojego mieszkania na warszawskim Gocławiu i od tamtej pory nie dał znaku życia: ani rodzinie, ani pracodawcom, ani nikomu innemu.Z informacji "Dziennika" wynika, że wojskowy miał problemy osobiste, do których doszedł konflikt o wynagrodzenie w pracy.


Jakakolwiek spec-agencja na świecie, która ma tak gówiennie rozwiązany przepływ informacji niejawnych i ochronę tajemnicy służbowej, że jeden szyfrant może być w posiadaniu krytycznej wiedzy, zasługuje na takie same konsekwencje, jakie poniosły spec-służby rosyjskie na skutek niezadowolenia i problemów osobistych emerytowanego archiwisty Zarządu I KGB, Wasilija Nikiticza Mitrochina (Василий Никитич Митрохин, *3 marca1922, +23 stycznia 2004)

Skąd bierzecie taki element do parlamentu? Z poboru?



"Według wiceszefa klubu parlamentarnego PO Sławomira Rybickiego decyzja prezydenta powoduje, że jeszcze przez pewien czas obowiązywać będzie ustawa o obywatelstwie polskim sprzed ponad 40 lat, która - jego zdaniem - nie przystaje do rzeczywistości oraz jest sprzeczna z konwencją Rady Europy o obywatelstwie polskim."

Dopiero teraz zauważyliście, że obowiązująca obecnie gomułkowska jeszcze ustawa o obywatelstwie polskim z 1962 roku (kosmetycznie zmodyfikowana po 1989 roku, głównie w zakresie terminologii) nie przystaje do rzeczywistości?

Konwencja Rady Europy o obywatelstwie polskim? Gdzieś dzwonią, nieprawdaż, ale to chyba na posła, musztardówką o półlitrowkę...

Nie ma i siłą rzeczy być nie może konwencji Rady Europy o obywatelstwie polskim. Istnieje natomiast Konwencja Rady Europy o Obywatelstwie(European Convention on Nationality, European Treaty Series No. 166 [ETS 166])

Nie o polskim obywatelstwie.
O każdym obywatelstwie każdego z państw-sygnatariuszy.





Polska podpisała ETS 166 29 kwietnia 1999 roku. Nigdy natiomast tej konwencji nie ratyfikowała i nie ratyfikuje, z powodu sprzeczności z Konwencją tak obecnej ustawy obywatelstwie polskim, jak i wszystkich projektów jej zmiany.

Polskie ustawodawstwo regulujące kwestię obywatelstwa gwałci artykuły 8, 10, 11, 12 i 13 Konwencji i uniemożliwia Polsce jej ratyfikację do czasu podjęcia w kraju poważnych prac ustawodawczych, a nie kosmetycznych modyfikacji komunistycznego prawa.


Dowcip polega między innymi na tym, że ETS 166 kategorycznie zakazuje podejmowania jakichkolwiek decyzji w sprawie obywatelstwa (nadanie, nabycie, potwierdzenie, utrata lub przywrócenie) w trybie nie dopuszczającym apelacji administracyjnej lub sądowej.

W prawie polskim tymczasem, nadanie obywatelstwa lub wyrażenie zgody na własnowolne zrzeczenie się obywatelstwa polskiego, to wyłączna prerogatywa Prezydenta RP, którego decyzje są podejmowane uznaniowo i osobiście, oraznie podlegają apelacji ani zaskarżeniu do jakichkolwiek sądów.

Konwencja Rady Europy o Obywatelstwie zakazuje ponadto czynienia administracyjnych wstrętów obywatelom pragnącym zrezygnować ze swego obywatelstwa z wlasnej inicjatywy, w okolicznościach gdy stale mieszkają w innym państwie i posiadająjego obywatelstwo lub mają jewłaśnieotrzymać. Nakazuje podejmowanie decyzji w rozsądnym czasie. Zakazuje pobierania prohibicyjnie wysokich opłat administracyjnych.

Jak może nie wszyscy zdają sobie sprawę, zrzeczenie się obywatelstwa polskiego na wlasny wniosek na podstawie obecnie obowiązujących wPolsce przepisów, to celowo skonstruowany tor przeszkód administracyjnych i drakońskich opłat.

Konwencja ETS 166 zakazuje prawie wszystkiego na czym zasadza się w Polsce słodycz trzymania obywatela na państwowej smyczy, i jednoznacznie wskazuje że polskie ustawodawstwo o obywatelstwie – tak obecne jak i projektowane – pozostaje jakieś 50 lat w tyle za standardami traktowania obywateli jakich oczekuje Europa XXI wieku od państw aspirujących do jej członkostwa.

Miłego dnia na Dzikich Polach życzę.
=================================================

PS:

Aby nie być gołosłownym, zacytujmy oficjalną wykładnię Rady Europy:


European Convention on Nationality(ETS No. 166)ExplanatoryReport:

Article 8 – Loss of nationality at the initiative of the individual

78. The will of the individual is a relevant factor in the permanence of the legal bond with the State which characterises nationality; therefore, States Parties should include in their internal law provisions to permit the renunciation of their nationality providing their nationals will not become stateless. Renunciation should be interpreted in its widest sense, including in particular an application to renounce followed by approval of the relevant authorities.

79. Problems may arise where persons are allowed or required to renounce their nationality before they have acquired the nationality of another State. Where the acquisition of nationality is subject to certain conditions which have not been fulfilled and the persons concerned failed to acquire the new nationality, the State whose nationality has been renounced must allow them to recover their nationality or must consider that they never lost it, so that statelessness does not occur.

80. The possible fees related to such a renunciation must not be unreasonable (see paragraph 1 of Article 13 of the Convention).


81. Paragraph 2 of Article 8 allows States to limit the right to renounce their nationality in paragraph 1 to nationals who have their habitual residence abroad. It is not acceptable under Article 8 to deny the renunciation of nationality merely because persons habitually resident in another State still have military obligations in the country of origin or because civil or penal proceedings may be pending against a person in that country of origin. Civil or penal proceedings are independent of nationality and can proceed normally even if the person renounces his or her nationality of origin.


Article 10 – Processing of applications

85. All applications relating to the acquisition, retention, loss, recovery or certification of nationality are to be processed within a reasonable time. Whether an application is processed within a reasonable time is to be determined in the light of all the relevant circumstances. For example, where nationals of the predecessor State, such as in cases of State succession, who have not acquired the nationality of the State in which they reside, are required to apply for nationality, their applications should be processed very rapidly due to the urgency of the question. In any case, while waiting for applications to be processed, most of such persons will normally be entitled to remain in the country, for example owing to their right to family life under Article 8 of the ECHR.

Article 11 – Decisions

86. All decisions relating to nationality, and not just those following an application, must contain reasons in writing. As a minimum, legal and factual reasons need to be given. However, the mere registration of cases of ex lege acquisition and loss of nationality do not require reasons to be given in writing. For decisions involving national security, only a minimum amount of information has to be provided. For decisions which were in accordance with the wishes or interests of the individual, forexample the granting of the application, a simple notification or theissue of the relevant document will suffice. It was noted that the internal law of some States does not comply with this provision where decisions concerning nationality are taken by parliament.

Article 12 – Right to a review

87. In addition, all decisions must be subject to an administrative or judicial review. On the basis of this provision individuals must enjoy a right of appeal against decisions relating to nationality. The procedural aspects of the implementation of this right are left to the internal law of each State Party. It has been considered not to be appropriate in this Convention to provide for an exception wherever decisions relating to naturalisation are taken by act of parliament and are not subject to appeal, as is the case in certain States. The general recognition of the right to appeal has indeed been estimated to be of prominent importance.

88. The right to review does not, however, exclude national provisions according to which decisions by the highest State authorities in certain special cases are not subject to appeal to a higher body if the decisions are open to other forms of legal or administrative review, in conformity with internal law.

89. While the ECHR contains no provision on civil legal aid, the right to a fair trial under Article 6, paragraph 1, may sometimes require the State to provide for the assistance of a lawyer when it proves indispensable, for example owing to the complexity of a case (see in this context the Airey case, 9 October 1979, ECHR, Series A, No. 32).

Article 13 – Fees

90. This article refers to all fees for the process related to the acquisition, retention, loss, recovery and certification of nationality. These may include, for example, the fees to obtain an application form, to have it processed and to obtain a decision.

91. The general aim of paragraph 1 is that the amount of fees for the acquisition, retention, loss, recovery or certification of nationality should not be unreasonable. Whether the amount of fees is unreasonable is to be determined in the light of all the relevant circumstances. This can, for example, be determined by reference to the costs the administration entails. The payment of fees should not be an instrument to prevent persons from acquiring, retaining, losing or recovering nationality, for example where nationality has been lost as a result of State succession.

92. The words “are not an obstacle” in paragraph 2, as compared to “are reasonable” in paragraph 1, were deliberately chosen to indicate that States Parties are under a more onerous obligation when it comes to the amount of fees for an administrative or judicial review.

93. While legal fees are not included within the meaning of this article, the standards referred to in the judgment of the European Court of Human Rights in the Airey case relating to the costs of court proceedings should be noted in this context. Reference should also be made to the principles contained in the Council of Europe’s Recommendation No. R (81) 7 on measures facilitating access to justice, in particular Principle D on the cost of justice which provides that “no sum of money should be required of a party on behalf of the State as a condition of commencing proceedings which would be unreasonable having regard to the matters in issue”.


Konwencja ETS 166

Wykładnia ETS 166

sobota, 2 maja 2009

Pierwsze dwie minuty wakacji

22.30.49
Zwolnienie hamulców.
3537 metrów do końca pasa startowego.

22.30.51
Samolot rusza.
3536 metrów do końca pasa.

22.31.31
Szybkość względem ziemi 187 km/godz.
2474 metry do końca pasa.

22.31.52
268 km/godz.
V-jeden ('point of no return', od tej chwili jest już za późno, by przerwać start i zatrzymać samolot).
1118 metrów do końca pasa.

22.31.54
273 km/godz. Drugi pilot rozpoczyna rotację (oderwanie samolotu od ziemi).
964 metry do końca pasa.

22.31.55
284 km/godz. Samolot reaguje na stery, początek rotacji.
886 metrów.

22.31.57
Przednie koła odrywają się od ziemi.
727 metrów.

22.32.03
300 km/godz.
Tylna część kadłuba uderza o pas startowy, kapitan zwiększa ciąg do maximum (TOGA).
Główne koła podwozia w kontakcie z ziemią.
229 metrów.

22.32.05
304 km/godz.
Maksymalny ciąg wszystkich czterech silników.
Główne koła podwozia w kontakcie z ziemią.
Zero metrów (koniec pasa startowego).

22.32.07
309 km/godz.
Główne koła tracą kontakt z ziemią 115 metrów za końcem pasa.
Poziomy teren trawiasty.
Tylna część kadłuba uderza w światła ostrzegawcze i antenę systemu nawigacyjnego, znajdujące się na osi pasa.

22.32.09
Początek wznoszenia - 292 metry za końcem pasa.
Teren trawiasty, łagodnie opadający poniżej poziomu pasa startowego.

22.32.46
Podwozie schowane.

22.35.45
Wysokość 1500 metrów.

22.40.18
Wysokość 2100 metrów.

22.49.35
Samolot krąży nad morzem.
Początek zrzutu nadmiaru paliwa.

23.25.11
Koniec zrzutu paliwa.

23.27.47
Dym w kabinie.

23.36.20
Pomyślne lądowanie w Melbourne.


================

Przypisy:

20 marca 2009 r.
lot rejsowy Melbourne-Dubai
Airbus 340-500
Masa startowa 362.9 tony
w tym paliwo 119.9 ton.
275 osób na pokładzie

Prowizorycznie ustalona przyczyna wypadku - błąd załogi.

Do komputera pokładowego omyłkowo wprowadzono przed startem wartość masy startowej samolotu o 100 ton niższą niż rzeczywista. Przez pierwsze 3300 m rozbiegu na 3540-metrowym pasie startowym, automatyka kontrolująca ciąg silników uważała, że samolot jest o sto ton lżejszy niż jego rzeczywista masa.

Załoga zorientowała sie w sytuacji na dwie sekundy przed końcem pasa. Kapitan ręcznie zwiększył ciąg silników. Pas startowy skończył się 200m dalej. 360 ton metalu i paliwa z 275 osobami na pokładzie wyjechało z betonu na trawę z szybkością ponad 300 km/godz. Samolot oderwał się od ziemi po 115 metrach jazdy po trawie, wyrywając po drodze lotniskowe światła i anteny.

Nikomu nic się nie stało.
Szczęśliwych podróży.


http://www.atsb.gov.au/publications/investigation_reports/2009/AAIR/aair200901310.aspx

czwartek, 30 kwietnia 2009

Deja vu

Dowiaduję się z melancholijnym zaskoczeniem, że mamy podobno nową ustawę o obywatelstwie. Ustawa z 20 lutego 2009 roku o obywatelstwie polskim. Przydent wlaśnie się przepycha z parlamentem o jakieś trzeciorzędne pierdoły w tej ustawie, grożąc, że nie podpisze. Ale dyskusji żadnej, lub co gorsza konsultowania się z kimkolwiek, podczas prac ustawodawczych nie przypominam sobie. W każdym razie z Polonią na pewno nie, bo choćby peryferyjnie słyszałbym o tym.

http://dziennik3rp.blogspot.com/2009/02/nowa-ustawa-o-obywatelstwie-polskim-z.html

Osiem lat przepychanek od czasu poprzednieo poronionego projektu ustawy o obywatelstwie polskim z 2000 roku nikogo w kraju nic nie nauczyły. Nowa ustawa ma znowu ten sam smak "obywatel jest własnością państwa" i "my wam pokażem", co obowiązująca obecnie gomułkowska jeszcze ustawa z 1962 roku. Tak samo ma chronić państwo przed podmiotowością obywatela.

Tyle, że tym razem nie grozą wszechświatowym poboirem do wojska każdego, kto się o polski plemnik otarł trzy pokolenia wcześniej, ani nie chcą walić grzywny każdemu, kto będzie miał czelność wylegitymować się polskiemu krawężnikowi niepolskim paszportem. Ale na tym się łaskawość Macierzy kończy.

Podwójne obywatelstwo dalej nie jest uznawane de iure, i dalej kreuje stan fikcji prawnej:

Art. 3.

1. Obywatel polski posiadający równocześnie obywatelstwo innego państwa ma wobec Rzeczypospolitej Polskiej takie same prawa i obowiązki jak osoba posiadająca wyłącznie obywatelstwo polskie.


Nieprawda. Jako obywatel australijski stale zamieszkały w Australii nie podlegam i nigdy nie podlegałem żadnej formie służby wojskowej w Polsce. Nie płacę polskiego podatku dochodowego od osób fizycznych, ani żadnego innego. Jedno i drugie jak najbardziej legalnie wedłu prawa polskiego. RP jednk wyrażnie nie może się pozbyć iluzji, że gdyby tytlko chciała, to by mogła mi wydawać na moim drugim końcu świata jakieś polecenia, a ja musiałbym się do nich zastosować, na zasadzie "mój ci jest, mój ci jest".

2. Obywatel polski nie może wobec władz Rzeczypospolitej Polskiej powoływać się ze skutkiem prawnym na posiadane równocześnie obywatelstwo innego państwa i na wynikające z niego prawa i obowiązki.

Znaczy, RP gotowa jest przyznać sobie prawo wymagania abym na przykład w zębach przyniósł panu Waldkowi z Konsulatu Generalnego w Sydney wszystkie papiery jaki mam w pracy w sejfie? A jak odmówię, to RP wystąpi o moją ekstradycję żeby mnie wsadzić do więzienia na Mokotowie, argumentując, że jako obywatel polski nie mam prawa powopływać się na swoje obowiązki wynikające z australijskich przepisów o ochronie tajemnicy służbowej.


Z rezygnacją z obywatelstwa polskiego też ma zostać tak, jak jest, to znaczy zachowany zostaje grunt pod administracyjny tor przeszkód im Józefa Wissarionowicza Stalina. Dalej należy dokonywać suuplikacji do tronu, czyli Prezydenta RP, o suwerenną, nieodwolalną, bezapelacyjną i niezaskarżalną do jakichkolwiek sądow osobistą decyzję Przeydenta, znaczy suwerena, zezwalającą mi na skorzystanie z preawa obywatelskeigo gwarantowanego w art. 34 ust.2 Konstytucji. Prezydent dalej może się zgodzić, nie zgodzić, lub nic nie robić, według wlasnego uznania.


Rozdział 6

Utrata obywatelstwa polskiego


Art. 45.

Obywatel polski, który zrzeka się obywatelstwa polskiego, traci obywatelstwo polskie po uzyskaniu zgody Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego.


Art. 46.

1. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej może wyrazić obywatelowi polskiemu, na jego wniosek, zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego.

2. Wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego przez małoletniego pozostającego pod wyłączną władzą rodzicielską osoby lub osób nieposiadających obywatelstwa polskiego następuje na wniosek jego przedstawicieli ustawowych.

3. W przypadku braku porozumienia między przedstawicielami ustawowymi każdy z nich może zwrócić się o rozstrzygnięcie do sądu.


Art. 47.

1. Wniosek o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego zawiera:

1) oświadczenie wnioskodawcy o zrzeczeniu się obywatelstwa polskiego;

2) dane wnioskodawcy;

3) adres zamieszkania;

4) dane małżonka wnioskodawcy;

5) informację o ostatnim miejscu zamieszkania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, jeżeli wnioskodawca zamieszkuje poza tym terytorium.

2. Obywatel polski sprawujący władzę rodzicielską nad małoletnim umieszcza dodatkowo we wniosku:

1) dane małoletniego;

2) informację, czy i przed jakim organem zostały złożone oświadczenia o wyrażeniu zgody na utratę obywatelstwa polskiego, o których mowa w art. 7 ust. 2 pkt 2 lub art. 8.

3. Wniosek przedstawiciela ustawowego o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego przez małoletniego zawiera dane i informacje określone w ust. 1 pkt 1, 2 i 5 oraz ust. 2 pkt 2. We wniosku umieszcza się również imię i nazwisko, miejsce zamieszkania i adres przedstawiciela ustawowego.

4. Do wniosku dołącza się:

1) dokumenty potwierdzające dane i informacje zawarte we wniosku, o których mowa w ust. 1 pkt 2 i 4 lub ust. 2;

2) posiadane dokumenty potwierdzające, że wnioskodawca jest obywatelem polskim;

3) dokument potwierdzający posiadanie obywatelstwa innego państwa lub przyrzeczenie jego nadania;

4) fotografie osób objętych wnioskiem.

5. Wniosek o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego składa się na formularzu, którego wzór określają przepisy wydane na podstawie art. 53 ust. 1.


Art. 48.

1. Wniosek o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego składa się osobiście lub korespondencyjnie z podpisem urzędowo poświadczonym, za pośrednictwem wojewody lub konsula. Przepis art. 9 stosuje się odpowiednio.

2. Jeżeli wniosek nie spełnia wymagań określonych w art. 47 ust. 1, 2 lub 3 lub nie dołączono do niego dokumentów, o których mowa w art. 47 ust. 4, organ przyjmujący wniosek wzywa wnioskodawcę do usunięcia braków, w terminie 30 dni od dnia otrzymania wezwania z pouczeniem, że nieusunięcie tych braków spowoduje pozostawienie wniosku bez rozpoznania.

3. Wojewoda i konsul przekazują niezwłocznie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, za pośrednictwem ministra właściwego do spraw wewnętrznych, wniosek o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego wraz z dokumentami wymaganymi na podstawie art. 47 ust. 4.

4. Minister właściwy do spraw wewnętrznych, przed przekazaniem wniosku Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, zwraca się do Komendanta Głównego Policji, Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a w razie potrzeby do innych organów, o udzielenie informacji, które mogą mieć istotne znaczenie w sprawie o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego, i sporządza opinię dotyczącą wniosku.

5. Do udzielania informacji, o których mowa w ust. 4, stosuje się przepis art. 21 ust. 5.


Art. 49.

1. Wojewoda, konsul i minister właściwy do spraw wewnętrznych przekazują wniosek o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego bezpośrednio Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej w każdym przypadku, gdy Prezydent tak zadecyduje, bez względu na stadium postępowania.

2. W przypadku, o którym mowa w ust. 1, wojewoda i konsul informują ministra właściwego do spraw wewnętrznych o przekazaniu wniosku o wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej.


Art. 50.

1. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wyraża zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego lub odmawia jej wyrażenia w formie postanowienia.

2. Utrata obywatelstwa polskiego następuje po upływie 30 dni od dnia wydania postanowienia Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

3. Utrata obywatelstwa polskiego może nastąpić w terminie krótszym niż określony w ust. 2, wskazanym w postanowieniu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

4. Szef Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej przekazuje ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych kopię postanowienia, o którym mowa w ust. 1.




Papiery jakie trzeba złożyć razem z suplikacją do tronu nadal są wyłącznie polskie:

4. Do wniosku dołącza się:
1) dokumenty potwierdzające dane i informacje zawarte we wniosku, o których mowa w ust. 1 pkt 2 i 4 lub ust. 2;

ust.1 pkt 2 to :" dane wnioskodawcy" znaczy ważny polski paszport albo polski akt urodzenia, albo jedno i drugie, a jak kto nie ma, to tym gorzej dla niego

ust. 1 pkt 4 to;"4) dane małżonka wnioskodawcy", czyli dalej chcieliby polski akt małżenstwa liub polski wyrok rozwodowy, a jak kto nie ma, to tym gorzej dla niego

Czyli na Wschodzie bez zmian - do zrzeczenia się obywatelstwa Dzikich Pól dalej wymagany będzie taniec godowy gęsi z prosięciem : umiejscowienie, poświadczenie, zaświadczenie, PESEL i szamotanie się z Konsulatem, kosztem lat czasu i tysięcy dolarow.

Szkoda czasu, szkoda życia. Bawcie się sami. I w dodatku dalej ten paniczny strach, żeby się czasem obywatel państwu ze smyczy nie urwał... No to po cholerę było zmieniać ustrój? Niczego to was nie nauczyło...