poniedziałek, 21 września 2009

Enter The Starling (Wejście Szpaka)

Zbigniew Brzeziński, swego czasu podobno jeden z mentorów Radka Sikorskiego, właśnie ujął sedno sprawy tak, że sam bym lepiej nie potrafił, wyrażając przekonanie, że polska nadzieja iż USA będą prowadzić oddzielną politykę zagraniczna dla Polski: super-specjalną, korzystniejszą dla Polaków niż dla samych Amerykanów, życzliwą i przytuliwą, zaś dla wszystkich innych sojuszników będą miały inną - jest osobliwą iluzją, nie opartą na niczym poza myśleniem życzeniowym.

Ulubiony argument polskich marzycieli - powoływanie się na casus Izraela, i pytanie ze łzami w oczach dlaczego właściwie Polska nie miałaby mieć parytetu z Izraelem w sercach amerykańskich polityków etc, nie ma żadnego rzeczywistego odniesienia do polskiej sytuacji geostrategicznej. Przynajmniej do czasu objęcia przez Polaków roli społecznej i gospodarczej w życiu publicznym Stanow Zjednoczonych co najmniej zbliżonej do tej, jaką obecnie odgrywa w USA społeczność żydowska, a następnie odkrycia w Polsce złóż ropy i gazu przynajmniej 50-krotnie przewyższających rosyjskie.

Polska ma za sobą co najmniej jedną próbę zostania Izraelem w Ameryce. Próbę podjęto podczas kampanii prezydenckiej 2004 roku, przy pomocy kontrolowanej przez Warszawę grupy nacisku pod nazwą American Polish Advisory Council, czyli APAC. Skrót APAC był figlarnie wzorowany, jak i cały pomysł zresztą, na AIPAC, czyli American Israel Public Affairs Committee. Trudno powiedzieć, czy ktoś być może sprzedał sponsorom APAC pomysł, że jak dobrze pójdzie, to politycy amerykańscy przeoczą jedną literę, i dojdzie do uruchomienia odruchu warunkowego według definicji akademika Iwana Piotrowicza Pawłowa (1849-1936).

One of the many dogs Pavlov used in his experiments (possibly 'Baikal'), Pavlov Museum Ryazan, Russia.
Note the saliva catch container and tube surgically implanted in the dog's muzzle




Do doradców APAC należał między innymi Radek Sikorski, ale nie wiadomo, czy miał jakiś osobisty udział w tym, że działalność tego ciała należala do mniej poważnych, lżejszych momentów amerykańskiej kampani prezydenckiej 2004 roku.

Lobbyści z APAC zabrali się mianowicie do tragikomicznego grożenia kandydatom na urząd prezydenta, że wystarczy, że Warszawa dmuchnie w gwizdek, a na kandydatów obruszy się lawina milionów oburzonych głosów Polonii amerykańskiej, chyba że kandydat na prezydenta USA obieca APAC, że po wyborze spowoduje zniesienie obowiązku uzyskiwania wiz wjazdowych do USA przez obywateli RP. Jeżeli natomiast kandydat taką obietnicę złoży, i przychylnie odniesie się do dokumentu programowego APAC, to 9 milionów polonijnych głosów ma jak w banku.

Na poparcie gróźb i obietnic wyborczych APAC posiadał około trzystu polonijnych podpisów pod 7-punktowym dokumentem programowym "2004 Polish American Agenda". Dokument ten strategicznie nie wspominał, w co konkretnie Warszawa może dmuchać i komu. Liczbę paszportów polskich wśród około 9-milionowej Polonii amerykańskiej szacuje się na około 200-250 tysięcy (2,2 - 2,7%), a zainteresowanie Polonii życiem politycznym Polski, mierzone liczbą jej głosów oddanych w polskich wyborach sejmowych i prezydenckich, jest znikome.

Nie wiadomo zatem, w jaki sposób na zew Macierzy i dźwięk trąbki APAC miał wyłonić się z niebytu zdyscyplinowany polski blok wyborczy wśrod obywateli USA, by zrealizować wolę polityczną władz RP.

Kiedy się blefuje w pokerze, nie mając ani karety asów, ani talii znaczonych kart, ani Colta 45 pod stołem, ani środkow na przekupienie innych graczy, skutek jest łatwy do przewidzenia. Sztaby wyborcze kandydatów natychmiast zorientowały się, że tak groźby jak i obietnice APAC są bez pokrycia, choć preambuła dokumentu groziła im także sprawiedliwym gniewem ducha Ignacego Paderewskiego.

Skończylo się tak, jak musiało. George W. Bush został wybrany na drugą kadencję. Kluczowy punkt 3 dokumentu programowego APAC, zniesienie wiz, zasnął snem wiekuistym. Witryna internetowa APAC zastygła jak mucha w bursztynie we wczesnym 2005 roku, po wyczerpaniu funduszów operacyjnych.

Niestety, z klapy APAC i '2004 Polish American Agenda' nikt nie wyciągnął przez następne pięć lat żadnych wniosków w sprawie sposobów negocjacji z administracją amerykańską.

Wymiana zdań miedzy prezydentem Obamą a redaktorem Schiefferem z CBS, nagrana trzy dni temu i nadana w telewizji wczoraj, dobija kolejny gwóźdź do trumny snów o potędze:

Schieffer: Podał pan wczoraj do publicznej wiadomości istotną zmianę amerykańskiej strategii, mówiąc, że nie będziemy budować systemu obrony przeciwrakietowej na granicy Rosji. Rosjanie od samego początku uważali to za prowokację. Ale nawet ci, którzy zgadzaja się, że ten system przeciwrakietowy nie był dobrym pomysłem, mają teraz wątpliwości. Czy nie powinien był pan próbować uzyskać coś w zamian od Rosjan?

Obama: (…) Rosja od zawsze cierpi na paranoję w tym temacie, a George Bush miał rację, ten program niczym im nie zagrażał. Nowy program też im nie bedzie zagrażał. Nie było zatem moim zadaniem negocjować na ten temat z Rosjanami. Rosjanie nie decydują, jaka ma być konfiguracja obronna naszych wojsk. Podjęliśmy decyzję jak najlepiej chronić Amerykanów, nasze wojska w Europie i naszych sojuszników. Jeżeli przy okazji paranoja Rosjan trochę osłabnie i będą chcieli z nami bliżej współpracować w kwestii takich zagrożeń jak rakiety z Iranu lub irański program atomowy, to jest taka, wie pan, dodatkowa premia dla nas.


Źródło: CBS "Face of the Nation", 20 września 2009

CBS FACE OF THE NATION 20 Sep 2009

W każdym normalnym kraju ta wymiana zdań pomiedzy prez. Obamą a red. Schiefferem wbiłaby ostatni gwóźdź do politycznej trumny Radosława "Radka" Sikorskiego, który uważał, że zna Amerykę, więc oświadczył jej, że za zgodę na tarczę należy się miliard lub dwa, plus drugie tyle w postaci rakiet przeciwlotniczych Patriot.
Życie pokazalo, że rzeczywista wartość rynkowa tarczy wynosi jedno pudełko aspiryny na bolący łeb niedźwiedzia, zaś granica Rosji według oficjalnej mapy Departamantu Stanu przebiega przez Rędzikowo pod Słupskiem oraz malownicze pasmo górskie Brdy, 60 km na południowy zachód od Pragi czeskiej. Żadnych rakiet ani radarów zatem na granicy Rosji nie budiet i być nie może, ponieważ nie nużno i nie nada.

Mapa proponowanej przez USA granicy rosyjsko-niemieckiej powinna wisieć w ozdobnej ramie na ścianie sali obrad moskiewskiej Dumy, jako nauka dla młodego pokolenia rosyjskich polityków, że każde fiasko, nawet obsuwę na skalę niepowodzenia układu Ribbentropp-Mołotow można przełamać, jeśli tylko wytrwale pracować nad długoterminową wizją polityki zagranicznej .

Ponieważ jednak rzecz nie dzieje się w każdym normalnym kraju, tylko w Polsce, Radek wykręca potrójny aksel ze śrubą, i wychodzi w sondażach na najbardziej wiarygodnego z polskich polityków. Umieram z ciekawości, co będzie dalej.

Post(?)komuniści i partia Rosji w Polsce dawno już nie dostali takiego dopalacza do knucia, jak wrócić do władzy. A Radek nie po to co noc widzi we śnie swoją twarz w oknie prezydenckiej limuzyny, żeby miał te sny oddać walkowerem. Idą ciekawe czasy. Ciekawi mnie zwlaszcza, czy i jak Radek popłynie na fali oburzenia ludu na Amerykanów.

Może znowu każe obywatelom amerykańskim o polsko brzmiących nazwiskach lub polskim miejscu urodzenia wyrabiać polskie paszporty, pod rygorem niewypuszczenia do domu z wizyty w Polsce? Przy czym jednocześnie Towarzystwo 'Polonia' bedzie upominało tych samych podróżnych, by nie zapomnieli przywieżć ze soba dużo pieniędzy, by je korzystnie inwestować w Polsce.

Albo każe Amerykanom płacić po sto dolarów za posłuchanie u panienki z okienka w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku i długo na nie czekać? Godziny urzędowania okienka skróci się z trzech do półtorej godziny dziennie. Panience zaś nakaże się spec-szyfrówką z Warszawy, by była w tym okienku podwójnie upierdliwa.

Co nota bene spowoduje największy techniczny problem tych retorsji, bo upierdliwość polskich konsulatów już obecnie stoi na tak wysokim poziomie, że trudno o wyższy, o czym wie każdy, kto próbował w nich cokolwiek załatwić.