niedziela, 30 grudnia 2007

Dlaczego emigranci zarobkowi nie wrócą - ciąg dalszy

W listopadzie opisałem dlaczego:


Teraz znalazłem w tym samym miejscu dalszy ciąg:


Tuesday, December 11, 2007

Miś?

Konsulat Generalny RP w Londynie uprzejmie informuje, że z dniem 23 października 2007 r. (wtorek) zostaje zawieszony internetowy system zapisów na spotkania paszportowe, co oznacza zniesienie obowiązku uprzedniego umawiania się na spotkanie w celu złożenia wniosku o wydanie paszportu. Każdego dnia będą przyjmowane osoby, które zgłoszą się do urzędu w sprawach paszportowych w godzinach otwarcia Konsulatu (poniedziałki, wtorki, środy i piątki w godzinach 9.00 - 14.00, a w czwartki w godzinach 13.00 - 18.00), w tym osoby, które umówiły się uprzednio na spotkanie za pośrednictwem strony internetowej Konsulatu. Jednocześnie Konsulat Generalny RP w Londynie zwraca uwagę, że wnioski paszportowe przyjmowane są tylko w wyżej podanych godzinach. Osoby, które uprzednio zarezerwowały spotkanie będą obsługiwane poza kolejnością w dniu i o godzinie wyznaczonego spotkania (wydzielone stanowiska).
Osoby, które uprzednio zarezerwowały spotkanie, ale chciałyby wniosek paszportowy złożyć w terminie wcześniejszym mogą to zrobić przybywając do Konsulatu w godzinach otwarcia urzędu dla interesantów.



Naprawde konsulat RP w Londynie coraz bardziej przypomina komedię Bareji. Nie dość że nawet po zamówieniu audiencji trzeba było stac w kilometrowych kolejkach to teraz konsulat zupełnie stawia wszystko na żywioł. Tylko czekać aż jacyś przedsiębiorczy rodacy zaczną organizować komitety kolejkowe, "ochronę" kolejek i sprzedawać miejsca w kolejce za wódkę i kiełbasę z polski.



Ilość polakow w UK korzystajacych z "usług" Konsulatu w okrecie ostatnich 3 lat wzrosla z kilku tysiecy do kilkuset tysiecy. Smiało można powiedzieć że wzrosła 50-ciokrotnie jezeli nie 100-krotnie. Ilośc "okienek" i szybkość obsługi w konsulacie nie uległa natomiast zmianie. 

Pamiętam że kilka lat temu, jeszcze przed wejsciem Polski do EU miałem sprawę w konsulacie RP. Musiałem wtedy czekać w kolejce około 2 godzin na zewnatrz aby dostać się na audiencję do okienka w konsulacie. Obsługa przebiegała ślimaczo w 3 czy 4 okienkach, urzednicy konsulatu z kwasną miną poburkiwali coś pod nosem na petentów, scenka jak z urzedu pocztowego w latach 70-tych.

Aż mnie ciarki przechodzą na myśl że mam jechać do tego "muzeum komuny" gdzie można przenieśc się w czasie i doświadczyc na własnej skórze jak wyglądały polskie urzędy w czasach radosnego socjalizmu okresu Gierka.



Jak to robią inni.

Pracuję z dziewczyną z New Zealand wiec jako ciekawostkę podam przykład jak załatwia się paszport w konsulacie New Zealand. Formularz w formacie PDF jest do ściągnięcia na stronie konslatu. Wydrukowany i wypełniony formularz z JEDNYM zdjęciem i czekiem na 30 funtów wysyłamy pocztą do konsulatu. Nowiutki paszport dostajesz registered post w 7 dni po otrzymaniu wniosku przez konsulat. Cała operacja trwa max 2 tygodnie i kosztuje 30 funtow plus JEDNO zdjecie.

Nie mogę się już doczekać Maja 2009 roku...


========

Zagadka dla polityków krajowych: dlaczego autor tego bloga nie może się doczekać maja 2009 roku? Bo jako Polak przybyły do Wielkiej Brytanii w maju 2004 roku bedzie mógł się od maja 2009 roku ubiegać o obywatelstwo brytyjskie.

Wyjechało już dwa miliony.
Chcecie, by nikt nie wrócił?
No to tak trzymać.
A łzawa propaganda powrotów w wykonaniu Gazety Wyborczej tylko przyśpieszy wyjazdy.

Na słynnym zdjęciu z GW widzimy dwoje dawnych polskich emigrantów zarobkowych, obecnie w pełni ustabilizowanych życiowo naturalizowanych obywateli brytyjskich, w ich pokoju w hotelu Marriott w Warszawie, z widokiem na Pałac Kultury. Ex-emigranci odwiedzają Stary Kraj z krótką wizytą po wielu latach, i ze łzami w oczach winszują sobie, że w porę z niego wyjechali, w wyniku czego stać ich teraz na Marriotta.


Za blogiem: http://obczyzna.wordpress.com,
wpis:http://obczyzna.wordpress.com/2007/12/24/slomiany/

wtorek, 25 grudnia 2007

Paszporty dyplomatyczne

Z niemałym rozbawieniem dowiaduję się, że prezydent RP jest zdania, iż polskie paszporty dyplomatyczne powinni posiadać nie tylko prezydent RP; marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, ministrowie i wiceministrowie, parlamentarzyści oraz europosłowie, ale należy do tej grupy dodać wszystkich sędziów Trybunału Konstytucyjnego, prezesów Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, Najwyższej Izby Kontroli i NBP, Rzecznika Praw Obywatelskich, szefów Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Krajowej Rady Sądownictwa, Państwowej Komisji Wyborczej, Kancelarii Prezydenta RP, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Kancelarii Sejmu i Senatu, wojewodów, marszałków województw oraz prezydentów miast wojewódzkich i miast powyżej 200 tys. mieszkańców.


Z powodu wyniesionej z PRL-u wiary we wszechmoc bumagi, oraz z powodu zabawnej sytuacji, kiedy kancelaria prezydenta nie rozmawia z MSZ, bo prezydent się obraził na ministra, prezydent zupełnie nie rozumie, że obdarowanym takimi paszportami nie tylko niewiele z tego przyjdzie, ale czasami prezydencki prezent zgoła wyjdzie im bokiem.


Gdyby prezydentowi chciało się kazać komuś, by zadzwonił do szefa protokołu w MSZ, ten objaśniłby w pięć minut, że wedle powszechnej międzynarodowej interpretacji konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku, paszporty dyplomatyczne jako takie nie dają nikomu ani immunitetu dyplomatycznego, ani dyplomatycznych przywilejow (jak wyłączenie od kontroli bagażu etc.)

Przywileje dyplomatyczne przy przekraczaniu granic są przywiązane do akredytacji (udzielanej przez wladze państwa, w którym akredytowany dyplomata reprezentuje swój rząd), albo do posiadanej wizy dyplomatycznej państwa, do którego się udaje posiadacz paszportu - a nie do samego paszportu dyplomatycznego jako takiego.


Czekam z utęsknieniem na pierwszy lot świeźo nobilitowanego kumpla prezydenta na londyńskie lotnisko Heathrow i pierwszą próbę przejścia tam przez dyplomatyczna bramkę ze świeżutkim dyplomatycznym paszportem RP.

Na Heathrow mają bowiem wieloletnie doświadczenie z kumplami preziów Mali, Gwinei czy Paragwaju na paszportach dyplomatycznych, i z rozmaitym towarem w dyplomatycznych walizach. Posiadaczy paszportów dyplomatycznych pytają więc rutynowo o akredytację w UK, a jak akredytacji brak, to odsyłają do zwykłej kolejki do normalnej odprawy i normalnej kontroli celnej, i nie ma zmiłuj.

Z zainteresowaniem czekam także na pierwszą próbę przewiezienia dokądś miliona dolarów w teczce przez marszałka województwa albo prezydenta miasta powyżej 200 tys. mieszkańcow, przekonanego, że z powodu posiadania magicznego spec-paszportu nikt na świecie już mu nie podskoczy.

Aha, jeszcze jeden drobiazg - w większości wypadków paszporty dyplomatyczne są wyłączone z umów o ruchu bezwizowym z państwami, do których posiadacze paszportów zwykłych jeżdzą bez wizy...

czwartek, 20 grudnia 2007

Co będzie robić od jutra 8000 zbędnych strażników?




W euforii rozmontowywania szlabanów umyka jakoś wszystkim istotne pytanie. Do czego ma od jutra służyć nadmiar personelu Straży Granicznej RP, w liczbie o około osiem tysiecy większej niż od jutra potrzeba?

Nie było masowych zwolnień, choć Schengen to świetna okazja do odchudzenia rozdętego ponad wszelka miarę sektora budżetowego. Nie dokonano masowych przeniesień na granicę wschodnią. Nie przeniesiono zbędnych strażnikow granicznych do policji, choć ta podlega temu samemu resortowi i brakuje jej mniej wiecej tylu wlaśnie funkcjonariuszy. Nie przerwano ani na chwilę naboru i szkolenia nowych strażników.

Czego bedzie teraz pilnować osiem tysięcy zdyscyplinowanych, umundurowanych i uzbrojonych ludzi, przedtem paradujacych na capstrzykach z pochodniami i bagnetem na broni maszynowej gotowej do zgładzenia wroga?

poniedziałek, 17 grudnia 2007

Bóg, Honor, Ojczyzna, Redaktor Warzecha i Wizy Amerykańskie

Z cyklu "Słodko i zaszczytnie jest rżnąć głupa za Ojczyznę"
---

Po 16 latach od chwili jednostronnego zniesienia w 1991 roku obowiazku uzyskiwania polskich wiz turystycznych dla obywateli USA, amerykański system wizowy jest nadal tajemniczy jak odwotna strona Księżyca dla większości Polaków. W tym dla dziennikarzy, co przejrzyście udowodnił red. Warzecha, oraz dla czytelnikow S24, co właśnie udowadniają po raz kolejny komentatorzy tak wpisu red. Warzechy, jak i wpisów jego polemistów Johna Kowalskiego i Sleepless in Brooklyn.

http://lukaszwarzecha.salon24.pl/52255,index.html
http://johnkowalski.salon24.pl/index.html
http://maciej-maksimum.salon24.pl/52310,index.html

1. Nikomu w Polsce nie chce sie zmieścić w głowie, że amerykańska administracja państwowa czuje się związana amerykańską ustawą o Visa Waiver Program i zawartymi w niej kryteriami przyznawania indywidualnym państwom przywileju wjazdu bezwizowego do USA dla ich obywateli. Przecie już w 1991 roku Lech Wałęsa pokazał niepojętnym Amerykanom, jak się takie rzeczy załatwia: prezydent tupie, wizy znikają.

Ogólniej, nikomu się nie chce zmieścić w głowie państwo, które czuje się związane własnym prawem. W Polsce każdemu dziecku przecie wiadomo, że państwo może kręcić każdym własnym prawem jak zechce, a przestrzegać go nie ma potrzeby, bo niby po co miałby przestrzegać prawa ktoś, kto trzyma sądy i prokuraturę. Wniosek Polacy z tego wyciągają taki, że Amerykanie, jakby tylko chcieli, też mogliby na korzyść Polaków swoim prawem kręcić. Jakby się już inaczej nie dało, to prezydent USA powinien tupnąć. No a Amerykanie w tej sprawie nie kręcą na korzyść Polaków, i nie tupią. Znaczy że nie chcą. A nie chcą, bo wredni są.

2. Generalnie akceptowane jest w Polsce, że próg odmów wizowych, powyżej którego nie ma wejścia do VWP (do niedawna 3%, obecnie 10%) tylko dlatego jest nie do przeskoczenia dla Polski (do niedawna w Polsce było 36% odmów, obecnie 26%), że wredni urzędnicy amerykańscy wyżywają się na Polakach i umyślnie tak kręcą decyzjami, żeby Polacy nigdy nie mogli tego progu przeskoczyć. Mówiąc prosto, urzędnicy konsularni odmawiają wiz, bo brak im wiary i nie chcą wierzyć we wszystko co im polski interesant im do wierzenia podaje. Na dodatek kręcą na niekorzyść Polaków. A nie wierzą i kręcą, bo wredni są.

3. Polacy za Amerykę krew przelewają w Iraku i Afganistanie, a Amerykanie nie chcą im za to pozwolić pracować u siebie na czarno. Bo wredni są i co by im szkodziło, w końcu przymykają oko na miliony Meksykanów. No to w takim razie trzeba było podpisać z USA umowę, w której stałoby czarno na białym, że Polska będzie sojusznikiem USA, ale tylko w zamian za pracę na czarno i swoją działkę lodów w irackich kontraktach. Nie podpisaliście takiej umowy? No to przynajmniej tym razem wiadomo, czyja wina. Natychmiast w dyby wszystkich polskich negocjatorów, za zdradę stanu i karygodne zaniedbanie interesu narodowego. Warzecha może napisać prokuratorom mowę oskarżycielską.


Mam pytanko: wlaściwie dlaczego Izrael, też amerykański sojusznik, nie wypowiedział jeszcze wojny USA, albo nie zabrał zabawek i nie wyniósł się z piaskownicy, aby na dnie z honorem lec? Bo widzicie panowie, Izrael też nie jest i nigdy nie był uczestnikiem Visa Waiver Program, i też nie nie ma szans by się do VWP zakwalifikować, z powodu przekroczenia progu odmów. Nie słyszę natomiast, by z tego powodu pomstowano w Izraelu od rana do nocy na wredność amerykańską.

Co za szczęście, że jak to słusznie wytknął John Kowalski, kryteria udziału w VWP już niebawem zostaną przestawione z niedoskonalego wskaźnika ilości odmów wizowych, na daleko doskonalszy wskaźnik wyników amerykańskiej kontroli wyjazdowej. Osobom wychowanym na warczących wopistach z kałachami nie mieści sie w głowie, że USA przez wiele dziesięcioleci w ogole nie miały granicznej kontroli wyjazdowej. Obecnie mają pobieżną, i dopiero pracują nad tym, jak ją zacieśnić. Kiedy Amerykanie zacieśnią kontrolę wyjazdową do standardu Okęcia, skomplikowana operetka polskiego honoru narodowego urażonego na punkcie wiz amerykanskich stanie się boleśnie prosta.

W roczniku statystycznym każdy bedzie mógł wtedy przeczytać, że przyjechało do USA x Polaków z wizami turystycznymi, wyjechało w ciagu 90 dni od wjazdu y Polaków z wizami turystycznymi, przeto nadużyło wiz turystycznych i nielegalnie pozostało ponad dozwolony okres pobytu w Stanach Zjednoczonych (x minus y) Polaków. Skończą się wtedy jak nożem uciął głupie dyskusje o gwałcie popełnianym przez USA na polskim honorze narodowym i wredności amerykańskiego sojusznika. Tylko jak red. Warzecha wybrnie wtedy z popularnego w Polsce argumentu, że Polacy wcale, ale to wcale pracować w USA na czarno nie chcą i nie potrzebują, bo mogą pracować legalnie w UE, zaś setki tysięcy Polakow ubiegających się o wizy pragną przelecieć ocean wyłącznie dla wypicia drinka przy prawdziwym amerykańskim barze?

środa, 12 grudnia 2007

"Trojka"

Mam wrażenie, że pod rządami dobranej przez premiera Donalda "trojki" fachowców od więzi Wychodźstwa z Macierzą diaspora polska się ze śmiechu nie powstrzyma…

"Trojka" odpowiedzialna za stosunki Polski z Polonią to obecnie:


Piotr Stachańczyk, nowy wiceminister spraw wewnętrznych, który ma premierowi Tuskowi opracować założenia polityki migracyjnej. Jako stary wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie AWS Jerzego Buzka opracował projekt ustawy o obywatelstwie polskim bardziej represyjny od obowiazującej gomułkowskiej ustawy z 1962 roku. Wysunął między innymi propozycje karania Polonii grzywną za okazywanie niepolskich paszportow oraz globalnego poboru do wojska obejmującego wielomilionową Polonię (obywatelstwo polskie dziedziczy się w nieskończoność), bez wzgledu na miejsce urodzenia i zamieszkania, posiadane inne obywatelstwo oraz znajomość języka polskiego.

Radosław Sikorski, nowy minister spraw zagranicznych. Jako stary wiceminister spraw zagranicznych w rządzie AWS Jerzego Buzka maniakalnie upierał się, że Polonia ma wyrabiać sobie paszporty polskie i obowiązkowo ich używać w podróżach do Polski. Nie interesowało go, że posłuszeństwo tej dyrektywie ze strony podwójnych obywateli automatycznie powodowało ruinę kariery zawodowej niektórych Polaków w USA (choć podwójne obywatelstwo PL/US można mieć w USA bez zadnych reperkusji, osobom pracującym na niektórych stanowiskach nie wolno posiadać ważnego obcego, czyli nie-amerykańskiego, paszportu).

Marek Borowski, nowy przewodniczący sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.* Twardy jak diament stary komunista, syn starego komunisty (trzykrotnie skazanego w II RP za antypolską, prosowiecką działalność wywrotową), był do tej pory między innymi jednym z założycieli SdRP, SLD-owskim wicemarszałkiem sejmu, szefem Urzędu Rady Ministrow u Józefa Oleksego, oraz założycielem Socjaldemokracji Polskiej, ugrupowania dla tych, dla ktorych SLD był za mało lewicowy. Godny następca starego komunisty Longina Pastusiaka na stanowisku pasterza polonijnych owieczek, przynajmniej tych co głupszych i chętniejszych do strzyżenia.

---------------------------------

* Poprzednio Komisja Łączności z Polonią i Polakami za Granicą – słowo "Polonia" polskie lewactwo i klasa urzędnicza Rzeczypospolitej od jakiegoś czasu pilnie wycofują z oficjalnego użycia, aby upowszechnić pogląd, że żadnej podmiotowej ani niezależnej od Polski Polonii nie ma, a Warszawa jest globalnym suwerenem wszystkich Polaków nie mieszkających w Polsce. W skrócie: Ein Volk, Ein Reich.


Komuś cholernie musi zależeć na zerwaniu więzi kraju z diasporą.

Nihil novi sub sole – Warszawa od zawsze boi się i nienawidzi wszystkiego, czego nie kontroluje i nie może ręcznie sterować.

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Rząd administracyjnie powstrzyma emigrację z Polski?

Koniec złotej ery, w której każdy sobie jeździ, gdzie chce i pracuje tam, gdzie sam uważa, państwa i jego urzędników o zdanie nie pytając? Niewykluczone.

Wybór urzędnika mającego opracować politykę migracyjną rządu PO wart jest tysiąca słów. Ten kadrowy wybór premiera prawdopodobnie kladzie kres nadziei, że imigracja i emigracja będą w Polsce najbliższych lat czymkolwiek innym aniżeli przedmiotem populistycznych zabaw polityków brzytwą.

Także Polonia, zwlaszcza Polonia Zachodu, może się obecnie spodziewać po Warszawie wszystkiego najgorszego – więcej doktrynerstwa, więcej biurokracji, więcej drenażu kieszeni, więcej arogancji urzędników w polskich konsulatach. Polonia nie moźe się natomiast spodziewać podmiotowego traktowania przez państwo. Państwo ma teraz od tych zagadnień specjalistę, nazwisko którego jest synonimem poglądu, że wielomilionowa polska diaspora jest własnością państwa, które tak z nią może poczynać, jak mu się spodoba.



20 listopada 2007 r. Prezes Rady Ministrów Donald Tusk powołał
 nowego Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych
i Administracji, Piotra Stachańczyka. W jego kompetencjach znajdą
się kwestie migracji i polityki migracyjnej. Piotr Stachańczyk w latach
2001-2007 pełnił funkcję Prezesa Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców.


Pan Piotr Stachańczyk jest dobrze znany Polonii Zachodu. Przede wszystkim jako były podsekretarz stanu w MSWiA podczas kadencji rządu AWS premiera Jerzego Buzka, główny autor projektu rządowego ustawy o obywatelstwie polskim skierowanego do Sejmu w październiku 1999 roku (Fot.1) i reprezentant stanowiska rządu podczas debaty parlamentarnej nad tym projektem latem 2000 roku.







Projekt ministra Stachańczyka każdy może ściągnąć z elektronicznego archiwum Sejmu RP, gdzie znajduje się on jako Druk Sejmowy III kadencji nr 1408, pod adresem:

Druk Sejmowy III kadencji nr 1408

Z tego dokumentu - źródła jak nabardziej oficjalnego - pochodzą wszystkie ilustracje do tego artykułu (za wyjątkiem portretu bohatera).

Projekt Stachańczyka odznaczał się tym, że w niektórych aspektach nadawał proponowanej ustawie o obywatelstwie polskim charakter bardziej represyjny niź gomułkowska jeszcze ustawa o obywatelstwie z 1962 roku, obowiązująca (z niewielkimi kosmetycznymi zmianami) tak w1999 roku, jak i dzisiaj.

Projekt przewidywał między innymi sankcję karną dla podwójnych obywateli za okazywanie władzom polskim niepolskich paszportów, czyli karanie Polonii grzywną za posługiwanie się w podróżach do Polski własnymi, legalnie posiadanymi paszportami innych państw.








co uzasadniono następująco:







Przewidywano również stworzenie w prawie polskim formalnej podstawy do objęcia wielomilionowej światowej polskiej diaspory globalnym poborem do wojska w Polsce (artykuł 50 projektu).







Rządowa inicjatywa grożenia Polonii wojskową branką została umiejętnie zakamuflowana w ultra-technicznym tekście proponowanego artykułu 50 projektu rządowego, który miał w zamyśle być zrozumiały tylko dla biegłych. Sens propozycji stawał się jasny dopiero wtedy, gdy ktoś zadał sobie trud sprawdzenia z Dziennikiem Ustaw w ręku, jak brzmi zdanie, którego usunięcie z ustawy o powszechnym obowiazku obrony postulował minister Stachańczyk.

Krytyczne zdanie, przeznaczone do usunięcia, brzmiało: "Obywatel polski będący równocześnie obywatelem innego państwa nie podlega powszechnemu obowiązkowi obrony, jeśli stale zamieszkuje poza granicami Rzeczpospolitej Polskiej". Eliminacja tego zdania z ustawy o powszechnym obowiazku obrony RP miałaby efekt prawny natychmiastowego objęcia obowiązkiem służby wojskowej w Polsce wszystkich obywateli polskich płci męskiej na świecie, bez względu na miejsce urodzenia i zamieszkania, posiadane obywatelstwo obce, czy znajomość języka polskiego. Co do perspektyw wprowadzenia proponowanej treści ustawy w życie, trudno sądzić, by rząd AWS zamierzał był uchwalać nowe prawo wyłącznie po to, aby go nie przestrzegać.

Pomyłka lub nieporozumienie co do intencji ówczesnego rządu AWS i jego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Piotra Stachańczyka są wykluczone, poniewaź twórcy projektu ustawy szczegółowo rozwinęli w dołączonym uzasadnieniu swoją koncepcję proponowanej w art.50 eliminacji zwolnienia podwójnych obywateli stale zamieszkałych za za granicą z obowiązku służby wojskowej w Polsce . Nie ma żadnych wątpliwości, że tak właśnie i nie inaczej miało w zamyśle rządu AWS być.







Propozycja objęcia Polonii globalnym poborem do wojska, całkowicie bezsensowna militarnie i potencjalnie zabójcza dla budżetu państwa, ale za to znakomita jako narzędzie do miotania gróźb uciszających polonijną krytykę władz polskich, przedostała się do wiadomości publicznej przedwcześnie, w wyniku przecieku z komisji sejmowych. W efekcie, art.50 nie wszedł ostatecznie pod obrady plenarne Sejmu, przepadając bez śladu w komisjach.

Minister Stachańczyk, indagowany o rządową inicjatywę branki przez ówczesnego przewodniczącego sejmowej Komisji Łączności z Polonią, posła Ryszarda Czarneckiego, zaprzeczył, jakoby zamysł objęcia Polonii służbą wojskową w Polsce kiedykolwiek istniał, nie przejmując się publiczną dostępnością materialnych dowodów kłamstwa. .



http://chat.wp.pl/zapis.html?T[page]=2&id_czata=400
Ryszard Czarnecki
Spotkanie odbyło się:
2001-04-26 (22:00)


Moderator: Dlaczego i po co rząd RP usiłował objąć Polonię obowiązkiem służby wojskowej w kraju? (Stary Wiarus)

Ryszard Czarnecki: To jest pytanie do przedstawicieli rządu, w parlamencie, a przynajmniej w mojej komisji, takich pomysłów nie było, ale o ile wiem, rząd również żadnej branki robić nie chciał - tak przynajmniej zapewniał mnie minister Piotr Stachańczyk, któremu po podobnych sygnałach od emigracji zadałem pytanie dotyczące właśnie tej sprawy.


Trudno dziś powiedzieć, co minister Piotr Stachańczyk miał na myśli osiem lat temu posługując się groźbą globalnej branki wojskowej.

Powstała wówczas w niektórych kołach polonijnych dosyć radykalna teoria, że obowiązek służby wojskowej w Polsce miał w zamierzeniu postawić wszystkich podwójnych obywateli w sytuacji konfiktu prawnego z państwami ich stałego zamieszkania, ponieważ niewiele krajów toleruje służbę w obcych siłach zbrojnych.

Druga, równie drastyczna teoria była taka, że nowa ustawa o obywatelstwie polskim miała całkowicie zerwać osobiste związki młodej Polonii z Polską, poprzez postawienie jej przed niemożliwym wyborem pomiędzy lojalnością wobec kraju zamieszkania i perspektywą służby wojskowej w Polsce. Spekulowano nawet, że celem grożenia branką miało być wywarcie przez Warszawę nacisku na zrzekanie się przez Polonię obywatelstw krajów osiedlenia, co oznaczałoby w wielu wypadkach rezygnację z kariery zawodowej w kraju zamieszkania, lub nawet wymuszoną repatriację do Polski.

Trzecia teoria twierdziła, źe represyjne propozycje projektu nowej ustawy o obywatelstwie polskim stanowiły odwet na Polonii amerykańskiej za storpedowanie konferencji naukowej z okazji 10-lecia Okrągłego Stołu zorganizowanej w kwietniu 1999 roku na uniwersytecie stanowym Michigan w Ann Arbor. Akcja protestacyjna Polonii amerykańskiej pod hasłem 'Not Welcome' uniemożliwila przyjazd na tą konferencję generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, w następstwie czego nie doszło do publicznej międzynarodowej kanonizacji uczestników Okrągłego Stołu jako czcigodnych pionierów transformacji ustrojowej od komunizmu do demokracji. Pikantnym szczegółem jest, że obaj generałowie raptownie stracili entuzjazm do podróży za ocean kiedy okazało się, że istniała realna moźliwość ich aresztowania w USA i postawienia przed amerykańskim sądem z powództwa dowolnej osoby poszkodowanej w wyniku stanu wojennego. W myśl 'konferencyjnej' teorii, polonijna akcja 'Not Welcome' doprowadziła wpływowy układ okrągłostołowy w kraju do zimnej furii, i zaowocowała inicjatywą rządową zrobienia raz na zawsze porządku z Polonią niezależną od Warszawy.

W zakresie nowych obowiązków p. Stachańczyka znajdą
 się teraz "kwestie migracji i polityki migracyjnej", duży i wieloznaczny obszar polityki państwa. W niechętnej obcym Polsce przedmiot rzadko dyskutowany, tradycyjnie powierzany siłowemu resortowi, osłonięty milczeniem i tajemnicą państwową.

Czy do zakresu obowiązków wiceministra ma należeć również powstrzymanie środkami administracyjnymi potężnego "głosowania nogami" przez polską młodzież? Administracyjna obstrukcja emigracji z Polski lub wprowadzenie ogólnej polityki jej celowego utrudniania? Czas pokaże.

Miedziane czoło wiceministra płynnie kłamiącego w przeszłości na temat braku zamiaru wojskowej branki, pomimo widocznych gołym okiem dowodów wręcz przeciwnej intencji rządu, nie wróży dobrze na przyszłość. Być może osoby zastanawiające się nad emigracją z Polski powinny pospieszyć się z decyzją.




PS. Osławiony projekt Stachańczyka nie wszedł w życie, pomimo uchwalenia proponowanej ustawy przez Sejm III kadencji dnia 29 czerwca 2000 roku, stosunkiem głosów 304:2. Proponowana ustawa na dłuższy czas utknęła w Senacie. Po zwróceniu jej do Sejmu z senackimi poprawkami, ówczesny Marszalek Sejmu, Maciej Płażyński, odwlekał głosowanie nad ustawą jak tylko długo się dało, ponieważ jako doświadczony polityk doceniał potencjał dla wybuchu wojny polsko-polonijnej na tle jej treści. W końcu ustawa nie doczekała się głosowania w Sejmie, rząd Buzka upadl, a wraz z nim projekt Stachańczyka i marzenia o wzięciu Polonii krótko przy pysku. Na krótko przed upadkiem rządu AWS, Stachańczyk został mianowany przez premiera Buzka prezesem Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców. Został pozostawiony na tym stanowisku przez wszystkie następne rządy RP. Obecnie powraca z nominacji premiera Tuska na stanowisko, na którym już raz w niezapomniany sposób 'zasłużył się' polskiej diasporze.

czwartek, 6 grudnia 2007

Monitorowanie

Na stronach internetowych Kancelarii Premiera opublikowano wlaśnie opracowany we wrześniu tego roku raport "Polityka państwa polskiego wobec Polonii i Polaków za granicą 1989-2005".

Polityka państwa polskiego wobec Polonii i Polaków za granicą 1989-2005


Nie wiem czy zespół ekspertów jaki go opracował, to eksperci osobiście dobrani przez byłego premiera, czy też Kancelaria Prezesa Rady Ministrów posiada stały korpus konsultantów. Jakkolwiek by się ta sprawa miała, mam nadzieje że dojdzie do wymiany tego zespołu na model lepszy i nowszy, a w każdym razie mocniej trzymający się ziemi.


Z raportu wynika przejrzyście, że dla obecnej grupy ekspertów Polonia (zwlaszcza Polonia Zachodu) jest jako obiekt jej studiów tajemnicza co najmniej tak, jak odlegle ciała niebieskie dla astronomów-amatorów.

W dodatku wizja ekspertów przewiduje obroty polonijnych sfer niebieskich dookoła polskiego pępka, a konkretnie dookoła pępka urzędniczego, czyli polskiej administracji państwowej.

Jeśli tak właśnie to z Warszawy widać, to uprzejmie zawiadamiam z pozycji przedmiotu obserwacji biegłych, że PT Czcigodni Znawcy przykładają swe przyrządy obserwacyjne do oczu niewłaściwym końcem. Przede wszystkim zapewne z powodu ograniczenia swych kontaktów do tzw. zorganizowanej Polonii, stanowiącej mikroskopijny i generalnie groteskowy margines polskiej diaspory. Oraz z powodu ewidentnego consensusu w zespole znawców, że Polonia jest własnością państwa i jego administracji, której obowiązkiem jest Polonią tak zarządzać, by państwo coś z tego miało.

Z przyjemnością dowiaduję się, że jako emigrant z ponad 25-letnim stażem naturalizowany w Australii awansowałem u ekspertów premiera do "starej emigracji". Z przykrością jednak zauważam, że jej definicja jest produktem myślenia życzeniowego, czyli 'wishful thinking':


Polonia - tzw. stara emigracja

Są to emigranci (lub ich potomkowie), którzy opuścili Polskę w poszukiwaniu pracy lub z przyczyn politycznych. Od dziesięcioleci mieszkają za granicą, najliczniej w Europie Zachodniej i obu Amerykach. Przeważnie utrzymują stały kontakt z dalszą lub bliższą rodziną, która pozostała w Polsce. Sfera działalności patriotycznej, szczególnie wśród emigracji żołnierskiej, a później opozycyjnej, jest dla tych społeczności wyjątkowo ważna. Wiele osób z tej grupy ma podwójne obywatelstwo - polskie i kraju zamieszkania.


Otóż dla emigracji żołnierskiej, drodzy eksperci, ważniejsze od dzialalności patriotycznej jest obecnie panowanie nad funkcjami fizjologicznymi, prawidłowa perystaltyka jelit i regularne wychodzenie na spacery. Z tego prostego powodu, że jeśli ktoś miał 1 września 1939 roku szesnaście lat, to dzisiaj ma osiemdziesiąt cztery, i coraz częściej przebywa w krainie wspomnień, w której nie zawsze może sobie przypomnieć, czy bił się pod Monte Cassino, czy pod Kircholmem.

Jeśli ktokolwiek poniżej 75 roku życia uwaza się dziś za członka emigracji żołnierskiej, to jest w tym tyle samo sensu, co w słynnym regulaminie Konkursu Piosenki Żołnierskiej w PRL późnych lat siedemdziesiatych, który wymagał, by każdy wykonawca odśpiewał co najmniej jedną nową piosenkę partyzancką.

Tak optymistycznie zwana emigracja opozycyjna (ca. 1980-89) to w znakomitej większości osoby, które opuściły PRL nie tyle z powodu aktywnej niezgody na komunizm, co dla świętego spokoju, nie widząc dla siebie miejsca w królestwie absurdu. Grupa emigracji aktywnej politycznie zawsze była niewielka, a po 1989 roku radykalnie zmalała.

Podwójne obywatelstwo - polskie i kraju zamieszkania, ma nie "wiele osób z tej grupy", tylko praktycznie wszyscy Polacy legalnie zamieszkali na Zachodzie na stałe od dłużej niż dziesięciu lat. Po pierwsze, ze wzgledow czysto praktycznego funkcjonowania w kraju osiedlenia - paszport, możliwość zatrudnienia w sektorze państwowym etc.). Po drugie, z rzadko rozumianego w Polsce powodu: - dla uniemożliwienia Warszawie wtrącania sie w ich sprawy i dla możliwości korzystania z opieki organów państwa stałego zamieszkania, gdyby takie wtrącanie się nastąpiło.


Przesadzam? Niekoniecznie. Proszę poczytać rekomendacje ekspertów KPRM.
Czcigodni eksperci postulują jak następuje, zakładając niezbywalne prawo państwa do trzymania państwowego kciuka w prywatnej zupie każdego, kto się o mistyczne polskie DNA choćby otarł - gdzie by nie mieszkał i co by nie robił:

Po drugie, konieczne wydaje się stworzenie możliwości stałego monitorowania i analizowania sytuacji Polonii i Polaków za granicą na potrzeby administracji państwowej i jej działań, wykraczającego poza standardowy monitoring prowadzony przez placówki dyplomatyczne.


Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia....

Nie czuję sie na siłach komentować prawa innych krajów, ale jeśli chodzi o Australię, to jakiekolwiek monitorowanie obywateli australijskich stale zamieszkałych w Australii przez obce państwo, czy to poprzez jego placowki dyplomatyczne, czy innymi metodami operacyjnymi, podpada pod ustawową definicję tak zwanych 'acts of foreign interference', zwalczanie których należy do ustawowych obowiązków tutejszych organów bezpieczeństwa państwa, na równi z walką ze szpiegostwem, sabotażem i terroryzmem.

Próby monitorowania kogokolwiek w jego własnym kraju, z uzasadnieniem, że ponieważ on się w Polsce urodził, to Australia nie jest jego krajem, bo polska administracja państwowa wie lepiej i przyznała sobie prawo do zaglądania mu przez ramię, mogą się skończyć raczej smutno - wydaleniem dyplomatów lub aresztowaniem i procesami przy drzwiach zamkniętych wszelkich innych amatorów monitorowania, nie chronionych immunitetem dyplomatycznym.

Byłoby może nieźle, gdyby eksperci premiera dodali krótki przypis, że przymusowe utrzymywanie przez RP obywatelstwa polskiego emigrantów (które według prawa polskiego jest dziedziczone w nieskończoność), nie daje Polsce prawa monitorowania czy nadzoru polskich emigrantow zintegrowanych w krajach ich stałego zamieszkania i obywatelstwa. Jakkolwiek Konstytucja RP pozwala w art 34. ust.2 na zrzeczenie sie obywatelstwa polskiego na własny wniosek, to polska administracja państwowa praktycznie takie zrzeczenie uniemożliwia, za pomocą celowej obstrukcji w procesie administracyjnym zaprojektowanym tak, by był jak najbardziej skomplikowany, kosztowny i niemal nie do przebycia. Po co czynić kogoś Polakiem wbrew jego woli, tego nawet eksperci premiera nie wiedzą.


Ja w każdym razie wiem, dokąd mam zadzwonić, jeśli zgłosi się do mnie ktoś chętny do monitorowania Polonii, i wiem jak nazwać takie monitorowanie w rozmowie telefonicznej, jaka nastąpi. Emisariuszom Ojczyzny sugeruję noszenie przy sobie, na wszelki wypadek, szczoteczki do zębów.

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Rząd Tuska chce wyjaśnień od Amerykanów



Rząd Tuska chce wyjaśnień od Amerykanów

Piotr Gillert 03-12-2007, ostatnia aktualizacja 03-12-2007 03:07

Nowy rząd nie pali się do rozmów z Waszyngtonem. Jak się dowiaduje „Rz”, Warszawa ma wątpliwości, czy Amerykanie mówią całą prawdę o tarczy.


(…)nowy rząd chce najpierw skonsultować sprawę bazy z NATO, Czechami, Niemcami, a także Rosją, a dopiero potem zasiąść ponownie do stołu z Amerykanami.

– W tak ważnej sprawie nie możemy się spieszyć. Zresztą mamy dużo czasu, choćby i do wyboru następnego prezydenta USA – twierdzą polskie źródła dyplomatyczne.

(…)

Jedną z przyczyn jest opublikowany niedawno raport dwóch naukowców z prestiżowych amerykańskich uczelni, którzy dowodzą, że rakiety przechwytujące (czyli interceptory) z bazy w Polsce byłyby zdolne zniszczyć rosyjskie rakiety międzykontynentalne wystrzelone w stronę Ameryki.

==============

Tjaaa… Znaczy, byłyby zdolne zniszczyć wszystkie dziesięć rosyjskich rakiet międzykontynentalnych, bo tyle ma być w Polsce amerykańskich rakiet przechwytujących pociski balistyczne…

Te 'polskie źródła dyplomatyczne' co to mają tyle czasu, to one są tylko z MGIMO, czy jeszcze z jakiś innych szkół myślenia?

No, a o tym, że imperialiści kłamią zawsze, ludzie radzieccy nie klamią nigdy, a radzieckie rakiety są wyłącznie 'miroljubiwe', czyli kochające pokój, to wie przecie każdy, kto się kiedykolwiek musiał w PRL nauczyć na akademię pierwszomajową wiersza "Robotnik nasz mówi o imperialistach".


W każdym normalnym kraju premier miałby w swojej kancelarii fachowców, którzy wiedzieliby skąd wezwać wiarygodnych ekspertów, którzy byliby w stanie objaśnić w sposób zrozumiały nawet dla premiera, że ten raport jest dzieckiem lekko nawiedzonego profesora prestiżowej uczelni Massachusets Institute of Technology, który dziesięć lat temu powziął pogląd - bez dostępu do tajnych danych i na podstawie opinii jednego niezadowolonego inżyniera z firmy zbrojeniowej TRW - że podczas testu rakiety przechwytującej w 1997 roku firma TRW sfałszowała dane z tego testu, w celu sformułowania przesadnie optymistycznej prognozy o potencjalnej skuteczności takich rakiet.

Od tego czasu posłannictwem życia profesora stało się udowadnianie, że w sprawie obrony przeciwrakietowej wszyscy kłamią, a on jeden ma rację, za co ogromnie ukochał go wszelkiego rodzaju anty-establishment amerykański.

W kontekście polskim, takie indywidualne krucjaty znakomicie się wpisują w lęki i fobie polskiej szkoły politycznej, chorej z podejrzliwości wobec wszystkiego i wszystkich, karmionej teoriami spiskowymi, i wierzącej w cuda płynące z ręki nadzwyczajnie obdarzonych mistyków, którzy wszystko wiedzą lepiej i poprowadziliby ludzkość najkrótszą drogą do zbawienia, tylko im spisek nie daje.

Nikomu się nie chciało sprawdzić, że powoływany amerykański autorytet jest najukochańszym dzieckiem amerykańskiego lewactwa między innymi za to, że od 2000 roku usiłuje wylansować tezę, że Stany Zjednoczone o niczym innym nie marzą, jak tylko o tym, by znienacka zaatakować Rosję. Do tego wniosku czcigodny profesor dochodzi na podstawie podejrzenia, że perfidni Amerykanie zbierają dane radarowe o najnowszych rosyjskich rakietach balistycznych, zamiast zrobić tak, jak powinni, to jest zostawić Rosjan w spokoju, by mogli bez przeszkód dyskretnie unowocześniać swój arsenał. I tak dalej, i tak dalej.



Mnie tam za jedno. Mieszkam daleko, w kraju, którego Rosja, przynajmniej na razie, nie chce przyłączyć do swojej strefy wpływów, na kontynencie znajdujacym się na szarym końcu wszystkich list celów strategicznych, w stabilnej, ponad stuletniej demokracji, która tego rodzaju nawiedzonych wita salwą śmiechu.

Ale w Polsce, dawanie ślepej wiary takim autorytetom ma akurat tyle samo sensu co ogłoszenie Leppera światowym autorytetem od rolnictwa, Giertycha od edukacji, a Wałęsy od analizy geostrategicznej.

Komentując w lutym tego roku amerykański raport wywiadowni gospodarczej (i nie tylko) Stratfor na temat raportu Macierewicza napisałem:




(…) sytuacji "a ja sobie stoję w kole i wybieram kogo wolę" dla Polski nie ma i nigdy nie było, a wybór się robi coraz węższy. W tej chwili jest taki, że Polska może zostać albo amerykańskim proxy w Unii i antyrosyjską linią frontu, albo wypiąć się na USA i zostać obszarem walk partyzanckich pomiędzy Rosją a Unią o zwrócenie Polski (a potem reszty dawnego Układu Warszawskiego) do rosyjskiej strefy wpływów. Jak się Rosji uda przy pomocy agentury wpływu wywołać w Polsce gniew ludu udaremniający opcję frontową, to może się zdarzyć, że potem nikt już Polski nie będzie pytał o zdanie, jak sobie wyobraża Europę Środkową.

Na wymarzonym przez krajowe sfery postępowe stanowisku pachnącego dobrą wodą kolońską, zamożnego i eleganckiego europejskiego brokera miedzy Unią a Rosją, ciagnącego korzyści od obu stron - po prostu nie ma wakatu. Ani Niemcy nie zrezygnowały z tej posady, ani nie mają takiego zamiaru, ani nikt w Europie takiej roli Polsce nie powierzy. W tej sytuacji, można albo się zdefiniować jako antyrosyjska linia frontu, albo czekać, aż Rosja znajdzie sposób na odłupanie Polski od Unii i rekonstrukcję swojej koncepcji "bliskiej zagranicy".


A słowo stało się ciałem. Rząd poczeka.

Cóż, PT Rodacy z Kraju, jeżeli wolicie być obywatelami 'bliskiej zagranicy' zaslaniającej własna piersią Rossiję-matuszkę przed amerykańskimi imperialistami, a w nagrodę trzymającej kontrakt na dostawę kiełbasy do bufetu na stacji Chandra Unyńska, to wasza sprawa.

Tylko nie lamentować mi wtedy, że źli Amerykanie nie chcą znosić wiz, przez co nie dają wam pracować w USA na czarno. Trochę konsekwencji. A wiersza zacznijcie się uczyć na nowo już dzisiaj, bo i akademie też wrócą.



Robotnik nasz mówi o imperialistach


Nienawidzą naszego węgla.

Nienawidzą naszych cegieł i przędzy.

Nienawidzą tego, co już jest.

Nienawidzą wszystkiego, co będzie.

Naszych okien i kwiatów w oknach.

Naszych lasów i ciszy leśnej.

Nawet wiosny, bo to nasza wiosna.

Nawet szkoły z wesołymi dziećmi.

Rozpruli atom jak pancerna kasę,

lecz nic prócz strachu nie znaleźli w kasie.

O, gdyby mogli, gdyby mogli tym strachem

uderzyć w domy i fabryki nasze.

W nasze okna i kwiaty w oknach.

W nasze lasy i ciszę leśną.

Nawet w wiosnę, bo to nasza wiosna.

Nawet w szkoły z wesołymi dziećmi.

O, gdyby mogli - gdyby mogli... Wiemy.

Więc oczy mamy przenikliwe.

Więc serca mamy niełamliwe.

Więc czoła mamy nieustraszone.

Więc ręce mamy niezwyciężone



Wisława Szymborska

piątek, 30 listopada 2007

Czego Polonia nie może

Czego Polonia mająca na Zachodzie kariery zawodowe bynajmniej nie na zmywaku robić nie może, bez względu na osobiste preferencje min. Sikorskiego w sprawie paszportów:

Oryginał dyrektywy Pentagonu z najnowszą wersją wytycznych (sierpień 2006) w sprawie lojalności obywatelskiej osób ubiegających się o wydanie amerykańskich certyfikatow bezpieczeństwa, koniecznych dla osób zatrudnionych na stanowiskach, na których wymagany jest dostęp do informacji chronionych przepisami o tajemnicy państwowej lub służbowej




Obywatelu, nie pieprz bez sensu!

(em)

http://www.itvp.pl/informacje/video.html?channel_id=499&site_id=726&genre_id=503&form_id=473&video=29510
 

Pospieszalski: - Jeżeli dwóch dżentelmenów będzie chciało zawrzeć związek małżeński, na przykład dwóch Polaków, na przykład w Hiszpanii. Tam zostanie im ten ślub udzielony i co się będzie z nimi działo jak wrócą do Polski.

Sadurski: - Jeżeli na mocy prawa hiszpańskiego dwóch obywateli np. hiszpańskich...

Pospieszalski: - Ale nie, mówię o Polakach.

Sadurski: - Dlaczego dwóch Polaków miałoby zawrzeć związek małżeński w Hiszpanii?

Palikot: - Ponieważ w Polsce jest to niemożliwe, np. z tego powodu.

Sadurski: - No ale ślub się zawiera w kraju swojego obywatelstwa.

 
Pardon? 

Znaczy (abstrahując na chwilę od elementu homo w tej wymianie zdań), czy ślub Hindusa z Malajką ma być zawarty w New Delhi, czy w Kuala Lumpur, czy najpierw w New Delhi a potem w Kuala Lumpur, albo odwrotnie? 
 
A jak będzie zawarty w Nowym Jorku, to będzie nieważny zarówno w New Delhi jak i w Kuala Lumpur?
 
Sadurski czym prędzej powinien zostać dubeltowym doradcą Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, ponieważ te dwie polskie instytucje od lat upierają się maniakalnie, że tak samo, jak podobno nie ma zbawienia poza kościołem katolickim, tak małżenstwa i rozwody obywateli polskich nie istnieją o ile nie są zarejestrowane w polskich USC, albo (w wypadku rozwodów) orzeczone przez wyłącznie polskie sądy.
 
Prowadzi to do wdzięcznej sytuacji farsy, jaka się rozgrywa w polskich konsulatach za granicą za każdym razem, kiedy ktoś wspomni konsulowi, że się właśnie rozwiódł i ponownie ożenił za granicą, a konsul mu na to, że w takim razie jest bigamistą, i jak przyjedzie do Polski to prokuratura może go ścigać z urzędu, a sąd moze mu dać dwa lata wiezienia. Osobiście znam pewną bardzo godną i bogobojną 68-letnią matronę, która dowiedziala się w Konsulacie Generalnym RP w Sydney, że ponieważ niektórych ze swoich czterech mężow poślubiała i rozwodzila sie z nimi w Polsce, a niektórych gdzie indziej, to dla RP jest co najmniej dwukrotną bigamistką, a recydywa jest w Polsce okolicznością obciążającą w postępowaniu karnym. 
 
Wszędzie indziej oprócz Polski używa sie pragmatycznej zasady, że małżeństwo lub rozwód są prawnie ważne, o ile małżeństwo zostało prawomocnie zawarte lub rozwód prawomocnie orzeczony według prawa lokalnego, właściwego miejscowo dla jurysdykcji terytorialnej, w której każde z tych wydarzeń nastąpiło.
 

Jako podwójny obywatel polski i australijski rozwiedzony i ożeniony w Australii serdecznie namawiam Sadurskiego, by złożył na mnie do polskiej prokuratury donos o bigamię. Sadurski uzyska w ten sposób cenną reputację tzw.  'państwowca'.

W danym wypadku,  twardego zwolennika budowy globalnej polskiej jurysdykcji administracyjnej i zarządzania twardą ręka z Warszawy 54-milionowym narodem polskim (jeśli liczyć Polonię, jak to chcą niektórzy, na około 16 milionów). W myśl zasady 'Ein Volk, Ein Reich'. 'Ein Staatsangehörigkeit' Sadurskiemu niestety na razie nie wyjdzie, ponieważ Australia, jak mu to powinno być wiadomo, pojmuje swoją suwerenność w ten sposób, że nie odczuwa ptrzeby pytania Warszawy, kogo ma naturalizować, a kogo nie.

A jeśli o mnie chodzi, to pozostanę przy swoim zdaniu, że jak się obywatel australijski stale zamieszkały w Australii tam żeni albo rozwodzi z obywatelką australijską, to nikomu w Warszawie nic do tego, choćby jedno lub oboje z małżonków nominalnie posiadali również i polskie obywatelstwo (ktorego z przyczyn praktykowanych przez RP wstrętów administracyjnych praktycznie niemal nie sposób sie zrzec).  
 
W kontekście unijnym natomiast, to ja już oczyma duszy widzę tą sytuację na sali sądowej w Strasbourgu, kiedy europejski prawnik Sadurski, występujący jako pełnomocnik procesowy Rzeczypospolitej Polskiej, będzie się upierał, że obywatele polscy nie mają prawa zawrzeć związku małżeńskiego w Hiszpanii, krzyczał, tupał, darł na sobie koszulę, rzucał sie na podłogę i nieludzkim głosem wył NIE POZWALAM!!! 
 
Kiedy zaświta 'państwowcom', że praktyczne szanse na regulację z Warszawy, co obywatel polski może w Hiszpanii, lub dowolnej innej Gwadelupie, są zerowe?
 
 
---------- 
PS. Tytuł jest naturalnie z Mleczki i dotyczy kopulacji nosorożca z żyrafą, która zapewne jest w RP nielegalna jako przeciwna naturze albo prawu boskiemu, co najmniej tak samo, jak ślub w Australii czy Hiszpanii. 
 
=================== 
 
Z OSTATNIEJ CHWILI:

Sadurski przyznaje się do winy, podaje jako okoliczność łagodzącą pomroczność jasną. Stan goleni prawej chwilowo nieznany.

http://tekstowisko.salon24.pl/49381,index.html#comment_739112

Od WS

-> autor

Faktycznie, z tymi malzenstwami zawieranymi za granica mi sie pokickalo: mialem moment zaciemnienia pomrocznego. Za to przepraszam widzow. Inna rzecz, ze mogl Pan swa reakcje ujac nieco mniej brutalnie - no ale juz taka poetyka, nie skarze sie.
Pozdr., WS

2007-11-29 12:19Wojciech Sadurski1752226Daleko blisko
 
 
Znaczy, czy ja mogę teraz liczyć na to, że Sadurski wystąpi w telewizji i tam publicznie odszczeka swoją tezę, że ślub się zawiera w kraju swojego obywatelstwa? Bo jak nie, to ta skrucha jest zasadniczo bezwartościowa, a klasa urzędnicza RP będzie sie podpierać autorytetem Sadurskiego w upieraniu się, że tak wlaśnie ma być.
 
komentarze (16)SkomentujJeżeli na tej stronie widzisz błąd, .




  • z tego, co wiem, mogą tam zawrzeć ślub

    i żaden Pospieszalski czy Wierzejski im w tym nie przeszkodzi.

    Tylko nie wiem, czy takie małżeństwo jest ważne wg prawa polskiego. Zatem czy ma jakikolwiek sens (poza emocjonalnym), jezeli ta para nie wyemigruje.

  • @ pandada

    Rozumiem to doskonale. Śmieszy mnie tylko do łez dekretowanie przez Sadurskiego kto ma gdzie brać ślub czy rozwód, oraz niezachwiane przekonanie takich Sadurskich, źe RP może w magiczny sposób regulować indywidualne zachowania swoich obywateli poza wlasna jurysdykcja terytorialną.




  • może Sadurski miał lukę

    i próbował się wykręcić od powiedzenia, że nie wie jaki jest status tej przykładowej pary w Polsce.

    A może luka jest w przepisach.

  • Luknijcie sobie tutaj:

    http://tekstowisko.salon24.pl/49381,index.html




    Trochę z Sadurskim pogadaliśmy :-)



    Pozdro.

  • @pandada

    Wyglada to chyba tak:

    Tez mnie zaciekawilo, dlaczego Profesor tak sie miga...




    A wyglada to tak:



    Under Polish law, the issue of the law governing marriage is regulated in Articles 14 to 16 of the Private International Law Act (rok 1965).



    i dalej, w samym Act:



    Article 14



    A Contracting State may refuse to recognize the validity of a marriage where such recognition is manifestly incompatible with its public policy ("ordre public").








    Article 15



    This Chapter shall apply regardless of the date on which the marriage was celebrated.



    However, a Contracting State may reserve the right not to apply this Chapter to a marriage celebrated before the date on which, in relation to that State, the Convention enters into force.







    CHAPTER III – GENERAL CLAUSES



    Article 16




    A Contracting State may reserve the right to exclude the application of Chapter I.



    Wiec wynikaloby z tego, ze dwaj polscy geje poslubieni w Hiszpanii nie moga byc uznani za legalne malzenstwo w Polsce.

    Podobnie chyba jak dwaj Hiszpanie, jesliby zamieszkali w Polsce i wystapiliby o uznanie waznosci swego malzenstwa.

    Uklony

  • >Autor

    Ja myślę, że skrucha Sadurskiego nie jest bezwartościowa, tylko jest właśnie wartościowa. Akurat w swoim tekściku czepiłem się tej wypowiedzi Sadurskiego w programie, Sadurski napisał w komentarzu co i jak i tyle.




    Czym innym jest merytoryczne dochodzenie albo nie dochodzenie do istoty jakiejś sprawy, a czym innym jest wpadka, jak ta Sadurskiego na antenie. Mnie się wydaje, że wielu zwolenników traktatu i KPP, bo o tym gadamy, omija pewne argumenty strony przeciwnej nie chcąc się do nich odnosić albo je bagatelizując. Być może strona przeciwna pewne zagrożenia wyolbrzymia, albo w ogóle imaginuje je sobie, jednak lepiej jest dmuchać na zimnie niż przeszarżować. Polecam teksty Konrada Szymańskiego - tego europosła, prof. Zolla i chociażby dzisiejszy wywiad z rzecznikiem Kochanowskim w Rzepie.



    Mówiąc inaczej - ja do Sadurskiego mam pretensje o to, że albo z założenia nie gada jak jest, albo nie całkiem wie jak jest, czy raczej jak będzie.



    W dzisiejszym wywiadzie na pytanie:



    - Czy Karta nie niesie ze sobą żadnych zagrożeń? Czy nie będzie wymuszać na przykład zmiany definicji rodziny czy legalizacji związków homoseksualnych? Albo czy nie zagrozi własności ziemi na północnych i zachodnich terenach Polski?



    Kochanowski odpowiada:



    - Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Jedyne, co można uczciwie powiedzieć, to: nie wiem. I nie dlatego, że brakuje mi wiedzy i zdolności interpretacji prawnych zapisów Karty, ale dlatego, że nikt tego dzisiaj nie wie.




    http://www.rp.pl/artykul/72780.html



    I tu jest pies pogrzebany. A Sadurski w audycji Pospieszalskiego walnął takiego dżołka, że jak o tym teraz myślę, to mi sie wydaje, że to jest za bardzo dżołkowaty dżołk żeby się tym przejmować, aczkolwiek u siebie w tekście na Sadurskiego ostro napadłem :-)



    Pozdro.

  • nikt nie wie jak to jest z KPP?

    to jest niemożliwe, aby z niej wyinterpretować wymuszanie udzielania ślubów homoseksualistom.

  • @ wyrus

    Wielu zwolenników traktatu i KPP omija pewne argumenty strony przeciwnej nie chcąc się do nich odnosić albo je bagatelizując - nie przypadkiem i nie bez kozery.




    Przetestowaniee koncepcji konstytucji EU w referendach nardowych dalo wynik dla zwolennikow 'postępowego' superpaństwa jak najgorszy. Traktat + KPP wprowadzają te same treści tylnymi drzwiami. Stąd logicznym jest, że ich zwolennicy nie chca poddawać ich ani pod osąd publiczny, ani pod szerszą dyskusję, bo wiedzą, że jeśli tak uczynią, to przegrają.



    Obecna koncepcja jest taka, że lud ma wypić europejski kielich szampana ustami swych światłych przedstawicieli, którzy wiedzą lepiej, że to nie cykuta.



    A ja coraz cześciej ostatnio patrzę na wisząca u mnie nad komputerem mapę, z wyraźną przyjemnością zerkając na duźe plamy błękitu dwóch oceanów, jakie mnie oddzielają od światłych przedstawicieli europejskiego ludu pracującego miast i wsi.

  • Przepraszam, ale ja tu nowy

    Czy blog Sadurskiego to ten tutaj:




    http://www.blogi-polityczne.liiil.pl/?cat=&start=121

    2007-11-30 02:35Wychodźca20128"Zmień kRaj" - powiedział premier - więc zmieniłem.www.cacy.salon24.pl
  • >Wychodźca

    Blog Sadurskiego to ten:



    http://wojciechsadurski.salon24.pl/index.html




    Pozdro :-)

  • Dzięks Wyrus

    Czytając po 3 blogi dziennie nijak nie dojdę do bloga Sadurskiego w tym roku (130 pozycja w rankingu), bo ja to lubię czytać systematycznie.



    Noo, może w połowie stycznia.




    A czemu Sadurski taki niepoczytny?



    Słyszałem, że prezydent Kwaśniewski lubiał go pasjami.

    2007-11-30 03:44Wychodźca20128"Zmień kRaj" - powiedział premier - więc zmieniłem.www.cacy.salon24.pl
  • Od WS

    Szanowny Panie Stary Wiarusie

    Juz na forum "wyrusa" wyjasnilem moja wpadke i przeprosilem za niefortunna czy zgola bledna wypowiedz. Poniewaz tu rozwinela sie dalsza analiza mojej wypowiedzi a przy okazji tez mojej skromnej osoby, wyjasniam raz jeszcze. Ten fragment dyskusji Pospieszalskiego dotyczyl uznawania w Polsce malzenstw homoseksualnych zawartych w panstwie UE, w ktorym bylyby one (hipotetycznie) dozwolone. Gdy JP mnie o to zapytal, mialem na mysli sytuacje, w ktorej to dwaj obywatele innego panstwa (gdzie takie malzenstwa sa dozolone) przeniesliby sie do Polski,. Chcialem wtedy wyjasnic, ze w tym przypadku, to *konkretne* malzenstwo, choc w Polsce niedopuszczalne, bedzie musialo byc przez Polske uznane jako prawne (a wlasciwie jego konsekwencje prawne respektowane w Polsce) na mocy zasady niedyskryminacji, ale nie w oparciu o orientacje seksualna, ale narodowosc, w ramach Unii Europejskiej. To obowiazuje juz teraz, nie ze wzgledu na Karte. Tymczasem dopiero z opoznieniem (spowodowanym zacmnieniem pomrocznym, ewentualnie trema telewizyjna i obecnoscia wybitnych partnerow dyskusji) uswiadomilem sobie, ze Pospieszalskiemu chodzi o to, ze np 2 polskich mezczyzn wyjedzie do Hiszpanii po to, by tam wziac slub. I wlasnie z powodu tej konfuzji (w mojej mozgownicy) palnalem glupstwo, ze malzenstwo zawiera sie w ktaju swego obywatelstwa. Mialem oczywiscie na mysli to, ze jako typowy przypadek, ludzie zenia sie tam, gdzie sa obywatelami - ale oczywiscie wyszlo to, jakbym sformulowal wiazaca zasade prawna, co jest oczywiscie bledem. Pan domaga sie, bym to "odszczekal" w telewizji polskiej, ale pomijajac juz malo elegancka forme Panskiej instrukcji, bardzo watpie by TVP dala mi taka mozliwosc. Juz predzej "odszczekam" to przy piwie z Panem, bo ok. 20 grudnia przylatuje na krotko do Sydney, wiec jesli Pan tam mieszka, chetnie wyjasnie Panu osobiscie, ze nie zamierzam "donosic" na Pana (jak sugeruje to Pan w swoim wpisie), a takze pogratuluje zawarcia ponownego malzenstwa.


    Z uklonami dla szczesliwej malzonki,

    Wojciech Sadurski



    PS: Wyrus potraktowal - na swoim blogu - moja wypowiedz jako dytskwalifijaca mnie jako nauczyciela akademickiego (choc pozniej wyjasnil, ze nie calkiem to mial na mysli, ale jednak malo przekonywujaca) wiec bardzo bym prosil, by nie "doniosl" Pan na mnie do Uniwersytetu Sydnejskiego, gdyz srodki finansowe, ktore uzyckuje tam z posady profesorskiej, sa mi pilnie potrzebne do zycia. A moje zaproszenie na piwo w Sydney jest powazne...

  • do WS

    W zasadzie nie ma sie pan na co skarżyć, ponieważ podłożył się pan wręcz koncertowo, a zatem konsekwencje dyskusyjne, jakie pana spotkały, nastąpiły niejako na wlasne pańskie życzenie




    Z zainteresowaniem zauważyłem, że nie ustosunkował sie pan w ogóle do absurdu biurokracji na jaki skręciła dyskusja w wyniku pańskiego podłożenia się. Nadany panu prowizorycznie tytuł państwowca pozostawię zatem na razie na miejscu. Do czasu, kiedy pańskie przyszle słowa rzucą być może nieco więcej światla na pański stosunek do centralistycznego etatyzmu autorytarnego, czyli bieźącego ustroju państwowego RP. W kwestii zaproszenia na piwo - swoim corocznym zwyczajem drugą połowę grudnia i pierwszy tydzień stycznia spędzać będę na łonie rodziny i natury na NSW South Coast, wiec piwo w Sydney nie wchodzi w rachubę. W każdym razie, Wesołych Świąt panu życzę. Proszę na zapas chłonąć anyetatystyczna odtrutkę australijskiego luzu, w kraju, gdzie państwo generalnie zachowue się tak, jak należy, to jest tak, jakby go nie było.

  • gumka do procy

    Swojego czasu media byly pelne wiadomosci o Paris Hilton, bo cos tam jej peklo - dzien, gumka od majtek, wyobrazenie.



    Cale zamieszanie i uciecha wokol blednej podobno wypowiedzi W. Sadurskiego w programie telewizyjnym przypomina mi wlasnie te medialna - na skale Salonu - funkcje gumki od majtek - ilez mozna sie nacieszyc, nauragac, wezwac do zlozenia donosu, hihihi, rozwinac w rozne teorie daleko siegajace, nawet kwalifikacji akademickich, naszkicowac obrazy o wrzeszczeniu, tupaniu, darciu koszuli "pomylkowicza" i wielkimi czerwonymi literami zakonczyc sapiac z satysfakcji swoj wywod. Zdumiewajace. Choc nie sadze, zeby ktos planowal swoje zycie i kroki w nim formalne w oparciu o telewizyjna wypowiedz uczestnika programu "gadajacego", nawet jesli to cieszacy sie autorytetem ktos.




    Wyjasnil grzecznie, bez wielkich czerwonych liter, W.S. swoja pomylke, zreszta potrafi sie przyznac do bledu. Ale gdzie tam, pewnie jeszcze dlugo bedziemy ciagnac za te gumke.



    W Holandii dwoje cudzoziemcow nie mieszkajacych tu nie moze tu wziac slubu. Tak wiec obywatele polscy nie mieszkajacy w Holandii (tez na H) nie maja prawa zawrzec tu slubu.



    Jesli oboje tu nie mieszkaja, ale przynajmniej jedno ma holenderskie obywatelstwo, to slub moga tu wziac (czyli w kraju obywatelstwa jednego z przyszlych malzonkow). Rozwod malzenstwa zawartego poza Holandia przeprowadzony w Holandii jest wazny tutaj, ale juz nie musi byc wazny w kraju zawarcia malzenstwa, to zalezy od przepisow tego kraju (w przypadku Polski holenderski rozwod polskiego malzenstwa nie jest w Polsce wazny). Rozwod malzenstwa zawartego w Polsce przeprowadzony w Polsce jest wazny i tu, i tam. Itd... Naciagnelam gumke.

  • @ lejda

    Postulat Szan. Pani został uwzględniony. Skoro gazetki wielkich czerwonych hieroglifow panią drażnią, kolor i rozmiar uległy zmianie. W przedmiocie gumki od majtek niestety pani wygodzić nie mogę, od dobrych 40 lat sypiając bez odzieży i od moich significant others oczekując tego samego.

    2007-11-30 14:09Stary Wiarus107422W Temacie Maciwww.wtemaciemaci.salon24.pl

    W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl: "Pospieszalski: - Jeżeli dwóch dżentelmenów będzie chciało zawrzeć związek małżeński, na przykład"

  • czwartek, 29 listopada 2007

    Houston, we have a problem... we might have lost two million...


    Oświadczenie Majątkowe 2007

    Oświadczenie Majątkowe 2006

    Oświadczenie Majątkowe 2005

    Maryland Department of Assessments and Taxation, Montgomery County

    Dyskusja



    -----------
    Live rates at 2007.11.29 01:45:36 UTC

    870,000.00 USD = 2,136,911.55 PLN

    1 USD = 2.45622 PLN

    1 PLN = 0.407130 USD

    Aktualizacja kursu wymiany USD/PLN


    Z ostatniej chwili:

    W cztery i pół godziny po opublikowaniu wiadomości, Kancelaria Senatu RP doznala awarii serwera, która odcięła dostęp do kluczowego oświadczenia majątkowego ministra S. za rok 2006.

    "Safari can’t open the page “http://www.senat.gov.pl/k6/senat/osw/2006/sikorski.pdf” because it can’t find the server “www.senat.gov.pl” "

    Na szczęście, w sieci nic nie ginie.
    Do czasu naprawy serwera Kancelarii Senatu, oświadczenie majątkowe ministra za rok 2006 można nadal oglądać tutaj:

    Oświadczenie Majątkowe 2006

    środa, 28 listopada 2007

    Dlaczego emigranci zarobkowi nie wrócą

    W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl:

    Bo teraz, kiedy już zagłosowali jak trzeba, Ojczyzna nie ma już do nich żadnego interesu aż do następnych wyborów, więc powraca do swego standardowego zachowania  - żadnej okazji nie przepuści, by  pokazać kto rządzi, czyje na wierzchu, gdzie waaadza ma petenta i jak głęboko. 

    Ci,  którzy już trochę nawykli do innego traktowania - nie wrócą, zostając Polonią i naszymi przyjaciółmi.

    Fragment z blogu polskiego emigranta zarobkowego w UK:

    http://emigracyjnyblog.blogspot.com/  

    Friday, October 19, 2007

    Lekcja z rzucania kłód pod nogi 

    Nikt nie robi tego lepiej od czerpiacej z najlepszej tradycji polskiej komuny biurokracja w Konsulacie Generalnym Rzeczypospolitej Polskiej. Gdy wyjechaliśmy z kraju prawie 10 lat temu oboje mieliśmy nowe paszporty którego termin ważności upływa za 3 miesiące. Jako że wybieramy sie za granice na wakacje w przyszłym roku, a nie mamy jeszcze brytyjskich paszportów musimy wyrobić nowe. Oczekując najgorszego zajrzeliśmy na stronę polskiego konsulatu aby dowiedzieć się jak wyrobić polski paszport w UK. 

Zakładając optymistyczny wariant, musimy osobiście stawić się w konsulacie przynajmniej 2 razy, raz by złożyć dokumenty a potem żeby je odebrać. Aby dostac audiencję przy okienku nalezy zabukować godzine na stronie internetowej konsulatu. 

Po kilku minutach klikania stwierdziliśmy że strona chyba nie działa bo kolejnych kilkanaście tygodni było czerwonych czyli audiencji nie ma. Dona postanowiła zadzwonić do konsulatu i zapytać się, to okazało sie zupełnie niemożliwe i po kilku godzinach prób w geście desperacji napisała email. Ku naszemu zdumieniu odpowiedz przyszła dośc szybko z krótką informacją że należy zabukować audiencje przez internet. Wracamy więc do klikania, pierwszy dostępny termin składania dokumentów znależliśmy pod koniec Lutego 2008!

Kolejne wyzwanie to znalezienie formularza paszportowego. Przeszukaliśmy stronę konsulatu, google, onet nigdzie nie ma oficjalnego PDF formularza. Nauczeni doświadczeniem nawet nie próbowaliśmy telefonu tylko szybko napisaliśmy kolejny email. Tym razem jako że odpowiedź musiała być nieco inna niż standardowa formułka, czekaliśmy kilka dni. Okazał się że takowego formularza nie ma nigdzie w internecie i że można go dostać jedynie w konsulacie. Brak jednak wyjaśnienia czy trzeba tam pojechac wcześniej i stać w tasiemcowej kolejce po to tylko aby otrzymac formularz. Kolejny email, kolejnych kilka dni, okazało się że formlarz wypełnia się na audiencji w konsulacie. 

Po złożeniu dokumentów na paszport czeka się około 6 miesięcy, ze względu na długi czas oczekiwania, konsulat radzi złożyć od razu 2 formularze na 2 paszporty (!?) tymczasowy roczny, który wydawany jest po kilku tygodniach i zwykły 10 letni. Ciekawe dlaczego wydanie rocznego paszporty jest takie szybkie a na 10 letni trzeba czekac pol roku. Na oba paszporty można podrózować po świecie tak samo, skąd więc taka róznica, 28 funtów extra za paszport tymczasowy nie jest chyba powodem dostatecznym.

Tak czy inaczej wygląda na to że przyjdzie nam poczekać na urlop w przyszłym roku przynajmniej do sierpnia. POSTED BY MARCIN AT 9:46 PM

     

    PS. W Konsulacie Generalnym RP  w Sydney jest tak samo, z tą dodatkową dewiacją, że dla wygody konsulatu dwa razy ma przyjść osobiście  również każdy kto mieszka np. w Australii Zachodniej, czyli 4000 km, pięć godzin samolotem od Sydney, tysiąc dolarów za bilet... Sydneyski konsulat to jedyna polska placówka konsularna w Australii. Tam także nie odbierają pod żadnym pozorem telefonów, zapewne jest jakaś tajna instrukcja MSZ na temat 'jak opędzać się od interesantów'.

    Ale co to wszystko Radka obchodzi, Radek jest do wyższych rzeczy stworzony. Radek wie tylko, że mamy paszporty z orzełkiem, o których podobno marzyliśmy…

     

    Dla porównania: Australijski wniosek paszportowy składam na dowolnej poczcie (żeby można bylo porownać moją gębę z fotografią). Gotowy 10-letni paszport australijski z biometrycznym chipem, w którym kodują zdjecie przychodzi listem poleconym za dwa tygodnie.

    komentarze (2)SkomentujJeżeli na tej stronie widzisz błąd, napisz do nas.





  • Jeszcze o konsulacie w Londynie

    Jak podaje artykul



    http://wiadomosci.onet.pl/1453532,2678,2,kioskart.html



    "Konsulat RP w Londynie twierdzi, że przypadki zrzeczenia się obywatelstwa, te doprowadzone do końca, są bardzo rzadkie. W TYM ROKU BYŁ JEDEN. Jednak coraz więcej ludzi przychodzi i pyta, jak przestać być Polakiem."



    Zwracam uwage na zwrot "te doprowadzone do końca" (jeden rocznie!!!). Znaczy, zaczac mozna, ale doprowadzic do konca wlasciwie sie nie da, o czym zreszta pisal Wiarus (furmanka dokumentow etc.)




    Ponadto, "coraz więcej ludzi przychodzi i pyta" - pani niechcacy potwierdzila, ze zainteresowani nie moga sie dodzwonic - jakby mogli, to by nie przychodzili osobiscie.

    2007-11-28 12:22Double Entendre032
  • "przestać być Polakiem"

    "Jednak coraz więcej ludzi przychodzi i pyta, jak przestać być Polakiem."



    ---------



    Klasyczny "Freudian slip" plus celowa dezinformacja. Oni wcale nie pytają w mabasadzie, jak przestać być Polakami. Oni pytają jak przestać być obywatelami RP. Prawo polskie nie zawiera oficjalnej definicji Polaka, a państwo nie decyduje, kto jest Polakiem, a kto nie. Państwo moźe jedynie potwierdzić czyjeś obywatelstwo polskie. Nie może nikomu, kto je posiada, tego obywatelstwa wbrew jego woli odebrać. Konstytucja RP pozwala natomiast (w art 34 ust.2) na rezygnację z obywatelstwa polskiego na własny wniosek obywatela.




    Można z powodzeniem być Polakiem bez obywatelstwa polskiego. Są liczne precedensy historyczne - że wspomnimy choćby 76 oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. pozbawionych obywtelstwa polskiego dwiema uchwałami komunistycznego rządu polskiego z dn. 26 września 1946 roku.



    Pozbawieni obywatelstwa polskiego zostali wowczas m.in. generałowie Władysław Anders, Stanisław Kopański i Stanisław Maczek. Czy ktokolwiek normalny będzie sugerował, źe przestali wtedy być Polakami, bo tak się komunistom podobało?



    http://pl.wikipedia.org/wiki/Pozbawienie_obywatelstwa_polskiego_76_oficerów

  • Jurysdykcja

    (pw)

    Czy ktoś biegły w prawie mógłby mi objaśnić, jaka jest podstawa prawna prowadzenia przez polską Prokuraturę w Gliwicach śledztwa w sprawie ewentualnego przekroczenia kanadyjskich przepisów przez kanadyjskich policjantow na kanadyjskim lotnisku w Vancouver, w następstwie czego tragicznie zginąl porażony paralizatorem Polak? 

    Czy ktoś biegły w polonistyce mógłby mi objaśnić, od kiedy we współczesnej polszczyźnie uleglo radykalnej zmianie znaczenie słowa JURYSDYKCJA (z łac. iurisdictio: "sądzenie")?  Kiedy ja chodzilem do szkoły, jurysdykcja oznaczała posiadane przez dany podmiot (organ) uprawnienie (kompetencję) do rozpoznawania i rozstrzygania danych spraw. Mianem jurysdykcji określało się także zasięg terytorialny, rzeczowy lub osobowy danych uprawnień

    Czy ktoś biegły w analizie polskiego charakteru narodowego mógłby mi objaśnić, w jaki sposób Prokuratura w Gliwicach doszla do wniosku, że zasięg terytorialny jej uprawnień śledczych obejmuje Kanadę, tylko dlatego, że ofiara tragedii byla obywatelem polskim? 

    Czy ktoś biegły w finansach publicznych mógłby mi objaśnić, kto będzie za to śledztwo placił? 

     http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,4713700.html

    Śledztwo w sprawie śmierci Polaka w Kanadzie 

    Prokuratura w Gliwicach wszczęła śledztwo w sprawie śmierci Roberta Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver - podało TVN24. Polak zmarł w rezultacie scysji z policjantami, którzy użyli paralizatora. W listopadzie ujawniono nagranie wideo, które wskazuje, że mężczyzna nie stawiał oporu i działania policji mogły być nieuzasadnione. - Postępowanie jest prowadzone pod kątem przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy i nieumyślnego spowodowania śmierci Polaka - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński. Dziekański był mieszkańcem Gliwic, dlatego śledztwo toczy się w tym mieście. 

    W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl