piątek, 26 października 2007

Prawo wyborcze emigrantów - Słuchajcie no, Warzecha...


W kwestii waszego 

http://lukaszwarzecha.salon24.pl/42751,index.html 

to ja mam dla was lekarstwo proste jak czopki rozmiaru XXL, które ciupasem rozwiąże ten wyraźnie zapiekły w was problem posiadania przez polskich emigrantów zbyt wielu praw, w tym wyborczego czynnego.

Po prostu radykalnie uprośćcie dotychczasową stalinowsko-bizantyjską procedurę korzystania przez obywatela z jego prawa obywatelskiego z art 34 ust.2 Konstytucji RP, czyli zrzeczenia się obywatelstwa polskiego na własny wniosek. W ten sposób każdy emigrant się sam określi - kto nie będzie chciał mieć nic wspólnego z polskim porwaniem w Tiutiurlistanie oraz waszą, Warzecha, szkołą publicystyki politycznej, ten najpierw się naturalizuje tam gdzie mieszka,  potem kulturalnie podziękuje za obywatelstwo polskie, a potem będzie się w Polsce pojawiał tylko jako cudzoziemski turysta, żeby u was wydawać na wakacjach pieniądze. 

Technicznie można to urządzić w pięć minut, delegując część uprawnienia prezydenta z art. 137 Konstytucji na wszystkich konsulów i wicekonsulów, czego ustawa zasadnicza nie zakazuje. Następnie trzeba już tylko konsekwentnie postępować z obywatelem polskim mającym dość obywatelstwa polskiego tak, jak postępują Stany Zjednoczone z obywatelem amerykańskim ktory ma dość obywatelstwa amerykańskiego. 

Jak nie wiecie jak oni to robią, to niech minister Sikorski przeczyta na głos w telewizji instrukcję wydrukowaną w paszportach amerykańskich obu swoich synów, gdzie w jednym zwięzłym zdaniu jest powiedziane krótko i węzłowato, co w takim celu musi zrobić obywatel USA.

Obywatel USA w celu zaprzestania bycia obywatelem USA musi mianowicie stawić się przed konsulem USA w dowolnym kraju poza USA, wysłuchać pouczenia, że pozbycie się obywatelstwa amerykańskiego nie ma żadnego wpływu na jakiekolwiek jego zaległe zobowiązania wobec osób fizycznych i prawnych
  w USA, oraz wobec amerykańskiego fiskusa, potem podpisać dwa papiery, oddać konsulowi paszport, uścisnąć mu dłoń i wyjść na ulicę, już bez obywatelstwa amerykańskiego. 

I już macie, Warzecha, święty spokój z ewentualnością dalszego nieodpowiedzialnego korzystania przez niewyrobionych emigrantów z czynnego prawa wyborczego. 

O ile absolutnie nie możecie, Warzecha, strawić, żeby przy decyzji, czy zatrzymać obywatelstwo polskie, czy się go pozbyć, ostatnie słowo miał ten, kto powinien, czyli  sam indywidualny bezpośrednio zainteresowany obywatel, a nie państwo, to zróbcie tak, jak było w superprostej i superjasnej ustawie II RP z 1920 roku o obywatelstwie polskim.  

Wedle tej ustawy, kto się naturalizował w innym państwie i otrzymał jego obywatelstwo, ten AUTOMATYCZNIE tracił polskie. Bez suplikacji do tronu miłościwego Prezydenta, bez furmanki papierów, toru biurokratycznych przeszkód oraz tysięcy dolarow okupu sprytnie pobieranego jako opłaty administracyjne. Ten model można znaleźć i dzisiaj, w prawodawstwie między innymi austriackim. 

W ten sposób my na emigracji nie będziemy dostawać zgagi z irytacji , że nominalnie jesteśmy waszymi, Warzecha, współobywatelami, a wy w kraju nie bedziecie mieli problemu wycia ze zgrozy, że się wam taki de facto Hiszpan albo inny polskojęzyczny Irlandczyk wpieprza bez pojęcia w subtelną politykę Polanezji i zakłóca delikatny kurdebalans.  Same plusy jednym słowem

To jak, Warzecha, machniom?

 

Ja was znam, Warzecha - wy tak pomimo pokusy nie zrobicie. A nie zrobicie, bo boicie się, że do tych zrzeczeniowych spotkań z konsulami RP ustawiłyby się  poza Polska kolejki niewiele krótsze, niż te, które stanęły niedawno do wyborów. 

Wam chodzi, Warzecha, po prostu o to, żeby polska klasa polityczna i urzędnicza rządziła jako suweren absolutny. Chodzi wam o to, żeby państwo mogło zupełnie dowolnie decydować - na podstawie kształtu chmur na niebie, fazy księżyca albo oględzin treści wydłubanej z nosa urzędnika, z których praw konstytucyjnych obywatel powinien korzystać, a z których nie powinien korzystać. 

Są precedensy realizacji takiego modelu. Rząd radziecki na przykład nie życzył sobie, by jego obywatele korzystali z tej części konstytucji z ZSRR z 1936 roku, w której zniesiono karę śmierci, więc po prostu to konkretne postanowienie swojej Konstytucji olewał. Wam też chodzi o to, żeby państwo mogło olewać, co zechce, i żeby nie mogło być przymuszone do przestrzegania własnego prawa. Wtedy z góry wiadomo, że jak coś idzie źle, to winny ten niedostatecznie wyrobiony obywatel, bo państwo jest organicznie niezdolne do bycia winnym - 'the King cannot do wrong'.


Jednym słowem wam chodzi zasadniczo o to, żeby obywatele waszego, Warzecha, państwa, mieli tyle wyrobienia, by postępować tylko tak, żeby państwu było z tym postępowaniem wygodnie. 

komentarze (37)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

środa, 24 października 2007

Czy wybory w Polsce odbierają rozum ponadpartyjnie?


Prasa Polanezji (z jednej strony, prasa mało wiarygodna – GazWyb, ale z drugiej strony za PAP-em, więc zapewne jest w tym jakaś część prawdy) 

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,4607756.html

donosi, że polskie Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza ponownie wystąpić o ekstradycję Edwarda Mazura z USA. Bez nowych dowodów. Na podstawie tych samych, na których sędzia Arlander Keys nie zostawił suchej nitki.

Czy w tym nieszczęsnym kraju, do cholery, nikt nie zna angielskiego na tyle, żeby przeczytać to amerykańskie orzeczenie w oryginale? Albo zrozumieć pojęcie 'double jeopardy'? 

Znaczy, amerykańska prokuratura federalna ma teraz na życzenie Warszawy
ochotniczo wystawić się na pośmiewisko we własnym kraju, ponownie reprezentując w amerykańskim sądzie federalnym to samo stanowisko władz polskich, na którym już raz przerżnęli wniosek o ekstradycję? 

Stanowisko to jest z grubsza takie, że Polska bardzo chce dorwać Mazura, bo wiele sobie po jego wiedzy obiecuje, ale niestety nie ma przeciwko niemu wystarczających dowodów. Zatem USA powinny obywatela amerykańskiego Mazura wydać Polsce, żeby ta mogła go potrzymać w więzieniu aż zmięknie i sam takich dowodów dostarczy. 

Pierdoły na temat braku wiarygodności zarzutów Ameryka ma natomiast po prostu pominąć, razem z takimi burżujskimi wydumkami jak domniemanie niewinności. Jak każdemu na świecie wiadomo, a komu nie wiadomo, ten powinien się niezwłocznie nauczyć, Polacy  wszystko wiedzą lepiej. W tym zwłaszcza kogo należy wsadzić ciupasem do ciupy i jak długo tam go trzymać. Jak to juź zresztą na Salonie24 zgrabnie wywiodła pani RRK, załączając zgrabną listę wlasnych faworytów do umieszczenia w miejscu odosobnienia. 

Nieważne za co, nieważne czy ma to sens, i nieważne czy jest po temu podstawa prawna. Dajcie mi człowieka, a podstawa się znajdzie, jak mawiał Andriej Januariewicz Wyszyński, zasłużony prokurator ZSRR.

 Wy, chłopaki, doprawdy macie tam w kraju cokolwiek mętne pojęcie o różnicy ustrojowej między praworządną demokracją a centralistycznym etatyzmem autorytarnym, jeżeli takie rzeczy wam po głowie chodzą natychmiast po wyborach.

Za bardzo wierzycie w moc sprawczą własnych przekonań, więc pomału się wam robi z tego opisana przez Stanisława Lema psychiatria wieżowcowa, czyli n-piętrowa: - on sobie roi, że sobie roi, że sobie nic nie roi etc. Pytani przez dziennik "Polska" wymieniani jako kandydaci na ministra sprawiedliwości w rządzie PO: Julia Pitera, Cezary Grabarczyk oraz prof. Andrzej Zoll, roją sobie, że niewykluczone, że poprą ten nowy wniosek. 

Najwidoczniej wybory odbierają w Polsce rozum ponadpartyjnie.

Przepowiadam, że szkoda czasu i pieniędzy. Prędzej się polski minister sprawiedliwości z dowolnej partii nauczy siłą woli giąć widelce, niż jakikolwiek amerykański sędzia uwierzy w te same dowody przeciw Mazurowi, które inny amerykański sędzia dopiero co uznał za całkowicie niewiarygodne.

Chyba że macie zupełnie nowe dowody, co najmniej takiej wagi, jak przyjazd zmartwychwstałego Papały do USA w celu zeznania przed amerykańskim sądem, że to Mazur go zabił?

=========== 

 

Disclaimer:

Nie znam Mazura, który mnie ani ziębi, ani grzeje. Nie zabiłem Papały, i nie wiem kto go zabił.

komentarze (3)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

wtorek, 23 października 2007

Fotyga 2: Plus ça change, plus c'est la même chose


Nieco ponad siedem lat temu, 15 lipca 2000 r., Radosław Sikorski, podówczas wiceminister spraw zagranicznych w rządzie AWS premiera Jerzego Buzka, a dziś już zapewne niebawem minister tegoż resortu w rządzie PO, zażądał publicznie podczas konferencji "Polska-Polonii", zorganizowanej w Warszawie przez Polską Agencję Informacyjną (dziś PAIIZ, Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych S.A.), by Polonia amerykańska posiadajaca obywatelstwo USA zaopatrzyła się się w paszporty polskie i tylko tych paszportów używała w podróżach do Polski, zdając się tym samym podczas pobytu w Starym Kraju na łaskę, niełaskę i wdzięk osobisty każdego krajowego urzędnika.

Zdenerwowany Sikorski rzucił wówczas cokolwiek zagadkowe zdanie: "Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś "bananową republiką", do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!"

Sensu w tym wielkiego nie było, bo do klasycznej republiki bananowej, Hondurasu, obywatele Hondurasu naturalizowani i stale zamieszkali w USA jeżdżą bez najmniejszego kłopotu na paszportach USA, i nikt im o paszporty hondurańskie głowy nie zawraca. Republiki bananowe mają się do kwestii polskich paszportów dla Polonii nijak. Co natomiast minister w ten pokrętny sposób ogłosił, to zupełnie zasadniczą zmianę stosunku RP do polskiej diaspory oraz próbę objęcia Polonii kontrolą państwa.

W latach 1989-99 Polonia (amerykańska, kanadyjska, australijska etc.), zamieszkała za oceanamii i posiadająca obywatelstwa krajów osiedlenia, bez przeszkód podróżowała do Polski, i co ważniejsze - z powrotem, do domu znajdującego poza Polską, na legalnie posiadanych paszportach krajów stałego zamieszkania i posiadanego zagranicznego obywatelstwa, z minimum formalności i ceregieli. Ani niebo nikomu z tego powodu nie runęło na głowę, ani majestat i interes państwowy Rzeczypospolitej nie doznał uszczerbku. Przez dziesięć lat nikomu w Polsce jakoś nie przeszkadzała myśl, że Polak może być szczęśliwym Australijczykiem, Kanadyjczykiem czy Amerykaninem, a jego jedyny dom może być za Atlantykiem, albo pod Krzyżem Południa.

Pieszczoty Macierzy z Wychodźstwem w Odrodzonej Ojczyźnie oraz paszportową tolerancję dla Polonii przecięto jak nożem w 1999 roku, po konferencji w Ann Arbor. Konferencja, zorganizowana przez University of Michigan w dniach 7-10 kwietnia 1999 r., w 10 rocznicę Okrągłego Stołu, miała nobilitować Magdalenkę na arenie międzynarodowej jako światowy wzorzec harmonijnej transformacji ustrojowej od komunizmu do demokracji, a ekipę, która zasiadała przy Okrągłym Stole otoczyć chwałą championów demokracji i pogromców komunizmu.

Był to zamiar dość ambitny, ponieważ jako pogromcy komunizmu na konferencję w Ann Arbor zaproszeni zostali między innymi generałowie Jaruzelski i Kiszczak. Niewdzięczna Polonia amerykańska zorganizowała w odpowiedzi kampanię pod hasłem "Not Welcome" informując opinię publiczna o osobistym wkładzie obu panów w historię PRL i niedawne represje przeciwko opozycji demokratycznej w Polsce.

Kiszczak i Jaruzelski do Ann Arbor w końcu nie pojechali, tracąc wiatr w żaglach zwłaszcza na wiadomość, że potencjalne oskarżenie cywilne umiejętnie wniesione przed amerykańskim sądem przez dowolną osobę osobiście poszkodowaną w wyniku polskiego stanu wojennego, a oparte na amerykańskich ustawach Alien Tort Claims Act i Torture Victim Prevention Act, mogłoby doprowadzić do aresztowania obu generałów w USA i trzymania ich w więzieniu aż do zakończenia sprawy, niezależnie od posiadanych immunitetów i paszportów dyplomatycznych. W związku z czym, do wzruszającego bankietu rocznicowego i wznoszenia "Kochajmy się!", toastu bez przestanku, jak Michnik z Kiszczakiem w Magdalence, w Michigan nie doszło.

Pojechali do Ann Arbor Adam Michnik, Jan Lityński, Mieczysław Rakowski, Aleksander Kwaśniewski, Stanisław Ciosek, Zbigniew Bujak, Wiesław Chrzanowski, biskup Bronisław Dembowski, Aleksander Hall, Zbigniew Janas, Janina Jankowska, Gabriel Janowski, biskup Alojzy Orszulik, Janusz Reykowski, Grażyna Staniszewska, oraz Lech Kaczyński. Pod nieobecność Jaruzelskiego i Kiszczaka, marzenie o publicznej nobilitacji Magdalenki okazało się jednak nie do uratowania. Zamierzona amerykańska kanonizacja intelektualna św. Wojciecha, św Adama i św. Czesława jako Św.Trójcy Zbawców Polski od Komunizmu, na którą można by się potem powoływać w Polsce, całkowicie spaliła na panewce z powodu przytomości umysłu i długiej pamięci Polaków w USA.

Antypolonijna furia oburzonego układu Okrągłego Stołu w Polsce nie dała długo na siebie czekać. 5 października 1999 roku premier Jerzy Buzek podpisał pismo przewodnie nr RM 10-93-99, kierując pod obrady Sejmu RP projekt rządowy nowej ustawy o obywatelstwie polskim (Druk Sejmowy III kadencji nr 1408, dostępny w internetowym archiwum sejmowym). Projektowane prawo wolnej RP było bardziej restrykcyjne od obowiazującej w Polsce (tak wtedy, jak i teraz) gomułkowskiej jeszcze ustawy o obywatelstwie polskim z 1962 roku.

Projekt rządowy przewidywał m. in karanie Polonii grzywną za okazywanie wladzom polskim niepolskich paszportów. Zawierał również kuriozalny artykuł 50, otwierający drogę do globalnego poboru Polonii zagranicznej do służby wojskowej w Polsce, bez względu na posiadane obce obywatelstwo, znajomość języka polskiego, czy liczbę pokoleń dzielącą poborowego od jakichkolwiek zwiazków z Polską (według polskiego prawa, obywatelstwo polskie dziedziczy się ad infinitum).

Polonijną brankę do wojska uzasadniono następująco (DS III/1408, str. 11 uzasadnienia, drugi akapit od góry): "W rozdziale 14 w art. 50 projektu - proponuje się, z inicjatywy resortu Obrony Narodowej, wprowadzenie zmiany w ustawie z dnia 21 listopada 1967 r. o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. Nr 4, poz 16 z poz zm) przez skreślenie w art. 4 ust.1 zdania drugiego, bowiem w przypadku utrzymania dotychczasowej treści art.4 ust.1 powszechnemu obowiązkowi obrony nie będzie podlegał jedynie obywatel polski, który będzie równocześnie obywatelem innego państwa stale zamieszkującym poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej."

Współautorami tego fundamentalnie antypolonijnego aktu byli wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Piotr Stachańczyk (dziś prezes Urzędu Repatriacji i Cudzoziemców) i Radosław Sikorski, wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialny za sprawy konsularne i sprawy łączności kraju z Polonią (dziś już niebawem minister odpowiedzialny za to samo).

Koncepcję przymuszenia Polonii amerykańskiej (ca. 7-9 milionów osób) do posługiwania się w podróżach do Polski wyłącznie paszportami polskimi, minister Sikorski rozwinąl w swoim wystąpieniu w PAI nastepująco :

min. R. Sikorski : [...] generalna zasada jest taka: Polski obywatel przyjeżdża do Polski i z niej wyjeżdża na polskim paszporcie I OD TEGO NIE ODSTĄPIMY.

K. Zielke:Czyli to ma być tak, że trzeba wyjechać ze Stanów na paszporcie amerykańskim, w samolocie wyciągnąć paszport polski, wjechać do Polski na paszporcie polskim, wyjechać z Polski na paszporcie polskim, a wjeżdżając do Stanów trzeba mieć znowu paszport amerykański, czy tak?

min. R. Sikorski: Stany podwójnego obywatelstwa zdarzają się nawet podsekretarzom stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, zdarzają się milionom Polaków za granicą I NIE ROZUMIEM DLACZEGO JEST TO PROBLEMEM AKURAT DLA MAŁEJ GARSTKI LUDZI. TO JEST PRAKTYKA ZGODNA ZE ZWYCZAJAMI INNYCH PAŃSTW. TO NIE JEST COŚ CO MYŚMY SOBIE WYMYŚLILI - DOKŁADNIE TAK SAMO TRAKTUJE SWOICH OBYWATELI PAŃSTWO AMERYKAŃSKIE. NIE WIDZĘ POWODÓW, DLA KTÓRYCH MIELIBYŚMY ROBIĆ TO INACZEJ.

[...]
prof. A. Stelmachowski: Czyli nakłania pan, panie ministrze, żeby jednak nosili dwa paszporty?|

min. R. Sikorski: Naturalnie, to jest praktyka, którą tolerujemy, która jest uznawana powszechnie wobec państwa, którego jest się obywatelem - WOBEC WŁADZ KRAJU, KTÓREGO JEST SIĘ OBYWATELEM UŻYWA SIĘ DOKUMENTÓW TEGO KRAJU. WOBEC WŁADZ AMERYKAŃSKICH PASZPORTU AMERYKAŃSKIEGO, WOBEC WŁADZ POLSKICH - POLSKIEGO.
[...]
min. R. Sikorski: MYŚLĘ, ŻE PO PROSTU TRZEBA SIĘ PRZYZWYCZAIĆ DO TEGO, ZE MAMY WOLNĄ POLSKĘ, PASZPORTY Z ORZEŁKIEM W KORONIE, O KTÓRYM KIEDYŚ MARZYLIŚMY.
=================

"Dlaczego jest to problemem akurat dla małej garstki ludzi" okazało się wprost blyskawicznie. Konkretnie, okazało się dla tych Polaków w USA , którzy wieloma latami ciężkiej pracy dorobili sie w USA karier zawodowych w wojsku, administracji federalnej, przemyśle zbrojeniowym, lotniczym i kosmicznym, instytutach badawczych pracujacych dla rządu, krytycznej infrastrukturze, i wielu innych miejscach pracy wymagających od pracownika posiadania certyfikatu bezpieczeństwa osobowego (ang. security clearance).

Okazało się mianowicie, że podwójny obywatel Polski i USA nie może mieć jednocześnie ważnego paszportu polskiego i ważnego amerykańskiego certyfikatu bezpieczeństwa osobowego.

Obywatel USA, kraju imigrantów może mieć, i często ma, bez żadnych reperkusji, podwójne obywatelstwo USA i innego państwa. Ale z praw nie-amerykańskiego obywatela nie może czynnie korzystać, o ile chce się cieszyć pełnym zaufaniem USA w takich kwestiach jak np. dostęp do informacji niejawnej i praca w niektorych instyticjach państwowych.

W Polsce jest w tej kwestii analogicznie - niektóre stanowiska wymagają posiadania certyfikatów bezpieczeństwa osobowego. Wydaje je cywilom Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a wojskowym Służba Kontrywiadu Wojskowego, po przeprowadzeniu stosownych dochodzeń.

W USA, certyfikatami zajmuje się Wojskowa Agencja Bezpieczeństwa, Defense Security Agency (DSA), podległa Ministerstwu Obrony. Nadzór nad DSA sprawuje wiceminister obrony USA d/s dowodzenia, zarządzania, łączności i wywiadu (Assistant Secretary of Defense Command, Control, Communications and Intelligence). Wiceminister zajmujący sie tym zakresem kompetencji jest często oznaczany militarnym skrótem ASDEFC3I.

W miesiąc po bananowej deklaracji ministra Sikorskiego na konferencji PAI w Warszawie, ówczesny ASDEFC3I, Arthur L. Money, podpisał notatkę, znaną dziś sądownictwu amerykanskiemu jako "The Money Memorandum".


http://www.defenselink.mil/dodgc/doha/policyinterpmemo.pdf

Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Obrony
6000 Defense Pentagon
Washington DC 20301-6000
Departament Dowodzenia, Zarządzania, Łączności i Wywiadu
16 sierpnia 2000 r.
Notatka Służbowa

otrzymują:

Dyrektorzy Departamentów Wojskowych
Szef Sztabu Generalnego
Szef Radców Prawnych Ministerstwa Obrony
Dyrektor Administracyjny Ministerstwa Obrony
Dyrektorzy Agencji podległych Ministerstwu Obrony

Dotyczy:

Wytyczne dla centralnych organów arbitrażowych (CAF) Ministerstwa Obrony USA; wyjaśnienie właściwego zakresu stosowania w ocenie wniosków o wydanie certyfikatów bezpieczeństwa dyrektywy arbitrażowej dotyczącej kwestii osobistych preferencji wnioskodawcy dla obcego państwa.
-------------
Ośrodek studiów nad bezpieczeństwem wojskowym (SRC) zakończył ostatnio przegląd efektywności stosowania przez Ministerstwo Obrony USA procedur arbitrażowych i dochodzeniowych zatwierdzonych przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych w roku 1997. Rezultaty przeglądu wskazują na pomyślne wprowadzenie w życie tych procedur przez Ministerstwo. Jakkolwiek stopień wdrożenia procedur jako całości oceniono jako zadowalający, ośrodek zalecił poświęcenie bliższej uwagi jednej konkretnej dyrektywie arbitrażowej, konkretnie Dyrektywie C - Osobiste Preferencje dla Obcego Państwa. Ośrodek SRC doszedł do wniosku, że stosowanie Dyrektywy C napotykało na trudności w sprawach związanych z posiadaniem podwójnego obywatelstwa, a zwłaszcza w sprawach związanych z posługiwaniem się dwoma paszportami.

Notatka niniejsza ma na celu wyjaśnienie, w jaki sposób stosuje się Dyrektywę C w sprawach, w których osoba ubiegająca się o wydanie certyfikatu bezpieczeństwa posiada obcy paszport lub takiego paszportu używa. Dyrektywa C bezpośrednio stanowi, że "posiadanie i/lub używanie obcego paszportu" może być okolicznością dyskwalifikującą wnioskodawcę. Dyrektywa nie przewiduje okoliczności łagodzących związanych z osobistą wygodą wnioskodawcy, jego bezpieczeństwem, wymaganiami obcego prawa, bądź konkretnym krajem jaki wchodzi w grę w konkretnym rozpatrywanym przypadku. Jedyna dopuszczalna okoliczność łagodząca to oficjalne zezwolenie rządu Stanów Zjednoczonych na posiadanie lub używanie przez wnioskodawcę obcego paszportu. Obawa związana z zasadami bezpieczeństwa jaka leży u podstaw dyrektywy, jest taka, że posiadanie i używanie obcego paszportu zamiast paszportu amerykańskiego podaje w wątpliwość nadrzędną lojalność tak postępującej osoby wobec Stanów Zjednoczonych, a także może ułatwić takiej osobie podróże za granicę bez wiedzy Stanów Zjednoczonych.

W związku z powyższym, prawidłowo interpretowana dyrektywa wymaga odmowy wydania certyfikatu bezpieczeństwa, lub odebrania certyfikatu już wydanego, chyba że wnioskodawca wyzbędzie się obcego paszportu, lub otrzyma oficjalne zezwolenie na jego używanie od właściwej agencji rządowej Stanow Zjednoczonych. Modyfikacja dyrektywy nie jest konieczna.

Powyższe wyjaśnienie dotyczące bieżącej polityki arbitrażowej dotyczy wszystkich spraw, w których nie wydano ostatecznej decyzji w dniu podpisania niniejszej notatki.


Arthur L. Money


Od daty podpisania "The Money Memorandum", każdy Polak w USA który dorobił się tam cenionej, rozwojowej i przyzwoicie płatnej kariery zawodowej w instytucjach, które z powodu ochrony tajemnicy państwowej lub służbowej wymagają od praciownikow certyfikatow bezpieczeństwa, musi wybierać. Pomiedzy karierą zawodową i podstawami utrzymania, a tekturową książeczką z orzełkiem, której wymaga od niego minister Sikorski.

Co na to minister? Przyznał się do błędu i bezsensownej bufonady? A gdzie tam. Niecałe trzy lata później, minister (w stanie chwilowego spoczynku) ustosunkował się do sprawy następująco:

From : "Radek Sikorski" rsikorski@aei.org
To : "'Stary Wiarus'"
Subject : RE: Winszuję zwycięstwa
Date : Wed, 29 Jan 2003

Szanowny Panie,
Rodzice uczyli mnie aby anonimy wyrzucac do kosza. Odpowiadam, gdyz bliskie mi sa sprawy Polonii a z Panskiej relacji wynika, ze nastapilo ostatnio dramatyczne pogorszenie w sprawnosci wydawania polskich paszportow. Jest to nie do przyjecia i budzi sluszny sprzeciw.


W zwiazku z druga poruszona przez Pana sprawa, zalaczam informacje ze strony internetowej ambasady USA w Warszawie o tym jak wedlug niej powinny zachowywac sie osoby posiadajace podwojne obywatelstwo USA i Polski: obywatele USA posiadajacy takze polskie obywatelstwo wjezdzajac do Polski powinni okazywac polski paszport, a wjezdzajac do USA amerykanski. Sadze, ze to logiczne i spelnia zasade wzajemnosci w stosunkach miedzy panstwami. Uwazam, ze jako urzednik RP mialem obowiazek upominania sie o równy szacunek dla paszportu RP. Sadze, ze Pan, jako Polak, powinien sie ze mna zgodzic.


Dalsza anonimowa korespondencja z Panskiego adresu zostanie wpisana na liste junk mail na moim serwerze i do mnie nie dotrze.

Z powazaniem,
Radek Sikorski


Trąbo nasza, wrogom grzmij!

 

komentarze (3)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

poniedziałek, 22 października 2007

Ksiądz pana wini, pan księdza, a nam emigrantom zewsząd dobrobyt


Różnica dla emigrantów (nie mylić z osobami przebywającymi czasowo 'na saksach' poza Polską, które w przyszłości mogą, ale nie muszą, zostać emigrantami) będzie teraz taka, że najwyższym autorytetem od Polonii, pardon, od Polaków chwilowo i bez wymeldowania przebywających od trzydziestu lat za granicą, (a w Polsce nadal wliczanych według PESELu i GUSu do 38 milionów ludności), oraz od urodzonych za granicą ich dzieci, przymusowo uszczęśliwianych przez RP obywatelstwem polskim bez pytania kogokolwiek o zdanie, będzie od jutra Radosław Wspaniały.

Pierwszy Emigrant Polityczny. Opozycjonista, przewodniczący komitetu strajkowego w I Liceum Ogólnokształcącym im. Ludwika Waryńskiego w Bydgoszczy od 19 do 31 marca 1981 roku (strajk generalny miał być odpowiedzią 'S' na 'incydent bydgoski' - ciężkie pobicie przez milicję dn. 19 marca 1981 r. trzech działaczy Solidarności w Bydgoszczy. 30 marca 1981 r. rozpoczęcie strajku generalnego odwołano, bo przyszły noblista Lech W. przekroczył dyrektywy negocjacyjne opracowane przez Komisję Krajową 'S' i wymiękł w rozmowach z rządem PRL, skutkiem czego przyszły mąż stanu Radosław S. mógł się skupić na należytym przygotowaniu do zbliżającej się matury). 


Wielki Ornitolog, pomysłodawca przewidzianego w projekcie rządowym ustawy o obywatelstwie polskim z 2000 r. karania Polonii grzywną za okazywanie [baczność!] polskiej władzy państwowej [spocznij!] paszportów niewłaściwych z powodu wizerunku niesłusznego gatunku ptaka na okładce (orzeł łysy zamiast orła przedniego; jak powszechnie wiadomo, Haliaeetus leucocephalus nie umywa się do Aquila chrysaetos, zaś Polska nie może tolerować w rękach Polonii orła pośledniejszego gatunku).


Strateg, zwolennik globalnej branki wojskowej dla Polonii, jaką ekipa AWS usiłowała była wprowadzić w 2000 roku tylnymi drzwiami (poprzez skomplikowaną, super-specjalistyczną klauzulę w art. 50 projektu rządowego ustawy o obywatelstwie polskim z 2000 r.; implikacje tej klauzuli rozumiało w Polsce może ze trzech fachowców-prawników, a na emigracji miał nikt ich nie rozumieć, zanim nie będzie za późno; na nieszczęście dla rządu Jerzego Buzka i ówczesnego wiceministra spraw zagranicznych Radosława S., znalazł się co najmniej jeden emigrant czytający ze zrozumieniem).


- Pierwszy Ogrodnik, trzeźwo oceniający szanse uprawy owoców tropikalnych w klimacie umiarkowanym ("Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś tam republiką bananową, do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!").

 

Terminator Niesłusznych Karier polonijnych, metodą upierania się przy polskich paszportach dla Polonii (w US, CA i AU można mieć podwójne obywatelstwo polsko-miejscowe bez żadnych reperkusji, ale za posiadanie ważnego paszportu polskiego odmawiają tam certyfikatu bezpieczeństwa osobowego /security clearance/, wymaganego w niektórych ciekawych, rozwojowych i przyzwoicie płatnych karierach zawodowych; odmowa wydania lub utrata już posiadanego certyfikatu bezpieczeństwa stopuje takie kariery stone cold dead i raz na zawsze).


Mistrz Gimnastyki werbalnej i erystycznego salta z potrójną śrubą, potrafiący przedstawić ostrzeżenia dla obywateli amerykańskich przed potencjalnie niebezpiecznymi dla nich praktykami paszportowymi RP, opublikowane na stronach internetowych ambasady amerykańskiej w Warszawie, jako wyraz aprobaty i poparcia rządu USA dla tych praktyk (oprócz obowiązku legitymowania się paszportami polskimi przez niektórych obywateli amerykańskich, rząd USA prawdopodobnie popiera również polskich kieszonkowców, ponieważ przed nimi także ostrzega na stronach ambasady). 


- Doradca APAC, American Polish Advisory Council, grupy lobbystycznej inspirowanej sukcesem AIPAC (American Israel Public Affairs Committee) i luźno na nim wzorowanej. APAC stawiał sobie za cel podczas amerykańskiej kampanii wyborczej 2004 roku zniesienie obowiązku uzyskiwania wiz wjazdowych do USA przez obywateli RP. Grupa popierała kandydaturę Johna Kerry na prezydenta USA, oraz usiłowała wykreować siłą podpisów na dokumencie programowym (Polish American Agenda 2004) image karnej, sprężystej i gotowej do skoku wielomilionowej polskiej piątej kolumny w USA, która miała zmiażdżyć w proch prezydenturę George W. Busha, jeżeli Ameryka nie zniesie wiz dla Polaków, albo przeciwnie, zapewnić prez. Bushowi miażdżące zwycięstwo, jeśli Ameryka zobowiąże się to uczynić. Zawoalowane groźby i obietnice APAC oraz nieco ponad trzysta podpisów pod Polish American Agenda 2004 (niekiedy zwaną także Polish American Solidarity Agenda 2004) nie zrobiły wrażenia na żadnym z kandydatów na urząd prezydenta USA, a członkowie APAC po wyborach prezydenckich przestali występować publicznie, być może z powodów wyłożonych poniżej.

(Ponieważ Sejm RP podjął dn. 12 czerwca 2003 roku formalną rezolucję domagającą się zniesienia wiz amerykańskich, APAC prowadził w USA działalność na rzecz realizacji publicznie zadeklarowanego przez obcy parlament celu polityki zagranicznej obcego państwa. Grupa nie posiadała wymaganego amerykańskim prawem certyfikatu rejestracji agenta obcego wpływu, wydawanego lobbystom działającym w interesie obcego państwa na podstawie ustawy Foreign Agents Registration Act (FARA). Prowadzenie działalności lobbystycznej na rzecz obcego państwa bez certyfikatu FARA jest w USA nielegalne od 1938 roku, oraz zagrożone sankcją karną, do kar więzienia włącznie. Do ścigania członków APAC przez amerykańską prokuraturę federalną jednak nie doszło, zapewne z powodu jawnie tragikomicznego charakteru czynu, i/lub z powodu znikomej szkodliwości czynu dla interesów USA.)

komentarze (9)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

środa, 17 października 2007

U mnie też kampania wyborcza


Znaczy u mnie w Australii. Wybory będą 24 listopada. patrzę se wiec jednym okiem na ekran TV z kampanią wyborczą w ponad stuletniej demokracji (federacja i konstytucja australijska są vintage 1901), a drugim na ekran komputera i rozgrywające się na nim polskie porwanie w Tiutiurlistanie.

Otóź mam taką refleksję, że gdyby socjaldemokratyczna opozycja w Australii, czyli ALP, zawarła formalny kontrakt z pracownikami jakiejś panstwowej resztówki gospodarczej (resztówki, bo za wyjątkiem wojska i administracji państwowej sektora budżetowego u nas zasadniczo nie ma), że jak wygra, to im rozda około miliarda dolarów ze skarbu państwa, to lider opozycji musiałby się podać do dymisji w ciągu 48 godzin, jego partia spędzilaby dalsze 30 lat w opozycji, a pomysłodawcy tego rozdawnictwa akcji osiedliby w pierdlu na czas dłuższy.

Ale co ja tam wiem, rodacy w kraju i tak wiedzą lepiej co to jest kultura polityczna, i nie będzie Australijczyk pluł im w twarz.
komentarze (4)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

poniedziałek, 15 października 2007

Program "Powrót Jelenia"


Ja cały czas ufałem!
Wierzyłem!
Wiedziałem!

Wiedziałem, ufałem, wierzyłem, że okupujący Polskę polscy urzędnicy coś wymyślą, żeby żadnych powrotów nie było!  

Że coś poradzą, coś zrobią, żeby nikt nie wrócił, a jeszcze ze dwa miliony żeby wyjechały w cholerę! W końcu to czysta oszczędność, jak się emigrantom nic nie świadczy. A nawet, jak się obecnie okazuje, nawet wręcz przeciwnie.

A słowo stało się ciałem. Alleluja! Alleluja!!

Rodacy z Wielkiej Brytaniii, witajcie w szeregach wolnej Polonii!

Wiecie już teraz, rodacy z UK, dlaczego na emigracji należy się natychmiast po uzyskaniu stosownych uprawnień naturalizować w kraju zamieszkania? Dlaczego ważna jest praktyczna moźliwość rezygnacji z obywatelstwa polskiego? Czy też nadal żyjecie iluzją,, że Polska to kochająca mamusia, która tęskni i czeka? 

=========

http://www.rp.pl/artykul/4,62307.html

http://lista-obecnosci.blogspot.com/2007/10/akcja-powrt-czyli-powrt-taty-bez-wypaty.html
komentarze (0)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

piątek, 5 października 2007

Zostań pogranicznikiem


Znajdzie się sposób na te wyjazdy… 

1 stycznia 2008 roku wchodzi w życie członkostwo Polski w strefie Schengen, "Europie bez granic". Zgodnie z unijnymi przepisami, najpóźniej tego dnia mają zniknąć wszystkie kontrole wjazdowe i wyjazdowe na polskich granicach wewnętrznych Unii, czyli granicach Polski z Niemcami, Republiką Czeską, Słowacją i Litwą. Unijny kodeks graniczny Schengen stwierdza expressis verbis że granice wewnętrzne w strefie Schengen można przekraczać gdziekolwiek (niekoniecznie na przejściach granicznych), jak i kiedy się komu podoba, bez żadnej formy kontroli. 

Tym samym całkowicie zbytecznymi staje się od 1 stycznia 2008 r. około 8 000 strażników granicznych, obecnie pilnie strzegących zachodnich, południowych i północno-wschodnich granic Ojczyzny przed bliżej nieokreślonym nplem. Co zatem robią strażnicy, którym za niecałe trzy miesiące grozi bezrobocie?

Zastanawiają się, na co wydać odprawę?

Kiedy i gdzie zgłosić się do pracy w policji, w której zbiegiem okoliczności brakuje właśnie około 8 000 funkcjonariuszy?

Co zasiać po powrocie do rodzinnej wsi?


A gdzie tam.

Strażnicy zajmują się rekrutacją nowych strażników. W końcu przecież nigdy nie wiadomo, kiedy Ojczyzna zechce zamknąć granicę na skobel, żeby skończyć z tym bezhołowiem jeżdżenia gdzie kto chce i kiedy chce. Gazeta Wyborcza agituje, by wstępować w szeregi Straży Granicznej: 
"Tu nie ma zwolnień grupowych, nie ma redukcji etatów i to nawet kiedy się zmienia filozofia pracy. Gdzie tak jest? W straży granicznej."

http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,74785,4507626.html


Zostań pogranicznikiem! - nawołuje Gazeta. Słowo "pogranicznik" jest rdzennie rosyjskie, zostało przywleczone do Polski ze wschodu po wojnie jako niechlujna kalka językowa. Nie istniało w języku polskim przed 1945 rokiem.

Nie jest zupełnie jasne, po co komu w Polsce jeszcze więcej pograniczników. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy w przeddzień wejścia Polski do Schengen jest ich na liście płac SG RP o 8 000 za dużo.  SG płaci z budżetu pobory tysięcy niepotrzebnych nikomu strażników stacjonowanych w zachodniej i południowej Polsce. Za chwilę nie będzie wiadomo, co zrobić z tymi ludźmi. Z dnia na dzień zniknie między innymi takie zawsze popularne w sferach pogranicznych zajęcie, jak paranoiczne pilnowanie, żeby turyści w Tatrach i Beskidach pod rygorem grzywny meldowali się w strefie nadgranicznej, co w zamyśle ma im utrudnić ucieczkę za granicę, czyli na Słowację. Zniknie także źródło tajemnej rozkoszy co najmniej dwóch pokoleń pograniczników, czyli straszenie taterników kałachem na ścieżce pod Rysami i pracowite zapisywanie ich personaliów w zeszycie w kratkę. W archiwach musiały się do tej pory uzbierać jakieś szaleńcze sterty tych zeszytów.

Straży oczywiście nie wadzi, że od paru lat zajmowała się na zachodzie i południu zapobieganiem ucieczkom przez praktycznie otwarte granice wewnątrzunijne, czyli czerpaniem wody sitem, i chętnie robiłaby to dalej. Niestety, wredny Bruksel życzenia i marzenia straży waży sobie lekce, i pod pozorem zmiany "filozofii pracy" chce pogranicznikom złośliwie odebrać ich historyczny cel i sens istnienia, czyli zwalczanie
  przekraczania granicy państwowej przez własnych obywateli nie mających na to miłościwej bumagi od państwa. 

Zresztą przecie w straży warto pracować. Kto wstąpi, od razu dostaje 1300 złotych miesięcznie i lornetkę. A jak nie ma mieszkania, to po pierwszych trzech latach pracy dostanie jeszcze dwieście złotych ekstra, żeby sobie coś za to wynajął.

 Reklamowy artykuł rekrutacyjny w GW ilustrowany jest zdjęciem z parady Straży Granicznej z okazji ukończonego szkolenia. Pogranicznicy prężą się na placu musztry z bagnetami na broni. Nie jest podane, czy podczas szkolenia ćwiczą tymi bagnetami na wypchanej słomą kukle "przestępcy granicznego". Podano natomiast w podpisie, że sfotografowana parada z pochodniami, czyli fakielcug, miała miejsce w Cieszynie, czyli na już wkrótce całkowicie otwartej granicy wewnątrzunijnej z Republiką Czeską. 

Straż Graniczna to jest formacja zasadniczo policyjna, ale jak spojrzeć na pluton na zdjęciu, to aż serce rośnie - wojsko całą gębą! Maskujące mundury jak się patrzy, czapki uszanki, broń maszynowa z nasadzonymi bagnetami, na szyjach fantazyjne zielone apaszki na wzór elitarnych formacji komandosów. Zielone w ramach ciągłości historycznej z zielonymi otokami na czapkach Wojsk Ochrony Pogranicza PRL i zieloną obwódką na banderach jednostek pływających WOP. 

http://bi.gazeta.pl/im/8/3108/z3108828X.jpg

Wzruszająca jest ta ciągłość historyczna. Stawiam szwajcarski oficerski scyzoryk Victorinox przeciwko ruskiemu bagnetowi do kałacha, że ani żaden z tych chłopaków, ani żaden z politruków, czy jak tam się teraz w RP ci oficerowie- wychowawcy nazywają, nie wie, skąd się wzięła zieleń jako ich flagowy kolor, symbolizujący ochronę granic Ojczyzny przed osobami zamierzającymi ją opuścić.

Bynajmniej nie od 'zielonej granicy'. W ZSRR umundurowane oddziały NKWD nosiły czapki wojskowe z niebieskim denkiem, zaś podległe NKWD (później MWD, jeszcze później KGB)  oddziały graniczne - z jasnozielonym. W ramach ukłonu PRL do samej ziemi przed Rosjanami, milicja dostała więc w PRL niebieskie otoki na czapkach, a Wojska Ochrony Pogranicza - zielone. Ot i cała kombatancka tradycja pograniczników, nie wiadomo dlaczego i po co tak starannie zachowana w RP.

 A na razie, zamiast skorzystać z niepowtarzalnej okazji zmniejszenia zatrudnienia w sektorze budżetowym o 8000 osób za jednym zamachem, albo rozwiązania problemów kadrowych policji w drodze przeniesienia służbowego nadliczbowego personelu SG do policji, czyli jednym pociągnięciem pióra w MSWiA, najtęższe umysły pograniczne pilnie usiłują tak wymodzić, ażeby po likwidacji granicy chłopaki dalej miały czego pilnować, Schengen czy nie Schengen.

komentarze (12)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

środa, 3 października 2007

Operacje Wpływu


Dziwny i ciekawy epizod Salonu503 zupełnie innych kolorów nabiera, gdy zapoznać się ze stosowną literatura fachową, a zwłaszcza : 

Influence Operations: 

http://www.au.af.mil/info-ops/influence.htm 

oraz Air Force Doctrine Document 2-5 "Information Operations", ale koniecznie w wersji z 2005 roku, nie 1998! 

http://www.dtic.mil/doctrine/jel/service_pubs/afdd2_5.pdf 

Influence Operations:  Influence operations are focused on affecting the perceptions and behaviors of leaders, groups, or entire populations. Influence operations employ capabilities to affect behaviors, protect operations, communicate commander’s intent, and project accurate information to achieve desired effects across the cognitive domain. These effects should result in differing  behavior or a change in the adversary’s decision cycle, which aligns with the commander’s objectives. The military capabilities of influence operations are psychological operations (PSYOP), military deception (MILDEC), operations security (OPSEC), counterintelligence (CI) operations, counterpropaganda operations and public affairs (PA) operations. Public  affairs, while a component of influence operations, is predicated on its ability to project truthful information to a variety of audiences.  

Oczywiście wszystkie rodzaje Influence Ops stosowane w sferze militarnej mają swoje precyzyjne odpowiedniki cywilne. 

Nota bene:
W Układzie Warszawskim kształcono kadrę w tym zakresie wiedzy operacyjnej daleko wcześniej niż w USA. Specjalizował się w w tym moskiewski Wojskowy Instytut Języków Obcych, poźniej znany jako Moskiewski Instytut Wojskowy, a dzisiaj jako Uniwersytet Wojskowy Ministerstwa Obrony FR. 

 -----

Czy ktoś z dawniejszych absolwentów tej Alma Mater, kierunku 'spec-propaganda', bo tak się te wczesne formy IO wtedy w ZSRR nazywały, ma może dziś komputerową firmę konsultacyjną w Warszawie?





komentarze (0)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

Folwark Zwierzęcy, czyli Wieprzowina Przedwyborcza

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl:
2007-10-03, 12:27:54
Nawet w kategoriach tradycyjnie idiotycznej kiełbasy przedwyborczej, desperacki pomysł płacenia emigrantom (a właściwie gastarbeiterom) za powrót do kraju – z kieszeni tych, którzy sie z Polski nigdzie nie ruszyli – jest wyjątkowo idiotyczny.

Przede wszystkim dlatego, że ustawia klimat do wojny polsko-emigracyjnej, czyli wbijania klina pomiędzy emigrantów zarobkowych a Polaków pozostających w kraju, na zdecydowaną niekorzyść tych pierwszych.

Wiele osób w kraju sobie w kampanii tym pomysłem robi dobrze, ale polscy gastarbeiterzy są w tej koncepcji od początku na straconej pozycji. Co by nie zrobili, stracą.

Jeśli nie wrócą, to są antypatriotycznymi świniami, które obcym złotem sie tuczą i ryja z obcego koryta nie wyjmą, choć Ojczyzna w potrzebie. Jeśli wrócą, to są chciwymi świniami, łasymi na pieniądze ze skarbu państwa, czyli z kieszeni biednego podatnika krajowego. Najgorzej będą mieli ci, ktorzy wrócą, zgodnie ze stanem faktycznym dojdą do wniosku, że kiełbasa wyborcza była tylko kiełbasą wyborczą, i po jej spożyciu wyjadą z powrotem. Tych ogłosi się zdradzieckimi świniami.

Po cóż więc w ogóle wracać do chlewa na Folwarku Zwierzęcym, jeśli wszystko wskazuje na to, że wszystkie strony tej genialnej powrotowej umowy społecznej na tym stracą, a gastarbeiterzy na własnej rzyci zapoznają sie ze znaczeniem przysłowia ‘za twoje myto jeszcze cię obito’.

Wysunięcie tego pomysłu świadczy, że polska klasa polityczna żyje w nierzeczywistym świecie. Grupom ekspertów krajowych cały czas wydaje się, że emigrant wyjeżdża DO CZEGOŚ za granicą – DO wyższych zarobków, DO niższych podatkow, DO łatwiej dostępnej pracy. Czyli, w języku zachodniej socjologii społeczeństw wielokulturowych (dziedzina prawie nieznana w Polsce monokulturowej, prawie monoetnicznej i przekonanej o swojej Świętej Racji, Posłannictwie oraz Namaszczeniu przez Boga i Historię) – emigrant wyjeżdża DO tak zwanych “pull factors”, czynników przyciągających go w innym kraju.

A zatem, wnioskują krajowi eksperci, gdyby zrobić emigrantowi tak samo lub podobnie we własnym kraju, to nie wyjedzie, a może nawet wróci.

Ten punkt widzenia całkowicie ignoruje istnienie tak samo silnych lub nawet silniejszych “push factors”, czyli czynników funcjonujących w rodzinnym kraju, odpychających od niego . “Push factors” to są elementy rzeczywistości społecznej OD których emigrant się uchyla, czy jak kto woli ucieka, wyjeżdżając w świat.

“Polski kocioł” bulgocący bezinteresowna zawiścią,

Przysłowiowa modlitwa by sąsiadowi krowa zdechła,

Przerażające chamstwo i tumiwisizm urzędników barokowej biurokracji,

Oszalałe z podejrzliwości państwo, które nikomu nie wierzy na słowo bez podkładki, ale za to samo nie czuje sie związane własnym prawem,

Urzędy, z którymi sie nie wygra, niezależnie od tego, po czyjej stronie jest racja.

Odziedziczone po komunizmie prawo mające chronić państwo przez obywatelem.

Drakoński system podatkowy karzący za indywidualną przedsiębiorczość po to, by wieś mogła nie płacić podatkow w ogóle – gruntowych, katastralnych, dochodowych, pogłównych, żadnych.

Jednoczesne istnienie ZUS i KRUS.

Preferencyjne emerytury dla górnikow, żeby przestali tłuc szyby.

Emerytury mundurowe.

Renty inwalidzkie dla młodych wałkoni.

To wszystko są “push factors”Quite powerful push factors.

Tradycyjnie, od wielu lat, emigrują ci Polacy, którzy mają w końcu tych push factors dosyć. Zgadzają się, przynajmniej na początek, żeby niezgodnie z kwalifikacjami, ciężej, mniej godnie, ale GDZIE INDZIEJ. To jest cena warta zapłacenia. Głosują nogami.

Jak słusznie wytknął komentujący blogger w Nowym Salonie, ta generacja emigrantów zadba o siebie. Nie będą zawsze pracować przy zmywaku. Zmywak to jest trudny choć czasami konieczny początek. Potem zweryfikują dyplomy lub skończą nowe studia. Z czasem otrzymają obywatelstwo brytyjskie, irlandzkie, lub inne. Niektórzy wyjadą dalej – do USA, Kanady Australii. Do Polski nie wrócą. Tak samo, jak emigracja “Wielkiej Ucieczki” (1980-1989).

Gremialne powroty Polakow z Wielkiej Brytanii są naturalnie niewykluczone. 

Nastąpią, kiedy wpłaty firm do ZUS będą stanowić taką sama część poborów pracownika jak brytyjskie National Insurance contributions; kiedy liczba urzędników na głowę ludności w Polsce spadnie do poziomu Wielkiej Brytanii; kiedy polską firmę będzie można założyć nie ruszając się od własnego komputera i telefonu. Kiedy urzędy bedą odpowiadać na email. Kiedy większość obywateli nie będzie sobie mogła przypomnieć, kiedy ostatnio była w jakimś urzędzie osobiście. Kiedy mienie górnikow tłukących szyby będzie sie licytować na pokrycie kosztów ich wprawienia, pod nieobecność wlaścicieli, odsiadujących wyroki za złośliwe zniszczenie cudzego mienia. Kiedy do Konstytucji RP wpisze się in extenso znaną bajkę księcia biskupa Ignacego Krasickiego na temat nosa i tabakiery i uczyni się ją podstawą stosunków państwo-obywatel.

Modelować w pocie czoła problemy emigracji Polaków i trudności nakłonienia ich do powrotu trzeba było przed ukręceniem przez III RP łba, z całkowicie ideologicznych pobudek, ustawie Wilczka-Rakowskiego o dzialalności gospodarczej, ostatniej próby nawrotu do prawa handlowego II RP. Teraz może być już grubo za późno. Gastarbeiterzy zostana z czasem emigrantami, potem Polonią, wreszcie naszymi przyjaciółmi. Ich dzieci nie będą mowić po polsku. A Sejm niech wtedy powołuje komisje śledcze na temat “jak do tego doszło”.

Nikt nie jest tak ślepy, jak ci, którzy wolą nie dostrzegać.


komentarze (1)