czwartek, 21 lutego 2013

Struś emu i kangur, a sprawa polska











Niezależna.pl opisała ciekawe zjawisko.

niezalezna.pl/38683-ujawniamy-ze-stron-ministerstw-znikaja-narodowe-symbole

 Otóż ze stron sieciowych ministerstw znika godło państwowe, a pojawiają się kolorowe logotypy, które w większości wypadków wyglądają tak, jakby je zamówiono u projektantów opakowań do prezerwatyw.


Przypomniałem sobie natychmiast przez kontrast z tymi dziełami w kolorach mokrych kąpielówek, wykonanymi przez zasłużonych artystów ludowych Lemingstanu, że każda australijska instytucja państwowa ma taką samą, standardową identyfikację wizualną na swoich szyldach, stronach sieciowych, firmówkach, formularzach, wizytówkach urzędników i wszystkich publikacjach. Otóż wszędzie widnieje tam prominentnie godło państwowe i napis “Australian Government” standardową czcionką, a poniżej tą samą czcionką nazwa urzędu lub instytucji. Czarno na białym, albo biało na ciemnym tle, i nie inaczej. W ten sposób  każdy wie na pierwszy rzut oka, gdzie przyszedł, albo kto do niego pisze.

Zainteresowałem się, jak też się to reguluje, aby cały australijski biurokratyczny Kosmos był skutecznie ujednolicony wwizerunku graficznym i natychmiast rozpoznawalny jako taki.

Okazało się, że rząd federalny, zniesmaczony mnogością logotypów swoich  ministerstw, zarządził 10 lat temu, że należy zaprowadzić ogólnopaństwową identyfikację wizualną, czyli skromne a rozpoznawalne na pierwszy rzut oka ‘common Government branding’. Miejscowa Kancelaria Prezesa Rady Ministrow, czyli federalny Department of the Prime Minister and Cabinet co jakiś czas wydaje chudą broszurkę z obrazkami, która objaśnia, jakie przy tym obowiązują zasady. I już, cała regulacja.

Obecne  Australian Government Branding Guidelines pochodzą z 2009 roku. I nikt nie wydziwia, wszystkie urzędy się do nich stosują.

Ale między Australią a Polską zachodzi jedna zasadnicza różnica. Mianowicie taka, że żadne australijskie ministerstwo się swojego godła państwowego nie wstydzi.