środa, 10 marca 2010

96%


"Dlatego uważam, że tym ludziom trzeba dać spokój. Dla Polski to jest to stracone pokolenie. Ale może będą chcieli wrócić za 15-20 lat, z kapitałem społecznym, ze znajomością języka, kontaktami za granicą i pieniędzmi, które zainwestują w Polsce w coś sensownego? Niech to będą np. domy opieki, których u nas nie ma, a których będziemy potrzebować. Gdyby teraz wrócili, wzrosłoby bardzo bezrobocie."
 
Profesor Krystyna Iglicka
Centrum Stosunków Międzynarodowych
 
 
Państwo polskie od zawsze uważało, że obywateli swoich, jako własność państwa, może dowolnie przestawiać z kąta do kąta, jak zawadzającą koncepcji umeblowania szafę. Ponad 600 tysięcy urzędników III RP od zawsze traktowało współobywateli trójzaborowo – jak Józefa K., jak burą sobakę, lub na Maul halten, do wyboru klienta.
 
A tu tymczasem niespodzianka: pani profesor Iglicka dziwi się gorzko, że wyjechało dwa miliony, a wróciło 60 tysięcy. Przedtem się gorzko dziwił pan profesor Stola*, kiedy krótki rachunek wykazał, że wyjechało w latach 1981-89 ponad milion, a wróciło też około 60 tysięcy. To już razem trzy miliony od 1981 roku, i w najlepszym wypadku 120 tysięcy powrotów. Cztery procent.
 
Kiedy pan profesor Dudek mówi, że Polacy wyjeżdżają do krajów nie tylko bogatszych, ale przede wszystkim lepiej rządzonych, nikt go nie chce słuchać, politycy wtykają palce w uszy i zagłuszają go, powtarzając mantrę"IPN, oszołom... IPN, oszołom!".
 
Prezydentem RP próbuje zostać facet, który jako wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka usiłował czynnie rządzić Polonią, domagając się z uporem maniaka, że każdy, kto się o polski plemnik otarł, ma podróżować do Polski wyłącznie na podstawie paszportu polskiego, i żadnego innego, bo inaczej go Straż Graniczna z powrotem do domu nie wypuści. Kto mu uwierzył, dożywotnio zwichnął sobie szanse na jakąkolwiek karierę, do której potrzeba w jego kraju stałego zamieszkania i obywatelstwa certyfikatu bezpieczeństwa osobowego.
 
Politykę migracyjną Polski pisze urzędnik, który jako wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie tegoż Jerzego Buzka wprowadził do projektu ustawy o obywatelstwie polskim z 2000 r. paragrafy o karaniu grzywną za okazywanie niepolskich paszportów przez Polonię oraz o wszechświatowym poborze Polonii do wojska. Przez wiele lat potem utrudniał, jak mógł, z pozycji szefa Urzędu Repatriacji i Cudzoziemców, rozpatrywanie wnioskow oosobistą zgodę prezydenta RP na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego na własny wniosek obywatela(nota bene, wymaganie osobistej zgody głowy państwa na skorzystanie z prawa obywatelskiego zagwarantowanego Konstytucją, to światowe curiosum prawne).
 
Przewodniczącym sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą(słowo "Polonia" ruguje się z oficjalnego użycia, bo sugeruje podmiotowość diaspory) jest bratanek stalinowskiego oprawcy Jakuba Bermana, syn twardego jak diament komunisty, trzykrotnie skazanego w latach 1933-39 za działalność wymierzoną przeciwko suwerenności i niepodległości Polski. Ta jedna nominacja więcej mówi o rzeczywistym stosunku państwa do Polaków stale mieszkających poza Polską niż wszystkie razem wzięte bankiety z przemówieniami o Macierzy i Rodakach.
 
A wniosek, jaki z tego wszystkiego wyciąga pani profesor Iglicka ma być taki, że emigranci być może wrócą, za 15-20 lat, z gotówką w zębach, by wam w Polsce w samą porę wybudować domy starców? Zaiste, Polska jest wszechświatową stolicą myślenia życzeniowego.
 
 
Przykro mi, ale z inwestycji w kraju mogę zaoferować jedynie Pomnik Wdzięczności Wychodźstwa dla Macierzy – dziób pingwina na cokole.
 
Wysokim, by pomnika złomiarze nie ukradli.


* www.ipn.gov.pl/portal/pl/24/1329/nr_32002.html
 D.Stola, 
Milion straconych Polaków, Biuletyn IPN 3/2002

1 komentarz:

viilo pisze...

Dobry pomysl z tym pomnikiem. Dorzuce szkic urbanistyczny.
Wykorzystujemy dawny rzeszowski pomnik wdziecznosci dla sowieckiej armii i przenosimy go do Warszawy, stawiamy go miedzy Palacem Stalina a Sciana Wschodnia, ale nie frontalnie lecz bokiem do palacu. Pomnik pingwiniego dzioba w odpowiedniej skali umieszczamy "twarza w twarz" do rzeszowskiego pomnika.