czwartek, 18 marca 2010

Co mnie gryzie, a Radka nie


Jeden z komentatorów napisał mi:
 

Obserwuje juz ta Twoja walke od dawien dawna i nie moge sie nadziwic, dlaczego Cie to tak jeszcze gryzie. Wywal ten paszport, spal albo zjedz i po sprawie. Nie rozumiem po co sie komus w Australii musisz tlumaczyc. Kogo tam obchodzi czy masz jeden paszport, czy piec.

A jak bedziesz chcial przyjechac do Polski i nie chcesz na polskim paszporcie i nie chcesz isc po polska wize, to sobie wyrob wize jakiegokolwiek kraju Schengen i po klopocie
.
 

Takie mam hobby, młody rodaku.

Jedni zbierają znaczki, a inni się interesują prawami obywatelskimi i stosunkami państwo-obywatel. Dawno temu wyemigrowałem dla zasady, i chcę zrezygnować z obywatelstwa polskiego też dla zasady.

A gryzie mnie, kiedy się polscy z przeproszeniem politycy uważają za moich właścicieli pomimo mojej nieobecności w Polsce od ponad 25 lat i braku intencji powrotu tam kiedykolwiek. Masz jakiś logiczny argument, dlaczego w tych okolicznościach należy mi zrzeczenie obywatelstwa polskiego uniemożliwić, utrudnić, nie pozwolić, uwalić?

Tak czy owak, nic materialnego już nie będziesz ze mnie miał, młody rodaku, więc ewentualny twój argument o moim obywatelskim obowiązku pełnienia roli nawozu pod biało-czerwone tulipany do wazonu twoich polityków trafia w próżnię.

Zresztą zaoszczędziłeś znaczne środki budżetowe, boś przez ponad ćwierć wieku nie musiał się kłopotać skąd państwo ma wziąć pieniądze na miejsce pracy dla mnie, na budowę mojego mieszkania w bloku, na moich lekarzy i łóżko szpitalne, szkoły dla moich dzieci, drogi dla mojego samochodu, prąd do mojego komputera, wodę w moim kranie, pogotowie ratunkowe, straż pożarną i policję na mojej ulicy, oraz moją emeryturę na starość. W przyszłości rownież nie planuję zawracać ci głowy roszczeniami, co powinno przynieść
dalszą poważną ulgę twojemu ZUS. Jeśli dom mi się zapali, nie ty będziesz go gasił. Możesz więc już dziś planować dalsze oszczędności.

Takich jak ja, emigrantów na zawsze, jest zdaniem twoich ekspertów ponad milion od 1981 roku, więc
oszczędność jest poważna. Nie możesz się zatem skarżyć, żeśmy ci Ojczyznę okradli, chyłkiem wywożąc za granicę siebie, czyli mienie społeczne znacznej wartości, czyli milion sztuk zwierząt roboczych będących własnością państwa, na czym kraj stracił. Bilans nie jest wcale jednoznaczny. Niewykluczone, że netto Ojczyzna jest w ogóle na plusie, nad kreską, boście nie tylko nic nam od dziesięcioleci nie musieli świadczyć, ale jeszcze jakieś pieniądze od nas od czasu do czasu wpływają do rodzin w kraju.
Dlaczego zatem moje zrzeczenie się obywatelstwa polskiego nie może być załatwione tak, jak Radkowa rezygnacja z brytyjskiego? Jeden formularz, jeden własnoręczny podpis, symboliczna opłata, znaczek pocztowy, potwierdzenie zrzeczenia przesłane pocztą w ciągu najdalej 90 dni. Decyzję podejmuje sam indywidualny obywatel, a nie państwo, które w czasie pokoju nie może zawetować takiej rezygnacji. Żadnych emocji, żadnego potępienia, żadnego wołania o głowę zdrajcy.
 
Nie macie problemu z Radkiem rezygnującym z obywatelstwa Wielkiej Brytanii przy pomocy jednego podpisu na formularzu, ale palma wam odbija i piana na pysku występuje, kiedy ktoś chce zrezygnować z obywatelstwa polskiego. Cały wysiłek aparatu państwa oraz sterty papieru kierujecie wtedy na to, żeby mu było jak najtrudniej i jak najdrożej to załatwić.
W podtekście, wyraźnie chcecie takiego ukarać. Dlaczego, i za co?
 
Co do sprawy tłumaczenia się gdzieś w świecie z wielopaszportowości, której (nie ze swojej winy) wyraźnie nie rozumiesz: Słyszałeś kiedyś, choćby przelotnie, o papierze, który różnie się w różnych krajach nazywa, a w Polsce nazywa się 'certyfikat bezpieczeństwa osobowego' albo 'certyfikat dostępu do informacji niejawnej'? W żadnym normalnym kraju nikogo zazwyczaj nie interesuje, ile masz paszportów, ale tylko do czasu, kiedy zaczynasz sie ubiegać o pracę, przy której wymagany jest taki certyfikat. Wtedy przychodzi pora na konwersację z poważnymi, małomównymi gentlemanami, których to bardzo interesuje.
 
Zaraz mi odpowiesz, że to bez znaczenia, bo Polacy i tak pracują na zmywaku.Otóż nie wszyscy. To kłamliwy stereotyp, celowo rozpowszechniany w Polsce w celu hamowania emigracji, bopaństwo budzi się z krzykiem, kiedy ma koszmarne sny na temat co będzie, jeśli młodzież będzie dalej głosować nogami.

Ci, którzy teraz wyjeżdżają z Polski na jakiś czas, by wyrwać kasę z Irlandii czy innej Hiszpanii, wrócić i kupić sobie motocykl Yamaha albo mieszkanie w bloku, rzeczywiście mogą zacząć i skończyć na zmywaku. Ale ci, którzy mieszkają poza Polską od dziesięcioleci, mają od wielu lat obywatelstwa krajów w których żyją, pracują, płacą podatki, założyli rodziny, pokończyli studia, kształcą dzieci, zbudowali domy, mają normalne kariery zawodowe, miejscowych przyjaciół i życie nie odbiegające od miejscowego standardu - nie, ci Polacy bynajmniej nie pracują na zmywaku.

Posad objętych restrykcjami, wymagających dostępu do informacji niejawnej, jest dziś zaskakująca ilość, bo w dzisiejszej dobie światowego terroryzmu istnieje obsesja pilnowania i utajniania informacji na wszelki wypadek, trzeba czy nie trzeba. Wbrew obiegowemu poglądowi, to nie jest problem tylko dla kandydatów do wojska czy policji. Również dla kandydatów na posady w administracji państwowej oraz w tych firmach sektora prywatnego, które mają kontrakty rządowe albo wojskowe, związek z tzw. krytyczną infrastrukturą (transport, energetyka, telekomunikacja), prowadzą prace badawcze z zakresu hi-tech, albo obsługują miejsca szczególnie chronione, np. lotniska i porty. Spróbuj dostać, powiedzmy, skromną posadę na Heathrow, albo staż inżynierski u Airbusa, mając dwa lub więcej paszportów oraz niejasności dookoła kwestii, który z tych paszportów ci najmilszy, a potem wróć i opowiedz jak było.
 
Po wizę nigdzie nie muszę chodzić, obywatele australijscy mają od zawsze bezwizowy wjazd do strefy Schengen. Do Polski się nie wybieram. Mam bowiem taki kaprys, żeczym dłużej jestem wolnym człowiekiem, tym mniej jestem skłonny do zginania karku przed polskim urzędnikiem tylko po to, żeby mu poprawić samopoczucie, jak on mi pokaże, czyje na wierzchu i kto tu rządzi. Odzwyczaiłem się już od takich urzędników, i nie widzę powodu bym się miał przyzwyczajać z powrotem.

Sądzę przeto, że powinienem wziąć z wami spokojny i kulturalny rozwód, tak jak to uczynił Radek Sikorski z Elżbietą Windsor, znaną też jako Elżbieta II. Szanse na mój powrót do polskiego stołu i łoża są żadne. Nastąpił trwały rozkład pożycia.
 
 
 
 
Przy okazji:
 
 
Pod linkiem powyżej jest formularz DS-4080 - jeden, single, pojedynczy papier, jaki małżonka przyszlego Prezydenta RP, p. Anna Applebaum, może podpisać kiedy zechce w obecności konsula USA w dowolnym konsulacie amerykańskim na świecie. Podpisany papier może wręczyć konsulowi razem ze swoim amerykańskim paszportem, i wyjśćna ulicę już bez obywatelstwa USA (choć pełny skutek formalno-prawny następuje dopiero w kilka dni potem, kiedy Departament Stanu w Waszyngtonie zaaprobuje zrzeczenie, ale to formalność, bo nie może nie zaaprobować).
Tu jest zwięzłe pouczenie o konsekwencjach:

 

Czy mógłbyś mi pokrótce objaśnić względy, dla których ja nie mogę zrobić tego samego w Konsulacie Generalnym Rzeczypospolitej Polskiej w Sydney, tylko mam wsiadać na stalinowsko-bizantyjską karuzelę jak z Kafki, która weżmie ode mnie tysiące dolarow i będzie mnie kręcić w kółko co najmniej dwa lata? Stany Zjednoczone nie walą się jakoś od tego, że obywatel może wziąć z nimi rozwód, więc RP także nie zachwiałaby się w posadach. 

Brak komentarzy: