W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl:
Temperatura gruntu zaczyna wzrastać. Młodzieżówka PZPR przestępuje z nogi na nogę jak nie przymierzając tresowany niedźwiedź akademika
Pawłowa. A tu tymczasem taka mała przykrościunia. Do Stanów dalej potrzebna wiza, więc w razie poważnego kłopotu w kraju mogą być poważne kłopoty w łączeniu rodzin. Z nieruchomościami na Florydzie.
Na Pięknej czarne limuzyny stoją nieprzepisowo zaparkowane przy krawężniku, rzędem sięgającym od Alei Ujazdowskich do Placu Konstytucji. Pancerne szyby opuszczone, chmury dymu walą ze środka, bo towarzystwo w środku nerwowo odpala papierosa od papierosa. Ciemno, mżawka. Dookoła pochmurni ochroniarze.
Jakiś facet w garniturze, wzrostu dwa metry pięć i prawie tyle samo w barach, dyskretnie szepcze w radiotelefon:
"Co znaczy, k**wa, odmówili pozwolenia na lądowanie?! Przecie to techniczne tylko, k**wa, dla tankowania paliwa! Nikt, k**wa, nie wysiada! Co te żabojady sobie, k**wa, myślą?! Co za Rolandy, o co im, k**wa, chodzi?! Wy mi tu, k**wa, przestańcie wreszcie p***dolić o tej Kamczatce! Niby nie wiecie, k**wa, że zasięg za mały przy tym obciążeniu? Nie, k**wa, nie mogę nikogo zostawić! Powiedziałem, k**wa, przestańcie p***dolić, bo dla redukcji wagi własnoręcznie was po drodze wyrzucę, choćby mi przyszlo, k**wa, rozhermetyzować kabinę! Kto wtedy będzie, k**wa, pilotował? Sam, k**wa, będę pilotował, jak będzie trzeba! Próbować, dalej, k**wa, z Paryżem! Tak, k**wa, to rozkaz! Na piśmie? Ja wam dam, k**wa, na piśmie!!! Wykonać!!! Bez odbioru!!!",
Po czym wyciąga paczkę papierosów Davidoff, wyjmuje jednego, próbuje zapalić, ale nie moze trafić płomieniem ze złotej zapalniczki w papierosa, tak mu się ręce trzęsą.
Inni muskularni nerwowo spacerują po chodniku, wiszące pod długimi marynarkami Uzi obijają się o zapasowe magazynki, z każdym krokiem słychać metaliczne szczękanie. W jednym BMW płaczą jakieś przestraszone dzieci. W drugim jakaś baba cienkim, histerycznym głosem opieprza kierowcę, żeby włączył silnik i wentylację, bo jamnik z nerwów znowu puścił bąka i w limuzynie śmierdzi. Kierowca się opiera, bo benzyny mało, a dwanaście cylindrów nawet na jałowym biegu sporo pali. W jeszcze innej czarnej be-emie ktoś próbuje łapać na samochodowym odbiorniku Radio Wolna Europa; z nerwów zapomniał, że polskie audycje zlikwidowano w 1994 roku. Atmosfera ogólnej nerwowości i przygnębienia. Wszyscy nerwowo strzygą uchem, czy już słychać wystrzał z "Aurory" .
Kapral amerykańskiej piechoty morskiej w białej czapce z paskiem pod brodą, za kuloodpornym szkłem, z wyrazem głębokiego znudzenia żuje gumę i powtarza przez interkom szósty raz: "Never heard of them! You will have to wait, sir. Yes, yes, I know your boss knows my boss, sir, but I have my orders; the Embassy is now closed; we will reopen in five and a half hours".
Mówiacy po angielsku muskularny facet w dobrze uszytym czarnym garniturze powoli cofa się od bramy, ale pozostaje uprzedzająco grzeczny, bo czerwona plamka lasera, którą snajper na dachu ambasady umieścił mu na lewej piersi 45 minut temu, ani drgnęła od tego czasu. Muskularny, jako zawodowiec, rozumie, że snajper piechoty morskiej na dachu głównego budynku używa lasera w zakresie widzialnym jako subtelnej aluzji, dla ostrzeźenia. Z tak małej odległości nie mógłby chybić i bez tego, zwłaszcza że ma także celownik z noktowizorem. Tego gościa z ambasady muskularny poznał zresztą kiedyś osobiście na strzelnicy, i była obsuwa, bo muskularny wystrzelał 64 na 100, a tamten 100 na 100, on jest naprawdę dobry. Pocisk podkalibrowy, Saboted Light Armor Penetrator, do gigantycznego karabinu snajperskiego Barrett M82A1 kalibru pół cala, ulubiona amunicja Amerykanina, bez kłopotu przebija płytę stalową grubości trzy czwarte cala z 1500 metrów, więc z tej odległości - niecałe sto metrów - żadna kamizelka nie pomoże, ceramika czy nie ceramika. Muskularny stara się zatem, na wszelki wypadek, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Ciężka kamizelka swędzi jak jasna cholera, bo ubierając się na alarm zapomniał o podkoszulce, ale podrapać się jest zbyt ryzykownie. Palić też się chce, ale muskularny woli nie sięgać po papierosy; jankes na dachu moźe być wkurzony, że musi leżeć na mokrej i brudnej papie, zamiast we własnym łóżku, a Barrett M82 jest znany z lekkiego spustu.
Zaczyna świtać. Zapowiada się ciężki dzień.
komentarze (4)
czwartek, 30 sierpnia 2007
Zapowiada się ciężki dzień
Bezsilne złorzeczenia
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl:
Gorączkowe majaczenia szefostwa polskiej Straźy Granicznej o lotnych kontrolach granicznych po wejściu Polski do strefy Schengen, aby tylko żaden czekista graniczny pracy nie stracił i nie musiał zdać nagana do magazynu, okazują sie bez pokrycia. Tragiczna rzeczywistość Schengen świta Straży Granicznej.
Strażnicy graniczni znad Odry albo pójdą na wschód, albo pójdą won. A jak nie, to Bruksela przykręci Polsce pieniądze i wyegzekwuje, by postapiła tak, jak unijne prawo nakazuje. Tak samo było z przymusowym zniesieniem wiz dla obywateli Kanady i Australii po 1 maja 2004 - Polska opierała się wręcz maniakalnie, do ostatnich minut. Pamiętacie, jak to się skończyło? Jeden telefon z Brukseli, i polskie wizy dla Kanadyjczykow i Australijczyków rozpłyneły sie w niebyt pięć dni po akcesji. Bez wzajemności, bo ani Australia, ani Kanada nie są w Unii, lecz prowadzą własną politykę wizową.
Po 1 stycznia 2008 roku będzie tak:
Na granicach zewnętrznych Unii (w wypadku Polski: z Ukrainą, Białorusią, Federacją Rosyjską, oraz na polskich lotniskach międzynarodowych przyjmująch loty spoza Unii) można bedzie dalej wyczyniać tajne, jawne i dwupłciowe orgie kontrolne, jakie tylko zechcecie: będziecie mogli postawić wedle woli osobne bramki EU i non-EU, przylotowe i odlotowe, dla kobiet i mężczyzn, rudych i łysych, katolików i protestantów, wysokich i niskich, partyjnych i bezpartyjnych, z dowolnie barokową procedurą kontrolną na tych bramkach.
Na granicach WEWNĘTRZNYCH Unii w strefie Schengen (w wypadku Polski: z Republiką Czeską, Słowacją, Litwą i Niemcami) kontroli ma natomiast nie być. W ogóle. Żadnych. Wjazdowych ani wyjazdowych. Choćby w gmachu SG RP przy Alei Niepodległości we Warszawie wszystkie szyby ze złości popękały, a strażnicy graniczni krzyżem leżeli na moście w Zgorzelcu i darli sie nieludzkim głosem "liberum veto!!!".
Przez granice wewnętrzne w strefie Schengen mogą dowolnie przemieszczać się obywatele państw Unii, a przez okres do 90 dni od daty wjazdu do strefy w dowolnym jej miejscu, również obywatele państw trzecich zwolnionych z unijnego obowiązku wizowego na podstawie unijnego przepisu 539/2001 z 15 marca 2001 r. W tym między innymi USA, Kanady i Australii.
http://eur-lex.europa.eu/LexUriServ/LexUriServ.do?uri=OJ:L:2001:081:0001:0007:EN:PDF
COUNCIL REGULATION (EC) No 539/2001 of 15 March 2001
listing the third countries whose nationals must be in possession of visas when crossing the external borders and those whose nationals are exempt from that requirement. Official Journal of the European Communities L81/1, 21 March 2001
Article 1, para 2:. Without prejudice to Article 8(2), nationals of third countries on the list in Annex II shall be exempt from the requirement set out in paragraph 1, for stays of no more than three months in all.
Osobom molestowanym przez polskich strażników granicznych na granicach wewnętrznych w strefie Schengen przysługuje prawo korzystania z prostej unijnej procedury zażaleń. Nagabywanie podróżnych na granicach wewnętrznych dostrzeże także unijna agencja Frontex, znajdująca się wprawdzie w Warszawie, ale poza polską kontrolą. Warszawa nawet monitorowanie Frontexu znajduje trudnym, z powodu przezorności Komisji Europejskiej, która wyposażyła Frontex we własną komórkę bezpieczeństwa (elegancki eufemizm kontrwywiadu), budżet na jej dzialalność, oraz odpowiednie środki techniczne.
Piętnaście minut po demarche Frontexu na temat "dziś jest 2 stycznia, co jeszcze robi kontrola wyjazdowa na moście w Zgorzelcu?" załoga ostatniej reduty czekistów granicznych na granicy zachodniej będzie zaprzęgać konie do kibitki, podpalać opuszczoną zabytkową strażnicę WOP, by nie wpadła w ręce wroga, i rozpoczynać ponurą podróż na katorgę w tajdze na granicy z Obwodem Kaliningradzkim, po drodze pijąc na umór i strzelając w powietrze z naganów, by zagłuszyć niepokój, co też przyszłość niesie.
Rozporządzenie (WE) nr 562/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 15 marca 2006 r. ustanawiające wspólnotowy kodeks zasad regulujących przepływ osób przez granice (kodeks graniczny Schengen) Dziennik Urzędowy L 105 , 13/04/2006 P. 0001 - 0032
http://eur-lex.europa.eu/LexUriServ/site/pl/oj/2006/l_105/l_10520060413pl00010032.pdf
(...)
GRANICE WEWNĘTRZNE
ROZDZIAŁ I
Zniesienie kontroli granicznej na granicach wewnętrznych
Artykuł 20
Przekraczanie granic wewnętrznych
Granice wewnętrzne mogą być przekraczane w każdym miejscu bez dokonywania odprawy granicznej osób niezależnie od ich obywatelstwa.
(...)
Artykuł 21
Odprawa na terytorium
Zniesienie kontroli granicznej na granicach wewnętrznych nie wpływa na:
a) wykonywanie uprawnień policyjnych przez właściwe organy Państw Członkowskich na mocy prawa krajowego, o ile wykonywanie tych uprawnień nie ma skutku równoważnego z odprawą graniczną; ma to zastosowanie również do obszarów przygranicznych. W rozumieniu zdania pierwszego wykonywanie uprawnień policyjnych nie może być w szczególności uznawane za równoważne dokonywaniu odprawy granicznej, jeżeli środki policyjne:
i) nie mają na celu kontroli granicznej;
ii) są oparte na informacjach i doświadczeniu policyjnym o charakterze ogólnym, dotyczących potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa publicznego i mają na celu w szczególności walkę z przestępczością transgraniczną;
iii) są opracowywane i stosowane w sposób zdecydowanie odróżniający je od rutynowej odprawy osób na granicach zewnętrznych;
iv) są przeprowadzane na podstawie kontroli wyrywkowej;
b) kontrolę bezpieczeństwa osób przeprowadzaną w portach i na lotniskach przez właściwe organy na mocy prawa każdego Państwa Członkowskiego przez funkcjonariuszy portu lub lotniska lub przewoźników, pod warunkiem że kontrola tego typu przeprowadzana jest również w stosunku do osób podróżujących po terytorium danego Państwa Członkowskiego;
c) możliwość ustanowienia przez Państwo Członkowskie przepisów o obowiązku posiadania lub posiadania przy sobie papierów i dokumentów;
d) obowiązek zgłaszania przez obywateli państw trzecich swojej obecności na terytorium któregokolwiek Państwa Członkowskiego zgodnie z postanowieniami art. 22 Konwencji z Schengen.
Artykuł 22
Usuwanie przeszkód w ruchu na drogowych przejściach granicznych na granicach wewnętrznych
Państwa Członkowskie usuwają wszelkie przeszkody dla płynności ruchu przez drogowe przejścia graniczne na granicach wewnętrznych, w szczególności ograniczenia prędkości, które nie są oparte wyłącznie na względach bezpieczeństwa drogowego.
komentarze (4)
środa, 29 sierpnia 2007
Czy Polska mianuje ambasadorami wyłącznie błaznów?
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl:
Ambasador RP skrytykował USA w "Washington Post''
Ambasador Rzeczpospolitej w Waszyngtonie Janusz Reiter skrytykował amerykański Kongres za to, że nie włączył naszego kraju do Programu Ruchu Bezwizowego. Komentarz polskiego dyplomaty ukazał się w dzisiejszym wydaniu dziennika "Washington Post".
Ambasador RP uznał też za nieuzasadnione obawy, że ułatwienia wizowe dla obywateli państw Europy Środkowej osłabią bezpieczeństwo USA. Przypomniał, że nasz region należy do najstabilniejszych na świecie, a Polska jest jednym z najbliższych sojuszników Ameryki w wojnie z terroryzmem.
Janusz Reiter zaapelował do władz USA by zmieniły przepisy, którymi kierują się amerykańskie konsulaty i doprowadziły do zmniejszenia wskaźnika odmów wizowych. Dzięki temu Polska i inne kraje mogłyby wejść do Programu Ruchu Bezwizowego.
Polski dyplomata przestrzegł, że jeśli USA będą traktować Europę Środkową jako partnera wyłącznie w dziedzinie bezpieczeństwa, to proamerykański kierunek polityki zagranicznej państw naszego regionu straci społeczne poparcie.
"Może być zatem tak, że zderzą się ze sobą dwie propozycje: zniesienia wiz z propozycją dostępu do danych osobowych naszych obywateli. Jednak chociaż ochrona danych osobowych to ważna sprawa, dostęp do rynku pracy USA dla naszych obywateli jest sprawą kluczową".
Tym samym ambasador jest w ogóle nie w kursie i nie w fazie. Europoseł Klich już 9 miesięcy temu autorytatywnie objaśnił, że w konwulsyjnych zabiegach Polski o zniesienie amerykanskich wiz TURYSTYCZNYCH dla jej obywateli, nie o żadną TURYSTYKĘ, drinki na plaży na Florydzie po $17.95 za sztukę ani odwiedziny u rodzin idzie, tylko zwyczajnie o pracę na czarno i eksport polskiego bezrobocia za ocean. O czym naturalnie tak Polacy, jak i Amerykanie dawno wiedzieli, ale nigdy nie zostało to tak jasno i publicznie wyartykułowane przez polityków polskich.
A ambasador Reiter ma, unfortunately, refleks szachisty.
Poza tym, ambasador Reiter świetnie wie, że przepisy dotyczące wjazdu bezwizowego określa w USA ustawa, którą może zmienić wyłącznie Kongres USA, wyłącznie na drodze politycznej - a Kongres dopiero co takiej właśnie zmiany odmówił, po cierpliwym wysłuchaniu m.in. tych samych argumentów, które ambasador powtórzył teraz dla Washington Post. Niestety, z ambasadora taki lobbysta, jak z koziej prostnicy saksofon, więc przepowiadam, że jego protestacje i nagany dla Kongresu zatoną bez śladu w oceanie amerykańskiej opinii publicznej, aby na dnie z honorem lec..
SŁODKO I ZASZCZYTNIE JEST RŻNĄĆ GŁUPA ZA OJCZYZNĘ, nieprawdaż, panie ambasadorze? No to teraz niech pan spyta podwladnych, co to takiego 'paszportowy szantaż' i 'pulapka paszportowa' oraz groźby globalnej branki do wojska (© Radosław Sikorski & Piotr Stachańczyk 2000), a może cała kwestia wizowa zacznie się panu pomaleńku rozjaśniać. Widzi pan, u kongresmenów zawsze wygrywa wyborca, obywatel amerykański, a panowie RS i PS usiłowali wdusić Polonii amerykańskiej (i wszelkiej innej) polskie paszporty na siłę, grożąc jej przy tym grzywnami i poborem do wojska. Druk Sejmowy III kadencji nr 1408 refers.
http://www.videofact.com/polska/polonia_do_wojska.html
Bad mistake. Wasze paszporty, nasze wizy.
Amb. Reiter na dniach bedzie zwolniony, i wroci na lono. Byc moze wlasnie za ten swoj refleks szachisty
jaki szef, tacy i podwładni
ma realizować politykę zagraniczną opartą na "dobrych sprawdzonych" wzorach, czyli być jakby polityką zagraniczną państw z którymi ją prowadzimy.
"Zachwywać się tak aby nas wszyscy lubili"?
A byłby Pan łaskaw napisać, jaki lobbying powinien prowadzić pan Reiter? I co powinien napisać do WP? A może stracił szanse by siedzieć cicho?
podejrzewam ,że Twoim idolem jest sld-owski ambasador w Berlinie który Polskę opluwał w niemieckich mediach
Znaczy, interes narodowy to jest praca na czarno w Stanach. Dzieki za wyjaśnienie.
Szanse na realizację są takie same jak na nowy Hołd Pruski, nowego papieża Polaka i nową Polskę od morza do morza.
kpisz czy o drogę pytasz
przy takim kursie dolara ? komu się opłaca pobyt na miesiące czy pare lat ??
większość jedzie do rodziny
[ interes narodowy ] chodzi wyłącznie o godne traktowanie , nie dość że polak musi zapłacić , odstać to potem jego wiza zależy od humoru konsula
Polskim celem jest zniesienie wiz turystycznych.
Pisani o tym w washington Post(?) jest dobrym dzialaniem lobbujacym czy lepiej byloby napisac o tym w The Australian?
Jesli jednak w Washington Post to o co panu chodzi?
Ze jesli kongres poraz kolejny odmowil to nalezy odpuscic?
pozdrawiam
Na drugiej stronie pod:
http://www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2007/08/28/AR2007082801439_Comments.html
It seems that Poland may have given up Communism, but not the Communist techniques of propaganda and disinformation. Mr. Reiter conveniently forgets to mention that Congress has just amended (and the President has signed into law) the VWP regulations raising the visa rejection cutoff that qualifies for participation in the program from 3 to 10%. And this will allow a number of additional countries to qualify. This generous gesture has accommodated the requests of our mostly New European allies, acknowledging that their Communist legacy may prevent them from meeting the more stringent standard and rewarding them for their political cooperation. Yet this is not enough for Poland - why? - because its citizens are the most egregious violators of our immigration laws notorious for the army of illegal immigrants already here and their current rejection rate is a whopping 26% (although down from 40% thanks to the generosity of our consular officers). So because Poland is not able to meet even the new, more relaxed, standard, we should now be bending backwards for it even more and additionally abolish any selectivity in granting visas so that their rejection rate goes down and allows them to qualify for the VWP. Instead of being grateful for a significant concession and seeing it as the first step toward their goal of visa-free travel, the Poles continue to complain and make more demands. While the Washington Post may fairly be criticized for printing this piece of propaganda, I think it is useful to have this illustration of the twisted and self-serving thought process of this "ally".
The Polish American community - of which I happen to be a member - has been watching with a certain degree of embarassment and a significant degree of satisfaction Poland's futile and abrasive attempts to get into the VWP. We were the first victims of Poland's arrogance and delusions of grandeur (such as considering themselves a normal European country, see this discussion) when it refused to recognize the American citizenship of those with Polish descent, in particular the recent refugees from Polish Communism, and declared us legally bound by all obligations of that Communist citizenship. Poland even implemented the policies of harassing departing Polish Americans, considered by its authorities exclusively as Polish citizens, at the border and preventing them from leaving Poland until they obtain Polish passports (the infamous "passport trap"). Yet this incident hasn't stopped them from asking Polish Americans to lobby for their visa obsession.
All these issues, starting with Mr. Reiter's dishonest article, paint the picture of a bizzare, dishonest, irrational, and self-serving country and the final question is whether something isn't wrong with our foreign policy if such eccentric parasites like Poland are considered our key allies? Shouldn't we have stronger allies among the countries that are much closer to the U.S. culturally and that share our Western values?
O godnym traktowaniu, kosztach i widzimisię konsulów to przy okazji pogadaj sobie z dowolnym klientem dowolnego polskiego konsulatu w dowolnym kraju; wszystko jedno, Polakiem czy cudzoziemcem. Opowiedzą ci, co się dzieje, jak Polak zgubi paszport w Londynie, albo Ukrainiec chce polską wizę we Lwowie, albo Polka wychodzi za mąż w Madrycie.
O opłatach możesz się zupełnie bezpłatnie dużo ciekawych rzeczy przy tej samej okazji dowiedzieć. Zapytaj o "umiejscowianie" dokumentów, dojną krowę gomułkowskiego jeszcze wynalazku. Albo o "sprawdzanie" tłumaczeń zrobionych przez tłumaczy przysięgłych przez pindy w konsulatowym okienku nie władające poprawnie żadnym językiem, z ojczystym włącznie. Albo o "poświadczanie" dokumentów już poświadczonych notarialnie, po 20-40 dolarów za stronę, gotówką na stół, bez pokwitowania. Kupa śmichu, jak dokument ma 9 stron, albo trzydzieści, nie? Albo o "doręczanie" za szybką stówę decyzji polskiego urzędu, po którą najpierw musisz odstać do okienka. Powietrze na ulicy przed budynkiem konsulatu oraz w poczekalni w środku jest jeszcze chwilowo gratis, ale MSZ RP już nad tym pracuje.
Jak będziesz jeszcze miał jakieś iluzje, to weź książkę telefoniczną dowolnego miasta na świecie, w którym jest polski konsulat, i spróbuj się tam dodzwonić w godzinach urzędowania. Tylko pamiętaj zawczasu sprawdzić, ile tych godzin urzędowania jest tygodniowo, żeby cię apopleksja nie strzeliła, jak się dowiesz, że twoje wyobrażenie o kalendarzu i zegarku radykalnie różni się od stanowiska MSZ w tych sprawach, a liczba dni w tygodniu też nie jest taka, jak ci się przedtem błędnie wydawało.
Jak ukończysz te podstawowe studia konsularne, to już będziesz wiedział, że u Amerykanów na ulicy Pięknej jest zupełnie niedrogo jeśli idzie o kasę, oraz wręcz pieszczotliwie w porównaniu ze standardem odnoszenia się tak do własnych, jak i do obcych obywateli w konsulatach RP. No i zrozumiesz, dlaczego Polonia amerykańska zdecydowanie woli używać swoich paszportów amerykańskich niż polskich.
Większość do rodziny jeździ? Całkiem możliwe, że tak, ale nie na tym kłopot polega, do kogo jeżdżą, tylko na tym, że 20-30% gości z Polski tak się u rodziny w USA podoba, że nielegalnie zostają znacznie dłużej niż dozwolone warunkami amerykańskiej wizy B1/B2 90 dni. Łapią za to 10-letni szlaban na wjazd do USA, oraz nabijają statystykę uniemożliwiającą objęcie Polski wjazdem bezwizowym. Wjazd bezwizowy (WVP) niczego tu nie rozwiąże, bo ma takie same dopuszczalne maximum pobytu, 90 dni. Czasami się także przy jakiejś okazji okazuje, że odwiedzana rodzina też jest w USA nielegalnie.
Tak jak i p. Marion, ja też nie wiem, na czym ma polegać atrakcja nielegalnej pracy w USA w porównaniu z legalną pracą w Unii. Ale jakaś atrakcja musi w tym być, skoro dość pospolita jest sytuacja, że ktoś z Polski jedzie do mieszkającej w USA rodziny nominalnie na miesiąc, a siedzi trzy lata. Nie czarujmy się, że taki gość wcale nie pracuje, tylko rodzina w Stanach przez trzy lata z rozkoszą utrzymuje nie tylko jego, ale jeszcze i żonę i troje dzieci, które zostawił w Polsce. Potem przy wyjeździe okazuje się, że nielegalnie siedział w USA o dwa lata i dziewięć miesięcy dłużej niż mu wolno było, CBP wstawia mu w komputery dziesięcioletni szlaban, i dopieroż się zaczyna płacz, zgrzytanie zębów i narzekanie na wrednych Jankesów, że niby co im przeszkadza, jak biedni Polacy sobie trochę popracują w Ameryce.
Jankesi w kółko powtarzają, że to co im przeszkadza, to demonstracyjne olewanie amerykańskiego prawa przez Polaków, ale mądrzy Polacy wiedzą lepiej, że skoro głupi Jankesi tolerują nielegalnych Meksykanów, to mają też tolerować nielegalnych Polaków, bo inaczej jest niesprawiedliwie, i szlus.
Pomijając już nawet, że oni coraz słabiej tych Meksykanów w USA tolerują, oraz że to Amerykanie, a nie Polacy, decydują kogo USA ma tolerować, a kogo nie, to mało który Polak słyszał o Meksykanach codziennie łapanych przez Border Patrol i bez ceregieli ciupasem odstawianych z powrotem do Meksyku. Zresztą kwestia meksykańska ma się do polskiego olewania amerykańskiego prawa nijak; ani Meksykanie za Polaków, ani Polacy za Meksykanów nie odpowiadają, więc jedni drugich nie mogą uważać za wymówkę do łamania prawa USA.
http://cacy.salon24.pl/30262,index.html
z poprawionym URL do komentarza 007
http://tinyurl.com/2tr35c
Komentarz 007 zdjęto z WP, jedyny pozostały po nim ślad jest w komentarzu polemizującej z nim "22-letniej stażystki" o ksywie 'nihil', w praktyce rzecznika MSZ.
Dr 007 - Apparantly you know your stuff, I know mine. Good for you. But I don't get why you are in Polish-American community if it's just standying idle by and watch the whole embarrasing process? Obviously you like to act... But I don't know excatly what is the case - haven't been a follower so you can be 100% right
Dyplomacja w natarciu? Widać zabolało...
Do kogo trzeba zadzwonić w Waszyngtonie, żeby Washington Post zdjął komentarz czytelnika?
Trzeba będzie popędzić kota Washington Post
;
Mrs. Sikorski prawdopodobnie wykonała telefonik do koleżanki w WP i wycięto komentarzyk Dra 007
Thanks guys for providing air support; for a while it looked like I was overpowered by enemy fire :-).
Zastanawiam sie tylko czy ta cenzura byla inicjatywa oddolna, n.p. oburzone masy czytelnicze masowo naciskaly na "Report Abuse" a samo skasowanie bylo mniej lub bardziej automatyczne/bezmyslne, czy tez inicjatywa odgorna, tzn. ktos wplywowy i sprawujacy patronat polityczny nad publikacja tej propagandy wydal takie polecenie (z wlasnej inicjatywy lub po skardze konsulatu, a moze Mrs. A.A. jak sugeruje Filipek).
Ale widac ze udalo sie wywabic wilka z lasu i sprowadzic dyskusje na nasze tory, bo juz jakis MarcinK zameldowal sie z bogoojczyznianym oburzeniem.
Niech nasi przeciwnicy zapamietaja sobie na dobre: nad Cybersfora Polonii slonce nigdy nie zachodzi.
Nie ma za co. A Marcin K nie jest bogoojczyżniany, tylko raczej po kursach na Mazurach. Warto poczytać, jak w komentarzach do innego artykułu w WP jako dyżurny głos ludu zwalcza tarczę antyrakietową. Jak się denerwuje, to angielski mu trochę puszcza.
Honorable Distinction has been awarded to us.
Only our comments are now in reversed order.
Any other article retained normal chronological order of comments.
Nie znam osobiście ambasadora Polski w Washington D.C. jednak uważam tego Pana za jednego z najbardziej aktywnych dyplomatów polskich w U.S. Przygotowanie ambasadora do wykonywania zawodu oceniam też bardzo wysoko i komunikowanie się w obcym języku.
Problem, jaki posiada dyplomacja polska w Ameryce, to jednak brak znajomości metod działania systemu politycznego w Washington D.C. Nie jest to wina dyplomacji (obywatele obcych krajów nie mogą uczestniczyć w życiu politycznym w U.S. tylko poprzez amerykański lobbying), a raczej brak kontaktów z obywatelami amerykańskimi pochodzenia polskiego (których oceniam na ok. 200), którzy (ciągle) uczestniczą indywidualnie (lub firmy) w życiu politycznym i lobbingu w U.S.
Ameryka to taki specyficzny kraj gdzie za każdą usługę trzeba zapłacić, to też odnosi się do załatwienia programu bezwizowej turystyki.
Dla przykładu podam moje rokroczne uczestnictwo w NRCC (partia republikańska), kosztuje mnie $50 tys. plus koszta podróży, noclegi i drobne wydatki.
Kwestia za ile a nie, że to jest nie możliwe. Wszyscy z tego zdają sprawę, że korzyści będzie zbierał rząd polski poprzez wysyłane dolary przez emigrantów z USA i będą się bogacić biznesy polonijne.
Krytyka U.S. nie ma większego znaczenia i może być prowadzona w różnoraki sposób, jednak nikt nie odbierze Ameryce tych możliwości i szansy, jaką stwarza dla normalnego życia i sukcesu.
Proszę zapoznać się z moim artykułem, który może bardziej przybliży ten temat.
http://interia360.pl/swiat/ameryka/artykul/czy-warto-umierac-za-usa,1062
Serdecznie dziękuję
Gregory Akko
http://www.hostingphpbb.com/forum/viewtopic.php?p=111&mforum=polonia#111
http://www.polishnews.com/polityka/agenda_en.htm
http://salonniezaleznych.org/forum/viewtopic.php?p=2834#2834
poniedziałek, 27 sierpnia 2007
Złota jesień, czyli idylla rezydenta
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl:
Sunday Canberra Times
August 26,2007
'Relax' supplement
Polish diplomats with native style
(tłum. z ang.)
Polscy dyplomaci z tubylczą klasą
Po spędzeniu tu czterech lat, były ambasador zabierze do domu wspomnienia kucharzenia na grillu i owoców morza, pisze Ewa Kretowicz.
====
Dwie australijskie zięby fruwają wolno w pokoju telewizyjnym rezydencji polskiego ambasadora w dzielnicy Yarralumla, ich klatka stoi pusta. Na zewnątrz wiele australijskich ptaków, rozelle, różowe kakadu i kurawongi bawią się w ptasiej kąpieli wystawionej dla nich przez gospodarzy. Bogumiła Więclaw, charge d'affaires polskiej ambasady, kocha australijskie zwierzaki.
"Kocham ptaki – w domu w Warszawie mamy papużkę. Smutno mi będzie zostawić nasze zięby, ale nie możemy ich zabrać ze sobą do Polski" mówi pani Więcław.
Jej mąż, Jerzy Więcław, był ambasadorem Polski w Australii. Jego misja dobiegła końca 31 lipca, w październiku państwo Więcławowie opuszczą Australię.
Rezydencję, która byla im domem przez cztery lata, zbudowano w 1979 r., po nawiązaniu stosunkow dyplomatycznych między Polską a Australią w 1972 roku. Rezydencja ambasadora ma 523 metry kwadratowe i stoi na działce o powierzchni 9320 metrów kwadratowych. Piętrowy dom otoczony jest australijskim drzewami, rosną tu banksje, australijskie akacje, eukaliptusy papuaskie. Blade pnie eukaliptusów harmonizują z szarą elewacją rezydencji.
Hall i salon na parterze przylegają do jadalni, w której do stołu zasiadać moźe 18 osób. W salonie sufit obramowany jest australiskim twardym drewnem, podłogi są z zachodnioaustralijskiego mahoniu jarrah. Salon i jadalnię rozjaśniają duże okna od podłogi do sufitu, na całą szerokość domu. Przed jadalnią rośnie stary figowiec, bardzo lubią go ptaki. "Jedna sroka nawet przylatuje jeść mężowi z ręki' - mówi pani Więcław.
Na parterze jest salon, jadalnia, kuchnia. łazienka, pokój telewizyjny i gabinet do pracy. Na piętrze są cztery sypialnie, trzy łazienki i dodatkowa mała łazienka z prysznicem. Z okna małżeńskiej sypialni widać gmach australijskiego parlamentu.
Małżonkowie poznali się w Finlandii, gdzie oboje przebywali na placówce. Są małżeństwem od 31 lat. Wspólnie gotują, wykafelkowana na niebiesko kuchnia jest często używana. Jako zawodowi dyplomaci z doświadczeniem na placówkach w Azji, Ameryce i północnej Europie, przyrządzają potrawy z calego świata. Były ambasador przepada za owocami morza i często odwiedza targ z żywnością w dzielnicy Fyshwick. "Owoce morza w Canberze są wszak tak świeże! Kocham przyrządzać małże i krewetki" - mówi ambasador.
Grill na podwórku był w częstym użyciu przez ostatnie cztery lata, kiedy ambasadorostwo przyjmowali u siebie rodzinę i przyjaciół. Zgodnie z australijską tradycją, jak mówi pani Więclaw, mąż grilował osobiście.
Rezydencja jest interesującą hybrydą Australii z Polską. W przedpokoju, trzy klasycznie australijskie kapelusze Akubra wiszą obok obrazów polskich krajobrazów, pędzla polskich malarzy. W salonie, bukiet australijskich kwiatów stoi pod dwoma portretami polskiego bohatera narodowego Tadeusza Kościuszki. - "Najwyższą górę w Australii nazwano jego nazwiskiem, ale gdy popatrzeć na portrety, nie pozna pani nawet, że to jedna i ta sama osoba" – mówi pani Więcław.
Małżonkowie będą przed powrotem do Polski podróźować po Azji, do Polski wrócą dopiero na wesele syna, pod koniec roku. "Bardzo nam się podobało w Canberze, podróżowaliśmy też po wszystkich stanach i terytoriach Australii".
====
Lekarstwo na przeziębienie według przepisu bylego ambasadora:
Sześć polskich piw
10 goździków
jedna laska cynamonu
esencja waniliowa
brązowy cukier trzcinowy
Zagrzać piwo, dbając by się nie zagotowało; dodać goździki i cynamon, zamieszać.
Dodać cukier do smaku. Trzeba uważać, bo mieszanka mocno się pieni – lepiej przyrządzać w dużym garnku. Na samym końcu dodać wanilii do smaku.
http://wtemaciemaci.salon24.pl/27172,index.html#comment_414017
JERZY WIĘCŁAW - urodzony 1949 r. w Wałbrzychu. Absolwent kierunku nauk politycznych w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych (MGIMO) 1968-1973.
Zwerbowany w 1968 roku jako 19-letni student I roku prawa, skierowany w tym samym roku na 5-letnie studia magisterskie w MGIMO, elitarnej zamkniętej radzieckiej uczelni partyjnej, kuźni kadr MSZ ZSRR i Zarządu I KGB (radziecki cywilny wywiad zagraniczny, dziś SWR, Służba Wnieszniej Razwiedki). W Polsce ukończył Podyplomowe Studium Służby Zagranicznej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR w Warszawie (1979-1980). Wyszkolony przez Rosjan jako specjalista do spraw Finlandii, włącznie z opanowaniem języka fińskiego, amb. Więcław spędził 9 z 16 lat swojej kariery dyplomatycznej w PRL w Helsinkach, na stanowiskach od attache do I sekretarza ambasady PRL.
Po zakończeniu misji w Australii 31 lipca 2007 roku opóźnia powrót do Polski, mając nadzieję przybyć tam dopiero po wyborach, kiedy "porządek będzie panował w Warszawie".
Oby błędną.
poniedziałek, 20 sierpnia 2007
Łódzki bezpaństwowiec a olewanie acquis communautaire
…oraz umów multilateralnych jako takich...
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,4398062.html
Łodzianin Krzysztof Deroń, który ponad rok bezskutecznie stara się zrzec obywatelstwa polskiego, postanowił pozwać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, informuje "Dziennik Łódzki". 38-letni Deroń, poeta i fotografik, w maju ub. r. złożył w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim oświadczenie, że chce zostać bezpaństwowcem. Decyzję podjął na znak protestu przeciwko nominacji Romana Giertycha i Andrzeja Leppera na ministrów. - Podtrzymuję swoją decyzję, mimo że odpadł powód mojego protestu. Postanowiłem złożyć pozew przeciwko władzom państwa, bo oświadczenie woli o zrzeczeniu się przeze mnie obywatelstwa utknęło w biurokratycznej machinie, mówi Deroń. Zgodnie z przepisami, sprawa powinna być rozpatrzona przez prezydenta RP w ciągu 30 dni. - A mnie dopiero kilka dni temu wezwano do złożenia wyjaśnień w Urzędzie Wojewódzkim, mówi oburzony Deroń. Marcin Rosołowski z biura prasowego Kancelarii Prezydenta RP mówi, że zarzut opieszałości w stosunku do kancelarii jest całkowicie bezpodstawny. We wniosku Deronia brakowało bowiem m.in. dokumentu stwierdzającego obywatelstwo innego państwa i oświadczenia, że przeciwko wnioskodawcy nie toczy się postępowanie sądowe.
Racja jest o tyle po stronie Kancelarii Prezydenta, że rozporządzenie Prezydenta RP z dnia 14 marca 2000 r. w sprawie szczegółowego trybu postępowania w sprawach o nadanie lub wyrażenie zgody na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego oraz wzorów zaświadczeń i wniosków. (Dz. U. z dnia 20 marca 2000 r. nr 18, poz. 231) w istocie wymaga posiadania innego obywatelstwa lub promesy jego otrzymania, zanim wniosek o wyrażenie zgody na własnowolne zrzeczenie się obywatelstwa polskiego zostanie przekazany do decyzji Prezydentowi RP.
http://www.abc.com.pl/serwis/du/2000/0231.htm
Śmiesznie jest dopiero wtedy, kiedy zapytać Kancelarię Prezydenta o przyczyny takiego stanu rzeczy. Każdemu ciekawemu, Biuro Prawa i Ustroju Kancelarii Prezydenta RP odpowiada uprzejmie na piśmie, że w Polsce nie wyraża się zgody na zrzeczenie sie obywatelstwa, o ile zgoda taka miałaby uczynić kogoś bezpaństwowcem, ponieważ Konwencja Rady Europy o Obywatelstwie (ETS 166) zakazuje tworzenia bezpaństwowców, zaś Polska jest sygnatariuszem tej konwencji.
http://conventions.coe.int/Treaty/en/Treaties/Html/166.htm
Biuro Prawa i Ustroju Kancelarii Prezydenta RP strategicznie zaniedbuje dodać, że jakkolwiek RP rzeczywiście podpisała konwencję Rady Europy ETS 166 dnia 29 kwietnia 1999 roku, to jej nie ratyfikowała, i NIE JEST tą konwencją związana.
http://conventions.coe.int/Treaty/Commun/ChercheSig.asp?NT=166&CM=8&DF=8/20/2007&CL=ENG
A nie ratyfikowała, bo się nie da. Ratyfikacja ETS 166 przez Polskę jest prawnie niemożliwa.
Nie da się i jest prawnie niemożliwa, ponieważ polskie prawo o obywatelstwie jest sprzeczne z co najmniej trzema artykułami Europejskiej Konwencji o Obywatelstwie, jak to objaśnia przystępnie napisana oficjalna wykładnia tej konwencji opublikowana przez Radę Europy, do obejrzenia tutaj:
http://conventions.coe.int/Treaty/EN/Reports/Html/166.htm
Artykuł 8 konwencji zakazuje podejmowania decyzji dotyczących obywatelstwa w trybie nie dopuszczającym apelacji administracyjnej lub zaskarżenia decyzji do sądów. W Polsce, Prezydent RP występuje w sprawach o nadanie obywatelstwa lub wyrażenie zgody na własnowolne zrzeczenie się obywatelstwa jako absolutny suweren - jego decyzja nie podlega apelacji i nie jest zaskarżalna do sądów powszechnych ani administracyjnych.
Artykuł 12 konwencji zakazuje stosowania wstrętów administracyjnych wobec wnioskodawcy w procedurze zrzeczenia się obywatelstwa z inicjatywy jednostki. W Polsce, całe rozporządzenie Prezydenta RP z dnia 14 marca 2000 to jeden wielki tor przeszkód, mający wnioskodawcę odwieść od zrzeczenia się obywatelstwa polskiego, lub ukarać go za taką niegodną myśl, poprzez uczynienie procedury tak kłopotliwą i kosztowną jak tylko się da.
Artykuł 13 konwencji zakazuje pobierania zaporowych opłat za jakiekolwiek czynności prawne lub administracyjne związane z nabyciem, utrzymaniem, utratą, przywróceniem lub poświadczeniem obywatelstwa. W Polsce, za wszystkie te czynności pobiera sie WYŁĄCZNIE oplaty o charakterze zaporowym, o czym wie każdy, kto usiłował zrzec się obywatelstwa polskiego poprzez konsulat RP.
No więc właściwie po cholerę było podpisywać w 1999 roku konwencję ETS 166, skoro jest jasne, że Polska nigdy nie miała zamiaru się do niej stosować?
Jej urzędnicy cytują konwencję selektywnie: co smakuje, serwują na stół łódzkiemu kontestatorowi (zakaz tworzenia bezpaństwowców) zaś co nie smakuje – wypluwają na obrus (art 8, 12 i 13).
A poźniej straszne larum, jak ktoś w Europie się odważy posądzić Polskę o rolę kija w szprychy, brak konstruktywnego podejścia, lub złą wolę.
A jak inaczej nazwać rolę państwa, które udaje, że nie rozumie, co znaczy zdanie "pacta sunt servanda"?
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl