poniedziałek, 12 lipca 2010

Tupolew do pałacu


Chyba to mniej więcej teraz, a w każdym razie wkrótce, ma wrócić z remontu w Samarze drugi polski Tu-154M dla VIP-ów, numer boczny 102, nieprawdaż?

  • Mam nadzieję, że rząd nie rozważa możliwości podarowania tego samolotu Rosji, w podziękowaniu za postępy śledztwa w sprawie katastrofy Tu-154M nr boczny 101?
  • Mam nadzieję, że nie ma żadnych niejasności, kto jest właścicielem samolotu nr 102?
  • Mam nadzieję, że nikt nie zlecił opracowania strategii polegającej na przykład na tym, że się zakładom w Samarze nie zapłaci za remont, i one sobie w następstwie tego stanu rzeczy zabezpieczą należność poprzez zatrzymanie sobie tego drugiego Tupolewa na poczet długu, i"koncy w wodu", jak mawiają nasi nowi przyjaciele.

Bo latać tym samolotem już się chyba raczej z Polski nie będzie. Wątpię, by VIP-owie czuli się komfortowo na pokładzie '102', identycznego bliźniaka rozbitego '101'. Po katastrofie smoleńskiej, '102' ma teraz metafizyczne właściwości latającego Strasznego Dworu.

Potrzebna decyzja, co dalej z tym samolotem zrobić. Od czasu katastrofy smoleńskiej, z rynku międzynarodowego na używane Tupolewy wyleciało dno. Rząd bułgarski wycofał z użycia identycznego Tu-154M w wersji dla VIP i zapewne odda go na złom. Aerofłot pozbył się ostatnich Tu-154M już kilka lat temu z przyczyn ekonomicznych, konkretnie z powodu wysokiego zużycia paliwa. Przemytnicy broni wolą turbośmigłowe transportowce Antonowa – prostsze naprawy, krótszy start i lądowanie, albo Iły-76 – większa ładowność, dłuższy zasięg. Nikt normalny używanego dwudziestoletniego Tu-154M nie kupi, więc koszta remontu przyjdzie odpisać na straty.

Zainspirowany dalekowzroczną ideą dr Norberta Maliszewskiego[1]oraz jej rozwinięciem przez komentatora A-Tem[2],chciałbym wysunąć konkretną propozycję.

Proponuję nie stawiać pomnika ze szczątków '101' nad którymi niestety już zawsze unosić się będzie, jak smoleńska mgła, atmosfera wielkoruskiej smuty, śmierci, zniszczenia i utraty. Zresztą Polacy zobaczą te szczątki jak własne ucho, więc początkowa idea dr Maliszewskiego upada niejako automatycznie.

Proponuję postawić '102', w całości, pięknie wypolerowany i błyszczący bielą i czerwienią świeżej farby, na dziedzińcu pałacu prezydenckiego w Warszawie. Niech tam stoi jako symbol szacunku nowego prezydenta dla pamięci poprzednika, i nieme przypomnienie, że Polacy nie poznali dotąd  przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Prezydent-elekt jest zdania, że śledztwo może trwać lata, i nie sposób się z nim nie zgodzić. Śledztwo po katatrofie Pan Am nad Lockerbie trwało trzy lata. Nie ma pośpiechu.

Ponieważ nie ma pośpiechu, niech '102' tymczasem stoi na frontowym dziedzińcu pałacu. Miejsca jest tam więcej niż dosyć. Pałacowy podwórzec jest odgrodzony od ulicy metalowym płotem, oraz strzeżony przez wojsko i BOR, więc żadem młodociany wandal ani nieznany sprawca nie zdewastuje narodowej pamiątki. Ponieważ paliwo, oleje, płyn hydrauliczny i akumulatory można usunąć z pokładu, na sposób znany światowym firmom zajmującym się przechowywaniem czasowo wycofanych z eksploatacji samolotów pasażerskich, nawet grom z jasnego nieba nie spowoduje zagrożenia pożarowego pałacu.
Niech w cieniu skrzydeł '102', osadzonego na niskim granitowym postumencie, defiluje kompania honorowa, albo parkują tam w upalne dni limuzyny notabli radzących nad przyszłością narodu na pałacowych salonach. Gdyby jakiś świeżo przybyły ambasador miał wyrazić zdziwienie, co na dziedzińcu pałacu robi samolot pasażerski, cóż za świetna okazja dla pana prezydenta RP, by kordialnie ująć dyplomatę pod ramię, obejść razem z nim samolot, i pełnym szacunku półgłosem objaśnić symbolikę.
 Gdyby pytał np. świeżo akredytowany nuncjusz papieski, lub inny wizytujący duchowny dowolnego wyznania, pan prezydent RP może zrobić jeszcze lepsze wrażenie, przyklękając na chwilę przy oponach Tupolewa, by odmówić krótką cichą modlitwę za duszę swego poprzednika.

W każdą rocznicę katastrofy będzie się składać przy samolocie wieńce, przy łoskocie werbli i przejmujących tonach marsza żałobnego, co uwolni pana prezydenta RP od konieczności składania w tym samym celu wizyt w Krakowie. Z czasem wejdzie w zwyczaj, że rodziny mające chować bliskich, będą prosić rodzinę i przyjaciół o składanie kwiatow pod Tupolewem, zamiast na mogile. Można pozwolić na fotografowanie się pod Tupolewem nowożeńców – podobny zwyczaj istnieje od dawna przy pomnikach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (1941-1945) w kraju naszych nowych przyjaciół. Miejsce ustawienia samolotu zagwarantuje spokój i godność tych wzruszających momentów.

Samolot nie musi zostać przy pałacu na zawsze. Niech stoi na dziedzińcu do czasu wyświetlenia ponad wszelką wątpliwość przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej. Trwałość świeżo wyremontowanej maszyny, zaparkowanej pod gołym niebem, ale należycie zabezpieczonej i starannie konserwowanej jako eksponat muzealny, wyniesie przynajmniej 50-75 lat. Skoro wystarczyło 50 lat, by wyjaśnić zagadkę Katynia, to Smoleńsk na pewno wyjaśni się przynajmniej w takim samym, a może nawet nieco krótszym czasie. Tupolewa '102' będzie można wtedy przenieść do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie lub Muzeum Lotnictwa w Krakowie, a w bruk pałacowego dziedzińca, tam gdzie stał samolot, wmurować wytworną w swej prostocie brązową płytę z krótkim opisem okoliczności śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Do tego czasu, niech o samolot na dziedzińcu dbają harcerze, utrzymując go w kwitnącym stanie. Oczywistym dla wszystkich będzie, że samolot nie może być symbolem kultu religijnego, więc nawet innowiercy lub ateiści nie będą mogli uskarżać się na jego obecność.

A zgoda, jak powszechnie wiadomo, buduje.

Brak komentarzy: