Takiego jak Putin
Nie mam niestety ani odpowiedniego software, ani doświadczenia w edytowaniu wideo, ale być może jakiś hobbysta lub profesjonalista podchwyci pomysł.
Piosenka "Такого как Путин" ("Takiego jak Putin"), hit rosyjskich wyborów prezydenckich 2004 roku, stała się w obecnych okolicznościach tak aktualna, że wykonana po polsku i/lub wykorzystana w odpowiednim klipie wideo miałaby szanse stać się ironicznym przebojem kampanii.
Piosenka "Такого как Путин" istnieje w wersji rosyjskiej, angielskiej, francuskiej i czeskiej. Obecnie także i w polskiej, ponieważ jako dobry uczynek za miesiąc kwiecień pozwolilem sobie utwór dostosować do okoliczności. W dwóch lekko odmiennych wersjach, polskiej i dwujęzycznej. Ta druga, naturalnie, w tak modnym dziś duchu pojednania.
Такого как Путин чтобы не пил
Такого как Путин чтоб не обижал
Такого как Путин чтоб не убежал
Я видела его вчера в новостях
Он говорил о том, что мир на распутье
С таким как он легко и дома, и в гостях
И я хочу теперь такого, как Путин
Такого как Путин полного сил
Такого как Путин чтобы не пил
Такого как Путин чтоб не обижал
Такого как Путин чтоб не убежал
Taki jak Putin, młody, pełen sił
Taki jak Putin, co wroga bił
Takiemu oddam dziś mój głos
Такий как Путин чтобы не пил
Такий как Путин чтоб не обижал
Такий как Путин чтоб не уезжал
Такий как Путин чтобы не бил
Такий как Путин чтоб не обижал
Такий как Путин чтоб не улетал
Takiego jak Putin, co wrogów bił
piątek, 30 kwietnia 2010
Spot wyborczy nr 2: "Такого как Путин"
Disclaimer: W związku z art. 25 ordynacji wyborczej, który zakazuje emigrantom udzielania wsparcia, w tym niematerialnego, polskim partiom politycznym, oświadczam że mój pomysł spota wyborczego nr 2 nie jest przeznaczony dla jakiejkolwiek spośrod istniejących partii politycznych. Wszystkie pozostałe osoby fizyczne i prawne upoważniam do dowolnego dysponowania tekstem na zasadach licencji Creative Commons. Wszelkie podobieństwa do istniejących osób lub instytucji są niezamierzone i całkowicie przypadkowe.
Oryginał (2004)
Такого как Путин
Мой парень снова влип в дурные дела
Подрался, наглотался какой-то мути
Он так меня достал и я его прогнала
И я хочу теперь такого, как Путин ...
Такого как Путин полного сил
Wersja polska
Prezydent mój zawiódł mnie
Odleciał daleko i nigdy nie wrócił
Nowego dzisiaj wybrać chcę
I niechaj będzie taki jak Putin
Taki jak Putin, on nie oszwabił
Taki jak Putin, on nie zabił
Widziałam go wśrod srebrnych brzóz
Milcząco przytulił mojego premiera
W jego ramionach moja kariera
Takiemu jak Putin, pełnemu sił
Takiemu jak Putin, by wrogów bił
Takiemu jak Putin, by nie oszwabił
Takiemu jak Putin, by mnie nie zabił
Dwujęzyczna wersja pojednania:
Prezydent mój zawiódł mnie
Odleciał daleko i nigdy nie wrócił
Nowego dzisiaj wybrać chcę
I niechaj będzie taki jak Putin
Такий как Путин полный сил
Улетел в синый горизонт
Odleciał, zniknął i nigdy nie wróci
Мне нужен парнишка новой
И даже он будет такий как Путин
Такий как Путин полный сил
Dziś przyszłość nasza w rękach mych
Zaś zły komunizm już nie wróci
Частное слово дает нам
Сам подполковник В. В. Путин
Takiego jak Putin, pełnego sił
Takiego jak Putin, co nie oszwabił
Takiego jak Putin, co nikogo nie zabił
czwartek, 29 kwietnia 2010
Zachowania osób trzecich
"Usterki techniczne samolotu, zachowanie załogi, zła organizacja i zabezpieczenie lotu oraz "zachowania osób trzecich" (np. zamach terrorystyczny, sugestie i oczekiwania od załogi określonego postępowania) - takie wersje przyczyn tragedii pod Smoleńskiem bada prokuratura."
Czy prokuratura, w końcu prawnicy, mogłaby uściślić, czy pod "osoby trzecie" podpadają jedynie osoby fizyczne, czy również osoby prawne, np. urzędy lub instytucje państwowe? Tylko krajowe, czy również zagraniczne?
wtorek, 27 kwietnia 2010
Odgłosy ewentualnie przypominające wystrzał
W komunikacie podano, że do prokuratury wpłynęła już opinia biura badań kryminalistycznych ABW filmu z miejsca katastrofy, opublikowanego w internecie.
"W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku" - poinformowano. Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że zapisy "były wielokrotnie poddawane kompresji, co mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość". "Odnośnie ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu, podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych"- podaje komunikat.
"W trakcie badań nie znaleziono dowodów na dokonywanie ingerencji w ciągłość zapisu, stwierdzono jednak fakt modyfikacji formatu nagrania i powtórny zapis do pliku" - poinformowano. Zdaniem biegłych nie można wykluczyć, że zapisy "były wielokrotnie poddawane kompresji, co mogłoby spowodować zatarcie nawet bardzo widocznych śladów ingerencji w ich ciągłość". "Odnośnie ewentualnych odgłosów wystrzałów, biegli stwierdzili, że z uwagi na występowanie silnych zakłóceń, w tym pochodzących prawdopodobnie od podmuchów powietrza, małym stosunkiem sygnału do szumu, podejrzeniem modyfikacji formatu nagrania, nie była możliwa jakakolwiek pomiarowa analiza odgłosów przypominających wystrzał. Kwestia ta będzie przedmiotem dalszych czynności procesowych"- podaje komunikat.
* Jak rozumiem, do firmy Google Inc., właściciela YouTube, nikt się z żadnymi pytaniami technicznymi nie zwracał.
* Ani do firmy Adobe, właściciela patentu na format Flash, na który YouTube przekręca wszystkie wrzuty we wszystkich możliwych formatach video.
* Do tej pierwszej – z zapytaniem, czy aby Google Inc. nie archiwizuje gdzieś wszystkich wrzutów YouTube w oryginalnym formacie. Słyszalem gdzieś, że archiwizuje, ze względów prawnych oraz 'disaster recovery' ale co ja tam wiem.
* Do tej drugiej – z zapytaniem, czy inżynierowie firmy podjęliby się może dekompresji pliku YouTube poddanego patentowej kompresji Flash, aby spróbować odtworzyć oryginalny format pliku sfilmowanego telefonem komórkowym, oraz odtworzyć dane Exif z oryginalnego headera pliku.
Należy rownież domniemać, że nikt nie spytał i nie spyta, co superkomputery NSA, w końcu agencji rządowej naszego sojusznika, mogłyby ewentualnie znaleźć w tym nagraniu, analizując je bit po bicie.
No bo i po co.
Przecież wiemy co najmniej od 1940 roku, że organa państwa rosyjskiego to ludzie honoru, więc nie ma takiej potrzeby.
sobota, 24 kwietnia 2010
Generalicja zmienia front
Generał, którego zdaniem szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych nie jest kompetentnym komentatorem w kwestii wypadkow lotniczych, rzekł:
Generał Czaban podkreślił, że wojsko po wypadku samolotu CASA ze stycznia 2008 zmieniło procedury w wielu punktach ujednolicając je z cywilnymi. - Przede wszystkim lotnictwa wojskowe spełniają teraz wszystkie wymogi lotnisk cywilnych. Według takich samych zasad lądują piloci na cywilnym Okęciu. A może to Urząd Lotnictwa Cywilnego, który zaakceptował nasze nowe przepisy, się pomylił? – ironizował Czaban.
Do konkretnych zarzutów Klicha się nie odniósł.
Do konkretnych zarzutów Klicha się nie odniósł.
Tjaa.. Wojsko w istocie zmieniło procedury po wypadku CASA-295M w Mirosławcu. A pierwsza zmiana procedury była taka, że już nigdy więcej nie będzie wolno tylu wyższym oficerom podróżować tym samym samolotem. Jak się czuje generał, który za pomocą zlekceważenia tej zmiany pośrednio spowodował śmierć swojego szefa, dowódcy Wojsk Lotniczych? W sprawie śmierci swojego przełożonego też ironizuje?
A potem znowu będą pretensje, że NATO nie traktuje poważnie polskich sił zbrojnych. No, ale co oni w tym NATO wiedzą, Tam, jak jest powiedziane że szef sztabu generalnego i najwyżsi dowódcy nie mogą latać razem, to jakoś tak magicznie się dzieje, że nie latają. Bo te NATO-wskie durnie uważają, że to zarządzenie jest na serio. Głupie to NATO. W Polsce jest jak należy - jak jakieś ograniczenie uwiera, to ktoś ważny tupie nogą, i ograniczenie znika. Tak trzymać.
A potem znowu będą pretensje, że NATO nie traktuje poważnie polskich sił zbrojnych. No, ale co oni w tym NATO wiedzą, Tam, jak jest powiedziane że szef sztabu generalnego i najwyżsi dowódcy nie mogą latać razem, to jakoś tak magicznie się dzieje, że nie latają. Bo te NATO-wskie durnie uważają, że to zarządzenie jest na serio. Głupie to NATO. W Polsce jest jak należy - jak jakieś ograniczenie uwiera, to ktoś ważny tupie nogą, i ograniczenie znika. Tak trzymać.
http://www.tvn24.pl/-1,1653371,0,1,klich-nie-musielismy-byc-petentem-rosjan,wiadomosc.html
Klich: Nie musieliśmy być petentem Rosjan
Jak przebiegały w Rosji prace ekspertów badających przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem? Polski rząd co chwilę wygłasza nowe pochwały pod ich adresem, a szef naszej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich mówi o "zmuszaniu go do współpracy z prokuratorami", "braku jakiekolwiek pomocy ze strony rządu" i "chaosie panującym w Rosji". Jest też zdania, że jesteśmy petentem w tym śledztwie. - Tak nie musiało być - przekonuje.
Zgodnie z obowiązującą ustawą "Prawo lotnicze" Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych jest komisją "niezależną i stałą", działającą "przy ministrze właściwym do spraw transportu" (art. 17). Prowadzi ona badania wypadków i incydentów lotniczych a "organy administracji publicznej i inne państwowe i samorządowe jednostki organizacyjne (...) są obowiązane do współdziałania z komisją i udzielania jej niezbędnej pomocy (art. 137).
Zmuszani do współpracy?
Jak twierdzi jednak szef komisji Edmund Klich w Rosji o współdziałaniu i pomocy ze strony polskiej administracji nie było mowy. Klich, już po powrocie z Moskwy, ujawnił w rozmowie z reporterem TVN24, że w Rosji panował wielki bałagan, Jego ludzie pracować musieli na własny koszt, a on sam "był zmuszany przez ministra Bogdana Klicha (zbieżność nazwisk przypadkowa - red.) do współpracy z polskim prokuratorami". Z relacji szefa PKBWL wynika, że wojskowi "dokoptowani do cywilnej komisji" nie słuchali go i to on musiał wypełniać ich polecenia.
- Nie mieliśmy żadnego wsparcia (w Rosji - red.). Na moją prośbę do ministra Bogdana Klicha, że nie mam jeszcze tłumacza, dostałem odpowiedź: "to co pan robi tam od trzech dni. To pan powinien go sobie załatwić". Dalej pan minister Klich powołując się na swoje rozporządzenie zmuszał mnie wprost do współpracy z polską prokuraturą. Kiedy mówiłem: panie ministrze, ja nie mogę współpracować z prokuraturą bo strona rosyjska ma do mnie pretensje, odpowiadał: "ja tego nie przyjmuję do wiadomości" - opowiada szef komisji.
Należało negocjować
Edmund Klich nie pozostawia także suchej nitki na strategii, jaką nasza administracja przyjęła względem Rosjan. Szef komisji uważa, że w relacji ze stroną rosyjską pozostajemy dziś w kategorii petenta.
- Zasady są jasne. Projekt raportu (o przyczynach katastrofy) przygotowuje strona rosyjska, a my mamy 60 dni na odpowiedź i to wszystko. Oni mogą te nasze uwagi uznać, albo nie - zaznacza. Według Klicha takiej sytuacji można było uniknąć.
W punkcie 5.1 załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej (który to załącznik dotyczy kwestii "badania wypadków i incydentów lotniczych") mowa jest o tym, że wprawdzie badanie okoliczności wypadku prowadzi państwo, na którego terytorium miało miejsce zdarzenie ("i ponosi odpowiedzialność za prowadzenie takiego badania") to "może ono jednak przekazać, w całości lub w części, prowadzenie badania innemu państwu na podstawie dwustronnej umowy i ugody". Właśnie taką ugodę trzeba było wypracować - zdaniem Klicha - ze stroną rosyjską.
- Ja wiem jaki jest tego wszystkiego cel i kto robi larum - dodaje szef PKBWL. - Ludzie, którzy są odpowiedzialni za tę katastrofę chcą zwalić wszystko na pilotów. A oni są tymi, którzy na końcu łańcucha zbierają błędy wszystkich. Błąd tkwi bowiem w systemie. Lotnictwo państwowe jest w permanentnym kryzysie - ocenia kategorycznie szef PKBWL. Jego zdaniem katastrofa CASY nie nauczyła tych, którzy mogli naprawić system, niczego.
- Tamten wypadek, ale też wypadki Bryzy, Mi-24, Kani, to były wszystko wypadki systemowe. Nie naprawiono systemu po CASIE. Wprowadzono zalecenia, których wykonanie jest fikcją - podkreśla.
ŁOs//mat
Klich: Nie musieliśmy być petentem Rosjan
Jak przebiegały w Rosji prace ekspertów badających przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem? Polski rząd co chwilę wygłasza nowe pochwały pod ich adresem, a szef naszej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich mówi o "zmuszaniu go do współpracy z prokuratorami", "braku jakiekolwiek pomocy ze strony rządu" i "chaosie panującym w Rosji". Jest też zdania, że jesteśmy petentem w tym śledztwie. - Tak nie musiało być - przekonuje.
Zgodnie z obowiązującą ustawą "Prawo lotnicze" Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych jest komisją "niezależną i stałą", działającą "przy ministrze właściwym do spraw transportu" (art. 17). Prowadzi ona badania wypadków i incydentów lotniczych a "organy administracji publicznej i inne państwowe i samorządowe jednostki organizacyjne (...) są obowiązane do współdziałania z komisją i udzielania jej niezbędnej pomocy (art. 137).
Zmuszani do współpracy?
Jak twierdzi jednak szef komisji Edmund Klich w Rosji o współdziałaniu i pomocy ze strony polskiej administracji nie było mowy. Klich, już po powrocie z Moskwy, ujawnił w rozmowie z reporterem TVN24, że w Rosji panował wielki bałagan, Jego ludzie pracować musieli na własny koszt, a on sam "był zmuszany przez ministra Bogdana Klicha (zbieżność nazwisk przypadkowa - red.) do współpracy z polskim prokuratorami". Z relacji szefa PKBWL wynika, że wojskowi "dokoptowani do cywilnej komisji" nie słuchali go i to on musiał wypełniać ich polecenia.
- Nie mieliśmy żadnego wsparcia (w Rosji - red.). Na moją prośbę do ministra Bogdana Klicha, że nie mam jeszcze tłumacza, dostałem odpowiedź: "to co pan robi tam od trzech dni. To pan powinien go sobie załatwić". Dalej pan minister Klich powołując się na swoje rozporządzenie zmuszał mnie wprost do współpracy z polską prokuraturą. Kiedy mówiłem: panie ministrze, ja nie mogę współpracować z prokuraturą bo strona rosyjska ma do mnie pretensje, odpowiadał: "ja tego nie przyjmuję do wiadomości" - opowiada szef komisji.
Należało negocjować
Edmund Klich nie pozostawia także suchej nitki na strategii, jaką nasza administracja przyjęła względem Rosjan. Szef komisji uważa, że w relacji ze stroną rosyjską pozostajemy dziś w kategorii petenta.
- Zasady są jasne. Projekt raportu (o przyczynach katastrofy) przygotowuje strona rosyjska, a my mamy 60 dni na odpowiedź i to wszystko. Oni mogą te nasze uwagi uznać, albo nie - zaznacza. Według Klicha takiej sytuacji można było uniknąć.
W punkcie 5.1 załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej (który to załącznik dotyczy kwestii "badania wypadków i incydentów lotniczych") mowa jest o tym, że wprawdzie badanie okoliczności wypadku prowadzi państwo, na którego terytorium miało miejsce zdarzenie ("i ponosi odpowiedzialność za prowadzenie takiego badania") to "może ono jednak przekazać, w całości lub w części, prowadzenie badania innemu państwu na podstawie dwustronnej umowy i ugody". Właśnie taką ugodę trzeba było wypracować - zdaniem Klicha - ze stroną rosyjską.
- Ja wiem jaki jest tego wszystkiego cel i kto robi larum - dodaje szef PKBWL. - Ludzie, którzy są odpowiedzialni za tę katastrofę chcą zwalić wszystko na pilotów. A oni są tymi, którzy na końcu łańcucha zbierają błędy wszystkich. Błąd tkwi bowiem w systemie. Lotnictwo państwowe jest w permanentnym kryzysie - ocenia kategorycznie szef PKBWL. Jego zdaniem katastrofa CASY nie nauczyła tych, którzy mogli naprawić system, niczego.
- Tamten wypadek, ale też wypadki Bryzy, Mi-24, Kani, to były wszystko wypadki systemowe. Nie naprawiono systemu po CASIE. Wprowadzono zalecenia, których wykonanie jest fikcją - podkreśla.
ŁOs//mat
czwartek, 22 kwietnia 2010
Dowieriaj, no prowieriaj - co tu jest grane?
Czytam z osłupieniem, że samych rejestratorów pokładowych (FDR i CVR) prezydenckiego Tu-154M jako takich, bezspornej własności Wojsk Lotniczych RP, Rosjanie nie oddadzą, dadzą tylko Polakom do poczytania stenogramy.
Jeszcze dzisiaj skierujemy wniosek do strony rosyjskiej o udostępnienie wstępnej analizy zapisanych przez rejestratory lotu rozmów – mówił prokurator generalny. Jak wyjaśnił, chodzi o stenogramy zapisów rozmów, a nie same skrzynki. Kiedy je otrzymamy? – Liczę, że Rosjanie przekażą zapisy w stosunkowo krótkim czasie
www.rp.pl/artykul/460202,464741_Kiedy_Rosja_odda_zapisy_rozmow.html
Rezygnujemy zatem z porównania stenogramu z oryginalnym zapisem CVR, nie bierzemy oryginalnej taśmy, którą można by np. oddać do zbadania dźwiękow w tle akustycznym przez najlepsze w świecie laboratoria kryminalistyczne, oraz przyjmujemy na wiarę i na gębę, że ten stenogram jest wiernym zapisem rozmów załogi? Poza tym, czy my te rejestratory, kupione przez Polskę razem z samolotem, formalnie podarowaliśmy Rosjanom, i jak to się ma do prawa własności?
Rezygnujemy zatem z porównania stenogramu z oryginalnym zapisem CVR, nie bierzemy oryginalnej taśmy, którą można by np. oddać do zbadania dźwiękow w tle akustycznym przez najlepsze w świecie laboratoria kryminalistyczne, oraz przyjmujemy na wiarę i na gębę, że ten stenogram jest wiernym zapisem rozmów załogi? Poza tym, czy my te rejestratory, kupione przez Polskę razem z samolotem, formalnie podarowaliśmy Rosjanom, i jak to się ma do prawa własności?
Czy wszystkie inne części wraku, też nasza niekwestionowana własność, też zostaną zostawione w prezencie Rosjanom? Bo jak tak, to nie będzie żadnych badań spektrometrycznych mogących wykazać, czy na zewnątrz albo wewnątrz kadłuba znajdowały się w momencie katastrofy jakiekolwiek substancje, które się tam nie powinny znajdować. Jak również żadnych polskich badań silników.
Dlaczego na żadnych zdjęciach ani filmach szczątków samolotu nie ma ani jednego ujęcia od przodu? Co się stało z kabiną pilotów? Rozprysła się na dwoje, troje, czy na kawałki wielkości pięciogroszówki, ocalała, czy pochowano ją pod murem kremlowskim? Gdzie i w jakim stanie są ciała pilotów?
Jakie konkretnie narody biorą udział w międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy? Bo jeżeli tylko polski i rosyjski, a polsko-rosyjska, czy też raczej właściwie rosyjsko-polska komisja pracuje w Rosji, dotyczy rosyjskiego samolotu, używa rosyjskich laboratoriow i rosyjskich ekspertów, to strona polska służy w tej komisji zasadniczo wyłącznie do ozdoby. Nie słyszałem, by do udziału w komisji zaproszono np. przestawicieli amerykańskiego producenta awioniki, którzy niewątpliwie chcieliby dojść, dlaczego po raz pierwszy w historii lotnictwa pasażerskiego zderzył się z ziemią podczas podejściua do lądowania samolot wyposażony w nowoczesny system TAWS.
Rozumiem, że żadnych niezależnych polskich sekcji zwłok nie było i nie będzie? Tym samym nie ma indywidualnego potwierdzenia przyczyn śmierci indywidualnych pasażerow, i nie wiadomo, czy dla wszystkich były takie same i w tej samej chwili? Czy przewidziana jest sekcja zwłok pilotów?
W międzyczasie, media przeginają aż huczy. W myśl sprawozdań, generał Gągor, szef sztabu generalnego, zginął śmiercią bohatera. Otóż generał Gągor nie zginął śmiercią bohatera, tylko całkowicie się zdyskredytował jako dowódca i oficer sztabowy, nie kwestionując, zanim zginął, przewozu tym samym wojskowym samolotem calego ścisłego kierownictwa podleglej mu kadry dowódczej polskich sił zbrojnych. W całkowitej niezgodzie zresztą z (chyba nawet własnym) rozkazem, wydanym po katastrofie samolotu CASA w Mirosławcu, kategorycznie zakazującym przewozu samolotami wojskowymi większej liczby wysokich oficerów w tym samym samolocie.
Dlaczego dotychczas nie podali się do dymisji minister obrony narodowej i minister spraw zagranicznych RP? Ten pierwszy za ten sam błąd nadzoru (a właściwie braku nadzoru) co gen. Gągor, ten drugi za niewynegocjowanie z Rosjanami szczegółowego protokołu wizyty prezydenta, obejmującego również obustronnie uzgodnione warunki bezpieczeństwa lotu, lądowania, ochrony osobistej i transportu naziemnego podczas pobytu.
Poza tym, ja nadal uważam, że to był nieszczęśliwy wypadek, ale to żaden powód, by folgować sobie albo Rosjanom z wyjaśnieniem jego przyczyn, biorącym pod uwagę wszelkie możliwe hipotezy, a nie tylko jedną wersję, wyartykułowaną przez Rosjan, zanim jeszcze dym się do końca rozwiał.
PS.Jeśli chodzi o lud rosyjski, to ja nie mam z kim się tam jednać, bo lud rosyjski jest taką samą ofiarą państwa rosyjskiego, a wcześniej radzieckiego, jak Polacy są ofiarami państwa radzieckiego, obecnie rosyjskiego.
W tym sensie zwykli Rosjanie, jako ludzie, są naszymi braćmi w niedoli i współniewolnikami, podzielam ich ból, nie mam do nich pretensji, nie mam im co wybaczać, ani z kim się jednać.
Natomiast na pojednanie z państwem rosyjskim, po to, by nie stać mu na drodze odbudowy imperium - nie mam ochoty. A już na pewno nie przed uzyskaniem od państwa rosyjskiego drobiazgowych wyjaśnień, dlaczego w ogóle dopuściło do lotu głowy państwa polskiego na rozsypujące się, stare lotnisko, nie posiadające ani rosyjskiej licencji na przyjmowanie lotów międzynarodowych ani odpowiedniego wyposażenia nawigacyjnego.
Natomiast na pojednanie z państwem rosyjskim, po to, by nie stać mu na drodze odbudowy imperium - nie mam ochoty. A już na pewno nie przed uzyskaniem od państwa rosyjskiego drobiazgowych wyjaśnień, dlaczego w ogóle dopuściło do lotu głowy państwa polskiego na rozsypujące się, stare lotnisko, nie posiadające ani rosyjskiej licencji na przyjmowanie lotów międzynarodowych ani odpowiedniego wyposażenia nawigacyjnego.
piątek, 16 kwietnia 2010
249.3 metra
Cokolwiek zmieniono w Tu-154M z numerem bocznym '101', czyli polskim Air Force One, w ciągu dwóch lat po wykonaniu tego zdjęcia, to na pewno nie wymontowano z samolotu nowoczesnego komputera pokladowego (FMS) renomowanej amerykańskiej firmy Universal Avionics Systems, oraz systemu ostrzegania przed przeszkodami terenowymi TAWS (Terrain Awareness and Warning System).
Rzecznik firmy potwierdził, że samolot w momencie katastrofy był wyposażony w jej TAWS.
Tu jest zbliżenie fragmentu tablicy przyrządow z płytą czołową komputera FMS (Flight Management System) na dole, i plaskim ekranem obsługującym FMS i TAWS na górze.
Powyżej jest schemat pokazujący skąd TAWS bierze dane, na podstawie których ostrzega przed przeszkodami. Nie wiemy, czy TAWS na pokładzie był klasy A czy klasy B, więc założymy, że byl skromniejszej i bardziej ograniczonej klasy B. Wobec czego na wejściu do systemu TAWS ma, lub nie, następujące dane:
· Radio Altimeter - dane z radiowysokościomierza od wysokości 2000 stóp (600m) w dół
· ADC (air data computer) - dane z bloku elektronki integrującego pomiar szybkości samolotu przez analizę danych ciśniena z rurek Pitota na kadłubie i pomiar wysokości przez wysokościomerze barometryczne.
· Glideslope: dane toru podejścia z systemu do lądowania na przrządy (ILS); tych danych TAWS w Smoleńsku nie miał, bo ILS tam nie było.
· AHRS/IRS - dane z bloku IRS (inertial reference system), zespołu żyroskopów (w dzisiejszej dobie - prawie na pewno laserowych, bez części ruchomych) i akcelerometrów określających pozycję samolotu w trzech wymiarach względem położenia począrkowego przed startem. Dane z IRS służą tak do nawigacji jak i do określania orientacji przestrzennej samolotu w trzech osiach.
· GPS - dane nawigacji satelitarnej. GPS jest w awionice prezydenckiego samolotu prawdopodobnie zintegrowany z blokiem nawigacji inercjalnej IRS, a właściwie w takim wypadku IRS/GPS. Jest sprawą otwartą czy podzespół GPS bloku IRS/GPS mial zamontowany dekoder kodu P(Y) umozliwiający odbiór dokładniejszych sygnałów GPS (P-code, tylko do użytku wojskowego USA i sojuszników). Dekoder P(Y) ma status tajnego urządzenie kryptograficznego i mógl zostać prewencyjnie wymontowany przed wizytą w Rosji, zmiejszając dokladność danych nawigacji satelitarnej GPS z kilkudziesięciu centymetrow do 2-5 metrów lub nawet całkowicie wyłączając dane GPS.
· SAT (static air tempetature) - dane z czujnika temperatury otoczenia, niezbędne do obliczenia rzeczywistej szybkości (true airspeed) samolotu względem powietrza, w jakim samolot się porusza.
· DTU (data transfer unit) - czytnik dysków z którego wczytuje się do TAWS bazę danych geodezyjnych (elektroniczną mapę) przeszkód terenowych (terrain database). Baza danych geodezyjnych Smoleńska z okolicą nie jest dostępna komercjalnie u producenta sprzętu. Jest sprawą otwartą, czy prezydencki samolot mógł mieć załadowaną w swoim TAWS tajną NATO-wską wojskową bazę danych geodezyjnych dla Smoleńska z okolicą. USAF i NATO bez żadnej wątpliwości mają dane geodezyjne w skali globalnej., jako konieczne dla precyzyjnego naprowadzania na cel samolotów bojowych i pocisków kierowanych. Nie ulega też żadnych wątpliwości, że podczas zimnej wojny szczególnie troskliwie i drobiazgowo skartowano z orbity cały ówczesny Związek Radziecki, ponieważ w przeciwnym razie trudno byłoby w razie potrzeby trafić w to, co trzeba.
Niemniej jeśli nawet komponent danych GPS był dokładny do 5 metrów zamiast do 50 centymetrów. albo był wyłączony, a bazy danych gedoezyjnych o przeszkodach terenowych na podejściu do lotniska Smolensk Siewiernyj w komputerze TAWS Tupolewa nie było, to integracja przez TAWS danych z systemu nawigacji inercjalnej (IRS) z danymi z innych żródeł, jakie system nadal miał do dyspozycji , ciągle jeszcze powinna z chwilą obniżenia wyskości lotu poniżej 2000 stóp (600m) lokalizować samolot przestrzennie z dokladnościa przynajmniej 2-5 m, uruchamiać ostrzeżenia głosem i pokazywać na jednym z ekranów zaznaczony na czerwono na kontrastowym tle zarys niebezpiecznego terenu przed samolotem. TAWS powinien zarowno ostrzec, że pilot leci za nisko ("PULL UP, PULL UP"), jak i że przed samolotem znajduje się wznoszący się teren ("TERRAIN, TERRAIN ").
Nie uwierzę, że zawodowy pilot wojskowy, instruktor na Tu-154M, nie wiedział jak się tym sprzętem należy posługiwać, lub wyłączył ostrzeżenia TAWS w trakcie podejścia do lądowania bez widoczności.
To pozostawia dwa pytania:
- Co może zakłócić ewentualnie wskazania radiowysokościomierza? oraz
- Kiedy wieża kontrolna w Smolensku podala pilotom ciśnienie atmosferyczne na lotnsku, potrzebne do kalibracji wysokościomierzy barometrycznych, to podali im QNH czy QFE, i jaką konkretnie wartość liczbową? Róznica wysokości, na jakiej powinien być samolot, a wysokości na jakiej faktycznie leciał w ostatniej fazie podejścia do lądowania jest podejrzanie bliska różnicy pomiędzy QNH i QFE na lotnisku w Smoleńsku.
W chwili katastrofy QNH w Smoleńsku wynosiło 1025.5 hPa, QFE 995.6 hPa. Różnica wysokości ciśnieniowej pomiędzy 1025.5 i 995.6 hPa wynosi 249.3 metra
Jeśli zaszła pomyłka i podano pilotowi QNH z wartością liczbową QFE, albo podano mu QFE, a on myślał że dostał QNH, to ADC (air data computer) awioniki samolotu mógł otrzymywać dane, z których wynikało, że samolot leci na wysokości 260 metrów, gdy podczas faktycznie leciał na 10 metrach.
Czy w tym może zamykać się tajemnica długiego lotu poniżej minimalnej bezpiecznej wysokości toru podejścia?
Jeśli zaszła pomyłka i podano pilotowi QNH z wartością liczbową QFE, albo podano mu QFE, a on myślał że dostał QNH, to ADC (air data computer) awioniki samolotu mógł otrzymywać dane, z których wynikało, że samolot leci na wysokości 260 metrów, gdy podczas faktycznie leciał na 10 metrach.
Czy w tym może zamykać się tajemnica długiego lotu poniżej minimalnej bezpiecznej wysokości toru podejścia?
Podziękowania dla Johna.
Morał: Nie przeliczać wysokości ciśnieniowej QNH/QFE późno w nocy.
Nie zauważylem minusa przed jedną z wartości.
Pilot byłby ze mnie jak z koziej prostnicy saksofon.
środa, 14 kwietnia 2010
Brzytwa Ockhama a elektronika pokładowa
Nie poznacie prawdy, i ona was nie wyzwoli.
Kontroler na wieży może pomylić QNH z QFE umyślnie lub nieumyślnie. Jeli pomyli umyślnie, to i tak 'koncy w wodu' bo z łatwością można utrzymywać, że nieumyślnie, bo się biedak po prostu przejęzyczył i pomylił pod wpływem stresu prowadzenia samolotu z VIP-ami (zasada 'plausible deniability')
Dodatkowa komplikacja jest taka, że QNH albo QNH można podawać w hektopaskalach (hPa) alno w milimetrach słupa rtęci (mmHg). Standard międzynarodowy to hektopaskale. Lotnictwo wojskowe ZSRR używało mmHg.
Na deser jest jeszcze kwestia, czy rosyjski kontroler lotów w stresującej sytuacji prowadzenia lotu z VIP-ami na pokładzie myśli w stopach (ICAO), czy w metrach (CCCP).
Ja naturalnie jestem oszołom, który nie wie o czym mówi, a te detale sobie wyłowił z butelki wódki. Tylko tu jest jeden taki kłopocik:
"Russia continues to insist on using a different form of altimetry (QFE, or height above the ground in meters) than most of the rest of the world, aspects of its instrument procedures are unique and the entire country has yet to be surveyed in accordance with the WGS 84 standard."
'Business Aviation Ops in Russia', Aviation Week, 7 Dec 2009
Kto chce, niech czyta polski Super Ekspres. Ja wolę Aviation Week, jedno z najpoważniejszych fachowych czasopism lotniczych na świecie.
Ale, ale, byłbym zapomniał:
1. Czy prezydencki Tu-154M miał sprawny i włączony radiowysokościomierz? Jeśli radiowysokościomierz był niesprawny czyli U/S (unserviceable), to czy technik elektroniki pokładowej, który podpisał odpowiedni papier, nie zniknął aby jak szyfrant Zielonka?
2. Ditto Enhanced Ground Proximity Warning System (EGPWS). który w Tupolewie był, i powinien się wtrącić niezadowolonym głosem 'TERRAIN, TERRAIN' albo 'PULL UP, PULL UP' na długo przed uderzeniem samolotu o drzewa.
3. Czy w zainstalowanym w Tu-154M systemie nawigacji inercjalnej wspomaganym przez GPS (IRS/GPS unit) blok GPS działał, czy nie działał?
Bo w wypadku CASA 295M w Miroslawcu blok GPS w IRS/GPS nie działał, z tej niezwykle prozaicznej przyczyny , że polska obsługa naziemna nie wiedziała, że blok GPS w systemie INS/GPS używanym w samolotach wojskowych potrzebuje dodatkowego modułu krypto, który jest potrzebny do rozkodowania kodu P(Y) jakim zakodowany jest precyzyjny sygnał GPS (P-code) zarówno na częstotliwości L1 jak i (zwłaszcza) L2.
INS/GPS każdy może sobie kupić i zainstalować. Ale tylko wojsko, i to nie każde, ma dostęp do nawigacji przy użyciu P-code.
Moduł szyfrowy potrzebny do rozkodowania szyfru P(Y) jakim zabezpiecza się P-code jest zapewne tajny, a jego regularnie zmieniane klucze szyfrowe są zapewne ściśle tajne. Te rzeczy to już trzeba otrzymać kanałami wojskowymi z USA, poprzez NATO. A może nie każdy sojusznik w NATO może dostać ten kawalek elektroniki?
Wcale bym się także nie zdziwił, gdyby po otrzymaniu rozkazu, że samolot ma lecieć do Rosji i ma być z niego na wszelki wypadek zdjęty cały materiał tajny, zdemontowali także moduł krypto w bloku GPS systemu nawigacyjnego IRS/GPS. Albo moduł leży gdzieś w sejfie i nigdy nie został zainstalowany, tak jak w CASA-295M. Albo go nigdy nie było i nie będzie.
Jeśli blok GPS z wojskowym P(Y) Code nie działał, bo nie było w odbiorniku modułu krypto, to i superdokładnego wysokościomierza GPS siłą rzeczy nie było...
A z CASA C-295M to było tak:
"CASA C-295M aircraft, which was additionally equipped with 2 IRS/GPS LN-100G units instead of 2 TOPSTAR 100-2 GPS receivers, and, ironically, with EGPWS Mk. V – unfortunately lack of cryptographic modules in GPS receivers, which made IRS/GPS LN-100G system almost useless (IRS alone with no GPS enhancement) caused flight crew to use handheld GPS receivers (Garmin GPSMAP 196)"
http://aviation-safety.net/database/record.php?id=20080123-0
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Można te ciśnienie podać jako QNH (ciśnienie atmosferyczne na poziomie morza) albo QFE (ciśnienie atmosferyczne na poziomie lotniska). Jak pomylić QNH z QFE, to wyskościomierz będzie wskazywał wyskość z takim błędem, jaka jest wysokość lotniska docelowego nad poziomem morza.
Międzynarodowe lotnictwo cywilne i lotnictwo wojskowe NATO rutynowo używa QNH. Rosyjskie krajowe (nie międzynarodowe) lotnictwo cywilne i cale rosyjskie lotnictwo wojskowe rutynowo używa QFE.
Smoleńsk-Siewiernyj leży 820 stóp / 250 metrów nad poziomem morza. W momencie wypadku, QNH dla lotniska Smoleńsk-Siewiernyj (kod ICAO: XUBS) wynosiło 1025 hPa, QFE 995 hPa.