środa, 19 marca 2008

Trzecia flaga w tle: lawendowo-zielona





Jednopłciowe małżeństwa homoseksualistów ani mnie ziębią, ani grzeją. Komponent seksualny orędzia pana prezydenta interesuje mnie zatem akurat tak samo jak zoofilia, czyli ewentualne spółkowanie damy z obrazu Leonarda da Vinci z gronostajem, czyli w ogóle.



Ale mam za to nadzieję, że panowie Brendan Fay i Thomas Moulton zamieszkali w dzielnicy Astoria, gmina Queens, stan Nowy Jork, nie ograniczą się do wizyty za rzeką, czyli w Konsulacie Generalnym RP na Manhattanie, gdzie zresztą i tak nikt nic sensownego im nie powie. Wizyta w nowojorskim konsulacie RP jest o tyle bez sensu, że w tej placówce nikt nic nie wie i nigdy nie wiedział, o czym dobrze wie każdy Polak, który kiedykolwiek miał tam coś do załatwienia.

Mam nadzieję, że zamiast wisieć u konsularnej klamki, panowie F. i M. wezmą sobie dobrego amerykańskiego adwokata z dobrej międzynarodowej kancelarii z filią w Warszawie, i puszczą pana Jacka Kurskiego w skarpetkach za nieuprawnione użycie wizerunku z intencją zniesławienia i ośmieszenia. W miarę możliwości w nowojorskim sądzie, bo w warszawskim prędzej się doczekają potomstwa ze swego związku, niż werdyktu.

Pana Lecha Kaczyńskiego w skarpetkach nie puszczą, ponieważ jako Prezydent RP, p. Kaczyński cieszy się tzw. suwerennym immunitetem głowy państwa, i może mówić co zechce. A szkoda, bo z pożytkiem dla stanu cywilizacyjnego RP byłoby ustanowienie w sądach amerykańskich precedensu, w myśl którego Rzeczpospolita Polska nie jest właścicielem każdego słowa i wizerunku na świecie, jakie tylko jej propagandziści zechcą sobie przywłaszczyć, by potem wycierać sobie nimi gębę w toku przepychanek wewnętrznych w polskim kotle.


Istnieje niemniej także inne, ciekawsze wytłumaczenie całej hecy.

Mianowicie scenariusz 'zaraza w Grenadzie'. Otóż, czy można całkowicie wykluczyć możliwość, że pan Jacek Kurski,dobrze wiedząc co robi, koncertowo podpuścił pana Lecha Kaczyńskiego przy pomocy implantacji śmierdziela w orędziu?



Pięć minut przed komputerem, zainwestowane zanim jeszcze p. Kaczyński w ogóle wiedział, że przemówi w telewizji, ustaliłoby bez kłopotu, że p. Fay, ten niższy z dwóch gentlemanów na weselnym filmie, jest powszechnie znanym w USA i Kanadzie aktywistą LGBT (Lesbian / Gay / Bisexual / Transgender), szczególnie aktywnym w kwestii małżeństw homoseksualnych. Jego ślub cywilny z p. Moultonem, hematologiem-onkologiem pediatrycznym z Nowego Jorku, odbył się 27 lipca 2003 r. w Kanadzie, w parku publicznym St. James Park w Toronto. Uśmiechnięty celebrant w szacie z czerwono-niebieskim żabotem, to sędzia sądu rodzinnego w Toronto, pan Harvey Brownstone, odziany w swoją oficjalną togę sędziowską. Świadkami byli pp. Edward DeBonis and Vincent Maniscalco.

Kto umie się porządnie posługiwać internetem, mógł w ciągu tych samych pięciu minut ustalić bez kłopotu, że p. Fay jest aktywistą stowarzyszenia katolików-homoseksualistów Dignity New York; firmował był przez dłuższy czas witrynę internetową organizacji Civil Marriage Trail, zajmujacej sie promocją kanadyjskich małżeństw homoseksualnych; jest założycielem organizacji Lawendowo-Zielony Sojusz, zajmującej się promocją praw homoseksualistów pochodzenia irlandzkiego w Nowym Jorku, a w szczególności ich prawa do przemarszu w zorganizowanej grupie przed nowojorską katedrą katolicką (i kardynałem arcybiskupem diecezji nowojorskiej) w dorocznej paradzie ulicznej organizowanej z okazji dnia św. Patryka, patrona Irlandii, na reprezentacyjnej Piątej Alei .

Kto posiada umiejętność czytania po angielsku ze zrozumieniem, mógłby się nawet w ciągu (ciągle tych samych) pięciu minut dokopać do informacji, że p. Fay być może miał w tej walce także i pewien osobisty interes. Pan Fay jest mianowicie obywatelem Irlandii, i jako taki walczył z amerykańskimi władzami imigracyjnymi, które niespecjalnie chciały mu przyznać pobyt stały w USA na gruncie jego kanadyjskiego ślubu cywilnego z panem Moultonem, obywatelem amerykańskim.

Ponieważ p. Fay opublikował w wielu miejscach internetu swój numer telefonu, wystarczyło zadzwonić do niego zaraz po zakończeniu orędzia pana Kaczyńskiego, i wskazać mu adres You Tube, pod którym mógł sobie obejrzeć wysokiej jakości film pokazujący prezydenta suwerennego państwa europejskiego otrząsajacego się z obrzydzeniem nad jego weselnym filmikiem. Dalej poszlo samo.

I już mamy fakt medialny.


Szanse, że prezydent się w porę połapie w materii śmierdziela wmontowanego do orędzia, były żadne. Jak powszechnie wiadomo, prezydent ani nie zna angielskiego, ani nie potrafi się posługiwać komputerem, nie wspominając o internecie. Ryzyka więc praktycznie żadnego nie było.

Ale dlaczego przestać teraz? Jak się bawić, to sie bawić!

OK, powiedzmy że panu Kurskiemu się udało. Natychmiastowy publiczny protest p. Fay i wystawienie się polskiej prezydentury na publiczne pośmiewisko były tak samo pewne jak to, że granat ręczny po wyciągnięciu zawleczki eksploduje. Pan Kurski naturalnie powie, że o niczym nie wiedział, a taśma była z archiwum TVP i miała niewyraźnie nabazgraną etykietkę, ale co ma powiedzieć?

Prezydent ma w ręku pewne atuty, którymi może się odgryźć. Niech na przykład ogłosi, że w świetle obrazy boskiej, jaką stanowi dopuszczalność cywilnych ślubów homoseksualistów w Kanadzie, Polska z oburzeniem odrzuca niedawną kanadyjską inicjatywę zniesienia wiz dla obywateli polskich. Polska nie może bowiem Polaków wystawiać na działanie kanadyjskiej zgnilizny moralnej, musi pozostać czysta. Przy okazji, odrzucenie zniesienia wiz kanadyjskich rykoszetem trafi nielubianego przez prezydenta ministra Sikorskiego.

http://andrejkoymasky.com/liv/fam/biof1/fay1.html

http://www.lavenderandgreen.com/loveandmarriagecanada.html

http://www.gothamgazette.com/article/civilrights/20080314/3/2463/

Brak komentarzy: