czwartek, 21 lutego 2008

Ile razy trzeba powtarzać?

Z powodu raptownego renesansu medialnej mody na bicie piany potrzebnej do kręcenia lodów, mam pytanie, zawsze to samo. Mianowicie: - Ile razy trzeba wam powtarzać?

· Nikt, nigdy, w żadnym przypadku i w żadnym miejscu szeroko pojętego Zachodu nie otworzył i nie otworzy na oścież serca i sejfów przed specsłużbą, której kadra kierownicza zostala wyszkolona u npla, przez npla i według antynatowskiej doktryny npla.

Nic na to nie pomoże powtarzanie mantry: - że PRL to było zupełnie zwyczajne suwerenne państwo, którego specsłużby zwyczajnie działały w interesie Polski, a radzieckie zamknięte uczelnie wojskowe, dyplomatyczne i wywiadowcze to po prostu były zwyczajne dobre szkoły, z których PRL zwyczajnie korzystała, no bo jak dawali miejsca, to żal bylo nie korzystać; no i przecież nie można nikogo karać za błędy młodości polegające na takim zwyczajnym studiowaniu w Moskwie zamiast w Bostonie.

· Nikt, nigdy, w żadnym przypadku i w żadnym miejscu establishmentu NATO nie uwierzy, że jedyni zawodowcy, jakich może znaleźć Polska do pracy w wywiadzie i kontrwywiadzie to absolutnie muszą być postkomuniści, byli członkowie PZPR.

· Nikt, nigdy i w żadnym przypadku nie będzie w NATO grał z absolwentami kursów GRU w rosyjską ruletę, bo od tego państwa założycielskie NATO mają swoje wywiady i kontrwywiady oraz ich archiwa, żeby wiedzieć, dlaczego takie gry są niebezpieczne i niewskazane


Polska może naturalnie jeszcze przez następne 18 lat prowadzić z NATO kontredanse, które lud polski barwnie nazywa grą w chujki-kogutki na ligowe bramki. Można nic nie zmieniać, iść w zaparte, i dalej posyłać do pracy w NATO czekistów. Ale sojusz sobie z czekistami poradził, tak przed jak i po polskiej akcesji do NATO, więc dalej sobie też poradzi.

W warunkach wielopoziomowej ochrony informacji niejawnych, stosunkowo łatwo jest stworzyć komuś w NATO iluzję, tak by myślał, że ma bardzo wysoki stopień dostępu do tajemnic sojuszu i w pełni z niego korzysta. W rzeczywistości może natomiast być tak, że już sama wiedza, że istnieje kilka jeszcze wyższych kategorii dostępu, jest informacją zastrzeżoną i utrzymywaną w tajemnicy, o oczko lub dwa powyżej kategorii dostępu przyznanej takiej osobie.

Można pracować w NATO, mieć natowski certyfikat bezpieczeństwa bardzo wysokiego stopnia, a nic naprawdę ważnego nie wiedzieć, z powodu kompartmentalizacji. Istotne informacje albo całe kategorie informacji są w osobnych wirtualnych przegródkach (compartments). Do przegródki dostęp ma tylko ten, kto informacji, jakie są w środku, niezbędnie potrzebuje do wykonywania swoich obowiązków. Zanim taki konkretny dostęp dostanie, dochodzenie kontrywywiadowcze musi potwierdzić, że istnieje rzeczywista i niezbędna potrzeba, żeby dostał. Nikt nie ma dostępu do wszystkich przegródek naraz, bo nikt nie ma takiej obiektywnej potrzeby. Kompetentnie administrowana kompartmentalizacja jest w zasadzie nie do przeskoczenia dla czekistów wyszkolonych w Moskwie, według doktryny, która regulowała dostęp do informacji według ilości gwiazdek na pagonach i prestiżu stanowiska, a nie potrzeby - jak ktoś był generałem gosudarstwiennoj bezopasnosti to wiedział w zasadzie wszystko, co chciał wiedzieć.

Czekiści oddelegowani do NATO mogą tam bez przeszkód czytać na ekranach swoich komputerów całe ryzy dokumentów niższych stopni tajności, ale każda próba przeczytania czegoś rzeczywiście ciekawego kończy się okienkiem dialogowym, do którego trzeba wpisać nazwę kodową przegródki, którą trzeba najpierw znać, potem hasło do przegródki, które trzeba najpierw mieć. Po tym wszystkim otwiera się, zamiast Sezamu wiedzy tajemnej, następne okienko dialogowe z pytaniem o indywidualne hasła konkretnych spraw, o ktorych chce się czytać.

A wszystko w warunkach monitorowania w czasie realnym przez program zabezpieczający, który odnotuje i poinformuje kogo trzeba, jeśli oficer szuka w systemie informacji spoza zakresu swoich obowiązków. Robert Hanssen, wieloletni rosyjski agent w amerykańskim kontrwywiadzie, wpadł w 2001 roku między innymi z tego powodu, że przeszukiwał dostępne mu bazy danych swojej służby używając słów kluczowych nie mających nic wspólnego ze sprawami, nad którymi pracował.



Z Izydorczykiem było tak, że został wysłany przez RP do Brukseli z pełną świadomoscią rządu, że wysłannik jest niezdolny do uzyskania NATO-wskiego certyfikatu bezpieczeństwa, z powodu niewyjaśnionych zaszłości obracajacych się dookoła jego przeszłych związków z GRU. Po co w takim razie Polska forsowała go jako kandydata na stanowisko sztabowe w Mons pod Brukselą tak długo, aż go przeforsowała, trudno powiedzieć. Może chłopaki ze wsi myślały, że NATO ze strachu przed skandalem politycznym dopuści go do istotnych tajemnic bez certyfikatu. Albo będzie tak jak w Polsce, to znaczy przepisy sobie, a praktyka sobie. Albo dostanie tymczasowy certyfikat, i co zobaczy, to jego.

Cokolwiek sobie myśleli, wyszło inaczej, bo ochrona kontrywiadowcza kwatery głównej NATO wykazala się zarówno profesjonalizmem, jak i poczuciem humoru. Profesjonalizmem, bo nikt publicznie nie powiedział ani słowa, a Izydorczyk został przywitany z pełną kurtuazją i honorami. Poczuciem humoru, bo został umieszczony w peryferyjnym i niszowym programie sojuszu, gdzie jego zadaniem było m.in rozmawianie z Rosjanami. Został mianowicie dyrektorem biura natowskiego programu "Partnerstwo dla Pokoju", mającego promować dobre stosunki pomiedzy NATO a państwami nie mającymi szans na wejście do NATO, w tym z Rosją. Ponieważ do promowania, robienia dobrego wrażenia oraz brania udziału w konferencjach i bankietach niepotrzebna jest żadna szczególnie tajna wiedza, nie otrzymał żadnego liczącego się dostępu do takiej wiedzy, ani nie miał podstaw, by się takiego dostępu domagać.

Ponieważ generał też był profesjonalistą swego zawodu, zorientował się dość szybko, że nic istotnego z tego wszystkiego nie będzie, bo NATO mu nigdy w pełni nie zaufa. Powrócił do kraju przedwcześnie i przeszedł na przyśpieszoną emeryturę. Naturalnie generalską.

Podobnego wyniku należy sie spodziewać po niedawnym wysunięciu na stanowisko przewodniczącego komisji bezpieczeństwa NATO węgierskiego czekisty, 49-letniego generała brygady Sandora Laborca, wyszkolonego w moskiewskiej akademii KGB im. Feliksa Dzierżyńskiego w latach 1983-1989. Laborc też szybko dostrzeże, że pod jego przewodnictwem komisja bije pianę, rzeczywiste decyzje zapadają w innych gremiach, do których go nie zapraszają, a w obiegu pism przechodzących przez jego biurko brakuje kluczowych załączników.



PS.

Dla powodzenia opcji zerowej jest całkowicie bez znaczenia, czy nowych oficerów rekrutuje się sposród harcerzy, pszczelarzy, czy kolarzy górskich, jak długo się ich szkoli dla spełnienia formalnego wymogu mianowania podporucznikami WP, ani kto im wręcza nominacje oficerskie.

Natomiast ma istotne znaczenie, by nowi pracownicy nie mieli w życiorysach zaszłości trudnych lub niemożliwych do dokładnego zbadania.

Niewskazane jest pochodzenie z rodzin aparatczyków PZPR.

W miarę możliwości kandydaci nie powinni mieć w biografii klasycznych haków obyczajowych, czyli nie być alkoholikami, narkomanami, birbantami, rozpustnikami hetero- homo- ani biseksualnymi, żonobijcami ani pedofilami.

Wprost znakomicie byłoby, gdyby nie było wśrod nich gadułów i szpanerów.

Wskazany jest sceptycyzm światopoglądowy, trzeźwy pogląd na życie i stanie mocno na ziemi, co zasadniczo wyklucza b. aktywistów ruchu oazowego, dewotki wszystkich wyznań,wojujące feministki, artystów awangardowych, teologów wyzwolenia, dziewice, oraz mniejszości aktywnie walczące o jakąś mniejszościową sprawę.

Hobbyści pszczelarze i wędkarze, jako małomówni i skłonni do refleksji, mogą dostać punkty dodatkowe.

Jeśli kandydaci mają przyzwoity dyplom jakiegoś rzeczywistego kierunku (nie reklamy i marketingu ani gender studies; dyplomy matematyki, fizyki lub historii znacznie bardziej się nadadzą) z przyzwoitej uczelni (a nie Wyższej Prywatnej Szkoły Biznesu, Informatyki i Gotowania na Gazie), to już mają elementarne umiejętności analityczne i (miejmy nadzieję) zdolność poprawnego pisania w języku ojczystym. W idealnym wypadku, także i w językach obcych (klasyczny dla polskich ankiet personalnych język "rosyjski, słabo" nie liczy się jako język obcy).

Strony fachowej się z czasem nauczą, nie ma strachu - to tylko kwestia czasu i pieniedzy. Daleko lepiej jest poświęcać czas i pieniądze na edukację nowej kadry, niż na roztrząsanie do usranej śmierci, jakie potencjalne konsekwencje ma umoczenie starej kadry "niezastąpionych fachowców" w Układ Warszawski i antyzachodnią działalność wywiadowczą agencji radzieckich. Bo ma takie, że po prostu ci ludzie już nie mogą pracować w specsłużbach panstwa, w którym od czasu ich przyjęcia do służby radykalnie zmienił się ustrój i sojusze. Żadna orkiestra niezwykle dęta mendiów krajowych nie jest władna zmienić tego prostego faktu.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Wlasnym oczom nie wierze....
ktos komus udziela bezplatnych konsultacji ?
Czy tez wpadlam przypadkiem na jakas gre strategiczna ?

Stary Wiarus pisze...

A skąd to przypuszczenie, że bezpłatnych?

Anonimowy pisze...

Przypuszczenie pochodzi z pewnosci osobistej :-).
Jesli ktos nie wiedzialby nic o systemie dostepu do dokumentow tajnych/poufnych (np. ja), to wlasnie dostal bezplatna konsultacje (nie tylko ja)....

Anonimowy pisze...

... a jesli wydaje sie to malo prawdopodobne, proponuje sprawdzic do kogo obecnie nalezy IP 195.116.133.*.

Stary Wiarus pisze...

He, he, he ... Krucznet, naprawa telewizorów i Wi-Fi w Sośnicowicach, powiat Gliwice... dobre....

Anonimowy pisze...

Czy pan krewetka był/ jest agentem?
Czy wie wszystko o firmach i jest nieomylny?
Czy zna zasadę: korzenie ważniejsze od liści?
Czy wie, że gen. B. był delegatem na V Zjazd Partii, wyuczył się doktryn antyNATOwskich, a "zaliczył" w USA i NATO to o czym napisał, że niemożliwe?
I takich jak on jest w WP bez liku?
A może lepszym jest człowiek "kryształowy" bez cienia zarzutu? Taki tez był na pokładzie TU 154M.
Wiesz krewetko, że poza wszelkim podejrzeniem może byc tylko żona Cezara.
Okazuje się jednak, że tak jak w twojej ukochanej II RP poza podejrzeniami był Ignacy tak i
III czy IV (sam nie wiem, która teraz w jest)nie brakuje jemu podobnych.
A co znacy Ignacy? A Ignacy nic nie znaczy? Znasz? o'k
Niee znasz? kumaj!
Piszesz waść po różnych forach.
Siejesz nienawiść i zamęt.
Mieszasz w piekielnym tyglu prawdę, półprawdę i kłamstwa.
Wstyd panie dziennikarzu KREW jest na twoim piórze!