(pw)Nie mam zupełnie nic przeciwko temu, by minister Radosław Sikorski zrealizował swoje ambicje zostania, we właściwym czasie i sprzyjającym momencie historycznym, prezydentem RP. Pod wieloma względami bylaby to poważna, wręcz historyczna poprawa, gdyby w pałacu prezydenckim zasiadł człowiek wyształcony na Zachodzie i obyty z jego sposobem myślenia, a ponadto niezależny rodzinnie i materialnie od "polskiego kotła" i układów krajowych. Życiorys ma minister Sikorski daleko bardziej pozytywny i pozbawiony dwuznaczności niż wszyscy lokatorzy tego pałacu od 1989 roku razem wzięci. Nigdy też nie było w tym pałacu nikogo, kto mógłby zadzwonić do Ruperta Murdocha w taki sposób, że Rupert zechce podnieść słuchawkę.
Powodzenia zatem w kampanii wyborczej 2010 roku, panie ministrze - "Radek Rulez OK", jak by to ujęto sprayem na ścianie w Sydney.
Istnieją pozytywne precedensy:
Prezydent Litwy Valdas Adamkus powrócił do życia politycznego na Litwie jako obywatel amerykański, po spedzeniu lat 1949-1998 w USA i osiągnięciu poważnych stanowisk w amerykańskiej administracji państwowej. Adamkus przeszedł w USA na emeryturę w 1997 roku, po 29 latach kariery w administracji państwowej, konkretnie w federalnej agencji ochrony środowiska (EPA). Z rąk prezydenta Reagana Adamkus otrzymał w 1985 roku nagrodę państwową przyznawaną urzędnikom administracji państwowej USA, Distinguished Executive Presidential Rank Award. Kiedy przechodził w 1997 roku na emeryturę, Adamkus otrzymał list pochwalny od prezydenta Clintona i nagrodę Distinguished Career Award od swego ministra. Valdas Adamkus formalnie zrzekł się obywatelstwa amerykańskiego, składając stosowne oświadczenie przed urzędnikiem konsularnym Stanow Zjednoczonych w ambasadzie USA w Wilnie na krótko przed wyborami prezydenckimi 1998 roku, co potwierdziła zarówno ambasada, jak i Departament Stanu w Waszyngtonie. Zero ambiwalencji.
Prezydent Łotwy w latach 1999-2007, pani Vaira Vike-Freiberga, powróciła do życia publicznego na Łotwie jako obywatelska kanadyjska, po spędzeniu lat 1954-1998 w Kanadzie i osiągnięciu tam między innymi stanowiska profesora psychologii na uniwersytecie w Montrealu. W 1998 roku przeszla na emeryturę i jako profesor emerita powróciła na Łotwę. W myśl łotewskiej konstytucji, prezydent Łotwy jest jedynym Łotyszem, który nie może posiadać podwójnego obywatelstwa. Vaira Vike-Freiberga została wybrana prezydentem Łotwy 17 czerwca 1999 roku. 16 czerwca 1999 r. kanadyjskie ministerstwo imigracji oficjalnie i publicznie potwierdziło jej rezygnację z obywatelstwa kanadyjskiego. Zero ambiwalencji.
Zero ambiwalencji to cel, jaki minister Sikorski powinien osiagnąć zanim osiągnie życiowy sukces p. Adamkusa i p. Vike-Freiberga, czego mu serdecznie życzę.
Jak rozumiem, informacja o zrzeczeniu sie przez min. Sikorskiego obywatelstwa brytyjskiego w 2006 roku jest oparta na deklaracji "na gębę" rzecznika prasowego MON Piotra Paszkowskiego z dnia 14 grudnia 2006 roku, żadnym dowodem nie popartej. Sam minister milczał w tej sprawie i milczy, jakkolwiek jest świadom ryzyka załatwiania poważnych spraw bez wsparcia dokumentami ("na gębę to jest krem Nivea, ja proszę o dokumenty", jak to trafnie ujął całkiem niedawno).
Czułbym się daleko bardziej komfortowo, gdyby wsród orgii papierów tajnych, jawnych i dwupłciowych , w jakich co dnia tarza sie dziennikarstwo krajowe, w jakiejś gazecie choćby w rogu trzeciej albo dwunastej strony zreprodukowano jednostronicowy formularz brytyjskiego Home Office wzór RN1 - z podpisem min. Sikorskiego i znaną wielu Polakom charakterystyczną pięciokątną pieczęcią Immigration and Nationality Directorate brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych w rubryce "wpłynęło" u dołu dokumentu. Posiadanie bowiem takiej ostemplowanej przez IND kopii formularza RN1 jest dokumentarnym dowodem skutecznego zrzeczenia się obywatelstwa Zjednoczonego Królestwa. Wszystko inne to krem Nivea.
Informacja rzecznika MON z dnia 14.12.2006 r. , że minister 'zwrócił brytyjski paszport' jest o tyle ambiwalentna, że sam tylko zwrot paszportu jest całkowicie nieskuteczny prawnie w przedmiocie rezygnacji z obywatelstwa, czy to brytyjskiego, czy polskiego.
Jeszcze pewniej poczułbym się w tej materii, gdyby minister napomknął choćby mimochodem w jakimś wywiadzie na jakiś zupełnie niezwiązany temat, że choć wie, że zrzeczenie się obywatelstwa brytyjskiego na własny wniosek poddanego JKM Elżbiety II jest odwracalne (jakkolwiek tylko raz), to osobiście nie zamierza korzystać z tej szalupy ratunkowej, jaką zapewnia byłym obywatelom brytyjskim brytyjskie prawo .
Uradowany blogger z Salonu 24 pisze: http://rubikon.salon24.pl/48073,index.html
Jedną z pierwszych osób jaką przyjął nowy szef MSZ był Władysław Bartoszewski, któremu zaproponował on doradztwo w sprawach międzynarodowych. To czysty gest będący wyrazem wdzięczności Radka, dla swego szefa, którego był zastępcą w rządzie AWS. Jeżeli ktoś myśli, że jest to dowód na utrwalenie dawnego stylu funkcjonowania MSZ, to moim zdaniem jest w błędzie. Trzeba wziąć pod uwagę determinację młodego ministra, którego stać było na osobiste przeciwstawienie się największemu mocarstwu na świecie, to tym bardziej rola podobnych figur jak Bartoszewski może być tylko dekoracyjna i propagandowa. Po prostu nie szuka on konfliktów tam, gdzie przy pomocy nic nie znaczących gestów można je wyminąć.
Święte słowa. Ale nie jestem pewien, czy równie nic nie znaczącym gestem, mającym na celu omijanie konfliktów, było mianowanie szefem kadr MSZ Romana Kowalskiego, absolwenta MGIMO (Moskowskij Gosudarstwiennyj Institut Mieżdunarodnych Otnoszenij) Aż do upadku ZSRR MGIMO był zamkniętą uczelnią specjalną, kuźnią kadr MSZ ZSRR i Zarządu I KGB (wywiad zagraniczny).
Wśród absolwentów MGIMO znajdują się m.in. takie postaci jak Wiaczesław Trubnikow, b. rezydent KGB w Indiach, b. dyrektor wydziału Azji Południowo-Wschodniej KGB, w latach 1996-2000 szef rosyjskiej służby wywiadu zagranicznego SWR, oraz pułkownik Oleg Gordijewski, były rezydent KGB w Londynie, najbardziej znany z udanej ucieczki na Zachód w 1985 roku.
Jeśli o ten aspekt polskiej dyplomacji i spec-dyplomacji chodzi, to dla mnie papierkiem lakmusowym ministerialnej ambiwalencji MSZ w rękach ministra Sikorskiego będą dalsze losy kariery zawodowej Jerzego Więcława, b. ambasadora RP w Australii, który zakończył wprawdzie misję w Australii 31 lipca 2007 roku, ale powrót do kraju przezornie odłożył do czasu rozstrzygnięcia wyborów.
Więcław jest również absolwentem MGIMO, w magiczny sposób przeniesionym przez nie wiadomo kogo do Moskwy w 1968 roku, w wieku 19 lat, po ukończeniu I roku prawa na Uniwersytecie Łódzkim. W Moskwie studiował pięć lat, opanowując między innymi język fiński. Kwalifikacje podyplomowe zdobywal w latach 1979-80 w Podyplomowym Studium Służby Zagranicznej Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR w Warszawie.
Przed 1989 rokiem, dziewięć z szesnastu lat kariery dyplomatycznej w MSZ PRL Więcław spędził w Helsinkach. Atypowa długość pobytów na jednej placówce oraz selekcja (przez kogo?) w wieku 19 lat do odbycia pięcioletnich studiów w zamkniętej radzieckiej uczelni powiązanej z Zarządem I KGB jednoznacznie wskazują na niezupełnie dyplomatyczne zainteresowania ambasadora.
Bardzo jestem zatem ciekaw, czy minister Sikorski będzie dążył do zera ambiwalencji prostą drogą, czyli liniowo, czy też asymptotycznie, czyli w sposób, w jaki można się do zera zbliżyć, ale z definicji nie można go osiągnąć. W jednym i drugim wypadku - życzę powodzenia.
A o Polonii pod opieką ministra - innym razem.
Ja tez chcialbym widziec zero ambiwalencji w oswiadczeniach majatkowych Radka Sikorskiego, ps. "Banan". W szczegolnosci tych z lat 2005 i 2006, kiedy to po zamknieciu transakcji sprzedarzy jego domu w Chevy Chase, Maryland, otrzymal czek na ok. $870K (870 tysiecy USD) i nic z tej sumy nie powiekszylo zadeklarowane w roku 2006 zasoby pieniezne (nawet zakladajac koszty sprzedarzy i podatki nie jest mozliwe by pochlonely one cale $870K).
Orginalna dyskusja na ten temat pod:
http://wtemaciemaci.salon24.pl/46475,index.html#comment_702189
Jest ewidentne ze "Banan" oszukuje w swych oswiadczeniach majatkowych - deklaruje tylko niezbedne minimum w postaci tych posiadanych zasobow ktorych istnienie jest i tak mniej lub wiecej w domenie publicznej, a wiele oszczednosci i inwestycji ukrywa. Dotychczas mu sie to udawalo, bo po pierwsze trudno wyliczyc ile dokladnie wydaje - a wiec moze bez problemow zasilac czarna dziure ukrytych kont, a po drugie w Polsce do szczegolow nikt specjalnej wagi nie przywiazuje - trzeba bylo az roku by ktos zaczal zadawac pytania gdzie wyparowalo te $870K i zrobila to dopiero Polonia.
Ale w tym przypadku zrobil blad, bo nonszalancko zasilil "czarna dziure" tak duza suma pieniedzy ktore uzyskal publicznie, ze nie latwo bedzie mu to wytlumaczyc - oczywiscie gdyby sprawa nabrala wiekszego rozglosu wsrod jego rodakow. Bo Polonii to przeciez nikt nie slucha.
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl
1 komentarz:
Strasznie słodzisz i chyba na serio
Prześlij komentarz