czwartek, 5 lipca 2007

Młody i porywczy kolego Rybitzky...

Ein Volk, Ein Reich, keine Polonia?

Z łatwością wybaczam panu koledze pospolity błąd metodologiczny mylenia gastarbeiterów z emigrantami, ponieważ ścisłe definicje w ogóle nie są dziś w modzie. Pasja rzucania oskarżeń jest przywilejem młodości, więc również nie będę się jej czepiał, sam kiedyś też byłem młody i pryncypialny. 

Ale doprawdy  nie po to niektórych dzisiejszych  pięćdziesięciolatków dawno temu zomowską pałą bito, żeby pan kolega teraz przy pomocy kawałka drutu, akumulatora z czołgu "Rudy" i saperki do rycia w kwaterze PPR na Powązkach, nocami galwanizował trupa kolektywizmu i jego ideowej przewagi nad indywidualizmem. 

Takiej jak ten pański tekst ody do tłuszczy to ja nie pamiętam od czasu, kiedy w renomowanym liceum musiałem się nauczyć na pamięć:

Jednostka zerem / jednostka bzdurą / sama nie ruszy pięciocalowej kłody / chociażby wielką była figurą / a co dopiero podnieść dom pięciopiętrowy! 

Wtedy ta kolektywna tłuszcza, do której wzdychał Majakowski, to była kompartia, a obecnie pan kolega wydaje się wzdychać do ideowego narodu, porządnie urządzonego wedle wzoru "Ein Volk, Ein Reich" przy dźwiękach pieśni ramię pręż! / słabość krusz! / ducha tęż! / Ojczyźnie miłej służ! A  kto nie chce prężyć i chyłkiem siebie przemyca za granicę, ten tchórz, wróg  i zdrajca. 

Jak panu zapewne wiadomo, panie kolego Rybitzky, marszałek Piłsudski pragmatycznie oświadczył swego czasu, że on wysiada z czerwonego tramwaju na przystanku "niepodległość".

 Ja natomiast na takie dictum jak pańskie, pragmatycznie wsiadam na na przystanku "niepodległość" do autobusu 175, żeby zdążyć na lotnisko i wrócić z egzotycznego urlopu w Polsce do domu, zanim pan zacznie postulować zaminowanie granic odłamkowymi minami przeciwpiechotnymi, naturalnie w imię Wyższego Dobra Ogólnego i Powszechnej Szczęśliwości Narodowej.

Dom mój (nieduży) jest już od ponad ćwierć wieku nad Pacyfikem, zaś panu, kolego Rybitzky, właśnie się udało pomyślnie spacyfikować ostatnie resztki mojego sentymentu do starych kątów w Polsce.  Jako człowiek z natury tolerancyjny, nie stawiam panu żadnych przeszkód w indywidualnym samodoskonaleniu, może pan prężyć, tężyć, kruszyć i służyć komu tylko pańska wola, wedle własnego uznania, nawet Ojczyźnie.

Uważam niemniej,  że jeśli istotnie wyobraża sobie pan sobie, że podstawową bądź nawet wyłączną motywacją Polaków do emigracji jest kasa, to wyobrażenie pańskie jest płaskie ponad wszelkie spodziewanie. Na podstawie dotychczasowych lektur pańskiej publicystyki więcej spodziewałem się po panu. Z czasem być może dane będzie panu pojąć, że istnieją koła emigracji polskiej, dla których "
duży dom i pełny brzuch" to są motywacje mniejszościowe, a nawet peryferyjne. Najwiekszą liczbę Polaków owladniętych obsesją dużego domu i pełnego brzucha spotkałem zresztą w Polsce, co skadinąd zrozumiałe w kraju, którego mieszkańcom życie z pustym brzuchem na trzydziestu metrach kwadratowych zdarza się daleko częściej niż w krajach Pierwszego Świata.

Na razie zalecam przeczytanie ze zrozumieniem, dopóki ta sztuka jeszcze całkiem nie zanikła w Polsce, mojego prywatnego dekalogu emigranta z 25-letnim stażem. Może przybliży to panu, dlaczego tak wielu spośrod młodych Polaków dziś wyjeżdżających z Polski za chlebem z czasem zostanie emigrantami i naszymi przyjaciółmi. Nie mylić z gastarbeiterami. 

Jeszcze jedno: pański pogląd o Polakach jako białych Murzynach jest tyleż rasistowski co i nieuzasadniony. Niech pan zgadnie, skąd wiem. Wiele jeszcze przed panem nauki, a jeszcze więcej podróży po wielu kontynentach, zanim będzie pan mógł miarodajnie wygłaszać tak kategoryczne opinie.

Post Scriptum:

27 procent 21-milionowej ludności Australii to emigranci urodzeni poza Australią, razem z pierwszą generacją urodzonych tu dziecdi - 41%.  Sami tchórze? Nie wiem, czy ktoś jeszcze poza panem ma w Salonie24 tak imponujący wysięg i wymach, by jednym ruchem obrzucić gównem 5.67 miliona osób z  całego świata, które osiedliły się w Australii, w tym ca. 150 tysięcy Polaków.

                                                  * * *

DEKALOG EMIGRANTA
(nie mylić z gastarbeiterem)

  

1.        Świat jest większy niż Polska. 

2.        Każdy może mieszkać gdzie sam zechce, i tak sobie własne życie układać, jak sam uważa. Nikt nie ma moralnego obowiązku mieszkać w Polsce, w bloku, z pustym brzuchem. 

3.        Obywatel nie jest własnością państwa. 

4.        Państwo, które utrudnia swojemu obywatelowi rezygnację z obywatelstwa, narusza Art. 15 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz Konwencję Rady Europy o Obywatelstwie (European Treaty Series No. 166).  

5.        Żaden emigrant nie ma moralnego obowiązku szlochać po nocach w poduszkę za utraconą Ojczyzną, ani marzyć o dniu, kiedy do Ojczyzny wróci, niosąc jej  w darze swój uciułany grosz tułaczy. 

6.        Opowiadanie Henryka Sienkiewicza "Latarnik"  nie jest dokumentem, tylko fikcją literacką, napisaną w 1880 roku w celach propagandowych, czyli ku pokrzepieniu serc Polaków pod zaborami. 

7.        Publiczne dzielenie się doświadczeniami i poglądami emigranta rzeczywistego z emigrantami potencjalnymi jest w Polsce konstytucyjnie dozwolone. Nie stanowi ono ani zdrady stanu, ani złośliwego droczenia się z osobami, które nie mają zamiaru wyemigrować.  

8.        Państwo nie jest najwyższą mistyczną emanacją pojęcia narodu. Państwo autorytarne nie jest najwyższą mistyczną emanacją pojęcia państwa. Są inne modele państwa, niż państwo autorytarne. Są takie państwa, które zachowują sie wobec swoich obywateli tak, jakby państwa w ogóle nie było, a nie walą się, a nawet wręcz przeciwnie. 

9.        Pracodawcą urzędnika jest podatnik. 

10.    Położenie pępka świata nie zostało dotychczas naukowo ustalone i jest przedmiotem wielu kontrowersji, jest jednak prawie pewne, że nie znajduje się on w Polsce. 

komentarze (15)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl: "Ein Volk, Ein Reich, keine Polonia?"


Brak komentarzy: