wtorek, 18 maja 2010

Analiza instrumentalna ostygłej lufy nagana










Tydzień temu (11 maja) napisałem, a dzisiaj powtórzę, o ile ktoś wtedy nie czytał:

Jakiekolwiek przedmioty które bezspornie były w kabinie pasażerskiej Tupolewa w momencie katastrofy + chromatograf gazowy + spektrometr masowy = potencjalny 'smoking gun', potencjalny DOWÓD zamachu, gdyby analiza odkryła na nich ślady substancji, które nie powinny się tam znajdować.

Listę substancji, których należy szukać, z rozkoszą poda każde porządne laboratorium kryminalistyczne Zachodu. Osobiście polecam laboratoria FBI w Quantico. A póki co, to uzyskałem dowód niemal namacalny, że prokuratura mnie czyta, i to uważnie:


 Sąd wojskowy nie zgodził się na żądanie polskich prokuratorów, którzy chcieli, by zniszczono niektóre osobiste rzeczy należące do ofiar katastrofy Tu-154 - dowiedział się portal tvn24.pl. Śledczy uzasadniali, że mogły być one "źródłem zagrożenia dla bezpieczeństwa powszechnego". - Wskazywano na zagrożenie epidemiologiczne - ujawnia rzecznik sądu płk Rafał Korkus. - Ten wniosek to absurd - komentują karniści i inspektorat sanitarny.
Wniosek o wydanie zgody na "zarządzenie zniszczenia" wybranych przedmiotów znalezionych na miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu wpłynął do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie w ubiegłym tygodniu. - Sąd zajął się nim na piątkowym posiedzeniu i wniosek odrzucił - relacjonuje pułkownik Korkus. Jak tłumaczy rzecznik Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, prokuratorzy prowadzący postępowanie powoływali się na artykuł 232a Kodeksu Postępowania Karnego.


W paragrafie 2. mówi on, że sąd może zarządzić zniszczenie w całości lub w części przedmiotów jeśli byłoby to "połączone z niewspółmiernymi kosztami lub stanowiło źródło zagrożenia dla bezpieczeństwa powszechnego". Właśnie na ten drugi argument wskazywali w swoim wniosku prokuratorzy. - Uznaliśmy, że przesłanki z art. 232a w tym przypadku niezachodzą, pomimo, że do wniosku dołączona była fachowa opinia, która potwierdzała stanowisko o zagrożeniu epidemiologicznym- dodaje pułkownik Korkus.

W ogóle dobrze jest mieć uważnych czytelników i tłumaczy, zwłaszcza za granicą, bo wygląda na to, że i Rosjanie przy pomocy spychaczy poszli za moją radą z dnia 6 maja (zdjęcie wklejone poniżej wykonali kilka dni później na miejscu katastrofy reporterzy "Faktu"):



Ewentualne zaoranie, przekopanie, zabetonowanie, (niepotrzebne skreślić)miejsca katastrofy nie pomoże jako antidotum na ewentualną komisję śledczą za 50 lat. Ślady podejrzanych substancji, jeśli się tam znajdują, bedą wykrywalne spektrometrycznie w praktyce do końca świata. To samo dotyczy ewentualnych ekshumacji ofiar przez pokolenie naszych wnuków. 

Może natomiast pomóc w udaremnieniu przyszłego śledztwa zdjęcie z obszaru katastrofy całej wierzchniej warstwy gruntu, przynajmniej 1 m w głąb i jej wywiezienie w jakieś nieujawnione miejsce.

*      Wszystkim osobom, które nigdy nie miały do czynienia ze współczesną analizą instrumentalną, uprzejmie objaśniam:

Wysiłki wasze, towarzysze, zdadzą się psu na budę. Spektrometria masowa wykaże na szczątkach i rzeczach osobistych ofiar ewentualne mikro- i nanoślady substancji, jakie w żadnym wypadku nie powinny się znajdować w samolocie, nawet po kilkudziesięciu latach, a także niezawodnie odsieje prawdziwe szczątki samolotu od fałszywych. Jedyne, co załatwicie, usiłując zniszczyć ślady, to wzmagający się nacisk społeczny na ekshumację ofiar pod nadzorem międzynarodowym i przeprowadzenie poniewczasie autopsji, także pod międzynarodowym nadzorem. Pamiętamy bowiem, jak niezwykły nacisk kładliście na to, by pod żadnym pozorem nie otwierać zalutowanych trumien. Co w nich jest, że tak wam na tym zależało? Co z wami zrobi społeczeństwo, kiedy się dowie, co w nich jest?


*      Wszystkim osobom prywatnym, prywatnie przechowującym szczątki kabiny pasażerskiej Tu-154M oraz rzeczy osobiste ofiar przywiezione z miejsca katastrofy, z serca radzę:

Dobrze schować, nie rozmawiać o tym, nie chwalić się, czekać. Przyjdzie czas. Na wyjaśnienie pierwszej zbrodni katynskiej przyszło czekać 50 lat.

Brak komentarzy: