"sprawie wiz to dzisiaj nawet Kazimierz Pułaski i Tadeusz Kościuszko musieliby wypełniać kwestionariusz wizowy, gdyby chcieli do USA przyjechać"

Otóż dzisiaj raczej nie musieliby nic wypełniać, będąc oficerami amerykańskich sił zbrojnych w stopniu generała brygady oraz obywatelami USA. 

Kazimierz Pułaski otrzymał nominację generalską z rąk gen. Jerzego Waszyngtona dn. 15 września 1777 r., jako specjalista w zakresie taktyki i wyszkolenia kawalerii. Ponieważ Kazimierz Pułaski zginął w październiku 1779 roku, zanim zdążył się formalnie naturalizować w Stanach Zjednoczonych, prezydent Barack Obama, na wniosek Kongresu USA, całkiem niedawno formalnie nadał mu obywatelstwo amerykańskie pośmiertnie, dnia 6 listopada 2009 roku, o czym prez. Bronisław Komorowski wyraźnie nie wie, bo to do polowania niepotrzebne. 
Tadeusz Kościuszko był inżynierem wojskowym, zaangażowanym przez Kongres Stanów Zjednoczonych do pracy w armii dowodzonej przez gen. Waszyngtona jako oficer kontraktowy w stopniu pułkownika saperów, na podstawie kontraktu podpisanego dn. 18 października 1776 r. 

Płk. Kościuszko został awansowany do stopnia generała brygady dn. 13 października 1783 roku. Także w 1783 roku, gen. Kościuszko został naturalizowany jako obywatel amerykański i otrzymał jako nagrodę państwową posiadłość ziemską w pobliżu dzisiejszego miasta Columbus w stanie Ohio.

Gdyby p. Kościuszko miał dzisiaj wypełniać kwestionariusz wizowy przed swoją pierwszą wizytą w Ameryce, to wyjaśniłby zgodnie z prawdą, że udaje się do USA w celu podpisania zaproponowanego mu kontraktu z amerykańskimi siłami zbrojnymi, i otrzymałby wizę od ręki. W późniejszych podróżach, gen. Kościuszko posługiwałby się swoim paszportem amerykańskim i żadnych kwestionariuszy wypełniać by nie musiał. 

Gazeta Wyborcza
"Polska opinia publiczna kompletnie nie rozumie, dlaczego całe otoczenie Polski może korzystać z ruchu bezwizowego, a Polska nie"

Prezydent niech mówi za siebie. Ja też jestem polska, a w każdym razie polonijna, opinia publiczna, a rozumiem o co Amerykanom chodzi. Jak prezydent nie rozumie, albo udaje że nie rozumie, to ja chętnie wytłumaczę jeszcze raz. Powoli, spokojnie, bez użycia trudnych słów:

§          Pomimo powszechnej obecnie retoryki "młodych wykształconych z wielkich miast", w myśl której USA to dziadostwo chwiejące się nad przepaścią, do którego nikomu nie warto jeździć, oraz pomimo otwarcia przed Polakami wielu europejskich rynków pracy, Polacy nadal chcą jeździć do Ameryki i mieć głęboko gdzieś amerykańskie prawo imigracyjne, które reguluje takie podróże.
§          Polacy chcą mieć głęboko gdzieś amerykańskie prawo imigracyjne, ponieważ nie widzą powodu, by czyjekolwiek przepisy, gdziekolwiek, miały być przestrzegane bardziej niż polskie przepisy w Polsce, gdzie wzajemne robienie się w konia przez państwo i obywateli jest sportem narodowym, a prawo jedynie z grubsza określa ogólne warunki uprawiania tego sportu.  
§          Wychowani w kraju, w którym państwo nie czuje się związane wlasnym prawem i przestrzega go jedynie opcjonalnie, tylko wtedy, kiedy to państwu pasuje, Polacy nie są w stanie pojąć, że mogą istnieć państwa, które uważają swoje prawo za wiążące dla swoich urzędników. W związku z tym, Polacy mają za dziwaczną fanaberię pogląd  Amerykanów, że w USA należy przestrzegać prawa USA. 
§          Praca na czarno i nielegalny pobyt w Ameryce są nadal uważane w Polsce powiatowej za świadectwo sprytu i zaradności, bez względu na to, czy mają rzeczywisty ekonomiczny sens, czy nie. 
§          Polacy uważają, że praca na czarno i pobyt w Ameryce, przeciągany tak długo, jak długo się komu podoba, należą się im z mocy decyzji Boga i Historii, ponieważ Kościuszko, Pułaski, Paderewski i Afganistan. 
§          Ponieważ Polacy tak sądzą, to postulują, żeby Amerykanie zarzucili urządzanie się u siebie w domu tak jak sami uważają. Mają też zaprzestać przestrzegania własnego prawa, które im dobrze służyło od wielu dziesięcioleci. Następnie Amerykanie mają demonstracyjnie nie dostrzegać Polaków pokazujących im zwycięskiego 'wała'.

Podsumowując, Polacy oczekują od głupich Amerykanów, że na życzenie sprytnych i zaradnych Polaków zgodzą się wyjść na durniów.

Oczekiwania te są formułowane przy akompaniamencie tysięcy jadowicie antyamerykańskich komentarzy na wszystkich możliwych polskich forach, blogach i witrynach internetowych, z których wyłania się consensus opinii Polaków, że Amerykanie to naród idiotów, Polakom do pięt nie dorastający, i nie powinni mieć nic do powiedzenia na temat, kto wjeżdża do ich kraju i po co. Amerykanie nie powinni mieć nic do powiedzenia w tej sprawie, ponieważ nie ma takiej potrzeby - Polacy wiedzą lepiej, kogo należy, a kogo nie należy wpuszczać do Ameryki. Fakt, że o wjeździe Polaków do USA decydują Amerykanie, a nie Polacy, jest dla mieszkańcow Polski niepojęty i obraźliwy.
Niejasnym natomiast pozostaje zagadnienie, dlaczego Polakom zależy na "turystyce" do kraju idiotów nie dorastających im do pięt.
Znikoma mniejszość Polaków, którą autentycznie stać na turystykę czy zakupy w USA, nigdy nie miała znaczących problemów wizowych. Problemy wizowe zawsze mieli natomiast ci Polacy, którzy uważają, że głupi Amerykanie winni gładko łykać każdy wciskany im kit, i czują się osobiście poniżeni, kiedy Amerykanie kitu łykać nie chcą.

Ja raczej wątpię, by Amerykanie mieli zamiar zmodyfikować swoją rację stanu i uznać, że Stany Zjednoczone po to istnieją, by Polacy byli z nich zadowoleni. W związku z czym myślę, że obecne inwokacje Prezydenta RP o otwarcie drzwi do Ameryki, z powołaniem się na autorytet Kościuszki, skończą się tak samo jak poprzednie inwokacje co najmniej dwóch poprzednich polskich prezydentów.