Jeden z moich adwersarzy dyskusyjnych w salonie24, pan Tajemniczy Dom Pedro, oświecił mnie w przedmiocie perfidnych zamiarów amerykańskich:
http://w_temacie_maci.salon24.pl/index.html#comment_104878
Podobno "amerykańskie eksterytorialne enklawy", jakich jakoby domagają się od Polski Amerykanie w związku z tarczą przeciwrakietową, mają wyrwać polską ziemię spod polskich nóg i zamienić Polskę w ziemię niczyją. A to łajdacy z tych Jankesów! Ale zaraz, zaraz... To przecież nie jest nic nowego. Mamy nawet precedens. Zapraszam komentatorów tej samej orientacji co pan Pedro, aby zechcieli równie pryncypialnie skomentować stan polskiej suwerenności terytorialnej w latach 1970-1990 nad obiektami wojskowymi położonymi w:
- okolicy przysiółka Templewo nad jeziorem Buszno k/Sulęcina,
- okolicy wsi Brzeźnica-Kolonia k/ Bornego-Sulinowa,
- okolicy Podborska k/Białogardu,
czyli trzema magazynami radzieckiej broni jądrowej, zbudowanymi w Polsce do wyłącznego użytku Armii Radzieckiej w latach 1969-70. Głowice jądrowe wycofano z nich dopiero w 1990 roku. NATO prawdopodobnie znało położenie tych magazynów z raportów płk. Kuklińskiego, a także z powodu praktycznej niemożności ukrycia płytkich obiektów podziemnych przed wielospektralnym rozpoznaniem satelitarnym. Jeśli wiedzieli, gdzie te obiekty są, to graniczy z pewnością przypuszczenie, że radzieckie magazyny amunicji jądrowej w Polsce zostałyby zniszczone przez NATO w pierwszych minutach ewentualnej wojny, bądź nawet stałyby się celami wyprzedzającego ataku nuklearnego, z wielomegatonowym skutkiem dla okolicy.
Dzięki ciekawej polskiej młodzieży, zdjęcia wnętrz dwóch pierwszych obiektów można bez większego kłopotu znaleźć w sieci. Duża podziemna hala z zamontowaną na stalowej szynie solidną elektryczną wciagarką u sufitu. Boczne nawy z otworami w podłodze po zdemontowanych stalowych półkach, na których stały pojemniki z głowicami. Podjazdy do głównego bunkra dla samobieżnych wyrzutni rakietowych, ponumerowane od 1 do 4. Podziemne agregaty prądotwórcze, rozdzielnia elektryczna, wentylacja, filtry, podnośniki, windy. Białe ściany, w głównej hali ciemnożółta podłoga.. W bocznych nawach, tam gdzie przechowywano głowice, podłoga czerwonawa, być może kiedyś pomalowana na czerwony kolor ostrzegawczy. Drzwi i portale obrysowane czarno-żółtą jodełką, żeby ktoś czasem nie zawadził głowicą na podnośniku o betonową framugę. Drabiny do włazów awaryjnych z napisami cyrylicą "Zdzies' wyliezaj". Zamaskowane, przykryte ziemią garaże dla samobieżnych wyrzutni czekających na swoją kolej.
Do środka dziś już się wejść niestety nie da, bo pod koniec 2005 roku wejścia do podziemnych hal wojsko zasypało ziemią przy użyciu spychaczy. Nominalnie z troski, by ktoś sobie nogi tam nie zlamał, a faktycznie dlatego, że wychowana w PRL generalicja jest niezwykle łechczywa, gdy jej przypomnieć jak w postawie "ruki pa szwam" wprowadzała do Polski, na rosyjski rozkaz, rosyjską broń nuklearną. Te trzy obiekty samym swoim istnieniem całkowicie unicestwiają kłamstwo, w myśl którego Ludowe Wojsko Polskie miało być polskim wojskiem, działającym w interesie Polski pod polskimi rozkazami. Są milczącym dowodem egzystencji polskiego bantustanu, skolonizowanego przez ZSRR i administrowanego przez polskich kolaborantów. Istnienie tych składów broni jądrowej jest bardzo nie na rękę zwolennikom teorii suwerenności PRL i polskim kawalerom Orderu Lenina.
Dowody więc na wszelki wypadek progrzebano, z nadzieją że pójdą w zapomnienie, a że magazyny w ogóle znajdują się na odludziu, więc jest tak, jakby ich nigdy nie było. Możnaby co prawda te obiekty odrestaurować, odmalować według oryginalnych planów z archiwów MON, doprowadzić prąd, wkręcić nowe żarówki, postawić w bocznych nawach realistyczne ćwiczebne makiety radzieckich głowic jądrowych, które wiemy jak wyglądają, bo parę egzemplarzy zostało na wyposażeniu wojsk rakietowych, i wozić do tych ponurych składów turystów i wycieczki szkolne w ramach zajęć z historii. Ale tego przecież nikt nie zrobi, bo to całkiem nie pasuje do legendy o PRL jako suwerennej Polsce.
Wedle tej legendy, wykształceni w Moskwie pułkownikowie i generałowie, wówczas członkowie PZPR, dziś bezpartyjni fachowcy albo zamożni emeryci, byli od zawsze ofiarnymi profesjonalistami, polskimi patriotami, nieledwie strażnikami polskiej suwerenności w trudnych czasach komunizmu. Prawie tak samo jak WSI. Albo tak jak były prezydent Kwaśniewski, dawniejszy komunistyczny minister i aktywista PZPR, który tryumfalnie opowiada teraz w pierwszej osobie liczby mnogiej, na wykładach w USA, o tym, jak to MY obaliliśMY komunizm.
Według dokumentów MON z archiwów IPN, budowę trzech obiektów sfinansowała Polska, a przechowywano tam 178 taktycznych ładunków jądrowych. Co do liczby i rodzaju ładunków, do wójta nie pójdziemy. Całkowicie identyczny technicznie z magazynami w Polsce, zbudowany według tych samych planów i zachowany w kwitnącym stanie obiekt w Stolzenhain, na terytorium b. NRD, ma podziemne hale magazynowe na czterysta 100-kilotonowych głowic do radzieckich pocisków rakietowych. Może tych radzieckich głowic w PRL było tylko 178, a może w porywach aż do 1200. Może były tylko taktyczne, a może większe, strategiczne. Ale co tam, było, minęło, wojna jakoś nie wybuchła, a zreszta cóż tanm głupie parę megaton między przyjaciółmi.
Rozumiem, że tamte głowice i tamte rakiety orientacja prorosyjska w Polsce wspaniałomyślnie swojemu Wielkiemu Bratu już wybaczyła, bo po pierwsze to było dawno i nieprawda, po drugie każde dziecko w PRL wiedziało, że tylko amerykańskie rakiety są zabójcze, a rakiety radzieckie są 'miroljubiwe' czyli kochające pokój, zaś po trzecie Rosjanie to przecie nasi słowiańscy bracia i jako tacy zawsze chcą dla Polski jak najlepiej. A może się mylę i zawodzi mnie pamięć? Może w latach 1989-90, bezpośrednio po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ani na chwilę nie ustawały uliczne manifestacje członków młodzieżówki PZPR, domagających się natychmiastowego wycofania z Polski radzieckiej broni jądrowej? W takim razie zwracam honor.
Krótko i węzłowato:
jak się leży na równinach, i chce się posiadać i utrzymać sojusze z możnymi tego świata, to się ponosi koszty, w tym i takie. Kiedy się ma takie jak Polska położenie geograficzne, mrzonki o posiadaniu wolnego wyboru w przedmiocie zawierania lub nie zawierania sojuszy pozostają na zawsze mrzonkami. Nie da się jednocześnie ciasteczka zjeść i dalej je na talerzyku mieć, udanych dzieci się dorobić, ale dziewictwo w nietkniętym stanie zachować. Rozmaite są stopnie autonomii, ale takiej rzeczy jak całkowicie niezależna polska polityka geostrategiczna nie ma, nigdy nie było, i nigdy nie będzie, z przyczyn od Polski całkowicie niezależnych. W tej części Europy, polska polityka "a ja sobie stoję w kole i wybieram kogo wolę" - lub w ogóle "pozostaję neutralny i wszyscy przynoszą mi za to kwiaty i prezenty" - może istnieć tylko między uszami niedouczonych aktywistów.
Zatem zamiast zwalczać tarczę przeciwrakietową tak, jak poprzednie pokolenie leninowskich "pożytecznych idiotów" zwalczało w latach 80-tych bombę neutronową, a potem amerykańskie pociski Pershing i Tomahawk, za to, że się ośmieliły zlikwidować miażdżącą przewagę ZSRR w Europie, być może lepiej skoncentrować na tym, co możliwe.
Na przykład, na uzyskaniu od USA lepszej rekompensaty za eksterytorialną bazę antyrakietową niż ta, jaką PRL otrzymała od ZSRR za równie eksterytorialne składy broni jądrowej. Dziś USA pytają publicznie, czy Polska się zgadza na bazę. Jak Polska się nie zgodzi, to wybudują gdzie indziej. Trzydzieści siedem lat temu, Rosjanie kazali Polakom wybudować składy rosyjskiej broni atomowej na własny koszt, posprzątać po sobie, oddać klucze, wynieść się za bramę i zamknąć mordę.
Tu baza, i tu baza, a jednak nie całkiem to samo. Mała rzecz, a cieszy.
komentarze (5)
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz