BO NAJLEPSZE I NAJZDROWSZE DLA BOCIANÓW JEST MAZOWSZE
"Przez waszą emigrację ludzie w Polsce doznali traumy. I to nie tylko wasi bliscy, rodzina. To trauma społeczna. Zwłaszcza osoby starsze, które pokładały w młodym pokoleniu nadzieję na lepszą Polskę, przestraszyły się waszych wyjazdów."
http://londyn.gazeta.pl/londyn/1,86059,6004211,Rzad_zawraca_emigrantow.html
Jako emigrantowi z ponad 25-letnim stażem, ogromnie mi miło, że sam Premier RP zająl się namawianiem gastarbeiterów, aby zostali prawdziwymi emigrantami, czyli Polonią, czyli naturalizowali się i pozostali na stałe w krajach swojego aktualnego zamieszkania.
W Polsce bowiem, gdy rząd sobie czegoś od obywatela życzy, to sensowną odpowiedzią normalnego człowieka na to jest postąpić wręcz przeciwnie.
Długa historia Polski podpowiada każdemu kto ją zna, że kiedy w rządowych enuncjacjach pojawia się słowo "społeczny" (sprawiedliwość społeczna, interes społeczny, społecznie słuszne etc.) to znaczy, że chodzi po prostu o trzymanie poddanych za mordę i interes grupy trzymającej władzę.
"Trauma społeczna" oznacza w tłumaczeniu z polskiego na nasze po prostu tyle że rząd się boi 'głosowania nogami', zwłaszcza przez młodzież. Bardzo dobrze, rząd niech się boi. A młodzież niech nadal głosuje nogami, skoro nie ma innego sposobu by nauczyć rozumu rozpasanych etatystów RP, jaka jest różnica pomiędzy obywatelem a poddanym.
sobota, 29 listopada 2008
Powrotnik
środa, 5 listopada 2008
Suweren
Rzeczpospolita Polska, państwo które potrafiło z całą ceremonią postawić przed sądem bezdomnego żebraka dworcowego za publiczne skierowanie pod adresem prezydenta RP słów powszechnie uznawanych za obelżywe, nie spieszy się jakoś z "pociąganiem za konsekwencje" osób robiących z prezydenta idiotę w znacznie bardziej wyrafinowany sposób.
Palmę pierwszeństwa w ostatnich dniach dzierży dumnie pałacowy niedorzecznik, który oświadczył, że prezydent RP posiada konstytucyjne uprawnienia by się wedle własnego uznania dowolnie zgadzać lub nie zgadzać na wręczenie dowolnemu obywatelowi polskiemu dowolnych zagranicznych odznaczeń.
Konstytucja takich uprawnień nie zawiera. Artykuł 138 stanowi, że Prezydent RP nadaje ordery i odznaczenia - kropka. W domyśle - polskie, a nie wszystkich krajów świata.
Rzekome suwerenne prawo prezydenta do zablokowania wręczenia dowolnego orderu zagranicznego dowolnej osobie ktorej prezydent osobiście nie lubi, wywodzi się podobno z art. 5 ustawy z 1992 roku o orderach i odznaczeniach. Tyle, że jest to przepis akurat tak samo żywy, jak suwerenne prawo królowej Elżbiety II do ścięcia każdego poddanego bez sądu za obrazę majestatu; to znaczy, nie po to się ten przepis w ustawie znajduje, by suweren z niego w praktyce korzystał.
W razie wentylacji ustawy o orderach i odznaczeniach przez Trybunał Konstytucyjny, żywot art.5 będzie krótki jak życie motyla. W tekście Konstytucji brak bowiem jakichkolwiek dowodów, że ustawodawca konstytucyjny kiedykolwiek zamierzał takie uprawnienie prezydentowi nadać, bądź też pozostawił sprawę tego uprawnienia do uregulowania aktami prawnymi niższego rzędu. Nieobecna jest w art. 138 klasyczna klauzula "szczegóły określa ustawa", Brak też zwrotu "prezydent RP wyraża zgodę na…".
Klauzuli "prezydent RP wyraża zgodę na…", ustawodawca konstytucyjny używa bez oporów gdzie indziej w ustawie zasadniczej. Mianowicie używa go, w bezpośrednio poprzedzajacym artykule 137, dla wprowadzenia konstytucyjnego podporządkowania aktu woli obywatela pragnącego zrzec sie obywatelstwa RP osobistej woli prezydenta RP ("prezydent wyraża zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego").
[Nota bene, takie podporządkowanie osobistej woli głowy państwa praktycznego korzystania przez obywatela z jednego z konstytucyjnie mu zagwarantowanych (w art.34 ust.2 Konstytucji) praw obywatelskich, to unikat europejski, a kto wie czy nie światowy, uniemożliwiający Polsce ratyfikację Konwencji Rady Europy o obywatelstwie [ETS 166]. Ale to już całkiem inna historia].
Jestem cholernie ciekawy, jak Lech Kaczyński wybrnie z zarzutu postawionego przez jego wlasne otoczenie, że blokuje wręczenie komuś francuskiej Legii Honorowej, z tego powodu, że go prywatnie albo politycznie nie lubi.
Prezydent Republiki Francuskiej uważa, a prawo jego kraju to przekonanie sankcjonuje, że głowa państwa francuskiego może suwerennie przyznać Legion d'Honneur komu zechce. Gdyby prezydent Francji miał za każdym razem pytać prezydenta Polski, Panamy, Paragwaju, Papui Nowej Gwinei, Pakistanu, Peru czy Palau o zgodę na nadanie komuś w tych krajach Legii Honorowej, byłoby to nie do pogodzenia z suwerennością Francji.
Prezydent Kaczyński, mam nadzieję, też nie pyta żadnych głów państw obcych, czy może komuś nadać Order Orła Bialego, ani czy mu łaskawie pozwolą wręczyć insygnia nowemu kawalerowi orderu?
Osoby w Polsce, którym prezydent Sarkozy nadał Legię Honorową, już ten order de iure mają od daty podpisania dekretu jego nadania, razem ze wszystkimi francuskimi przywilejami zwiazanymi z jego posiadaniem, nawet jeśli nie mają fizycznej rozetki do wpinania w klapę. Nie mając nic do powiedzenia w sprawie nadania lub nie nadania francuskiego odznaczenia, pałac prezydencki w Warszawie blokuje wręczenie jego insygniów. Ale po co?. Przecież prezydent Sarkozy nie podpisze dekretu odbierającego komuś dopiero co przyznaną Legię Honorową z tego powodu, że prezydencji Polski, Panamy, Paragwaju, Papui Nowej Gwinei, Pakistanu, Peru czy Palau się uwidziało, że odznaczony nie powinien mieć francuskiego orderu, więc sprzeciwia sie wręczeniu insygniów.
Z równym zainteresowaniem obserwuję drugą będącą obecnie w toku próbę zrobienia z prezydenta idioty, tym razem za pomocą senackiego projektu ustawy o obywatelstwie polskim. W największym skrócie, jak wynika z komentarzy senatorów, chodzi o to, żeby przy pomocy polskiego prawa o obywatelstwie zapobiec możliwości sądownego przymuszenia RP, prawnej spadkobierczyni PRL, do zwrotu mienia zrabowanego przez PRL jego prawnym właścicielom lub ich spadkobiercom, ze szczególnym uwzględnieniem "Niemców i Żydów", przy czym Żydów konsekwentnie pisze się w medialnych dywagacjach na ten temat z małej litery, zapewne po to, żeby żydowskie zagrożenie stało się mniejsze.
Projekt ustawy przewiduje m.in. możliwość "potwierdzania" obywatelstwa polskiego osobom technicznie posiadającym podwójne obywatelstwo Polski i innego państwa w drodze decyzji administracyjnej podejmowanej z urzędu. To znaczy, postuluje sie prawną możliwość jednostronnego ogłoszenia np. obywatela USA, dalekiego potomka i spadkobiercy właściciela kamienicy w Warszawie - obywatelem wyłącznie polskim, w celu przymuszenia go do dochodzenia swoich praw wyłącznie w jurysdykcji sądów polskich.
Nie wiadomo wlaściwie dlaczego - czyżby w przewidywaniu, że "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie", więc w sprawach o zwrot zrabowanego mienia będzie się brało pod uwagę "sprawiedliwość społeczną", budżet państwa, królewski szczep Piastowy, oraz Wandę co nie chciala Niemca, słowem wszystko oprócz litery prawa i stosunków własnościowych zapisanych w księgach wieczystych?
Przymuszanie kogoś do zajęcia niekorzystnej dla siebie pozycji procesowej mogło się udać w PRL. W dzisiejszej dobie, RP dorobi się w ten sposób, oprócz fatalnej prasy, co najwyżej precedensu, kiedy jakiś sąd amerykański stanie po stronie obywatela USA, uzna się za wlaściwy jurysdykcyjnie do rozpatrzenia sprawy tego obywatela przeciwko RP, wyda orzeczenie zgodne z faktycznym stanem prawnym, a nie z gorączkowymi majaczeniami polskich polityków na temat "nie oddamy ani guzika", i każe zająć na poczet roszczeń np. budynek konsulatu RP w Nowym Jorku albo Boeinga 767 PLL LOT na chicagowskim lotnisku.
Co się tyczy tzw. powstrzymania teutońskiej nawały, to administracyjne ogłoszenie jakiegoś podwójnego obywatela niemiecko-polskiego obywatelem wyłącznie polskim, po to, żeby mu uniemożliwić lub utrudnić jak się tylko da dochodzenie przed sądem praw do spadku po dziadku, może osiagnąć tylko skutek odwrotny do zamierzonego. Nie tylko państwo niemieckie nie weźmie na siebie roszczeń majątkowych swoich obywateli wobec państwa polskiego, ale państwo niemieckie zacznie w końcu aktywnie wspomagać swoich obywateli funduszami i reprezentacją prawną w ich indywidualnych procesach sądowych przeciwko państwu polskiemu. Niewykluczone, że rzecz w końcu skończy się wypracowaniem przez sądownictwo unijne wysoce niekorzystnej dla Polski ogólnej wykładni zagadnienia zwrotu przez państwo bezprawnie zagarniętego mienia prywatnego. Co wtedy? Polska wystąpi z Unii i z oburzeniem zwróci subwencje pobrane of 2004 roku? Polska zerwie stosunki dyplomatyczne z Niemcami?
II wojna światowa skończyla się 63 lata temu. Niczego naszej historii nie ujmując, należy wziąc pod uwagę, że w miarę upływu czasu argument, że Polska cierpiała, a zatem Polsce należy się immunitet od powszechnie przyjętego wszędzie indziej rozumienia prawa własności, bedzie miał na arenie międzynarodowej coraz mniejszą wagę.
PS. A nie mówilem - nie zastawiać administracyjnym torem przeszkód zagwarantowanego konstytucyjnie prawa do rezygnacji z obywatelstwa polskiego? Wiele osób poza Polską by się do tej pory samookreśliło jako obywatele wyłącznie obcy, i mielibyście spokój z ewentualnymi roszczeniami majątkowymi podwójnych obywateli. Ale nie, wy woleliście wymodzić model przymusowego obywatelstwa polskiego, dziedziczonego w nieskończoność, w praktyce niezrzekalnego. No to bedziecie mieli teraz w nieskończoność kłopoty z podwójnymi obywatelami i próbami wyegzekwowania od nich coraz bardziej rozpaczliwymi środkami wyłączności obywatelstwa polskiego.
I co, nie mieli racji ojcowie założyciele niepodległej II RP, kiedy w ustawie o obywatelstwie z 1920 roku postanowili, że kto uzyskiwał obywatelstwo innego państwa, ten automatycznie tracił obywatelstwo polskie? Automatycznie - czyli bez suplikacji do pałacu, suwerennego zmiłowania prezydenta, furmanki papierów, paranoicznych dochodzeń, dantejskich opłat, szamotania z urzędami? Ale wy woleliście obstawić sprawę zrzeczenia obywatelstwa polskiego na wlasny wniosek obywatela wymyślną, bizantyjsko-stalinowską obstrukcją administracyjną, wyćwiczoną w PRL, żeby się wam kto czasem z państwowej smyczy nie urwał.
No cóż - tu l'as voulu, Georges Dandin…
wtorek, 4 listopada 2008
Czy w Polsce znane jest pojęcie podstawy prawnej?
"Nie ma zgody prezydenta na ordery dla Gronkiewicz i Marcinkiewicza"
Nie ma zgody prezydenta na wręczenie orderu Legii Honorowej Hannie Gronkiewicz-Walt i Kazimierzowi Marcinkiewiczowi oraz orderu Gwiazdy Solidarności Włoskiej Pawłowi Zalewskiemu - powiedział szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki.
- Takiej zgody nie ma, a co będzie w przyszłości, to ja nie potrafię prorokować - powiedział prezydencki minister w TVP info.
Piotr Kownacki podkreślił, że wyrażenie zgody przez prezydenta na uzyskanie przez polskiego obywatela orderu innego kraju jest prerogatywą głowy państwa. Jak tłumaczył, prezydent "może, ale nie musi" wyrazić taką zgodę.
- Tak jak jego uprawnieniem jest nadawanie odznaczeń - i szczerze mówiąc nie musi uzasadniać, dlaczego komuś nie nadał - tak samo jego uprawnieniem konstytucyjnym, prerogatywą, która nie podlega np. kontrasygnacie, jest wyrażanie zgody na przyjęcie przez polskiego obywatela odznaczenia innego państwa - podkreślił Kownacki. Jak dodał, "w szeregu wypadków taka zgoda jest wyrażana, a w niektórych nie jest".
W piątek TVP Info podała, że od ponad roku prezydent nie podpisuje zgody na przyjęcie przez Gronkiewicz-Waltz i Marcinkiewicza orderu Legii Honorowej. Nie ma także takiej decyzji w sprawie b. szefa komisji spraw zagranicznych Pawła Zalewskiego, któremu władze Włoch przyznały Order Gwiazdy Solidarności Włoskiej.
Ordery Legii Honorowej przyznane zostały w kwietniu ubiegłego roku przez ówczesnego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,5879948,_Nie_ma_zgody_prezydenta_na_ordery_dla_Gronkiewicz.htm
Czy ktoś mi może pokazać palcem w Konstytucji RP tą rzekomą prerogatywę prezydencką zezwalania, albo nie, na przyjęcie zagranicznego orderu przez obywatela polskiego?
Art.138 stanowi "Prezydent Rzeczypospolitej nadaje ordery i odznaczenia", ale polskie, a nie wszystkich krajow świata.
A co prezydent zrobi takiemu odznaczonemu, jak on się osobiście uda do Paryża i tam odbierze swoją Legię Honorową bez pytania o cenne prezydenckie zdanie? Albo jak mu Francja wręczy odznaczenie w swojej ambasadzie w Warszawie? Prezydent weźmie takiego na kolano i pośladki mu spierze?
Czy kiedy Bronisław Geremek odbierał swoją Legię Honorową, miał na to papier od Kwaśniewskiego?
Czy pojęcie podstawy prawnej zostało już w Polsce zastąpione pojęciem nieograniczonych uprawnień tronu?
poniedziałek, 3 listopada 2008
Co wy tam w tej Polsce palicie, Sadurski? Ja też chcę trochę!
Pytam czcigodnego prof. S. jako prawnika, bo cokolwiek byście tam nie palili, to wizje ta sfermentowana substancja pszenno-buraczana daje waszej legislaturze raczej kolorowe. Otóż właśnie wam sie roi, się wam, że decyzjami administracyjnymi będziecie według własnego uznania 'potwierdzać' obywatelstwo polskie obywateli innych państw, i zaraz pstryk, od tego mocarnego aktu sprawczego obywatel innego państwa będzie natychmiast, automatycznie nabierał takich obowiazków podatkowych, wojskowych i pańszczyźnianych względem Macierzy, jakie wy w łaskawości swojej zechcecie mu wyznaczyć.
Co więcej, wy zaraz na piśmie zawiadomicie, na kartce z pieczątką, państwo jego stałego zamieszkania i obywatelstwa, że on już nie jest ich, tylko wasz, i tylko was ma się słuchać i wam płacić, no matter what, przy czym ma on "być całkowicie podporządkowany polskiemu systemowi bez dokonywania jakiegokolwiek prawa opcji i wyboru, które obywatelstwo chce wykonywać". Jednym słowem, wy chcielibyście mieć absolutną jurysdykcję globalną dla wszystkiego, co dowolny błazen wysmaży w Warszawie.
Na przykład, móc opodatkować ze środy na piątek 9 milionów Amerykanów waszą światlą decyzją administracyjną. Albo urządzić pobór na Tasmanii. Albo ukarać kogoś za aborcję w Gwadelupie. Nad każdym, kto się o polski plemnik otarł, mielibyście w ten sosób waadzę, bo według prawa polskiego, polskie obywatelstwo dziedziczy sie w nieskończoność. Co więcej, uczeni wasi mogą łatwo obliczyć, kiedy w tych warunkach liczba obywateli polski przekroczy pierwszy miliard, a także kiedy liczba obywateli obcych na planecie zacznie się asymptotycznie zbliźać do zera.
Miłosierna poprawka liberalnie usposobionego senatora ma być taka, że wy obowiązkowe oświadzenia będziecie kazali składać tym wszystkim Argentyńczykom, Australijczykom, Amerykanom, Kanadyjczykom. A jak nie złożą, to wy ich grzywną ukarzecie.
Go ahead. Make my day. Do you feel lucky, punk? Do you? (Jakby się Sadurski miał złościć, to nie ja to powiedzialem, i nie do niego. To Clint Eastwood)
Wiecie co, chłopaki? Wy macie tak po angielsku zwane 'death wish' Ubiegacie się o to, by pewnego dnia świat was zabił śmiechem.
Podwójne obywatelstwo, ale podatki w Polsce
Z senatorem Piotrem Łukaszem Andrzejewskim, konstytucjonalistą, rozmawia Jacek Dytkowski
Konsekwencją przyjęcia nowej ustawy o obywatelstwie polskim będzie możliwość ubiegania się o zwrot mienia przez obywateli Niemiec lub Izraela, którzy wyemigrowali z Polski?
Ta ustawa nie różnicuje nikogo. Niezależnie, czy dotyczy ona osób, które opuściły Polskę w 1968 r., czy pochodzących z armii Andersa, emigracji niepodległościowej lub pozbawionych obywatelstwa polskiego w jakimkolwiek innym trybie - wszystkie te grupy są objęte tą ustawą. Należy tylko zapytać: z jakimi skutkami? Otóż właśnie stąd ustawa proponuje obok nadania obywatelstwa, jako zastrzeżonego wyłącznie dla prezydenta, decyzję administracyjną dla potwierdzenia, uznania i przywrócenia obywatelstwa. Każda z powyższych instytucji trochę inaczej jest uregulowana w zakresie wydawania decyzji w oparciu o kształt tego projektu inicjatywy legislacyjnej.
Natomiast niewątpliwie jest jeszcze bardzo ważna jedna rzecz dla tych osób, które w wyniku realizacji tej ustawy będą miały podwójne albo wielokrotne obywatelstwo. Myślę, że regulacja zawarta w projekcie, która mówi, że obywatel polski, który posiada obywatelstwo innego państwa, powinien być całkowicie podporządkowany polskiemu systemowi bez dokonywania jakiegokolwiek prawa opcji i wyboru, które obywatelstwo chce wykonywać, rodzi pewne nieścisłości i niebezpieczeństwa. Stąd chciałbym wrócić do koncepcji konwencji wiedeńskiej ustalonej po traktacie wersalskim, że osoba taka musi najpierw złożyć oświadczenie, które obywatelstwo chce wykonywać aktywnie z pierwszeństwem lojalności. Jednocześnie z odebraniem takiego oświadczenia i jego rejestracji łączyłoby się powiadomienie kraju drugiego bądź innego obywatelstwa o dokonanej opcji, gdyż inaczej mogłoby przyznanie polskiego obywatelstwa rodzić negatywne konsekwencje dla tej osoby w kraju jej zamieszkania. Poświadczenia te byłyby sygnałem co do pierwszeństwa lojalności tej osoby wynikającej z podporządkowania płacenia podatków, służby wojskowej i wykonywania innych aktów podległości prawu państwa, którego dotyczy opcja. Moja poprawka zawiera propozycję obowiązku złożenia takiego oświadczenia. Oczywiście, jeżeli my przywracamy danej osobie obywatelstwo, to nie znaczy, że ma ona prawo na zasadzie przywrócenia obywatelstwa do majątku. Przepisy utraty obywatelstwa i utraty majątku nie łączą się z możliwością dochodzenia dzisiaj praw majątkowych. Trzeba sobie jasno powiedzieć: dzisiaj nikt nie może na podstawie tej ustawy wysuwać roszczeń majątkowych wobec państwa polskiego, nawet jeśli utrata obywatelstwa odbyła się z krzywdą dla tych ludzi i złamaniem ogólnie przyjętych europejskich konwencji, dlatego że w międzyczasie nastąpiło zasiedzenie opuszczonych przez nich terenów.
Ustawa ogranicza kompetencje prezydenta?
- Nie. Przy nadaniu obywatelstwa wyłącznym organem - i tutaj istnieje pewne nieporozumienie - jest prezydent. W ustawie co prawda zapisano to łagodniej, że prezydent może nadawać obywatelstwo, i takie sformułowanie nie bardzo odpowiada sformułowaniu konstytucyjnemu. Należało bowiem zapisać tak, jak jest to zawarte w Konstytucji RP, że obywatelstwo nadaje wyłącznie pan prezydent. Jest to jakaś forma powodująca pewną szczelinę pozorującą, że się nadaje to uprawnienie. A tak przecież nie jest - prezydentowi ta ustawa nie nadaje żadnych uprawnień, bo nadała je Konstytucja.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-10-31
środa, 8 października 2008
Czy są tu jacyś Euroazjaci?
Rosyjski Euroazjatycki Związek Młodzieży zapowiada zorganizowanie wiecu poparcia dla generała Wojciecha Jaruzelskiego. Ma się on odbyć o 10.00 przed Ambasadą Polski w Moskwie. W informacji przesłanej faksem do Polskiego Radia i na stronie internetowej Euroazjatyckiego Związku Młodzieży można przeczytać między innymi, że "sąd nad Wojciechem Jaruzelskim jest częścią planu przekształcenia Polski w przedpole dla NATO-wskiej i amerykańskiej agresji przeciwko Rosji". Akcja ma przebiegać pod hasłem "Ręce precz od Jaruzelskiego! Sława Polsce! Sława Rosji! Rosjanie z Polakami - bracia na wieki". Gazeta Wyborcza
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,5783319,Rosyjscy__euroazjaci__demonstruja_w_obronie_Jaruzelskiego.htm
Kto powiedział, że Moskale /Są to bracia nas, Lechitów,/Temu pierwszy w łeb wypalę / Przed kościołem Karmelitów. 'Polonez Kościuszki'
Życzę trafnego wyboru.
Muszę samokrytycznie przyznać, że nie spodziewałem się po Rosjanach aż takiej finezji. Trafiają w samo sedno. Euroazjaci, jakież to trafne określenie... Demonstrujący w obronie euroazjatyckiego generała, jakież to właściwe... W dodatku w Moskwie, tradycyjnej stolicy Eurazji, jeszcze właściwsze...
Czy min. Sikorski mógłby kanałami dyplomatycznymi delikatnie wypytać Euroazjatów, pardon, Rosjan, o możliwość pochowania Pierwszego Euroazjaty RP pod murem kremlowskim? Im prędzej, tym lepiej, Znaczy, im prędzej wypyta, tym lepiej. Wszak Pierwszy Euroazjata RP już ma swoje lata, i nigdy nic nie wiadomo... Zapłakany premier może iść za lawetą po Placu Czerwonym, z bezpośrednią transmisją w TVP.
sobota, 20 września 2008
Dziób Pingwina II: A zatem, PT Rodacy, pragniecie silnego polskiego lobby na Zachodzie?
Bo podobno tak okropnie i poniżająco traktuje was ambasada USA w Warszawie?
Doprawdy...
Na ulicy Pięknej w Warszawie jest Polakom wręcz pieszczotliwie w porównaniu z taką choćby New Cavendish Street w Londynie.
Zanim zaczniecie wysuwać żądania i życzenia pod adresem USA, nauczcie się może najpierw traktować własnych obywateli według standardów Pierwszego Świata?
Aha, i przy okazji nauczcie wasze nieżyczliwe i złośliwe aż do bólu biurwy konsularne, że opryskliwe traktowanie posła do parlamentu brytyjskiego tylko dlatego że mówi po polsku, a więc automatycznie uzyskuje u was status burej suki, jest VERY BAD FOR BUSINESS, AND EVEN WORSE FOR IMAGE.
Do czasu wprowadzenia odważnej innowacji w postaci przywoitego traktowania własnych obywateli, co wyraźnie we łbie się wam nie mieści, walkę Polonii za wasz wjazd bezwizowy do USA wybijcie sobie z głowy. Opanujcie najpierw różnicę między obywatelem a poddanym, to może pogadamy o wojażach do Ameryki
http://www.dziennik.pl/swiat/article239756/Polacy_na_Wyspach_odcieci_od_pomocy.html
Polacy na Wyspach odcięci od pomocy
Polskie konsulaty w Wielkiej Brytanii zupełnie nie radzą sobie z obsługą przebywających na Wyspach setek tysięcy emigrantów. Przed placówkami ustawiają się długie kolejki, a urzędnicy, których telefony dzwonią non stop, już nie podnoszą słuchawek. Efekt jest taki, że emigranci nie mogą miesiącami załatwić podstawowych formalności, takich jak odtworzenie dokumentów czy uzyskanie porady prawnej - donosi DZIENNIK.
Polacy, nie znajdując pomocy w polskich przedstawicielstwach, kierują się do brytyjskich organizacji charytatywnych. Te z kolei przytłoczone ilością polskich spraw zwróciły się o pomoc do brytyjskiego deputowanego Izby Gmin Daniela Kawczynskiego, Polaka z pochodzenia. "Mam wrażenie, że angielskie organizacje robią dużo więcej, żeby pomóc Polakom w trudnej sytuacji, niż polskie konsulaty" - mówi DZIENNIKOWI Kawczynski. Polityk osobiście zetknął się z jednym z Polaków, który przez niedostępność polskiego przedstawicielstwa wpadł w poważne kłopoty. "Ten człowiek śpi na ulicy. W naszym ośrodku dostaje jedzenie i schronienie w dzień, ale nie może tam mieszkać, bo to ośrodek pobytu dziennego" - tłumaczy Kawczynski. Opinię Kawczynskiego potwierdzają sami Polacy "Z każdą bzdurą trzeba jechać na miejsce. To kosztuje. Jak już wzięłam urlop i przyjechałam do Londynu, to utknęłam w kolejce i nic nie załatwiłam. Nawet telefonicznie niewiele można załatwić" - mówi Monika z Worthing.
Marcin z Londynu narzeka na problemy z dodzwonieniem się do konsulatu. "Pani na recepcji jest strasznie niemiła i gdy ją poprosiłem po raz trzeci czy czwarty o połączenie z działem paszportowym, to bezczelnie odłożyła słuchawkę i przez pewien czas nie odbierała telefonu" - opowiada.
Kawczynski chciał sam zająć się sprawą bezdomnego nieznającego języka Polaka i także przekonał się, że kontakt z polską placówką graniczy z cudem. Najpierw w ogóle nie mógł się dodzwonić, potem usłyszał że, mężczyzna sam musi pofatygować się z Shrewsbury do Londynu, czyli pokonać 240 km. To wydatek kilkudziesięciu funtów na bilet kolejowy. "Takich przypadków mamy mnóstwo. Za każdym razem konsulaty są jednakowo bezradne. Polskie placówki po prostu rozkładają ręce" - mówi DZIENNIKOWI pracownik ośrodka pomocy w Shrewsbury Paul Beardwell.
W Wielkiej Brytanii oprócz ambasady w Londynie Polska ma jeszcze trzy konsulaty generalne w Londynie, Manchesterze i Edynburgu.
Według oficjalnych danych na Wyspach przebywa 800 tys. Polaków. Otworzony w maju konsulat w Manchesterze z 10 urzędnikami ma obsługiwać 350 tys. z nich. Dla porównania we Francji oprócz ambasady jest aż siedem konsulatów, a Polaków tylko kilkanaście tysięcy.
"W Wielkiej Brytanii mamy bardzo liczną gromadę Polaków. Przed wejściem do Unii było ich ok. 50 - 60 tys., teraz jest ich kilkaset tysięcy. Po wejściu do Wspólnoty zwiększyliśmy obsługę placówek, jednak taka liczba Polaków rzeczywiście nadwyręża moce naszych służb" - mówi rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Piotr Paszkowski. MSZ zapowiada, że pod koniec roku sprawdzi, jak radzą sobie polskie placówki w Wielkiej Brytanii, i zdecyduje o ewentualnych dodatkowych etatach.
=======================================
EMILIA WEBER: Jakie zastrzeżenia ma pan do pracy polskich konsulatów?
DANIEL KAWCZYNSKI*: Jest ich wiele. Fatalna organizacja pracy, nieefektywne załatwianie spraw, a przy tym opryskliwość i arogancja pracowników wobec petentów. Mam poważne wątpliwości, czy od czasu masowego napływu Polaków do Wielkej Brytanii, którego efektem był drastyczny wzrost liczby interesantów, cokolwiek się w konsulatach zmieniło.
Co skłoniło pana, by interweniować w tej sprawie?
Działający w Shrewsbury ośrodek opieki dla bezdomnych wielokrotnie stykał się z problemem polskich imigrantów, którzy znaleźli się na ulicy. Za każdym razem kiedy jego pracownicy starali się skontaktować z polskim konsulatem, nie byli w stanie nic załatwić. W końcu kompletnie bezsilni zwrócili się do mnie o pomoc. Poza tym mam polskie korzenie i zależy mi na tym, by stosunki polsko-angielskie były jak najlepsze.
Czy pana interwencje przyniosły jakiś skutek?
Spędziłem pół dnia, wisząc na telefonie i nie byłem w stanie skontaktować się z kimkolwiek. Kiedy już mi się to udało, spotkałem się z opryskliwością i kompletnym brakiem zrozumienia ze strony pracowników konsulatu. Dopiero kiedy powiedziałem, kim jestem i zagroziłem, że zrobię wszystko, by zmobilizować ich do lepszej pracy, stali się nieco bardziej pomocni. Teraz czekam na rozmowę z polskim ambasadorem. To niedopuszczalne, by Polacy nie mieli kontaktu z przedstawicielstwem swego kraju.
*Daniel Kawczynski jest potomkiem polskich emigrantów z czasów II wojny i deputowanym Partii Konserwatywnej w Izbie Gmin.
piątek, 19 września 2008
Tu się zgina dziób pingwina
Cholernie trudno przychodzi wam się rozstać. PT Rodacy z Kraju, z wizją polskiej piątej kolumny za oceanem, gratis załatwiającej Warszawie na jej każdy gwizdek, czego tylko dusza zapragnie, a zwłaszcza zniesienie wiz. Najlepsi amerykaniści wasi mają poważne problemy z pojęciem, czemu sie tak dzieje. Z pobudek patriotycznych chętnie objaśnię.
Niech wybitni amerykaniści wasi staranniej wgłębią się w pełne bezdennej pogardy dla Polonii słowa:
"Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś tam republiką bananową, do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!" - Radek Sikorski, 15 czerwca 2000 roku, na konferencji "Polska - Polonii" w siedzibie ówczesnej agencji PAI (dziś PAIZ) w Warszawie.
oraz w problem utraty 'security clearances' w USA przez obywateli amerykańskich urodzonych w Polsce lub z polskich rodziców, którzy naiwnie posłuchali ministra Sikorskiego, i posłusznie wyrobili sobie polski paszport, kosztem ruiny kariery zawodowej w wojsku, administracji państwowej, przemyśle high-tech i wielu innych miejscach, gdzie certyfikat bezpieczeństwa osobowego, czyli security clearance, jest od obywatela USA wymagany.
Tego jakoś wybitni amerykaniści wasi nie dostrzegają, bo dawno już postanowili, że Polonia pracuje wyłącznie na zmywaku w Jackowie i na Greenpoincie, na których to okolicach Chicago i NYC skupia się całe pojęcie waszych polityków o Polonii.
W każdym razie, to put a long story short: tu się zgina dziób pingwina.
Wasze paszporty, nasze wizy.
TU SIĘ ZGINA DZIÓB PINGWINA
--------------------
Obama zniesie wizy dla Polaków?
Wirtualna Polska, środa, 17 września 2008
Ostatnio media informowały o tym, że siedem krajów UE może liczyć na zniesienie wiz do USA w najbliższych miesiącach. Niestety nie ma wśród nich naszego kraju – wynika z informacji Komisji Europejskiej dla posłów Parlamentu Europejskiego, do których dotarł serwis tvp.info. Portal doniósł, że większe nadzieje na wyjazdy bez wizy do USA ma nawet Bułgaria i Rumunia. Jak mówi Wirtualnej Polsce prof. Krzysztof Michałek, amerykanista z UW musiałby się zdarzyć cud, aby jeszcze za kadencji Georga Busha zniesiono wizy dla Polaków.
Agnieszka Niesłuchowska: W ostatnich tygodniach bardzo zbliżyliśmy się do Stanów Zjednoczonych przez plany rozmieszczenia bazy antyrakiet USA w Polsce. Dlaczego Bułgaria i Rumunia mają większe szanse od nas?
Prof. Krzysztof Michałek: Zanim podejmie się dyskusję na temat tego, który kraj ma większe szanse, trzeba by sprawdzić informacje dotyczące poziomu odmów w konsulatach amerykańskich wiz dla Bułgarii i Rumunii. Jeśli nie wiemy jakie są liczby trudno cokolwiek wnioskować lub doszukiwać się matactwa lub sugestii, że Stany Zjednoczone nas nie lubią. Być może prawda jest banalna, że Bułgaria i Rumunia mają niższy poziom odmów przy wyjazdach do USA.
Przypomnijmy, że odsetek odmów wydania wiz przez konsulaty musi być niższy niż 10 procent
- No właśnie, a w przypadku Polski ten odsetek jest wciąż wysoki. Wciąż oscyluje wokół 20 procent.
W ubiegłym tygodniu wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Jacques Barrot mówił, że stara się o zniesienie wiz dla wszystkich krajów UE i napisał w tej sprawie do amerykańskiego sekretarza stanu odpowiedzialnego za politykę bezpieczeństwa. Czy ten gest wpłynie na stanowisko USA? Polska ma na co liczyć?
- Parę lat temu, kiedy temat wiz do USA zaczął się ujawniać i były próby przełamania oporu amerykańskiego, prof. Geremek stwierdził, że droga z Polski do Waszyngtonu biegnie przez Brukselę, więc rozwiązanie tego problemu będzie łatwiejsze nie w dwustronnych renegocjacjach między Polską a USA, ale w relacjach Unia Europejska – Stany Zjednoczone. Okazało się, że miał rację w tym znaczeniu, że UE jako jedno ciało może ustami swoimi przedstawicieli domagać się równego traktowania wszystkich podmiotów składowych UE w relacjach z USA. Problem w tym, że w tej chwili starania UE są poważnie osłabione ze względu na to, że kilka nowych krajów członkowskich takich jak np. Czechy, Litwa, Łotwa, Estonia starało się rozwiązać ten problem zawierając ze Stanami umowy na własną rękę. Częścią tych umów były amerykańskie żądania związane m.in. z dostępem do danych osobowych obywateli i urzędników tych krajów. Polska się na to nie godziła, ale kilka nowoprzyjętych krajów przystało na amerykańskie warunki. W ten sposób stanowisko Unii jako całości zostało zdecydowanie osłabione w negocjacjach z USA. Nie sądzę więc, aby postulaty zawarte w piśmie wiceprzewodniczącego KE miały coś zmienić.
Gdzie UE popełniła błąd?
- Inaczej mogłaby wyglądać sytuacja gdyby w 2004 roku, po przystąpieniu dziesięciu nowych krajów, UE wystąpiła do USA z żądaniem równego traktowania starych i nowych członków wspólnoty. Wtedy Unia miała siłę przebicia i mogła coś zyskać.
No dobrze, ale wróćmy do tego co mogła zrobić sama Polska. Czy do obecnej sytuacji nie przyczyniła się po części postawa naszych polityków? Po tym, jak Donald Tusk pojechał w marcu z wizytą do Białego Domu, Radosław Sikorski opowiadał, że to George Bush pierwszy podjął sprawę wiz. Z relacji ministra wynikało też, że nasz premier miał powiedzieć do prezydenta USA: "Kwestia zniesienia wiz dla Polaków nie jest palącą sprawą".
- Tę wypowiedź można interpretować różnie. Głównym tematem tej wizyty była tarcza antyrakietowa, więc może chodziło o to, by nie obciążać spotkania sprawą wiz. Z drugiej strony może nie było sensu bić głową w mur jeśli kolejni prezydenci i premierzy nie potrafili rozwiązać tego problemu i spełnić twardych warunków strony amerykańskiej. Nie wydaje mi się zatem, aby te słowa miały jakieś istotne znaczenie dla naszej sytuacji.
Jak w takim razie polski rząd może wpłynąć na obniżenie poziomu odrzucanych wiz?
- Nasz rząd niewiele może zrobić. Może jedynie obserwować sytuacje, w których konsulaty amerykańskie odrzucają wnioski wizowe bezpodstawnie, kiedy odmowa nie ma związku z daną osobą i jej stanem konta wizowego, ale ma inne przesłanki. Zbieranie informacji o patologiach w praktykach wizowych może być narzędziem, za pomocą którego rząd przez MSZ może naciskać na stronę amerykańską.
To jedyny sposób?
- Inna możliwość to docieranie do sztabów kandydatów na prezydenta USA Baracka Obamy i Johna McCaina. Można starać się wywierać na nich wpływ dając sygnał, że w ciągu ostatnich lat poziom akceptacji Polaków dla USA zmniejszył się przez nierozwiązanie problemu wizowego. Można więc dążyć do tego, aby kandydaci jednoznacznie wypowiedzieli się jakie jest ich stanowisko w tej sprawie. To jest do zrobienia.
Kto powinien lobbować w tej sprawie?
- Organizacje polonijne przy wsparciu ambasady i polskich konsulatów.
Które organizacje?
- To dobre pytanie, ponieważ w USA powstał podział na stare organizacje polonijne, które nie mają już specjalnego znaczenia i realnego wpływu na politykę wewnętrzną USA i nowe, które tworzą młodzi biznesmeni, prawnicy, doradcy podatkowi. To oni, jako nowa generacja Polonii, powinni docierać do amerykańskich polityków i członków sztabów wyborczych.
Do wyborów prezydenckich zostało zaledwie kilka miesięcy. Czy na takie działania jest jeszcze czas?
- Być może w tej chwili jest już na to za późno, ale można wypróbować tę metodę w kolejnych wyborach prezydenckich lub wyborach do Kongresu. Wywieranie presji na poszczególnych kandydatów i żądanie od nich zmian w prawie wizowym może przynieść rezultat.
Czy organizacjom polonijnym będzie zależało na otwarciu granic dla nowych Polaków?
- Skala ruchu osobowego do Stanów bardzo się zmniejszyła w ciągu ostatnich pięciu lat. W tym okresie przystąpiliśmy do UE a dolar bardzo osłabł. Z tego powodu ruch związany z wykorzystywaniem wiz turystycznych do celów zarobkowych cały czas maleje i problem ulega naturalnemu wygaszaniu. Po drugie problem Polaków, którzy pojawią się na amerykańskim rynku pracy po zniesieniu wiz jest niczym w porównaniu z olbrzymią imigracją latynoską. Nie sądzę więc, aby amerykańska Polonia miała jakieś opory wobec nowych Polaków.
Jak postrzegana jest Polonia za oceanem? Czy nasi rodacy mogą realnie wpływać na amerykańskich polityków i dbać o nasze interesy?
- Amerykańska Polonia jest w okresie przejściowym, bo w ostatnim czasie jej ranga się obniżyła. Wynika to z tego, że stara Polonia działa tak, jak postrzegano Polskę 50 lat temu. Kojarzy się więc głównie z wycinankami, bigosem, ogórkami kwaszonymi czy kotletem schabowym. Zaś nowe struktury są zbyt niewielkie i słabe, by odgrywać istotną rolę jako siła nacisku na legislatorów amerykańskich.
Czy mamy choć cień szansy, że do końca kadencji administracji George’a Busha wizy zostaną zniesione?
- Nie. Chyba, że zdarzyłby się cud.
Dlaczego?
- Z powodu braku realnych możliwości nacisku, ale też ze względu na gorączkę wyborczą w USA. Sprawa zniesienia wiz dla Polaków, nawet gdyby przebijała się do sztabów wyborczych, nie ma istotnego znaczenia w porównaniu z siłą rażenia takich tematów jak choćby sprawa roli mniejszości kolorowych czy kobiet w amerykańskiej polityce. Na tym tle kwestia wiz to jest margines.
Czy coś się ruszy po wyborach prezydenckich?
- Przełom w sprawie wiz może nastąpić na początku nowej prezydentury. To wtedy problem może zostać rozwiązany błyskawicznie.
Po którym z kandydatów możemy spodziewać się większej przychylności?
- Sądzę, że na taki polityczny gest w stronę Europy prędzej zdecyduje się Obama. W czasie kampanii wyborczej McCain prezentował do tej pory zachowawcze podejście do relacji transatlantyckich, więc takiego gestu bym od niego nie oczekiwał.
Załóżmy, że wygrywa Barack Obama i wyciąga rękę w stronę Europy. Czego oczekiwałby pana zdaniem w zamian za zniesienie wiz dla Polaków?
- Myślę, że większej współpracy pozaeuropejskiej, np. na Bliskim Wschodzie.
Z prof. Krzysztofem Michałkiem rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska
środa, 17 września 2008
Lista rocznicowa
Naszła mnie refleksja w związku z 20 rocznicą Magdalenki i 69 rocznicą inwazji ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku:
Jak powinien wyglądać polski odpowiednik takiej listy?
I jak wyglądałaby wtedy dzisiejsza Polska?
1. Vidkun Quisling, stracony 24 października, 1945, Akershus
2. Olav Aspheim, stracony 19 marca 1948, Oslo
3. Per Fredrik Bergeen, stracony 12 lipca 1947, Trondheim
4. Hermann Eduard Franz Dragass, stracony 10 lipca 1948, Kristiansten
5. Einar Olav Christianen Dønnum, stracony 22 kwietnia 1947, Akershus
6. Hans Birger Egeberg, stracony 4 października 1945, Kristiansten
7. Harald Grøtte, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
8. Alfred Josef Gärtner, stracony 8 sierpnia 1946, Bergen
9. Albert Viljam Hagelin, stracony 25 maja 1946, Akershus
10. Olaus Salberg Peter Hamrun, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
11. Harry Arnfinn Hofstad, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
12. Reidar Haaland, stracony 17 sierpnia 1945, Akershus
13. Bjarne Konrad Jenshus, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
14. Johny Alf Larsen, stracony 29 maja 1947, Bodø
15. Aksel Julius Mære, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
16. Hans Jakob Skaar Pedersen, stracony 30 marca, 1946, Sverresborg
17. Eilif Rye Pisani, stracony 2 kwietnia 1947, Bergen
18. Kristian Johan Randal, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
19. Henry Rinnan, stracony 1 lutego 1947, Kristiansten
20. Max Emil Gustav Rook, stracony 5 czerwca 1947, Sverresborg
21. Harry Aleksander Rønning, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten
22. Arne Braa Saatvedt, stracony 20 października 1945, Akershus
23. Holger Tou, stracony 30 stycznia 1947, Sverresborg
24. Ole Wehus, stracony 20 października, 1945, Akershus
25 Ragnar Skancke, stracony 28 sierpnia 1948, Akershus,ostatni człowiek stracony w Norwegii przed zniesieniem kary śmierci
środa, 20 sierpnia 2008
Sprawiedliwość historyczna
Moja ulubiona wywiadownia Stratfor tłumaczy skomplikowane zagadnienie grafiką prostą jak instrukcja obsługi cepa. Mianowicie, Rosja myśli, że Ukraina zaoferowała NATO wyłącznie stacje radarowe w Mukaczewie (50 km od granicy ukraińsko-węgierskiej) i Sewastopolu, obie z przestarzałymi stacjonarnymi radarami Dniepr-M (NATO code: Hen House), które są skierowane w kierunku 'na zewnątrz' i Rosji nie zagrożą. Świetnie, niech tak myślą dalej.
RUSSIA'S EARLY WARNING NETWORK
Tak Mukaczewo jak i Sewastopol pokrywają cały Bliski Wschód, więc się autentycznie przydadzą jako dodatkowy element tarczy antyrakietowej, bo radar w Czechach jest przeznaczony do korygowania trajektorii antyrakiet, a nie do wykrywania startu pocisków z Iranu. Modernizacja to nie jest problem nie do przezwyciężenia. Ale na deser są ukraińskie stacje cywilno-wojskowe na Krymie, Eupatoria i Symferopol, a to całkiem inna historia, tam anteny są ruchome…
Przy okazji, czy ktoś zauważył, że tak się jakoś składa, że Słupsk i okolice są w martwym polu, czyli w luce pokrycia przez najnowsze rosyjskie radary Woroneż-DM w Lechtuzach (50 km na północ od Sankt-Petersburga) i Armawirze (południowa Rosja, Krasnodarski Kraj)? Jedynym radarem wczesnego ostrzegania WNP, jaki widzi Słupsk, jest SPRN 'Wołga' w Gancewiczach pod Baranowiczami na Białorusi, (СПРН - Станция предупреждения о ракетном нападении), co wprawdzie daje ostrzeżenie, ale niespecjalnie wczesne, a poza tym kto wie, jak to na dłuższą metę będzie z wieczystą przyjaźnią rosyjsko-białoruską.
Czyżby Rosjan martwiło, że ze Słupska do Moskwy jest po ortodromie 1336 km, a nowoczesny pocisk rakietowy pokonuje taki dystans w około 4 minuty? Doprawdy…
Jak 'Sojuz nieruszimyj' w imię obłąkanej ideologii trzymał całą Europę przez 10 lat (1976-86) o 9-11 minut od totalnej zagłady przy pomocy ponad 400 rakiet Pionier RSD-10 (nam lepiej znanych jako SS-20) z głowicami o łącznej mocy gdzieś między 200 a 300 megaton (cała II wojna światowa zużyła około 3 megatony materiałów wybuchowych i amunicji), to wtedy było dobrze?
A teraz radzieccy nadludzie popuszczają pod siebie ze zdenerwowania, że pod Słupskiem stacjonować będzie 10, słownie dziesięć, konwencjonalnie uzbrojonych rakiet? Rosjanie mówią, że to szantaż, dla mnie to sprawiedliwość historyczna – lepiej późno niż wcale.
Ale, ale, przy okazji, póki pamiętam: podłączyliśmy w końcu dla Amerykanów podsłuch do tego kabla światłowodowego po cichu położonego w Polsce przez Rosjan wzdłuż gazociągu jamalskiego, czy dalej udajemy, że problema niet? Jeśli jeszcze się nie podłączyliśmy, to teraz jest najwyższa pora żeby to zrobić.
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
It's over - Rosja przegrała III wojnę światową
Jak donoszą agencje prasowe, prezydent Juszczenko zaoferował Zachodowi łącza z danymi radarowymi z ukraińskich stacji wczesnego ostrzegania.
Jeśli do tego dojdzie, to Rosja przegrała bez wystrzału III wojnę światową. W dodatku przez własną głupotę. Wypowiadając na początku sierpnia umowę z Ukrainą z 1992 roku o wspólnym systemie wczesnego ostrzegania przeciwrakietowego, Kreml oddał strzał stulecia we własną stopę.
Jeżeli Ukraina zaoferuje Zachodowi dostęp w czasie realnym do danych generowanych na przykład przez "Kompleks 160" w Eupatorii na Krymie, "Kompleks 10" w Symferopolu, i "Kompleks 190" w Duniewcach, niedaleko granicy polskiej, to jest to warte natychmiastowego przyjęcia Ukrainy do NATO oraz udzielenia jej wiążących gwarancji bezpieczeństwa, z nuklearnymi włącznie.
Dlaczego propozycję prezydenta Juszczenki należy przyjąć z pocałowaniem w rękę, a następnie ciupasem i za darmo obstawić bateriami rakiet Patriot w najnowocześniejszej wersji co najmniej te trzy ukraińskie ośrodki łączności o mieszanym przeznaczeniu wojskowo-cywilnym? Dlatego, że elekroniczne przejście Ukrainy na stronę Zachodu cofa Rosję do lat 60-tych, jeśli chodzi o militarne wykorzystanie przestrzeni kosmicznej i marnuje Rosjanom niezliczone setki miliardów rubli, praktycznie cały wojskowy budżet kosmiczny za ostatnie dziesięć-piętnaście lat.
Krymska Eupatoria (45deg.2166 N, 33deg.3666 E) ma jako główną atrakcję antenę paraboliczną ośrednicy 70m, RT-70, oficjalnie radioteleskop. Istotnie, można tej anteny między innymi również w tym celu używać. RT-70 zbudowana została w latach 70-tych jako antena łączności dla bezzałogowych misji miedzyplanetarnych, na Marsa i dalej. Została póżniej przerobiona na potężny "radar planetarny", pracujacy w paśmie fal milimetrowych i bardzo uniwersalny w zastosowaniach.
Jeśli dawało się przy pomocy RT-70 śledzic orbity asteroidów w czasie realnym, da się zapewne także wykrywać w czasie realnym start każdej rakiety na terytorium rosyjskim, precyzyjnie określać dane orbitalne wszystkiego, co Rosjanie kiedykolwiek wprowadzili, wprowadzają lub maja zamiar w przyszłości wprowadzić na orbitę, przejmować lub zakłócać telemetrię. Pozycjonowanie tej anteny ma dokładność 6 sekund łuku, poziom szumów 15-24 stopni Kelvina (w 2001 roku, obecnie zapewne o klasę lepiej).
RT-70 może działać jako radar bistatyczny - nadajnik w Eupatorii, a odbiornik powiedzmy w Republice Czeskiej, albo odwrotnie, albo jako element interferometru, połączony z podobnymi stacjami w Hiszpanii, Australii i Kalifornii. A jak się interferometrycznie pomierzy wszystkie pozycje kluczowych satelitów rosyjskich z dokladnoscią do mikrosekund łuku, to z pewnością się te dane komuś do czegoś przydzadzą.
Do tego w Eupatorii jest 32-metrowa antena nadawcza A-32, używana swego czasu do kontroli radzieckich satelitów, moc nadawcza 8kW w paśmie 5GHz lub 80kW w paśmie 770MHz. Do tego dwie 50-metrowe anteny paraboliczne niejasnego przeznaczenia. Do tego dwie unikalne anteny ADU-1000, każda skladajaca się z zespołu ośmiu wspólnie sterowanych 16-metrowych anten parabolicznych, które razem wzięte tworzą wirtualną antenę o średnicy kilkuset metrów.
W Eupatorii Ukraina ma także ogromny i bardzo precyzyjny lidar (laser tracking station), laserowy odpowiednik radaru, zdolny określać rzeczywiste dane orbitalne satelitów z dokładnością do centymetrów. Tym ustrojstwem można znaleźć i śledzić wszystko, co lata na orbicie, a w Rosji jest pod siódmą pieczęcią tajemnicy państwowej. Teoretycznie, wizualizując dane z lidaru, można te obiekty nawet całkiem literalnie obejrzeć. Lidar w Eupatorii mógłby dostarczyć danych o dokładności całkowicie wystarczającejch do zniszczenia wszystkich rosyjskich satelitów rozpoznawczych, nawigacyjnych i telekomunikacyjnych w pierwszych minutach jakiegokolwiek konfliktu. W okresie pokoju można nim w krótkim czasie skatalogować wszystko, co Rosjanie pragną jak najgłębiej ukryć.
Ukraińska Eupatoria plus amerykańskie superkomputery mogą mieć potencjalnie taki sam efekt, jak skucie niedźwiedzia tęgim łańcuchem. Chyba że Rosja zdecyduje sie na nową wojnę krymską? Warto w tym kontekście przypomnieć, że wojnę krymską (1854-1856) Rosja przegrała.
piątek, 15 sierpnia 2008
Patrzcie teraz uważnie na ręce, pióra i gęby
Patrzcie uważnie, kto z wrażliwych humanistów będzie teraz wysuwał drobiazgowo uzasadnione argumenty filozoficzne, oparte o pisma św. Tomasza z Akwinu i Jana Pawła II, że tarczy przeciwrakietowej w Polsce nie nużno i nie nada.
Patrzcie uważnie na lobbystów obiecujących złote góry z eksportu wódki, mięsa, onuc i sosnowych szczap do opalania samowarów, jeśli tylko Sejm przegłosuje, że tarczy przeciwrakietowej w Polsce nie nużno i nie nada.
Patrzcie uważnie na twarze starych ubeków, którzy jeszcze wczoraj mieli trudności w obliczeniu, ile pięćdziesiątek żytniej mieści się w butelce 0.75 litra, a dziś z dnia na dzień opanują zwroty "przechwytywanie egzoatmosferyczne" i "trajektoria pościgu" aby z niezachwianą pewnością w głosie wywodzić w TV, że ponieważ trajektoria i przechwytywanie, a ponadto amerykańska droselklapa jest tandetnie blindowana, zatem ryksztosuje, a więc tarczy przeciwrakietowej w Polsce nie nużno i nie nada.
Patrzcie uważnie na profesorów zwyczajnych i nadzwyczajnych, autorytatywnie wypowiadających się o technologiach, których nigdy nie widzieli; w duchu, że jakkolwiek z jednej strony nie da sie zaprzeczyć, to jednak z drugiej nie można całkowicie wykluczyć, a więc w konkluzji tarczy przeciwrakietowej w Polsce nie nużno i nie nada.
Patrzcie uważnie na synów i wnuków działaczy KPP, KPZU, PPR i PZPR; na absolwentów MGIMO i WSNS przy KC PZPR (ze szczególnym uwzględnieniem Podyplomowego Studium Służby Zagranicznej); na doktorantów Wojskowej Akademii Politycznej i Akademii Spraw Wewnętrznych; na docentów z Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych; na generałów po akademiach sztabowych im. Woroszyłowa i Frunzego; na każdego, kto choćby połą płaszcza otarł się o Polski Instytut Spraw Międzynarodowych lub Zakład Historii Partii; patrzcie na ich czoła jednomyślnie i jednogłośnie zachmurzone obywatelską troską o Polskę; słońce im zaświeci zza tej chmury dopiero wtedy, kiedy rodacy pojmą, że tarczy przeciwrakietowej w Polsce nie nużno i nie nada.
Patrzcie uważnie na młodych, którzy w 1989 roku mieli cztery lata, a dziś powtarzają frazy o agresywnym imperalizmie amerykańskim i miłujących pokój wojskach rosyjskich z takim uczuciem i emfazą, że łzy stają w oczach weteranom Komsomołu - z radości, że oto nowa odmóżdżona generacja pożytecznych idiotów wie bez słów, że tarczy przeciwrakietowej w Polsce nie nużno i nie nada.
Patrzcie uważnie na tych, którzy mają najwięcej do stracenia na niedotrzymaniu zobowiązań złożonych komunistom przy Okrągłym Stole, lub obietnic Zachodu poczynionych przed wielu laty zdychającemu Związkowi Radzieckiemu.
Patrzcie uważnie na ręce Rosji w Polsce.
czwartek, 14 sierpnia 2008
Dlaczego blogowisko polityczne utrudnia rozpowszechnianie blogów politycznych?
Z zaciekawieniem zauważyłem, że zajawka mojego wpisu "Komunikat" nie pojawila się na Blogach Politycznych
http://www.blogi-polityczne.liiil.pl
Uprzejmie zapytałem liiil dlaczego, i otrzymałem uprzejmą odpowiedź:
==============================================
Witam,
niestety salon24 blokuje z niezrozumiałych dla mnie powodów blogi polityczne i nie zezwala na zczytywanie wpisów. Spróbuję jakoś na to wpłynąć. Dziękuję za zwrócenie na to uwagi.
Pozdrawiam
liiil
==============================================
Mr Janke, mógłby się pan jakoś ustosunkować do tego?
Poza wszystkim innym, blokowanie rozpowszechniania mojego blogu poza Salonem24 to głupiego robota, na dokładnie takie okoliczności mam blog-repetytor na serwerze w USA:
Boomerang, czyli Backup Wiarusa
O czym poufnie i bez krzyku donoszę, panie naczelniku.
wtorek, 12 sierpnia 2008
KOMUNIKAT
Zakończyła prace komisja nadzwyczajna powołana przez Prezesa Rady Ministrów w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy lotniczej z dnia 12 sierpnia 2008 roku, w której zginęli:
- Lech Kaczyński, Prezydent RP
- Wiktor Juszczenko, Prezydent Republiki Ukrainy;
- Valdas Adamkus, Prezydent Republiki Litwy;
- Valdis Zatlers, Prezydent Republiki Łotwy;
- Toomas Ilves, Prezydent Republiki Estonii;
- Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych RP, oraz 79 osób towarzyszących, oficerów BOR i członków załogi samolotu.
Delegacja, podróżująca polskim samolotem rządowym, udawała się do Tbilisi na negocjacje mające przyczynić się do zakończenia konfliktu zbrojnego pomiędzy Gruzją i Federacja Rosyjską.
Samolot produkcji radzieckiej typu Tupolew Tu-154M, nr taktyczny 101, nr kadłuba 90A837, zbudowany w 1976 roku, eksploatowany przez 36 specjalny pułk lotnictwa transportowego (36 SPLT) i stacjonowany na warszawskim lotnisku Okęcie, poddany był przed startem szczególnie starannemu przeglądowi technicznemu i został uznany za sprawny. Jak jednoznacznie wynika z analizy pokładowego rejestratora danych, wydobytego z dna morskiego podczas akcji ratowniczej i przekazanego Polsce, bezpośrednią przyczyną wypadku była nie dająca się przewidzieć katastrofalna awaria jednego z trzech silnikow samolotu.
Podczas końcowej fazy lotu, w około 75 sekund po przekroczeniu granicy wód terytorialnych Gruzji przez samolot, lecący wówczas nad Morzem Czarnym na wysokości 6250 metrów, nastąpiło zniszczenie turbiny lewego silnika na skutek niekorzystnego i przypadkowego zbiegu okoliczności i ukrytych wad materiałowo-technologicznych, które doprowadziły do przedwczesnego zmęczenia wału silnika. Częściami zniszczonej turbiny uszkodzony został środkowy silnik i zniszczone hydrauliczne układy sterowania sterami wysokości i kierunku.
Komisja przypomina, że w zbliżonych okolicznościach doszło w Polsce w latach 80-tych XX wieku do dwóch katastrof samolotow pasażerskich Ił-62, również produkcji radzieckiej, wyposażonych w silniki tego samego producenta co prezydencki Tu-154.
Dysponując tylko jednym sprawnym silnikiem oraz możliwością sterowania tylko poprzez wychylanie lotek, załoga usiłowała bez powodzenia opanować sytuację. Niestety, w 27 sekund po awarii silnika samolot wszedł w nurkowanie pod kątem ponad 70 stopni. W ciągu następnych 10 sekund doszło do przekroczenia maksymalnej prędkości, awarii strukturalnej głównego dźwigara lewego skrzydła, oderwania lewego skrzydła, a następnie całkowitej dezintegracji kadłuba samolotu na wysokości około 2600 metrów nad powierzchnią morza. Szczątki samolotu rozsiane zostały na powierzchni około czternastu kilometrów kwadratowych.
Przypadkowo obecne w pobliżu miejsca katastrofy jednostki Marynarki Wojennej Federacji Rosyjskiej podjęły natychmiastową akcje ratunkową, która doprowadziła do odnalezienia unoszących się na powierzchni morza zwłok ministra Radosława Sikorskiego i jednego spośród członkow załogi. Pozostałych ciał nie odnaleziono. Dzięki pomocy technicznej udzielonej przez Marynarkę Wojenną Federacji Rosyjskiej zlokalizowano i wydobyto po czterech dniach na powierzchnię pokładowy rejestrator danych. Nie udało się odnaleźć rejestratora głosu, zapisującego rozmowy w kabinie pilotów.
Komisja nie ustaliła, w jaki sposób doszło do lotu pięciu prezydentów do objętej wojną Gruzji tym samym samolotem. Komisja wykluczyła jakiekolwiek inne możliwe przyczyny wypadku.
Członkowie komisji przyłączają się do kondolencji Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska dla rodzin ofiar tej tragicznej katatrofy. Premier Tusk, przebywający obecnie z wizytą w Moskwie, i Prezydent Federacji Rosyjskiej Dimitri Miedwiediew wydali wspólne oświadczenie z okazji zakończenia prac komisji, łącząc się w bólu z rodzinami ofiar.
piątek, 18 lipca 2008
Rozdęte ego? Ale skądże!
Who is Who in Polen,
Verlag für Personenenzyklopädien AG,
CH-6304 Zug, Alpenstrasse 1
Sikorski Radosław
Z.: minister spraw zagranicznych AS.: 00-583 Warszawa, Al. Ujazdowskie 1/3 DU.: Bydgoszcz, 23.02.1963 M.: Anna z d. Applebaum R.: Jan i Teresa z d. Paszkiewicz D.: Aleksander (1997), Tadeusz (2001) ZP.: dziadek Kazimierz Paszkiewicz - kierownik szkoły w Łochowie, starszy brat dziadka Stefan, uczestnik powstania wielkopolskiego, uczestnik walk z bolszewikami, brat babci ks. Roman Zientarski, prałat, więzień obozów koncentracyjnych Buchenwaldu i Dachau, honorowy obywatel Inowrocławia, brat babci Władysław Zientarski ks. infułat, kustosz biblioteki archidiecezjalnej w Gnieźnie, brat ojca Klemens Sikorski, znany gdański rusznikarz S.: 1983-86 Uniwersytet Oksfordzki, nauki polityczne, filozofia, ekonomia, Bachelor of Arts, Master of Arts, 1999 Wyższy Kurs Obrony w Akademii Obrony Narodowej K.: 1981-89 uchodźca polit. w Wielkiej Brytanii; 1986-89 korespondent wojenny gazety The Sunday Telegraph i tygodnika The Spectator; 1988-97 stały współpracownik dwutygodnika National Review; 1989 powrót do kraju; 1990-92 przedstawiciel News Corporation w Polsce, jednocześnie warszawski korespondent The Sunday Telegraph; 1992 wiceminister obrony narodowej w rządzie J. Olszewskiego, odpowiedzialny za kontakty z NATO; od 1992 czł. Rady Klubu Atlantyckiego; 1998-2001 wiceminister spraw zagranicznych; 1998-2001 przewodniczący Rady Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie; 2000 przewodniczący Komitetu Upamiętniania Zasług Ronalda Reagana; od 2002 dyrektor wykonawczy Nowej Inicjatywy Atlantyckiej przy Amerykańskim Instytucie Przedsiębiorczości, Resident Fellow; czł. założyciel Komitetu Upamiętniania Mariana Rajewskiego; od 2005 senator RP, 2005-07 minister obrony narodowej, od 2007 minister spraw zagranicznych P.: "Prochy Świętych - Podróż do Heratu w czas wojny", "Russia`s-Afghan War" , "The Polish House. An Intimate History of Poland", artykuły: Kultura Paryska, Tygodnik Powszechny, Gazeta Polska, Rzeczpospolita, The Wall Street Journal, The Economist, Foreign Affairs, The Spectator, National Review ON.: I nagroda Światowa World Press Photo 1988 w kat. zdjęć reporterskich, laureat Nagrody Literackiej dla Młodych Pisarzy The Spector i The Sunday Telegraph, Odznaka Zasłużony Działacz Kultury, Dyplom Akademii Obrony Narodowej za najlepszy wynik w strzelaniu Cz.: czł.-zał. Związku Wyzwolenia Narodowego, przewodniczący Tow. Polskiego Uniwersytetu Oksfordzkiego, czł. Oxford Union Society, Klub Canning, Klubu Polskiej Rady Biznesu oraz Rady Klubu Atlantyckiego, czł. Rady Nagrody im. Jana Karskiego DZ.: Rada Ministrów H.: odbudowa zabytkowego dworu
=====================
From : "Radek Sikorski" rsikorski@aei.org
Reply-To :
To : "'Stary Wiarus'" <[----]>
Subject : RE: Winszuję zwycięstwa
Date : Wed, 29 Jan 2003 07:39:46 -0500
Szanowny Panie,
Rodzice uczyli mnie aby anonimy wyrzucac do kosza.Odpowiadam, gdyz bliskie mi sa sprawy Polonii a z Panskiej relacji wynika, ze nastapilo ostatnio dramatyczne pogorszenie w sprawnosci wydawania polskich paszportow.Jest to nie do przyjecia i budzi sluszny sprzeciw.
W zwiazku z druga poruszona przez Pana sprawa, zalaczam informacje ze strony internetowej ambasady USA w Warszawie o tym jak wedlug niej powinny zachowywac sie osoby posiadajace podwojne obywatelstwo USA i Polski: obywatele USA posiadajacy takze polskie obywatelstwo wjezdzajac do Polski powinni okazywac polski paszport, a wjezdzajacdo USA amerykanski. Sadze, ze to logiczne i spelnia zasade wzajemnosci w stosunkach miedzy panstwami. Uwazam, ze jako urzednik RP mialem obowiazek upominania sie o rowny szacunek dla paszportu RP. Sadze, ze Pan, jako Polak, powinien sie ze mna zgodzic.
Dalsza anonimowa korespondencja z Panskiego adresu zostanie wpisana na liste junk mail na moim serwerze i do mnie nie dotrze.
Z powazaniem,
Radek Sikorski
sobota, 5 lipca 2008
czwartek, 12 czerwca 2008
Warzechaland: Jesteśmy od Ikara mędrsi o tysiące lat
Lotnik - skrzydlaty władca świata bez granic /Ze śmierci drwi, w twarz się życiu głośno śmieje / Drogę do nieba skraca, przestrzeń ma za nic / Smutek mu z czoła pęd zwieje. Marsz Lotników
Taki status piłce nożnej może przysługiwać w kraju trzeciego świata, kraju biednym i chorym pod każdym innym względem. Polska takim krajem szczęśliwie nie jest i żadnych kompleksów leczyć nie musi. Łukasz Warzecha
Osobom znającym angielski lepiej niż piloci LOT, oraz nieskłonnym do epatowania się brytyjską prasą brukową czytaną przez niezrównany wybiorczy filtr Gazety Wyborczej, polecam beznamiętny raport wydziału badania wypadków lotniczych ministerstwa transportu Wielkiej Brytanii (Air Accident Investigations Branch) pod suchym tytułem
AAIB Bulletin 6/2008, SP-LKA EW/C2007/06/02
AAIB Bulletin 6/2008, SP-LKA EW/C2007/06/02
na temat wyczynów 55-letniego kapitana samolotu SP-LKA, LOT-owskiego Boeinga 737-500, w rejsie LO 282 LHR-WAW, nad Londynem, dnia 4 czerwca 2007 roku.
Posadzenie za sterami LOT-owskiego Boeinga wiozącego 89 pasażerów z Londynu do Warszawy pilota nie znającego porządnie angielskiego, światowego jezyka lotnictwa, to jest zaiste osiągnięcie.
Zaczęło się od tego, że drugi pilot lotu LO 282 wprowadzając do systemu nawigacji inercjalnej Boeinga wyjściową pozycję lotniska Heathrow, pomylił wschód z zachodem. Komputer, zorientowawszy się, że załoga mu wmawia, że samolot znajduje się w polu, o cztery mile od lotniska, pokazał ostrzeżenie VERIFY POSITION, które piloci zlekceważyli. Przy okazji pozostawiając przełączniki systemu w niewłaściwej pozycji, co miało taki sam skutek jak jego wyłączenie.
I wystartowali. Wystartowali, by 40 sekund po starcie po starcie wejść w chmurę, i skonstatować, że elektroniczne przyrządy pilotażowe i nawigacyjne nie działają. Nawigacja na przyrządach zapasowych przekroczyla kompetencje załogi, no i zgubili się nad Londynem, w jednej z najbardziej zatłoczonych przestrzeni powietrznych świata, gdzie wkrótce doszło do takiego dialogu:
- LOT TWO EIGHT TWO I SEE YOU HAVE NAVIGATION PROBLEMS. DO YOU HAVE ANY OTHER PROBLEMS FLYING YOUR AIRCRAFT?
- ER, ONLY THE NAVIGATION.
Kapitan po części nie rozumiał, co do niego mówi kontrola ruchu powietrznego. Kontrola po części nie rozumiała, co do niej mówi kapitan, a nie była w stanie na poczekaniu nauczyć się polskiego. Przyszło ostrzegać inny samolot dla uniknięcia kolizji nad miastem. Po 27 minutach grozy, udało się w końcu zawrócić SP-LKA – lecący cały czas na awaryjnych przyrządach, w chmurze, bez widoczności, z powrotem na Heathrow.
Po lądowaniu, załodze starczyło przytomości umysłu, by dopilnować skasowania nagrania Cockpit Voice Recorder, dzięki czemu nie zachował się zapis zachowania pilotów podczas kryzysu.
"The aircraft was fitted with a 25‐hour Universal Flight
Data Recorder (UFDR) and a 30-minute Cockpit Voice
Recorder (CVR). Both recorders were removed from
the aircraft and successfully downloaded at the AAIB.
The CVR circuit breaker was not pulled immediately
after the aircraft parked and consequently the CVR
recording contained only post-landing cockpit sounds
and crew speech. This had overwritten recordings from
the incident flight."
Najpiękniejsze jest zakończenie raportu: Pod wpływem tego i innych incydentów wywołanych przez nie znających angielskiego pilotów, miedzynarodowa organizacja lotnictwa cywilnego ICAO zarządziła w marcu 2008 roku, jaki ma być minimalny poziom znajomości języka angielskiego dla pilotów samolotów pasażerskich. Trzy miesiące później, ICAO nadal z zapartym tchem oczekuje na odpowiedż Polski, kiedy piloci LOT spełnią te wymagania. Albośmy to jacy tacy.
Rozumiem, że pan redaktor Warzecha dalej obstaje przy swoim zdaniu, że Polska to jest taki zwyczajny kraj Pierwszego Świata, zdrowy, zamożny i bez kompleksów, który niczego od nikogo uczyć się nie potrzebuje. Zwłaszcza języków. Nie będzie Anglik pluł nam w twarz.
A jeśli z nas ktoś legnie wśród szaleńczych jazd / Czerwieńszy będzie kwadrat - nasz lotniczy znak /
Znów pełny gaz - bo cóż, że spadła któraś z gwiazd
/ Gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak.
poniedziałek, 9 czerwca 2008
Gol! Mistrzostwo Europy w kretynizmie - nasze!!!
Warszawa, 2008-06-09
Kolejny sukces alpinistów polskich. Zdobyto za jednym zamachem szczyt populizmu i szczyt kretynizmu.
Polski polityk oczekuje, że Rzeczpospolita Polska złamie wlasną konstytucję, ponieważ ktoś w niesłusznych barwach piłkę kopie.
Mirosław Orzechowski, były wiceminister edukacji chce, by Podolski i Klose stracili polskie obywatelstwo. - Wezwałem dziś rano Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego do natychmiastowego wszczęcia procedur pozbawienia obywatelstwa polskiego tych osób, które występują w narodowych barwach obcych państw - mówi lider LPR.
Oczekuję z zainteresowaniem na deklarację Pałacu Prezydenckiego na temat "procedur pozbawienia obywatelstwa polskiego".
Nie takie rzeczy jak Konstytucja my obalali ze szwagrem.
Art. 34:
1. Obywatelstwo polskie nabywa się przez urodzenie z rodziców będących obywatelami polskimi. Inne przypadki nabycia obywatelstwa polskiego określa ustawa.
2. Obywatel polski nie może utracić obywatelstwa polskiego, chyba że sam się go zrzeknie.
PS. Jak już będziecie mieli te procedury, to gdzie i kogo muszę kopnąć, aby i mnie objęły? Od wielu lat usiłuję praktycznie skorzystać z ust. 2 artykułu 34 Konstytucji RP. Skutki, a właściwie ich brak, opisuję tutaj: POLEGŁY NA WAŁACH
piątek, 30 maja 2008
Z życia dyplomacji Dzikich Pól
Czy ktoś ma wątpliwości co do autentyczności tej relacji? Bo ja, znając niektóre konsulaty RP z autopsji, nie mam. Historia została przetłumaczona na angielski i znajduje się tam, gdzie trzeba. Nie, nie w Warszawie. Gratulacje, ministrze Sikorski. Niech żyje łączność emigracji z Macierzą.
A teraz ciupasem uruchamiajcie stado trolli, które bedzie udowadniać, że nic takiego nigdy nie miało miejsca, gdzie tam, skądże, wręcz przeciwnie, w konsulatach Ojczyzny zawsze jest milutko. Ciekawe czy londyńska policja też się wyprze interwencji…
(...)
Juz jestem po wizycie w Konsulacie-była MASAKRA!!!stanie 4 godzinne
w upale z malym dzieciątkiem,bijatyka ochroniarza-zaatakowali
Anglika,dla którego ten system załatwiania paszportu wydał sie
bezsensowny,i który nie potrafil pogodzic sie z faktem,ze mając
chore dziecko musi czekac w kolejce-nie majac pewnosci,czy zostanie
przyjety i chcial porozmawiac z kims na ten temat. Nietstety ochrona
ani słowa po angilsku i kiedy Anglik prosił o tłumacza albo kogos
kompetentnego,ochroniarz zaczał wykrzykiwac,zeby sie wynosil i
zaczal go szarpać.Anglik nie wiedzial o co chodzi,wiec dalej
dopominal sie rozmowy z przełożonym ochroniarza.A nasz biedny
ochroniarz-prawdopodobnie myslal,ze jakies obelgi sle pod jego
adresem i buntuje sie wobec opuszczenia placowki.Zaczal go szarpac i
razem z drugim niemowiącaym ani slowa po angielsku
ochroniarzem,powalili
zdezorientowanego Anglika na ziemie,krzyczac do niego w jezyku
polskim: 'czy Ty jestes pijany?','Uspokoj sie','wyłaz stad
natychmiast'.Dodam,ze Anglik byl z małym dzieckiem - synkiem moze
3,4 letnim.Ktory na widok,jak piora jego Ojca zaczal sie trzasc i
plakac ze strachu.Niesety nie dalo sie go utrzymac-dziecko doznalo
jakiegos
szoku-oddalam go na szczescie w rece Mamy,ktora w jakis sposob
dostala sie do środka-koszmar jakis.Oczywiscie dwaj wielcy jak
bydlęta polscy tłukowie-ochroniarze powalajac Anglika na
ziemie,robili to na srodku sali pełnej malutkich dzieci,dziec
srednich biegajacych swobodnie,matek z wózkami itp,przy powalaniu
rozkopali stolik z wnioskami,przewrocili fotelik dzieciecy(na
szczescie ktos w pore usunąl niemowlaka),pokopali pare wozkow z
dziecmi,nie wspominajac o tym,ze wszystkie maluchy,ktore były juz
wieksze-zaczely plakac-noz coz...taki widok zafundowali nam
wspaniali sekiuriti ofisersi.prawdopodobnie skini-bo nie
wspomnialam,ze Anglik był czarnoskory.Przyjechala policja i
wysluchawszy obydwu stron-jakos dziwnym trafem nie aresztowano
Anglika(choc ochroniarze sie upierali,ze ich zaatakowal-dwoch naraz)
i ten dalej czekał w kolejce-tym razem pobity,upokorzony przez dwoch
skinow,bijacychy ich w Jego wlasnym kraju za to,ze domagal sie
wyjasnien w sprawie nonsensownego czekania;z roztrzesionym
dzieckiem.NO a co zrobil Pan ochroniaz,kiedy przyszla kolej
wpuszczenia Anglika-podsedł do okienka i powiedzial: poprosze o
Konsula jakiegos tam...z domu jakos tam...(znajomosci,znajomosci
hehe),bo ten agresywny typ czyha na niego wraz ze swoja rodzina i on
sobie nie zyczy go wpuszczeac,a Pani w okienku na to: oni i tak nie
beda obsluzeni-tak postanowil konsul.No i nie zostali.Aha no i ja
zostalam oczywiscie solennie ochrzaniona,ze wogole smialam sie
wtracac,kiedy ochroniarze bili tego goscia-zasialam ferment,jak to
nazwali,przepraszam wlasciwe to powiedzieli: 'tylko
namieszala...Pani.' Chce szybko zapomniec o tej wizycie w KONSULACIE
Polskim-bo to tragedia byla,normalnie brak mi słów...bo to mało co
tu napisałam.
Jak widze takie rzeczy to rzygac mi sie chce.Polacy nawet w Anglii
sa tacy sami.Tragedia,buractwa sie nie wyplewi!ani słowa po
angielsku,na dodatek agresywni,rozdraznieni upalem ochroniarze-
pokazali,ze tak jak i w Polsce oni moga wszystko i niech ktos
sprobuje sie wychylic-nie dostanie paszportu-i przyjezdzanie 200 km
spoza Londynu,czekanie w 30 st upale z 7 tyg dzieckiem przez 4
godziny nie ma sensu.jestem zalamana-wlasnie teraz moja opinia na
temat Polakow w Anglii-zostaje juz jednostronna-
buraki,buraki,buraki!!!!!!!!!!!!
czwartek, 8 maja 2008
Akceptujemy gramatykę taką, jaka jest?
Podobno dokonał sie przełom, i akceptujemy Rosję taką, jaka jest. Czyli z dobrodziejstwem inwentarza.
Z 'bliską zagranicą' i 'kuricą nie pticą'.
Z trzymaniem w pomorskich magazynach (wybudowanych przez Polskę z uśmiechem i za własne pieniądze), do 1990 (!) roku, 15 megaton broni jądrowej, której według jednej z najistotniejszych konwencji rozbrojeniowych (NNPT) , podpisanej i ratyfikowanej przez Polskę, nie miało prawa tam być
Z utajnionymi w większości aktami sprawy katyńskiej i formalną odmową uznania tej zbrodni za ludobójstwo.
Z nieznanymi miejscami pochówku polskich oficerów, którzy znikli z powierzchni ziemi, a ich ciał nie odnaleziono w Katyniu (okolo jedna trzecia wszystkich polskich ofiar decyzji sowieckiego Politbiura).
Z obywatelstwem radzieckim (dziś rosyjskim, białoruskim, ukraińskim, kazachskim etc.) miłościwie nadanym milionom Polaków dekretem Rady Najwyższej ZSRR z dn. 29 listopada 1939 r. , do dziś uznawanym przez RP za decyzję praworządną i prawomocną, skrupulatnie przestrzeganą przez organa polskiej administracji państwowej.
Ze świętem narodowym w rocznicę wyparcia wojsk polskich z Moskwy.
Z kompletem archiwalnych dokumentów, których niedopalone szczątki zachowane w Polsce przyprawiają polskich polityków o drżenie łydek, kiedy tylko rosyjski dyplomata burknie w ich stronę: "poniatno?"
W porządku. Jak realpolitik, to realpolitik. Nawet jeżeli jest z wszech miar niejasne, co Polska bedzie z tej realpolitik miała, poza ewentualnym kontraktem na szczapy do opalania samowara na stacji Chandra Unyńska i miłościwym pozwoleniem na dostarczanie zakąsek pod Stoliczną do bufetu kremlowskiego.
Jest to wszakże niejasne wyłącznie dla MSZ RP. Dla wszystkich innych obserwatorów jest jasne, że Polska bedzie miała z tego to samo, co przedtem, przez poprzedzające 300 lat, czyli zapiekłą rosyjską nienawiść, pogardę i próby restauracji stanu rzeczy, którego odbiciem jest druga tarcza herbowa od góry na prawym skrzydle herbowego orła Romanowów.
Nie mając żadnego przełomowego pomysłu na fundamentalną poprawę tego stanu rzeczy, chciałbym zaproponować daleko skromniejsze usprawnienie. Chciałbym mianowicie zgłosić postulat, aby urzędujacy minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej znał język ojczysty w wystarczającym stopniu, by poprawnie posługiwać się nim w mowie. Minister popełnił bowiem gruby, choć dosyć pospolity wsód polityków błąd językowy. Mianowicie, w koniugacji czasowników myli mu się pierwsza osoba liczby pojedynczej z pierwszą osobą liczby mnogiej.
Gdyby minister Radosław Słońce ("l'etat, c'est moi") powiedział był zgodnie ze stanem faktycznym "akceptuję Rosję taką, jaka jest", nie byłoby w ogóle żadnej sprawy. Natomiast tak, jak był powiedział, to nie wiadomo, kto to mianowicie są ci tajemniczy 'MY' w zwrocie "akceptujeMY Rosję".
Bo ja na przyklad Rosji w takiej formie, jaka obecnie istnieje, nie akceptuję. Nad akceptacją obiecuję się zastanowić, ale dopiero wtedy, kiedy zajdą tam poważne zmiany. Znam również co najmniej kilkanaście osób mających takie same zdanie. Nie bardzo wiem zatem, na jakiej podstawie MSZ RP włączyło nas do poboru wiosennego do batalionu szturmowego pod śnieżnobiałym sztandarem kapitulacji, z wyhaftowanym złotymi literami hasłem "Akceptujemy Rosję Taką, Jaka Jest".
Swego czasu w podobnym duchu kultury języka ojczystego surowo upominałem pana profesora Sadurskiego, by pisał poprawnie: "mój wywiad i bezpieka", zamiast "nasz wywiad i bezpieka", ponieważ jedyny tytuł pana profesora do wspólnoty z osobami, które nie poczuwają się do statusu współwłaściciela lub kombatanta PRL-owskiego wywiadu i bezpieki, to członkostwo wspólnoty gatunkowej ssaków.
Podobny kontekst stosuje się do wystąpienia pana ministra spraw zagranicznych. Byłbym zobowiązany, gdyby pan minister zechciał akceptować Rosję wyłącznie w imieniu wlasnym i ewentualnie kolegów. Chyba, że to był kolejny wykwintny dowcip językowy pana ministra oparty na wyśmienitej znajomosci języka angielskiego, której brakuje kolegom, którzy nie pojęli wyrafinowanej aluzji pana ministra. Jeśli bowiem, akceptując Rosję taką, jaka jest, pan minister Sikorski miał zamiar podkreślić członkostwo Rosji we wspólnocie gatunkowej ssaków, to miał świętą rację.
Rosja, taka jaka jest - sucks.
czwartek, 24 kwietnia 2008
Formularz RN
W związku ze wzmożonym społecznym zainteresowaniem sprawami obywatelstw polskich, obcych, widnych, tajnych i dwupłciowych, chciałbym przypomnieć zadane swego czasu pytanie, w odpowiedzi na które rozległa się zakłopotana cisza:
"Czy minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej Radosław Sikorski ma kopię formularza RN, ostemplowaną przez brytyjskie MSW czyli Home Office, i czy byłby gotów ją opublikować?"
Bo ja sprawdziłem ponownie, i jedyną publicznie istniejącą poszlaką, bo wszak nie dowodem, na własnowolne zrzeczenie się obywatelstwa brytyjskiego przez dwupaszportowego ministra jest nadal wyłącznie oświadczenie rzecznika prasowego MON Piotra Paszkowskiego z 14 grudnia 2006 roku.
No a rzecznik prasowy, bez obrazy, jest od tego, by mówić co szef każe. Do rangi dowodu temu daleko.
Zwłaszcza, że rzecznik oświadczył, że szef "zwrócił brytyjski paszport", lekce sobie ważąc kwestię, że sam tylko zwrot paszportu jest w kwestii rezygnacji z obywatelstwa całkowicie nieskuteczny prawnie – tak w Polsce jak w Zjednoczonym Królestwie.
Według prawa brytyjskiego, obywatel brytyjski zrzeka sie swojego obywatelstwa następująco:
a. Czyta się pouczenia w Internecie, proste jak budowa cepa:
Guide RN
How to Give Up Nationality
b. Wypełnia się jednokartkowy formularz wniosku Home Ofice RN, który można ściągnąć z Internetu.
Form RN
Formularz ma siedem punktów:
1. Imię, nazwisko, adres, data i miejsce urodzenia wnioskodawcy.
2. Oświadczenie że wnioskodawca posiada obywatelstwo brytyjskie (dołączyć brytyjski paszport albo metrykę urodzenia, albo certyfikat naturalizacji)
3. Oświadczenie, że wnioskodawca ma inne obywatelstwo, (dołączyć paszport albo certyfikat naturalizacji wydany przez inne państwo) , albo
4. Oświadczenie, że po zrzeczeniu sie obywatelstwa brytyjskiego wnioskodawca nabędzie inne obywatelstwo (dołączyć promesę nadania obywatelstwa przez inne państwo)
5. Jeśli wnioskodawca jest żonaty/zamężna: data zawarcia związku małżeńskiego (dołączyć metrykę ślubu)
6. Oświadczenie wnioskodawcy, że wszystkie informacje powyżej są prawdziwe, składane pod groźbą kary aresztu do 3 miesięcy lub grzywny do 5000 funtów, własnoręcznie podpisane przez wnioskodawcę.
7. Oświadczenie jednego świadka, że zna osobiście wnioskodawcę, który jest pełnoletni i przy zdrowych zmysłach, własnoręcznie podpisane przez świadka (dowolna osoba w wieku ponad 18 lat, która zna wnioskodawcę osobiście).
c. Dołącza się czek lub przekaz pocztowy na 385 funtów, albo ściąga się z internetu i wypełnia dodatkowy papier, w który wpisuje się numer karty kredytowej i dołącza do wniosku.
d. Całość wysyła się listem poleconym do:
Border and Immigration Agency
Department 1
PO Box 306
Liverpool
L2 0QN
lub do najbliższej ambasady lub konsulatu Wielkiej Brytanii, która przekazuje wniosek tamże.
Urząd w Liverpool stempluje kopię formularza RN i odsyła ją pocztą wnioskodawcy, razem z nadesłanymi oryginalnymi dokumentami, które były załączone do wniosku.
Ostemplowana kopia wniosku jest formalnym dowodem, że wnioskodawca zrezygnował z obywatelstwa brytyjskiego. Minister spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii nie może odmowić przyjęcia rezygnacji z obywatelstwa brytyjskiego w czasie pokoju (może w czasie wojny). Zrezygnować z obywatelstwa moze tylko osoba pełnoletnia, zrzeczenie nie obejmuje dzieci ani innych członków rodziny.
I już.
Rozumiem że Radek Sikorski, ktory podobno zrzekł się obywatelstwa brytyjskiego, ma taką ostemplowana kopię formularza RN i w razie potrzeby może pokazać?
wtorek, 22 kwietnia 2008
WC sobie roi, że jest lub będzie wolnym człowiekiem
Motto, a właściwie motta:
"Im wyżej kto się wspiął na drabinę oczekiwań, tym boleśniej z niej rymnął." Stanisław Lem, ca. 1961
"Co to się działo, co się działo, uzdrowiska pół ze śmiechu sie skręcało" Wojciech Młynarski, ca. 1972
"Marzenia jak ptaki szybują po niebie. Jak nie pada. A jak pada, to nie szybują." Kabaret "Elita", ca. 1975
================================================
Cejrowski rezygnuje z polskiego obywatelstwa
Cejrowski rezygnuje z polskiego obywatelstwa. Chce być Ekwadorczykiem
2008-04-21, ostatnia aktualizacja 2008-04-21 23:26
Nie chcę być obywatelem Unii Europejskiej. To organizm, który biurokratycznymi metodami zniewala człowieka. Nie mam wyjścia i rezygnuję z polskiego obywatelstwa - powiedział w Radiu Wrocław Wojciech Cejrowski. Znany podróżnik i dziennikarz dodał, że "jak najszybciej przyjmie obywatelstwo Ekwadoru".
Jeszcze w tym roku podpiszę w Ekwadorze dokumenty i wtedy będę wolnym człowiekiem - stwierdził Cejrowski. - Przed wcieleniem Polski do UE, można było bez wizy pojechać do kilkunastu krajów więcej niż teraz. Ekwadorczyk może sobie pojechać bez wizy do USA. A pani może? - uzasadniał w rozmowie z dziennikarką.
Cejrowski podkreślał, że "Ekwador jest wspaniałym krajem" i jego świadomym wyborem. - Mają tam dużo ropy i mnóstwo inwestycji amerykańskich. W Ameryce czuję się bardziej u siebie niż tutaj - mówił i dodał, że "polska biurokracja go wkurza". - Nie chcę płacić 45 procent podatku. Staram się płacić podatki tam, gdzie są niższe - wyjaśnił.
- W Ekwadorze kupiłem ziemię, będę tam stawiał hacjendę. Już sam fakt posiadania ziemi wartej więcej niż 10 000 dolarów, daje mi prawo do rezydencji. Jak postawię hacjendę, to będę miał prawo do paszportu i płacenia niższych podatków - powiedział Cejrowski.
================================================
ROTFIHL (Rolling On The Floor In Helpless Laughter).
Już dawno nie czytałem nic tak śmiesznego.
Ekwadorczyk Cejrowski czuje sie zniewolony? Dopiero teraz?
I biurokracja dopiero teraz go wkurza? I podatki dopiero teraz za wysokie? Doprawdy, mistrzu Cejrowski, dawno mnie nikt tak nie ubawił prostymi stwierdzeniami z zakresu 'bleedin' obvious"…
Ekwadorczyk Cejrowski chce być wolnym człowiekiem? To się w Polsce nie da zrobić. Jak Ekwadorczyk Cejrowski zejdzie z obłoków, zobaczy się z adwokatem, odrobi lekcje, przeczyta zaleconą mu lekturę i zapozna się z praktyką korzystania przez obywatela polskiego z jego prawa obywatelskiego zagwarantowanego mu przez art 34 ust.2 ustawy zasadniczej [zrzeczenie się obywatelstwa polskiego na wlasny wniosek], to Ekwadorczyk Cejrowski zrozumie, dlaczego popełnił jeden z najśmieszniejszych wywiadów medialnych obecnej doby.
Bo widzi Ekwadorczyk Cejrowski, nie ma tak dobrze. Polska, kraj zaściankowy, małostkowy, mściwy i zawistny aż do bólu, za żadną cenę nie dopuści, by Ekwadorczyk Cejrowski ot tak, po prostu, mógł się jej z państwowej smyczy urwać.
Wielu by tak chciało. Ale nic z tego nie będzie, bo Polska będzie bronić polskiego obywatelstwa ob. Cejrowskiego przed zdrajcą Cejrowskim jak niepodległości. Nie będzie WC pluć nam w twarz! - to będzie motto wszystkich polskich urzędników, z jakimi WC się zetknie się w tej sprawie.
O ile WC udaje, że dotąd jeszcze tego nie zauważył: obywatel jest w Polsce własnością państwa. Ekwadorczyk Cejrowski publicznie planuje przeto pospolitą kradzież. Ma zamiar mianowicie okraść państwo z jego własności, czyli w tym wypadku z samego siebie, chyłkiem wywożąc skradzioną własność państwową do Ekwadoru. O czym poufnie i bez krzyku donoszę, panie naczelniku…
Aby oszczędzić Ekwadorczykowi Cejrowskiemu niespodzianek, puszczam mu na odrapanej ścianie najbliższego polskiego urzędu
Krótki film o długości polskiej smyczy obywatelskiej:
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel amerykański:
Dziesięć minut, dwa podpisy złożone poza terytorium USA, w obecności konsula USA, bezpłatnie. Instrukcja, jak się zrzec obywatelstwa USA, jest wydrukowana w każdym amerykańskim paszporcie.
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel amerykański: papier nr 1
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel amerykański: papier nr 2
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel kanadyjski:
30 dni, dwukartkowy formularz, skromna opłata administracyjna
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel kanadyjski
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel australijski:
30 dni, dwukartkowy formularz, skromna opłata administracyjna.
Tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel australijski:
A tak się zrzeka swojego obywatelstwa obywatel polski:
Oto Polska
(spieszę dodać - obywatel polski już posiadający inne obywatelstwo, bo innemu w ogóle nielzia)1
Rozporządzenie pod podanym linkiem zawiera szczegółowe warunki składania suplikacji do tronu... pardon... do Pana Prezydenta RP, z prośbą o osobistą (!) decyzję głowy państwa zwalniającą petenta z obywatelstwa polskiego.
Wymagany jest w tym celu jest ośmiokartkowy, niezmiernie szczegółowy, ociekający podejrzliwością formularz (wzór podany w zarządzeniu), plus furmanka kosztownych i upierdliwych w uzyskaniu załączników. Plus trzy fotografie paszportowe i odręcznie napisany szczegółowy życiorys (poważnie! - kto nie wierzy, niech sprawdzi).
Ditto pełna dokumentacja całożyciowej historii stanu cywilnego - wyłącznie polskimi dokumentami (jak kto nie ma, bo pół życia spędził za granicą - tym gorzej dla niego). Ditto PESEL (jak kto mieszka za granicą i nie ma - źle; jak nigdy nie miał, bo wyjechał przed wynalezieniem PESELu w PRLu - jeszcze gorzej).
Koszty tego wszystkiego są nieograniczone, open-ended, typowo rzędu USD 1000. Ale może być i trzydzieści albo pięcdziesiąt razy tyle, kiedy ktoś np. mieszka poza Polską, a każą mu dokonać w polskich sądach walidacji zagranicznego rozwodu sprzed wielu lat, czyli rozwieść się od nowa. Niepolski rozwód się nie liczy, a establishment urzędowy RP nie chce dać wiary, że rozwód nie ma nic wspólnego z obywatelstwem. Koszty adminstracyjne są open-ended także dlatego, że od petenta pobiera się dantejskie opłaty za każdą pieczątkę - a jak w Polsce wie każde dziecko, im więcej na podaniu pieczątek, tym lepiej.
Czas rozpatrywania wniosku wynosi od roku do wieczności, typowo dwa lata. Pan Prezydent, występujacy w zakresie rzeczowym określonym w art. 137 Konstytucji RP jako suweren, może się zgodzić, nie zgodzić, albo nic nie robić, pozostawiając wniosek bez rozpatrzenia. Jako suweren, pan prezydent w ogóle nic nie musi, w tym także odpowiadać na korespondencję, ani zgoła przyznawać się, że jakąkolwiek korespondencję od petenta otrzymał.
Decyzja Pana Prezydenta, lub jej brak, są niezaskarżalne do jakichkolwiek sądów RP, nie podlegają także apelacji administracyjnej. Decyzja zapada w takim samym nieodwołalnym trybie suwerennej prerogatywy glowy państwa, jak ułaskawianie skazańców, naturalizacja cudzoziemców, albo nadawanie odznaczeń. Czyli jako decyzja osobista, podejmowana według osobistego uznania lub kaprysu Pana Prezydenta RP.
Decyzja Pana Prezydenta, lub jej brak, są także niezaskarżalne do jakichkolwiek sądów unijnych, ponieważ traktat z Maastricht expressis verbis pozostawił kwestie związane z obywatelstwem w gestii rządów narodowych.
Wniosek petenta do Pana Prezydenta RP opiniują po drodze (tajnie!) dwa oszalałe z podejrzliwości polskie ministerstwa, z których żadne nigdy nie widziało petenta na oczy. Jeśli wniosek zostanie pozostawiony bez rozpatrzenia, petenta się nie powiadamia - na zasadzie, że tron ... pardon... Prezydent RP, w swoim nieskończonym miłosierdziu w ogóle ani niczego rozpatrywać nie musi, ani nikomu z niczego się tłumaczyć. Prawo decyzji nie jest delegowane na nikogo, każde zrzeczenie obywatelstwa polskiego z osobna wymaga osobistego podpisu monarchy ... pardon... Prezydenta2.
===KONIEC FILMU====
A Ekwadorczyk Cejrowski ma się nauczyć, że nie jest żadnym tam obywatelem, tylko zwyczajnie poddanym. Państwo polskie wie lepiej, co jest dobre dla Ekwadorczyka Cejrowskiego, i to ono, a nie sam WC, będzie decydować, jakie Ekwadorczyk Cejrowski ma mieć obywatelstwo.4
A tą całą … jak jej tam … aha … Konstytucję Rzeczypospolitej, i te swoje rzekome prawa jej obywatela, to Ekwadorczyk Cejrowski może sobie, z przeproszeniem, według własnego uznania [----], sam wie gdzie.
Bo to Ekwadorczyk Cejrowski niby nie wie, że w Polsce aparat wykonawczy państwa czuje się związany własną Konstytucją tylko na tyle, na ile mu wygodnie?
Jeszcze raz dziękuję Szanownemu WC za pierwszorzędną rozrywkę w pochmurne popołudnie w Australii, od ćwierć wieku kraju mojego obywatelstwa (bez względu na to, co sobie na ten temat roi zaściankowy, małostkowy, mściwy i zawistny aż do bólu kraj na drugim koncu świata).
Proszę w tym samym duchu częściej i więcej.
PRZYPISY:
---------
1: Tekst jest oznaczony na website wydawnictwa ABC jako nieaktualny, bo od daty publikacji wprowadzono dodatkowe poprawki, z dodatkową komplikacją i jeszcze bardziej podwyższoną upierdliwością procedury, ale nikomu nie chciało się sporządzić tekstu jednolitego rozporządzenia.
2: Nie ma w polskim prawie żadnego ograniczenia liczby pokoleń, przez które dziedziczy się obywatelstwo polskie. Dla ustawy o obywatelstwie polskim nie ma żadnego znaczenia miejsce urodzenia i stałego zamieszkania, znajomość języka, więź kulturowa etc. Każdy, kto na jakimkolwiek etapie nieograniczonej liczby pokoleń odziedziczył dowolnie drobną część DNA obywatela polskiego, przekazaną mu przez któregoś z dowolnie dalekich przodków, w wyniku aktu kopulacji dowolnie odleglego w czasie i przestrzeni - jest obywatelem polskim, wyposażonym przez polskie prawo w komplet praw i obowiązków obywatelskich na mocy ustawy o obywatelstwie polskim z 15 lutego 1962 r.3 Można bez większego kłopotu obliczyć, za ile lat liczba obywateli polskich w świecie przekroczy pierwszy miliard.
3: Nie, to nie jest literówka. Naprawdę z 1962 roku. Ustawa o obywatelstwie polskim jest jeszcze gomułkowska, ale nadal obowiązuje, z drobnymi kosmetycznymi zmianami terminologii (zamiast Rada Państwa - Prezydent etc.)...
4: A co by było, gdyby w Polsce zrobiono tak, jak cała sprawa była prawnie rozwiązana w II RP przed II wojną światową, w latach 1920-1939? Przedwojenna Polska była znana z wysokiej jakości swego ustawodawstwa. Jeśli obywatel II RP się naturalizował w innym kraju, uzyskując niepolskie obywatelstwo, to AUTOMATYCZNIE tracił obywatelstwo polskie w chwili nadania obcego. Wszystko bez papierów, petycji, suplikacji i opłat. Prosto, sprawiedliwie, jednoznacznie. Tyle, że w RP po prostu dziś już nikt nie rozumie tych trzech słów.
wtorek, 25 marca 2008
Rozmowa sponsorowana
Samolot polskiego prezydenta stoi, bo rosyjski system łączności satelitarnej zakłóca mu elektronikę nawigacyjną? Śmiechu kupa. Urządzenia łączności satelitarnej ma od wielu lat na pokładzie, jako seryjne wyposażenie, każdy współczesny duży samolot pasażerski. Jakoś nikomu poza Polakami te urządzenia nie zakłócają wyposażenia nawigacyjnego.
Jest również głęboko fascynujące, że nikt w Polsce nie widzi sprzeczności między tym, że państwo NATO bez oporów daje prezydencki samolot do serwisu rosyjskiej firmie, a tym, że to samo państwo jednocześnie oczekuje poważnego traktowania przez sojuszników i dopuszczenia do tajemnic sojuszu.
Wszystko jedno, do cholery, czy ten samolot serwisuje rosyjska firma prywatna czy półpaństwowa. W jednym i drugim wypadku taka firma, jako własność lub przedmiot zarządzania przez lojalnych i patriotycznych obywateli Federacji Rosyjskiej, bez dyskusji założy do samolotu, co im tylko Служба специальной связи и информации przyniesie. Potem będą po prostu siedzieć cicho. Na ewentualne pytanie wprost; 'szto eto takoje?', odpowiedzą z dumą: - 'najnowocześniejsza łączność satelitarna.' To będzie zresztą całkowicie zgodne z prawdą, bo i nowoczesna, i satelitarna.
Natomiast siedzieć cicho bedą, powiedzmy, na temat z kim jeszcze ta łączność łączy oprócz tych, z którymi prezydent lub premier chcą rozmawiać. Albo, że sygnał idzie wyłącznie lub po części przez satelity serii "Mołnia". Albo, że trzech klawiszy na podmoskiewskiej klawiaturze wystarczy, żeby każde zero i jedynka wysyłane z pokładu polskiego Air Force One zapisywały się na podmoskiewskim twardym dysku, żeby je potem można było w spokoju i bez pośpiechu rozkodować. Albo czterech klawiszy, żeby te zera i jedynki szły z samolotu na podmoskiewski dysk od razu otwartym tekstem, choćby szyfrantowi na pokładzie Tu-154M wydawało się inaczej.
Terminal spec-łączności satelitarnej dla VIPów różni się od komercjalnego, przez jaki załoga B747-400 na podejściu do Bangkoku rozmawia z siedzibą firmy w Londynie albo Nowym Jorku, w zasadzie tylko dodatkowym blokiem kodera-dekodera i lepszą obudową, zabezpieczoną przed ulotami. Ani jedno, ani drugie nie ma nic wspólnego z interakcją z inną elektroniką pokładową. A zatem, jeśli świeżo założona w Rosji samaja krasiwaja aparatura zakłóca nawigację, to być może robactwo jest w software, i nie da się go wymontować śrubokrętem, żeby obejrzeć?
Może sygnał idzie w antenę nie tylko wtedy, kiedy powinien? Albo z inną charakterystyką sygnału, niż powinien? Może aparatura może się łączyć bez wiedzy operatora z nieprzewidzianymi w instrukcji obsługi satelitami, przypadkowo rosyjskimi? Albo jest zintegrowana, na przykład, z siecią pluskiew na pokładzie, o których właściciele samolotu nie wiedzą, i służy do ich zdalnego włączania i wyłączania oraz downloads zawartości pamięci systemu podsłuchowego? Bo, wicie, rozumicie. integrację robiono w pośpiechu, w poniedziałek rano, no i technik Sierioża, skacowany po weekendzie, przez pomyłkę poprowadził jakiś kabel nie tam, którędy powinien iść, albo wziął zwykły kabel zamiast ekranowanego…
A może by tak mały praktyczny eksperyment? Wynająć na rok na potrzeby prezydenta i premiera Boeinga 737 BBJ, czyli Boeing Business Jet, od prywatnej szwajcarskiej firmy czarterowej obsługującej wyłącznie VIPów (jest takich skolko ugodno). Dry lease, czyli sam samolot, bez załogi i obsługi naziemnej. Niech kosztuje ile chce. Pod warunkiem, że podczas negocjacji nie będzie się mówiło, kto będzie nim latał, samolot wybierze się losowo z kilku posiadanych przez firmę, i natychmiast zabierze do Warszawy, żeby nie bylo czasu go dopluskwić. Potem tylko usiąść i patrzeć pilnie, co się będzie działo, jak na paru miroljubiwych czyli kochających pokój ekranach pod Moskwą pokaże się napis 'NO SIGNAL'.
A na razie, na krótszą metę, sposób na obniżenie wysokich kosztów eksploatacyjnych prezydenckiego samolotu, na które słusznie psioczą podatnicy. Na kadłubie wymalować emblemat według powyższego wzoru. W mediach nic nie mowić. Rachunki za reklamę wysyłać sponsorowi pocztą co miesiąc, adresując zwięźle: Спецсвязь России, г. Москва. Dojdą niezawodnie.