Szanowny Panie Po pierwsze - nie wiem, skąd wiadomość, że Andrew Michta to syn Norberta Michty. Być może tak jest, nie wiem, nie interesowałem się tym, ale też żadnych "pogłosek" na ten temat nie słyszałem. Zbieżność nazwisk może być przypadkowa. Po drugie - podobnie jak Pan, jestem przeciwnikiem odpowiedzialności rodzinnej. Uważam ją za wymysł systemów totalitarnych. Niektórzy oczywiście przyjmują z rodziny pewne przekonania i zapatrywania (vide np. Magdalena Środa), ale należy ich oceniać za ich własne dokonania. Pozdrawiam _________________________________________________________________ Szanowny panie redaktorze Warzecha, Ja również jestem pełen podziwu i szacunku dla listy publikacji naukowych i osiągnięć akademickich dr Michty, absolutnie niczego mu nie imputuję i całkowicie zgadzam się z panem co do niestosowności "odpowiedzialności rodzinnej" kogokolwiek za cokolwiek. Nikt normalny i posiadający elementarne maniery nie wyskoczy na przykład z postulatem, by na zasadzie "odpowiedzialności rodzinnej" uczynić panią Aleksandrę Mussolini, urodzoną w 1962 roku wnuczkę Il Duce, w jakimkolwiek stopniu osobiście odpowiedzialną politycznie lub moralnie za faszyzm włoski. Niemniej nikogo specjalnie nie dziwi,że partia polityczna Azione Sociale, którą pani Aleksandra założyla w 2003 roku, była partią narodowo-konserwatywną, oraz siłą sprawczą powstania istniejącej w latach 2004-2006 głęboko nacjonalistycznej koalicji włoskich ugrupowań prawicowych Alternativa Sociale. Sama pani Aleksandra także się nie kryje z tym, czyją jest wnuczką, bo i dlaczego. http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/22/I_saluti_della_Mussolini..jpg licencja Creative Commons W równie oczywisty sposób, nikt normalny i posiadający elementarne maniery nie będzie kwestionował sprawności intelektualnej ani osiągnięć akademickich Włodzimierza Cimoszewicza, Danuty Hübner, czy Marka Belki, swego czasu stypendystów Fundacji Fulbrighta. Niemniej nikogo specjalnie nie dziwi,że kandydaci na stypendystów nie byli w PRL wybierani w drodze publicznego konkursu otwartego, do którego mógł stanąć każdy młody polski intelektualista, zaś wśrod beneficjantów fundacji znalazła się nadreprezentacja młodych komunistów PRL. Osoby szczególnie cyniczne pozwalaja sobie nawet dopatrywać się związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy tymi zjawiskami. Zjawiska te stanowią szkodliwą postkomunistyczną kulę u nogi Polski, opóźniającą jej rekonwalescencję po ciężkiej chorobie lat 1944-1989, Każdą z tych całkowicie równoprawnych opcji przyjmę w pokorze.http://wtemaciemaci.salon24.pl/311879,redaktor-lukasz-warzecha-pilne#comment_4472244
Znam dr. Michtę jako rozsądnego i dobrego analityka stosunków międzynarodowych, a zrobienie szefem biura GMF w Polsce Polaka z pochodzenia uznaję za bardzo dobre posunięcie. Nie podzielam przeto Pana obiekcji w najmniejszym stopniu i nie uważam, aby życiorys domniemanego ojca w jakimkolwiek stopniu obciążał dr. Michtę.
ŁUKASZ WARZECHA6154499 | 01.06.2011 19:19
W szczególności zgadzam się z panem,że jest całkowicie bez znaczenia dla działania i reputacji warszawskiego biura German Marshall Fund czy dr Andrew Alexander Michta jest, czy nie jest synem gen.bryg. dr hab. Norberta Michty, wieloletniego pracownika Wojskowego Instytutu Historycznego oraz Wojskowej Akademii Politycznej im Feliksa Dzierżyńskiego, rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR w latach 1981-1984, dzialacza PPR i PZPR, członka Prezydium Zarządu Głównego ZBoWiD w latach 1974-1985, członka Rady Naczelnej ZBoWiD w latach 1969-1990, członka Prezydium Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w latach 1974-83, a następnie od 1983 roku członka Krajowej Rady tegożTowarzystwa.(http://pl.wikipedia.org/wiki/Norbert_Michta)
Jest czy nie jest, ja nie mam najmniejszego zamiaru przypisywać urodzonemu w Polsce w 1956 roku dr Michcie, który już w 1987 r. zrobił doktorat w Stanach, jakiejkolwiek osobistej odpowiedzialności za PRL czy komunizm w ogóle - to absurd. Moje mieszane uczucia biorą się skądinąd. Nie mają nic wspólnego z oskarżaniem kogokolwiek o cokolwiek, natomiast wszystko z angielskim rzeczownikiem 'transparency', trudno przetłumaczalnym na język polski z powodu braku w Polsce równoważnego kulturowo pojęcia. Dla celów tej notki, pozwolę sobie przyjąć że w kontekście, o którym obecnie rozmawiamy, 'transparency'oznacza między innymi jawność i otwartość życia publicznego, oraz pozwolę sobie założyć,że taka jawność i otwartość jest rzeczą społecznie pozytywną i wartościową.
Czy związki pomiędzy proweniencją rodzinną a polityczną istnieją, czy nie istnieją, i czy mają jakiekolwiek istotne znaczenie, o tym każdy ma prawo wyrobić sobie własne zdanie. Aby wyrobić sobie zdanie. potrzebna jest wiarygodna informacja. W Polsce, potencjalne źródla takiej informacji oraz dyspozycyjne media najczęściej po prostu milczą, pilnując własnych jednostkowych interesów. I w tym milczeniu jest pies pogrzebany czyli hier liegt der Hund begraben, a razem z nim szanse na reformę polskiego życia publicznego.
Mnie interesuje nie to, kto na kogo ma jakie kwity, tylko szerszy i ogólniejszy problem.
Mianowicie takiże coraz bardziej powszechna jest
(tj. nie wiadomo komu i o co chodzi, a z zewnątrz widać tyle, że co jakiś czas spod dywanu wypada martwy buldog)
German Marshall Fund może teraz:
ale nie wpływa to na zaufanie, jakim darzy go kierownictwo GMF i rząd Stanów Zjednoczonych;
czwartek, 2 czerwca 2011
Euroatlantycki dylemat red. Warzechy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Błąd w linku w pierwszej linijce
Fixed.
Prześlij komentarz