Pan Andrzej Celiński, żywy pomnik transformacji ustrojowej, był łaskaw zabanować mnie na swoim blogu, zgodnie z umieszczoną tam deklaracją ideową:
Ban grozi za:
- wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich;
- chamstwo;
- atakowanie innych uczestników dyskusji;
- kłamstwa i pomówienia;
- trollowanie i spam.
Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24.
pozdrawiam i życzę miłej dyskusji
Andrzej Celiński
Odwiedzilem blog p. Celińskiego jako komentator raz w życiu. Nie mam pojęcia pod który z punktów manifestu nieodwołalnie podpadł mój jedyny komentarz jaki na jego blogu kiedykolwiek umieściłem
andrzejcelinski.salon24.pl/282320,dziekuje-bogu-za-walese#comment_4034328
ale bana mam, więc dumnie go noszę, jak order.
Normalnie skomentowałbym na blogu u pana C., ale chcąc nie chcąc, z powodu bana mogę się ustosunkować do jego oceny raportu komisji Millera tylko u siebie.
“Raport jest metodyczny, wyczerpujący, rzeczowy, pisany bez uprzedzeń i wcześniej przyjętych założeń.” (…)Solidne, drobiazgowe dochodzenie prawdy nie tylko pozwoli, chcącym, zrewidować szereg procedur obowiązujących w wojskach lotniczych, specjalnie dotyczących szkolenia, ale dokumentuje też, iż instytucje naszego państwa, w obliczu katastrofy, są w stanie celująco wypełnić postawione zadanie.”
(Andrzej Celiński, 4 sierpnia 2011,http://andrzejcelinski.salon24.pl/330437,raport-millera )
Majestat instytucji pańskiego państwa, panie Celiński, oraz kompetencja zatrudnionych przez nie ekspertów są w istocie dech w piersiach zapierające. Przygotowując raport, który tak się panu podobał, całe pańskie państwo razem wzięte nie posiadało ani jednego znośnej jakości zdjęcia tablicy przyrządów swojego Air Force One, samolotu który woził przez 30 lat najwyższych dostojników państwa, w tym trzech kolejnych prezydentów, oraz ani jednego przyzwoitego zdjęcia tego samolotu podchodzącego do lądowania.
Pańskie państwo rozwiązało swój problem, okradając dwóch Bogu ducha winnych fotografów, Polaka i Brytyjczyka, oraz potężną amerykańską korporację mającą licencję od autorów, i zarazem właścicieli praw autorskich, na rozpowszechnianie ich zdjęć. Przy okazji, pańskie państwo umieściło błędny podpis pod jednym z ukradzionych zdjęć, które w rzeczywistości przedstawiało kokpit innego samolotu. Pańskie państwo osiągnęło taki zenit bezczelności i nadir moralności, że nawet nie fatygowało się by zachować pozory legalnego dzialania, ponieważ na ukradzionych zdjęciach rozpowszechnianych z serwera MSWiA pozostały klauzule zastrzeżenia praw autorskich, nazwiska fotografów, i nazwa portalu z którego zdjęcia skradziono.
Pozostały też na zdjęciach cyfrowe "znaki wodne" amerykańskiego właściciela portalu, który może teraz udowodnić przed każdym sądem oprócz polskiego, że został okradziony przez pańskie państwo. Na portalu airliners.net z którego pańskie państwo te zdjęcia ukradło, znajdują się przejrzyste ostrzeżenia na temat copyright, i szczegółowe warunki reprodukcji materiału chronionego prawem autorskim, proste jak konstrukcja cepa. Te warunki pańskie państwo całkowicie zlekceważyło, uznając, że jeśli na obrazku gdziekolwiek na świecie jest samolot z szachownicą, to waadza jest automatycznie właścicielem każdego takiego obrazka.
Pańskim zdaniem, panie Celiński, czego właściwie pańskie państwo nie rozumie w krótkim zdaniu ALL RIGHTS RESERVED, czyli WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE?
Kiedy się wydało, minister odpowiedzialny za kradzież przyjął na audiencji jednego z okradzionych fotografów i zaproponował, że jako rekompensatę on może go przeprosić w gazecie, albo w wiele dni po publikacji, kiedy raport już się rozszedł, dodać do zdjęcia na serwerze podpis fotografa. Fotograf uprzejmie odmówił jednego i drugiego, natomiast zażądał odszkodowania za naruszenie jego praw autorskich. Do żądania wypłaty odszkodowania minister się na razie nie ustosunkował, widocznie eksperci muszą dopiero popracować nad tym i doradzić ministrowi, jak to zrobić, żeby nie zapłacić.
Mam nadzieję, że korporacja Demand Media Inc. z siedzibą w Santa Monica, California, właściciel portalu airliners.net, którą trochę trudniej będzie przyjąć na ministerialnej audiencji, da pańskiemu państwu kosztowną lekcję w kalifornijskim sądzie na temat definicji państwa prawa. (podpowiedź: państwo prawa m.in. czuje się związane własnym prawem)
Życzę szczęścia w przekonywaniu firmy Demand Media do zasady, że Polska może rozporządzać jej materiałem wedle swego dowolnego uznania. Ponieważ ta korporacja żyje z tego, że tworzy i sprzedaje 'content' czyli zawartość stron sieciowych, to pilnuje tego, z czego żyje. Wartość rynkowa korporacji Demand Media wynosi gdzieś pomiędzy 1,3 a 2 miliardami dolarów, więc zapewne stać ich na niezłą obsługę prawną.
Jeśli pańskiemu państwu zabraknie argumentów, no to cóż, pewnie trzeba będzie wysłać chłopaków z ABW w czarnych kominiarkach do Santa Monica o szóstej rano, żeby tych Amerykanów nauczyli rozumu. Tylko proszę pamiętać o różnicy czasu. Szósta rano w Warszawie, to dziewiąta wieczorem dnia poprzedniego w Kalifornii. Głupio byłoby, jakby chłopaki miały na zegarkach czas warszawski, i wywaliły drzwi do czyjegoś pustego, zamkniętego na noc biura.
Mała poprawka odsyłacza
OdpowiedzUsuńDziękuję Bogu za Wałęsę - Andrzej Celiński: "Reset" - Salon24
Drobne przypisy do przyczyn umiłowania świergolenia przez Ubekistańczyków --> Cenzura ZAWSZE wskazuje na agenturalność bloga | Matrioszka kurica.
OdpowiedzUsuńOdsyłacz poprawiony
OdpowiedzUsuń