wtorek, 16 listopada 2010

Choć burza huczy wkoło nas



Szanowny i drogi panie Zdzislawie S., ja doprawdy nie rozumiem przyczyn pańskiego oburzenia i zdenerwowania wizytą pani Anny Fotygi i pana Antoniego Macierewicza w USA. 

No więc w Smoleńsku to w końcu był wypadek, czy nie był wypadek?
Bo jeśli to był wypadek, i tak też panu zgodnie z prawdą powiedzieli pańscy rosyjscy kumple, a to przecież są bardzo poważni ludzie, o kryształowym charakterze, przyjaciele Polaków od co najmniej 1795 roku, i pan im naturalnie wierzy bez zastrzeżeń, bo przyjaciołom trzeba wierzyć - no to w takim razie przestań się pan martwić, napij się pan ciepłego mleka z miodem i idź pan spać.
Jeśli Fotyga z Macierewiczem szukają w USA czegoś, czego nie ma, to siłą rzeczy tego nie znajdą, bo nie ma nic do znalezienia, więc pan może spać snem sprawiedliwiego.
Panem natomiast szarpie takie jakieś bezsensowne zdenerwowanie i oburzenie jakby pan wiedział na pewno, że w tej sprawie jest coś do ukrycia, że Amerykanie wiedzą co to jest, i że Macierewiczowi powiedzą, czemu pan pragnąłby zapobiec.
Zastanawiające jest, że to nie mnie pan się stara przekonać, tylko sam siebie pociesza, że wszystko będzie dobrze, bo w stolicy głównego sojusznika wojskowego Polski nikt ważny nie bedzie chciał rozmawiać z byłymi ministrami, oni tam przecie nikogo nie znają, a jakby nawet znali, to Amerykanie im nic nie powiedzą, bo to nie jest w ich interesie, i tak dalej… 

Zwracam 
szanowną uwagę pańską, że w gruncie rzeczy to pan samego siebie tak na głos przekonuje - mnie ta informacja do niczego nie jest potrzebna. A nie jest potrzebna, ponieważ i tak wyjdzie w praniu, czy Amerykanie coś powiedzą panu Macierewiczowi, czy nie. Ja obstawiam, że jak bedą chcieli, to powiedzą, a jak nie będą chcieli, to nie powiedzą. W jednym i drugim wypadku to ich sprawa. 

Jeśli ktoś ma z tym problem, niech pisze do prezydenta Obamy z żądaniem, żeby Amerykanie nikomu nie mówili, co 
wiedzą, zamiast jeździć po tych, co jadą żeby zapytać. Jak poseł Palikot miotał oszczerstwa, a potem niewinnie dodawał na końcu: - ja tylko pytam… to wtedy jakoś lepiej to panu pasowało? Fotyga i Macierewicz też jadą tylko zapytać.
Panie S., ja myślę, że istota rzeczy jest taka, że panem takie rozterki miotają z powodu nieprzyjemnej świadomości własnej niewiedzy. Pan po prostu prawdopodobnie mało wie na temat tego, co jest w interesie Ameryki, a co nie jest, jeszcze mniej na temat tego co Amerykanie mogą wiedzieć albo nie wiedzieć w temacie Smoleńska, a już zupełnie nic na temat z kim pani Anna i pan Antoni mogą w Ameryce rozmawiać i o czym. Niezależnie od tego czy oni się tam mogą czegokolwiek nowego dowiedzieć, czy nie, i czy w ogóle Amerykanie wiedzą cokolwiek nowego, czym byliby skłonni się z kimkolwiek podzielić. 

Więcej zaufania do własnej prokuratury, panie S., która na każde życzenie pana zapewni, że Rosjanie są w porządku. A jak Rosjanie są w porządku, no to siłą rzeczy żadni wrogowie ludu ani psy łańcuchowe imperializmu amerykanskiego i w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu, bo jeśli naprawdę nigdzie nie ma haków na Smoleńsk, to w Ameryce też nie.

Pana przeraża taka teoretyczna opcja, że pani Anna i pan Antoni tam znają kogoś, kogo ani pan, panie S., ani Radzio z dworku pod lasem nie znacie, więc nie bedziecie mieli pojęcia ani z kim, ani o czym oni rozmawiali w USA.  Ci państwo jadą we dwójkę tylko, bez calej delegacji, więc nie macie żadnego pretekstu, żeby na każde ich spotkanie z Amerykanami wsadzić draba bez szyi z najbliższego konsulatu, żeby wam donosił, o czym mówiono i nagrywał wszystko na dyktafon w kieszeni.

Na pańską z przeproszeniem agenturę w Ameryce to ja bym w tej sprawie zanadto nie liczył, że wam zaraz sprawozda, z kim i o czym delegaci PiS rozmawiali. Rosyjska siatka szpiegowska, ta co to ją ostatnio Amerykanie zwinęli, w której była ta śliczna rosyjska panienka z pulchną pupcią i tuzin nielegałów, to ona się dlatego wysypała że, jak donoszą sami Rosjanie, bezpośredniemu zwierzchnikowi i współautorowi całej operacji, niejakiemu pułkownikowi Szczerbakowowi, weteranowi razwiedki, znudził się klimat i postanowił go zmienić. 
W Polsce, w wielu aspektach klimat obecnie podobny, więc nie wiadomo, kto kiedy odczuje potrzebę zmiany. 

Więc o ile jeszcze w ogóle jakąś agenturę w tej Ameryce macie, w co ja osobiście wątpię, to nie macie żadnej gwarancji, że każde puszczenie bąka przez waszą Matę Hari nie jest od dziesięciu lat rejestrowane w kolorze i z dźwiękiem stereo. A do urwania się obstawie panów Waldków z konsulatu, o ile taką będziecie próbowali nasadzić panu Antoniemu i pani Annie, to panu Antoniemu całkowicie wystarczą nabyte w młodości umiejętności harcerskie, albo jeden telefon na policję.

Tak więc, panie S., niech pan po prostu cierpliwie czeka. Jak się czegoś ciekawego dowiedzą, to zapewne z czasem powiedzą. A jak nie, to nie. Nie widzę, w czym tu problem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz