poniedziałek, 12 marca 2007

Żydzi polscy a republika bananowa

Media krajowe,  przemawiające z pozycji urażonej godności narodowej,  tonem pełnym  oburzenia na żydowską bezczelność, doniosły:

-----------------------
"Kilkanaście tysięcy Żydów z Izraela DOMAGA SIĘ potwierdzenia polskiego obywatelstwa. Są byłymi obywatelami II RP lub ich potomkami. Nikt nie ukrywa, że w młodych Izraelczykach KTÓRZY NIE MÓWIĄ SŁOWA PO POLSKU - wcale nie obudzila sie nostalgia za krajem przodków. Zależy im po prostu na uzyskaniu wyjątkowo atrakcyjnego paszportu Unii Europejskiej."

"Rzeczpospolita", 10 marca 2007

-----------------------

A to dopiero chytre Żydy!

 Chcieliby atrakcyjne polskie paszporty, a NIE MÓWIĄ SŁOWA PO POLSKU!

W dodatku NIE CZUJĄ NOSTALGII!!!
A takiego wała jak tyczka Kozakiewicza, a nie polski paszport!!!

Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia...

Nikt jak dotąd nie podniósł w komentarzach, że
  te kilkanaście tysięcy petentów w Tel Avivie to są w znakomitej większości, na mocy polskiego prawa, OBYWATELE POLSCY,  posiadający również, całkowicie legalnie według polskiego prawa, obywatelstwo Izraela.

Obywatel polski, który obywatelstwo polskie nabył przez urodzenie z jednego z rodziców z obywatelstwem polskim i dalej je posiada, bo go nigdy nie utracił, nie ma ustawowego obowiązku znajomości języka polskiego. Nieznajomość języka polskiego przez obywatela RP nie jest karalna utratą praw obywatelskich ani utratą polskiego paszportu, o czym może zaświadczyć między innymi Emanuel Olisadebe, nigeryjski futbolista, któremu Aleksander Kwaśniewski swego czasu nadał obywatelstwo polskie za to, że Olisadebe potrafił dobrze piłkę kopać.

Stawiam pół litra pejsachówki każdemu zdeterminowanemu i pryncypialnie usposobionemu obywatelowi Izraela pochodzenia polskiego, który wytoczy i wygra sprawę  sądową przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej o naruszenie jego praw obywatelskich jako obywatela polskiego, stworzy precedens i  wyciągnie na widok publiczny starannie zamieciony przez III/IV Rzeczpospolitą pod dywan skandaliczny stan  prawa RP o obywatelstwie polskim, jeden z ostatnich zachowanych w dobrym stanie stalinowsko-bizantyjskich reliktów prawa PRL.

Pod pejsachówkę, stawiam dodatkowo podwójną porcję latkes albo gefilte fisch każdemu podwójnemu obywatelowi Polski i Izraela, który wniesie sprawę do ECHR w Strasbourgu o naruszenie przez RP jego prawa obywatela Unii Europejskiej do swobody podróżowania, pracy i zamieszkania na terytorium Unii, poprzez odmowę  wydania mu paszportu polskiego pod  nieprawdziwym, pozaprawnym i nie trzymajacym się kupy pretekstem. Nie tylko wygra, nie tylko uzyska odszkodowanie ze skarbu państwa RP, ale jeszcze do tego wyeksponuje publicznie bezinteresowną wredność aparatu państwowego RP wobec niektórych kategorii obywateli polskich.

 Pół litra żytniej stawiam natychmiast, bez czekania na przyszłe orzeczenia sądów, Agnieszce Magdziak-Miszewskiej, ambasadorowi RP w Izraelu. Z pobudek humanitarnych, aby znieczulić ból kręgosłupa, obolalego z powodu  wykonania bez rozgrzewki podwójnego politycznego salto mortale z potrójną śrubą:

  1.  Na swoim poprzednim stanowisku - konsula generalnego RP w Nowym Jorku, p. Magdziak-Miszewska miała ujmujący zwyczaj maniakalnie upierać się, że obywatele USA posiadający również obywatelstwo polskie powinni, a nawet muszą, mieć również paszporty polskie.

  2.  Na swoim obecnym stanowisku - ambasadora Polski w Izraelu,  p. Magdziak-Miszewska zobowiązana jest  maniakalnie upierać się, że obywatele Izraela posiadający również obywatelstwo polskie nie muszą, a nawet nie powinni, mieć również paszportów polskich.

Przy  czym tak jedno, jak i drugie pani Agnieszka musi umieć uzasadnić tymi samymi postanowieniami tej samej ustawy. Jeśli pani ambasador nie będzie się upierać w myśl salta nr 2, to będzie musiała wydać kilkanaście tysięcy polskich paszportów obywatelom Izraela i narazić się na lincz polityczny w Ojczyźnie, słynnej z tolerancji.

Dlaczego Polska ma teraz poważny kłopot prawny?

Dlatego, że te kilkanaście tysięcy podań w Tel Avivie to nie są żadni nachalni cudzoziemcy bezzasadnie ubiegający się o NADANIE obywatelstwa polskiego. Takiego nadania Prezydent RP może formalnie i praworządnie odmówić każdemu cudzoziemcowi, bez podania przyczyn.

To są de iure obywatele polscy, usiłujacy skorzystać ze swoich konstytucyjnych praw obywatelskich w obliczu pozaprawnej obstrukcji przez polski aparat urzędniczy, zaskarżalnej tak do polskich sądów, jak i do europejskiego trybunału praw człowieka (ECHR).

 Dlaczego to są obywatele polscy?

 Bo według prawa polskiego, obywatelstwo polskie dziedziczy się w nieskończoność. Nie można się też go zrzec na wlasny wniosek bez osobistej (!) zgody Prezydenta RP (dawniej bez formalnego zezwolenia Rady Państwa PRL). Definicja obywatelstwa polskiego, tak  w Konstytucji RP, jak i w obowiazującej do dziś (z kosmetycznymi zmianami dotyczącymi głownie terminologii), gomułkowskiej ustawie z dnia 15 lutego 1962 roku o obywatelstwie polskim,  jest rekursywna, to jest odwołująca sie do wydarzenia w przeszłosci. Ustawa stanowi, że obywatelem polskim jest automatycznie każdy, kto urodził się był z conajmniej jednego z rodziców posiadającego obywatelstwo polskie.

Nie ma w ustawie żadnego ograniczenia liczby pokoleń, przez które dziedziczy się obywatelstwo. Nie ma też dla ustawy zadnego znaczenia miejsce urodzenia i stalego zamieszkania, znajomość języka, więź kulturowa etc.

 Każdy, kto na jakimkolwiek etapie nieograniczonej liczby pokoleń odziedziczył dowolnie drobną część DNA obywatela polskiego, przekazaną mu przez któregoś z dowolnie dalekich przodków,  w wyniku aktu kopulacji dowolnie odleglego w czasie i przestrzeni - jest w myśl ustawy obywatelem polskim, wyposażonym przez polskie prawo w komplet praw i obowiązków obywatelskich
.

Taka jest bezpośrednia konsekwencja prawna ekstremalnej, ultra-nacjonalistycznej interpretacji przez Rzeczpospolitą Polską "prawa krwi" (ius sanguini), której Polska broni jak niepodległości. W myśl ius sanguini, obywatela polskiego definiuje mistyczna "polska krew", niezależnie od tego, jak rozcieńczona przez upływ pokoleń.

Istnieje tylko jeden techniczny  wyjątek:  - W razie urodzenia dziecka z jednego z rodziców z obywatelstwem polskim, a drugiego z obywatelstwem wyłącznie niepolskim, rodzice mogą dokonać wyboru obywatelstwa wyłącznie niepolskiego dla dziecka. Ale jedynie pod warunkiem, że zrobią to w nieprzekraczalnym terminie trzech miesięcy od daty narodzin. Mało kto wie o tym techniczno-prawnym drobiazgu z nieprzekraczalnym terminem zgłoszenia, więc mało które małżeństwo mieszane, stale zamieszkałe za granicą, natychmiast po porodzie biegnie z noworodkiem do najbliższego konsulatu RP. Po upływie 3 miesięcy - klamka zapadła, niemowlę zostaje automatycznie obywatelem polskim.

Dziecku obojga podwójnych obywateli Polski i innego państwa nawet i ten ograniczony wyjątek nie przysługuje. Polska automatycznie uważa takie dzieci za obywateli polskich, nikogo nie pytając o zdanie i nie przyznajac rodzicom przywileju opt-out, czyli zgodnego  i łącznego optowania rodziców  za wyłącznie niepolskim obywatelstwem dla dziecka.

 Symetria prawna 

Na zasadzie nieograniczonego dziedziczenia obywatelstwa polskiego, wszyscy potomkowie obywateli II RP są obywatelami polskimi. Miejsce stalego zamieszkania - w  Polsce, w USA, Australii,  Izraelu czy Kazachstanie, posiadanie amerykańskiego, australijskiego, izraelskiego czy kazachskiego obywatelstwa, oraz znajomość lub nieznajomość języka polskiego nie są wedle ustawy materialnymi okolicznościami. Każda przeszła (1951 r.) obecna (1962 r.) , lub kiedykolwiek projektowana (2000 i 2006 r.) ustawa o obywatelstwie polskim w Polsce powojennej stanowi, że choć Polska toleruje podwójne obywatelstwo de facto -  w tym sensie, że formalnie nie zakazuje jego posiadania i nie karze za jego nabycie - to nie uznaje podwójnego obywatelstwa de iure, ponuieważ  uważa posiadacza podwójnego lub wielokrotnego obywatelstwa za obywatela wyłącznie polskiego.   Według ekspertyzy prawnej prof. Winczorka z 2000 roku, Polska nie może uznać podwójnego obywatelstwa de iure, ponieważ podwójny obywatel miałby wówczas zbyt wiele praw.

Na skutek istniejącej regulacji ustawowej, obywatel polski posiadający rownież inne obywatelstwo który nie zrzekł się (za pisemną zgodą Prezydenta RP) obywatelstwa polskiego, nie może ze skutkiem prawnym powoływać się przed władzami polskimi na swoje prawa wypływające z posiadania obcego obywatelstwa.

Bieda dla państwa leży w tym, że istnieje symetria prawna. Tak samo, jak obywatel polski, rownież Rzeczpospolita Polska nie może powoływać się na skutki prawne nabycia obywatelstwa obcego przez obywatela polskiego. Obywatel podwójny, np. Polski i Izraela, ma w wyniku tej symetrii identyczne polskie prawa obywatelskie jak obywatel wyłącznie polski.

Ponieważ aparat państwa jest konstytucyjnie zobowiązany do przestrzegania własnego porządku prawnego, więc nie może z ustaw wybierać wyłącznie kęsów, które smakują
  urzędnikom, a reszty wypluwać na obrus. Czyli nie może selektywnie przestrzegać tylko tych praw i obowiązków podwójnych obywateli, ktore państwu pasują, a wszystkie inne ignorować.

No i teraz z tego bieda, bo Agnieszka, nasz człowiek w Izraelu, będzie musiała zjeść gigantyczną żabę i do tego oświadczyć publicznie, że smaczna. Każdy izraelski Żyd który może udowodnić posiadanie co najmniej jednego przodka - dowolnie odległego - z obywatelstwem polskim, ma teraz  ustawowe prawo do otrzymania paszportu polskiego; chyba że Warszawa jest w stanie udowodnić dokumentami, że ten konkretny Żyd obywatelstwo polskie indywidualnie i prawomocnie stracił. 

Jak Warszawa tego nie udowodni, a paszportu dalej nie da, to taki polski Żyd w Izraelu ma wszelkie prawo przymusić Warszawę sądownie do wydania mu tego paszportu; a na bis, może jeszcze ośmieszyć Polskę
  w Strasbourgu.

 Utracone obywatelstwo?

Od powstania Izraela, tak przed jak i po 1968 roku, z Polski do Izraela wyemigrowały setki tysięcy osób, z których znakomita wiekszość ani nigdy nie zrzekła się polskiego obywatelstwa, ani też nigdy im go nie odebrano (w czasie, kiedy odebranie komuś obywatelstwa z inicjatywy państwa było jeszcze prawnie możliwe). Nawet Polacy "wyjechani" z PRL po marcu 1968 roku, z dokumentami podróży w jedna stronę, w których napisano im, że nie są obywatelami polskimi, faktycznie nie utracili prawomocnie polskiego obywatelstwa.

[Mało i niechętnie się o tym w Polsce mówi, ale Sąd Najwyższy RP prawomocnie orzekł już jakiś czas temu, że według stanu prawnego z 1968 roku nie można było nikogo pozbawić obywatelstwa PRL kolektywnie, en masse, wykonując tajną, nieopublikowaną uchwałę
  Rady Państwa PRL,  nie sporządzając natomiast i nie doręczając każdemu z zainteresowanych indywidualnej decyzji Rady Państwa na piśmie, stwierdzającej fakt utraty obywatelstwa polskiego przez konkretną osobę.  Wskutek tego defektu prawnego, emigranci pomarcowi nigdy prawomocnie nie utracili obywatelstwa polskiego, choćby komukolwiek w Warszawie roiło sie inaczej.] 

No i co teraz? Państwo prawa  - i polskie paszporty należne z mocy tego prawa tysiącom obywateli Izraela? Czy państwo populistów  - i odmowa wydawania polskich paszportów Żydom pochodzenia polskiego zamieszkałym w Izraelu,  pod nieprawdziwym pretekstem, który z łatwością będzie można przedstawić na arenie międzynarodowej jako bezpośredni dowód polskiego antysemityzmu? 

To nie pierwszy taki dylemat

Fikcja prawna wyłącznie polskiego obywatelstwa osób posiadajacych w rzeczywistości podwójne lub wielokrotne obywatelstwa Polski i innego państwa, znajdowała sie
  w latach 1999-2004 u podstaw  wyjątkowo złośliwego, nawet jak na polskie stosunki państwo-obywatel, wynalazku "pułapki paszportowej".

"Pułapkę paszportową" wymyślili i wprowadzili w życie Radek Sikorski, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie AWS premiera Jerzego Buzka i Piotr Stachańczyk, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w tym samym rządzie, dziś prezes URIC [Urzędu d/s Repatriacji i Cudzoziemców]. Pułapka polegała na stanowczym obstawaniu, że Polonia zamorska, posiadająca obywatelstwa USA, Kanady lub Australii, ma wyrabiać paszporty polskie i tylko na tych paszportach podróżować do Polski. 

"Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś tam republiką bananową,  do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!"  - grzmiał Radek Sikorski 15 czerwca 2000 roku na konferencji "Polska - Polonii" w siedzibie ówczesnej agencji PAI (dziś PAIZ) w Warszawie. 

Dla postrachu i zwiększenia zysku z opłat za wydanie w konsulatach RP paszportów polskich  (pięciokrotnie wyższych niż pobierane za te same paszporty w kraju), od czasu do czasu bez słowa wpuszczano Polonię do Polski za okazaniem paszportow amerykanskich, kanadyjskich lub australijskich, ale potem wyrywkowo żądano od  losowo wybranych osób okazania paszportów polskich przy wyjeździe z Polski, grożąc niewypuszczeniem z Polski z powrotem do domu.

W przypadku Polonii powracającej do domu z krótkich urlopów w kraju, zatrzymanie na polskiej bramce granicznej do czasu wyrobienia paszportu polskiego groziło utratą pracy w kraju zamieszkania z powodu samowolnego przedłużenia urlopu. W drastycznych wypadkach
  - ruiną finansową, z powodu niedotrzymania terminów i zobowiązań płatniczych za oceanem. Groźba kilkutygodniowego czy kilkumiesiecznego uwięzienia w granicach RP, na czas szamotania się z polskimi urzędami o polski paszport przez osoby nie posiadające dowodu osobistego, meldunku, adresu stałego zamieszaknia w Polsce ani numeru PESEL,  doprowadziła na pewien czas do drastycznego spadku przyjazdów Polonii amerykańskiej z wizytami do Polski.

Rząd AWS przyznał się w Sejmie do około 80 wypadków zatrzymania Polonii przy wyjeździe z Polski za brak paszportu polskiego w latach 1999-2000. Nie wiadomo, ile takich wypadków zaszło przez cały okres stosowania pułapki paszportowej, tj. do 2004 roku.

Naturalnie, na granicy molestowano paszportowymi wstrętami tylko polonijnych szaraków, nie mogących sie bronić. Ciekawym zbiegiem okoliczności żaden strażnik graniczny RP nigdy nie podskoczył na Okęciu obywatelowi Zbigniewowi Kazimierzowi Brzezińskiemu, synowi przedwojennego polskiego dyplomaty, urodzonemu 28 marca 1928 roku w Warszawie z ojca obywatela polskiego i matki obywatelki polskiej, a zatem ustawowo obywatela polskiego od urodzenia, który nigdy nie zrzekł się obywatelstwa polskiego, a w Stanach Zjednoczonych naturalizował sie dopiero w 1958 roku, w wieku 30 lat. Profesora Brzezińskiego jakoś nikt o polski paszport nie niepokoił, choć zgodnie z literą polskiego prawa powinien był go mieć, by móc opuścić Polskę po swoich wizytach.


Kres granicznej wredności wobec zamorskiej Polonii położyło dopiero demarche Unii Europejskiej w maju 2004 roku, upominające Polskę, że
  obywatele USA, Australii i Kanady mają prawo bezwizowego wjazdu do Polski  i krótkoterminowego pobytu na zasadach ogólnounijnych, a posiadanie lub nieposiadanie przez nich także obywatelstwa polskiego jest w tej kwestii "ni pri cziom". Pułapki paszportowej praktycznie zaprzestano po tym demarche, czyli od połowy 2004 roku.  Przepisy pozwalające na jej stosowanie pozostały jednak  nietknięte. Zamiast je znieść lub zmienić, polecono Straży Granicznej by przestała tych przepisów przestrzegać.  Pułapkę paszportową na podwójnych obywateli można więc z latwością uruchomić ponownie, w każdej chwili - jednym telefonem z MSWiA do Straży Granicznej, którego potem dziecinnie łatwo się wyprzeć. 

Legalność i praworządność wydawania tajnych instrukcji dla organu państwa, jakiego obowiazującego prawa ma NIE PRZESTRZEGAĆ, to osobny temat na osobną analizę polskiej rzeczywistosci politycznej.

 

Radek 2003: je ne regrette rien 

W 2003 roku Radek Sikorski, wówczas na politycznym wygnaniu w American Enterprise Institute w Waszyngtonie, zagadnięty przeze mnie e-mailem o sens upierania sie przy paszportach polskich dla Polonii, odpisał mi następująco 

From : "Radek Sikorski" rsikorski@aei.org
Reply-To :
To : "'Stary Wiarus'"
Subject : RE: Winszuję zwycięstwa
Date : Wed, 29 Jan 2003 07:39:46 -0500

Szanowny Panie,

Rodzice uczyli mnie aby anonimy wyrzucac do kosza. Odpowiadam, gdyz
bliskie mi sa sprawy Polonii a z Panskiej relacji wynika, ze nastapilo ostatnio dramatyczne pogorszenie w sprawnosci wydawania polskich paszportow. Jest to nie do przyjecia i budzi sluszny sprzeciw.

W zwiazku z druga poruszona przez Pana sprawa, zalaczam informacje
ze strony internetowej ambasady USA w Warszawie o tym jak wedlug
niej powinny zachowywac sie osoby posiadajace podwojne obywatelstwo USA i Polski: obywatele USA posiadajacy takze polskie obywatelstwo wjezdzajac do Polski powinni okazywac polski paszport, a wjezdzajac do USA amerykanski. Sadze, ze to logiczne i spelnia zasade
wzajemnosci w stosunkach miedzy panstwami. Uwazam, ze jako urzednik RP mialem obowiazek upominania sie o rowny szacunek dla paszportu RP. Sadze, ze Pan, jako Polak, powinien sie ze mna zgodzic.

Dalsza anonimowa korespondencja z Panskiego adresu zostanie wpisana na liste junk mail na moim serwerze i do mnie nie dotrze.

Z powazaniem,
Radek Sikorski

 -        Oburzony Radek strategicznie przedstawił ostrzeżenie przed pułapką paszportową opuiblikowane przez ambasadę USA jako wyraz aprobaty rządu USA dla jej funkcjonowania. Strategicznie nie dodał,  że rząd USA zapewne popiera również  polskich kieszonkowców, gdyż ambasada USA w Warszawie także i przed nimi ostrzega obywateli USA na swoich stronach internetowych.

-        Oburzony Radek strategicznie pominął, że zapewne w ramach rzekomego amerykańskiego poparcia dla polskiej myśli paszportowej, w USA od sierpnia 2000 roku usuwa się z pracy obywateli USA, którym do jej wykonywania potrzebny jest certyfikat bezpieczeństwa osobowego (security clearance) Departamentu Obrony USA, jeśli osoby takie wykażą obywatelską nielojalność wyrabiając sobie nie-amerykański (w tym także polski) paszport. Istotna i wpływowa grupa Polonii amerykańskiej postępując tak, jak Radosław sobie życzy, tj. wyrabiając paszporty polskie, automatycznie likwidowalaby tym samym raz na zawsze swoje kariery zawodowe w amerykańskiej służbie państwowej , silach zbrojnych, lub ogromnym sektorze przemysłu prywatnego majacym związki kontraktowe z bezpieczeństwem narodowym lub obronnością USA.

-        Oburzony Radek oświadczył, że to logiczne, by każdy Polak na swiecie za polski paszport gotów był na dnie z honorem lec, bez względu własny interes. Po czym  podał w  wątpliwość moją polskość (bo wszak tylko nie-Polak może się z Radkiem nie zgadzać), zabrał zabawki i opuścił piaskownicę. 

W ten sposób, otrzymalem dzięki Radkowi wgląd w polską kulturę polityczną nie tolerujacą żadnego sprzeciwu,  przykład figury polskiego tańca chochoła, oraz próbkę jakości debaty polonijnej gęsi z krajowym prosięciem. A także dodatkowy argument, bym z emigracji nie wracał nigdy, gdyż życie pod władzą takich polityków groziłoby mi apopleksją.

==================

 No więc, jak to w końcu jest? 

-        Czy IV RP ma się przy polskich paszportach dla Polonii upierać, czy nie upierać? 

-        Czy Polonia świata obejmuje, czy nie obejmuje polskich Żydów? 

-        Polscy Żydzi w Izraelu to są prawnie w większości obywatele polscy, czy nie obywatele polscy, i na jakiej podstawie prawnej?  

-        Czy państwo moze odmówić paszportów polskich dowolnie wybranej szerokiej kategorii obywateli polskich (na przykład wszystkim Żydom zamieszkałym w Izraelu,  wszystkim łysym, wszystkim rudym etc.), czy też nie może tego uczynić, i na jakiej podstawie prawnej? 

-        Gdzie w polskim prawie znajduje się oficjalna  definicja Żyda? 

-        Jeżeli polski Żyd zamieszkały stale w USA musi, zdaniem Agnieszki Magdziak-Miszewskiej, konsula generalnego RP w Nowym Jorku , wyrobić sobie polski paszport i podróżować na nim do Polski,  

-        to czy polski Żyd zamieszkały stale w Izraelu też musi, zdaniem Agnieszki Magdziak-Miszewskiej, ambasadora RP w Izraelu, wyrobić sobie polski paszport, czy wręcz przeciwnie? 

-        Czy Polska jest, w aspekcie praworządności, republiką bananową?

komentarze (15)

W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz