Specjalnie podoba mi się teza kół zbliżonych do oficjalnych, że sędzia Keys nie dorósł do swej historycznej misji, bo z powodu nieszczęśliwego inwalidztwa urodzenia się Amerykaninem nie rozumiał różnicy pomiędzy prawem polskim i amerykańskim, a zwłaszcza dlaczego to pierwsze musi być zawsze na wierzchu. To, że sędzia Keys miał orzec jedynie, czy materiał przedłożony mu przez amerykański Departament Stanu trzyma sie kupy w myśl amerykańskiego prawa, nikomu naturalnie w Polsce nie wadzi.
Mam propozycję dla wszystkich intelektualnych Pigmejów ze spiskowego bagna, ktorym się teraz zebrało na bormotanie: przestańcie bormotać i kombinować z wyplataniem sideł, spróbujcie zamiast tego merytorycznie podważyć analizę sędziego Keysa, który jasno, prosto i publicznie wyłożył, czym się kierował.
Daj Boże, żeby cały polski Trybunał Konstytucyjny w pełnym skladzie miał połowę umiejętności tego jednego chicagowskiego sędziego w pisaniu sensownych i czytelnych orzeczeń. Język obcy nie jest tu żadną wymówką, angielszczyzna sędziego jest celowo prosta, na poziomie absolwenta dobrego polskiego gimnazjum - niewątpliwie w wyniku praktycznego doświadczenia sędziego K., że jeśli cokolwiek można przekręcić, to prawnicy to znajdą i przekręcą, więc orzeczenie musi być czytelne dla każdego.
Materiał nadesłany Amerykanom z Polski albo się trzymał kupy, albo się nie trzymał kupy. Jeśli się nie trzymał kupy, to nie da się żadnymi układami, manewrami, sposobami, pod stołem ani nad stołem ukręcić bicza z piasku, kto by nie kręcił i do kogo by się w tej sprawie nie odwoływał. W każdym razie nie w Ameryce. W Polsce nie takie rzeczy kręci się na codzień.
W Temacie Maci - wtemaciemaci.salon24.pl: "Nikt się dotąd nie odważył rzeczowo polemizować z uzasadnieniem decyzji sędziego Keysa,"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz