Wielki Brat ma dla nas niezmierzoną w swej łaskawości propozycję, a jak nie będziemy za bardzo w sprawie jego oferty rezonować, to dodadzą każdemu Polakowi jeszcze po szklance wódki i kiszonym ogórku.
W zeszły czwartek Jego Wysokobłagorodije gospodin ambasador Federacji Rosyjskiej w Warszawie Aleksandr Aleksiejew powiedział, że Rosja się zastanowi, czy nie dałoby się zrehabilitować oficerów polskich rozstrzelanych przez NKWD wiosną 1940 roku. Znaczy, Rosja jest prawie gotowa przekazać swemu młodszemu bratu znak przymierza, pokoju i przyjaźni, bo być może ewentualnie uzna po 70 latach, że jednak wymordowała tych Polaków niesłusznie. 
Uniżenie podejmując Jego Wysokobłagorodije gospodina ambasadora pod kolana w podzięce za wspaniałomyślność jego wielkiej Ojczyzny, pragnę jednak zauważyć, że rehabilitacja jako koncept prawny dotyczy wyłącznie osób niesłusznie skazanych. Polskich jeńcow wymordowano natomiast w trybie administracyjnym, na podstawie decyzji politycznej Politbiura kompartii ZSRR. Bez żadnych burżujskich wydumek, takich jak przedstawianie zarzutów, przewód sądowy, deliberacje oskarżenia i obrony, lub formalne skazanie na karę śmierci na jakiejś konkretnej podstawie prawnej.

Towarzysz Ławrentij Pawłowicz Beria, ludowy komisarz spraw wewnętrznych, wyznaczył wprawdzie trzech oficerów, towarzyszy Mierkułowa, Kobułowa i Basztakowa do dokonania przeglądu akt 25700 Polaków przebywających w sowieckich więzieniach i obozach, ale nie w celu orzekania o winie, bo tej w oczywisty sposób nie było, tylko po to, by nikt z nich nie uniknął przeznaczonego mu losu. Dyrektywa jest tak jasna, że trudno bardziej: "rozpatrzenie spraw przeprowadzić bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia".

W związku z czym, Jego Wysokobłagorodije gospodin ambasador Federacji Rosyjskiej w Warszawie może przysłowiowo wsadzić sobie w buty, naturalnie z cholewami, rehabilitację zdefiniowaną przez jego Ojczyznę jako niechętne i z ociąganiem wyrzeczenie się stanowiska twardo utrzymywanego przez 70 lat – że polskie ofiary Katynia i innych miejsc kaźni na nieludzkiej ziemi Sowietów dostały to, co im się słusznie według ówczesnie obowiązującego sowieckiegodura lex sed lex należało.

Na nic nam niechętne wykrztuszenie przez zaciśnięte zęby Rosjan, że z powodu niewytłumaczalnego i nieznanego nauce radzieckiej fenomenu natury, tajemniczego jak wszystkie przyczyny katastrof żywiołowych, w 1940 roku wydarzyła się samoczynnie i samorzutnie bolszaja oszybka, za którą wszakże ani b. ZSRR, ani jego spadkobierca prawny, Federacja Rosyjska, ani żadna inna osoba fizyczna lub prawna, nie odpowiada i nigdy nie odpowiadała.

O ile Jego Wysokobłagorodije gospodin ambasador Federacji Rosyjskiej poczuwa się do poprawy ogólnej atmosfery stosunków polsko-rosyjskich, w co osobiście wątpię, mając na uwadze całokształt tych stosunków od 1940 r. do chwili obecnej, to niezłym początkiem byłoby uznanie zbrodni katyńskiej za akt umyślnego ludobójstwa, popełniony przez członków Politbiura CK WKP(b) podpisanych pod, nad lub w poprzek decyzji z 5 marca 1940 roku, czyli tow. tow. Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa, Mikojana, Kaganowicza i Kalinina. 

Oraz natychmiastowe formalne wycofanie przez Federację Rosyjską haniebnego pisma procesowego skierowanego do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu, w myśl którego żadnym organom państwa rosyjskiego nic nie wiadomo o tym, co się właściwie stało z polskimi jeńcami, i skąd się wzięli w płytkich grobach, z ranami postrzałowymi potylicy.

Oczywiście, niezależnie od tych kroków dyplomatycznych i politycznych, Federacja Rosyjska winna niezwłocznie wypłacić spadkobiercom ofiar stosowne zadośćuczynienie. Nie należy przy tym mylić zadośćuczynienia z odszkodowaniem. Odszkodowanie, jak sama nazwa wskazuje, to wyrównanie wyrządzonej rzeczywistej szkody, dającej się wycenić w pieniądzach. Natomiast zadośćuczynienie to arbitralnie określone wynagrodzenie za wyrządzoną niewymierną ekonomicznie krzywdę lub naruszenie dóbr osobistych. W tym wypadku, za pogwałcenie prawa do życia.

Co do właściwej wysokości zadośćuczynienia za pozbawienie prawa do życia istnieje niedawny precedens. W 2003 roku, rząd Libii wypłacił rodzinom łączną sumę 2,16 miliarda dolarów (2160 milionów dolarów), po 8 milionów dolarów za każdego zabitego, tytułem zadośćuczynienia za śmierć ofiar zamachu na samolot linii lotniczej Pan Am nad Lockerbie w grudniu 1988 roku.

Ekonomicznie rzecz biorąc, Federacja Rosyjska nie powinna mieć problemów z wypłatą równoważnego zadośćuczynienia spadkobiercom polskich ofiar Katynia i innych miejsc miejsc sowieckiej kaźni. Liczba 25700 ofiar wymieniona w decyzji Politbiura CK WKP(b) z dn. 5 marca 1940 pomożona przez 8 milionów dolarów daje 205,6 miliarda dolarów (205600 milionów dolarów). To zaledwie około 54% rynkowej wartości Gazpromu (ca. 380 mld dol.). 

Nie musi być w gotówce. Możemy ewentualnie przyjąć zamiast gotówki większościowy udział kontrolny w Gazpromie, w interesie bezpieczeństwa energetycznego Europy, ale należy się dobrze zastanowić, bo gazu FR ma coraz mniej, więc może jednak lepiej 
cash on the nail, czyli gotówka na (duży) stół, może być okrągły.  W pakiecie rozliczenia możemy także opcjonalnie przyjąć działkę pogrzebową dla gen. Wojciecha Jaruzelskiego pod murem kremlowskim.

A jeśli miałoby się to stać precedensem do domagania się odszkodowań od państwa rosyjskiego przez spadkobierców milionów innych ofiar ZSRR – tym lepiej.