http://wtemaciemaci.salon24.pl/439702,songe-d-automne-czyli-nostalgia-emigranta
Disclaimer:
Wszystkie osoby, instytucje i sytuacje przedstawione poniżej są fikcyjne, a podobieństwa do rzeczywistości całkowicie przypadkowe, ponieważ po dwudziestu trzech latach transformacji ustrojowej takie rzeczy w Polsce zdarzać się nie mogą, więc się nie zdarzają.
Rycho potrzebuje dostać zamówienie. Rycho idzie pogadać z Michem, który zna kogoś w ministerstwie, kto może pomóc Rychowi. Kontakt Micha to Zbycho, który dostał się do ministerstwa jako stary kumpel Zdzicha, dyrektora departamentu. Zbycho ze Zdzichem znają się jeszcze ze studiów, kiedy obaj byli działaczami ZSMP i kontaktami operacyjnymi bezpieki, mieszkali w tym samym akademiku, razem pili czerwone wino Egri Bikaver, dmuchali panienki z tej samej grupy dziekańskiej, poprawiali sobie nawzajem interpunkcję w pracach semestralnych z ekonomii politycznej socjalizmu i ortografię w donosach, oraz mieli tego samego oficera prowadzącego.
Rycho zanosi trochę gotówki do Micha. Micho, po odliczeniu swojej działki, zanosi gotówkę do Zbycha, który po odliczeniu swojej działki zanosi resztę do Zdzicha. Zdzicho telefonuje do Rycha i umawia go z wiceministrem, synem oficera, który swego czasu prowadził Zdzicha i Zbycha. Wiceminister w krótkich żołnierskich słowach wyznacza właściwą łapówkę, która dwukrotnie przekracza rzeczywistą wartość zamówienia. Rycho z rozkoszą się zgadza, bo oferta, którą ma zamiar złożyć, przekracza rzeczywistą wartość zamówienia ponad czterokrotnie,
Rycho załatwia przelew na konto na Wyspach Dziewiczych, składa ofertę i trzy dni potem dostaje zamówienie bez przetargu. Rycho, Micho, Zbycho i Zdzicho opijają interes na dyskretnej kolacji w zaprzyjaźnionej knajpie, którą ma niedaleko od ministerstwa siostrzenica wiceministra. W toalecie, przy pisuarach, Rycho dyskretnie pyta Zdzicha, czy Zdzicho nie zna kogoś, kto chciałby kupić podwykonawstwo przy tym projekcie. Zdzicho mówi, że on sam co prawda nie zna, ale może jego teść, emerytowany podpułkownik SB, coś wymyśli. Teść najlepiej myśli na plaży w klimacie tropikalnym, bo ma reumatyzm. Rycho mówi, że nie ma sprawy, bo szwagier Rycha ma biuro podróży, więc teść ma plażę załatwioną gdzie zechce, do wyboru. Wobec takiego stanu rzeczy Zdzicho daje Rychowi numer telefonu do teścia, na daczę, bo teść w lecie rzadko bywa w mieście. Panowie myją ręce i wracają na salę, Zadowolony Rycho stawia markowego szampana.
Rycho wraca do domu lekko nawalony dobrym szampanem, w świetnym nastroju. Niestety, plany jakie przez całą drogę sobie snuł w samochodzie, by przyjemny i udany dzień zakończyć relaksującym numerkiem z żoną, przychodzi mu odłożyć, bo żona jest zajęta. Siedzi nad laptopem, choć już późno, i fuka, kiedy Rycho próbuje ją uszczypnąć. Rycho nie jest zadowolony, ale z ociąganiem przyznaje, że ona ma w tym swoją rację, bo jutro z samego rana musi oddać nadredaktorowi artykuł wzywający emigrantów do powrotu i korzystnego inwestowania w Polsce zarobionych za granicą pieniędzy. Prowizoryczny tytuł: “Bo najlepsze i najzdrowsze dla bocianów jest Mazowsze”.
Inspiracja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz