piątek, 23 lipca 2010

Entomologia polityczna - pluskwy a sprawa polska


Jak to oszołom, siedzę sobie z piwem przed komputerem i snuję luźne rozważania na temat dlaczego Rosjanie zaczynają właśnie przebąkiwać, że drugi rządowy Tupolew 154M, nr boczny 102, ten który stoi w remoncie zakładach w Samarze, a w każdym razie powinien tam stać, właściwie też by im się przydał, i najchętniej by go sobie wzięli na wieczne nieoddanie. Mieli ten remont tak jakoś mniej więcej teraz już kończyć, ale natrafili na nieprzewidziane trudności nieokreślonej natury, więc napierw potrzebują sześć tygodni ekstra, a potem samolot ma być przekazany do dyspozycji rosyjskiej prokuratury, bo jej się bardziej przyda, niż jakimś polskim wojskom lotniczym.

Jak to oszołom, zauważam, że nikt nie wspomina o żadnych pieniądzach, ani nie mówi, że Rosjanie mogliby od nas ten samolot odkupić, choć za sam remont Polska płaci około 10 milionów dolarów, a samolot, choć stary, też jest wart parę groszy. Po prostu otrzymamy prikaz, że ma być przekazany do dyspozycji rosyjskiej prokuratury. Czysto wysprzątany, świeżo umyty, z lodówką do napojów wyskokowych w kambuzie starannie uzupełnioną do pełnego asortymentu według standardów macierzystego pułku, plus skrzynka Stolicznej. Poniali? Jak za dawnych dobrych czasów PRL.

Jako oszołom z darem proroczym, przypominam sobie, że już ponad dwa lata temu pisalem o zadziwiających remontach Tupolewów '101' i '102' w Rosji, które przyszło przedsięwziąć, ponieważ świeżo zainstalowane telefony satelitarne zaczęły nagle z nieokreślonych powodów zakłócać elektronikę pokładową, czyli wykonały numer, który nikomu poza Polakami się na świecie nie zdarzył. 

A może zdarzył? 
W 2000 roku Chińska Republika Ludowa zakupiła za 120 milionów dolarów w zakladach Boeinga w Seattle samolot Boeing 767-332 ER, numer kadłuba 797, numer seryjny 30597, fabryczna rejestracja N179DZ. Chińczycy odkupili opcję na wyprodukowanie samolotu, należącą do Delta Airlines, dzięki czemu nie musieli długo czekać. Samolot miał pełnić rolę chińskiego Air Force One i wozić prezydenta Jiang Zhemina, z czym Chińczycy się specjalnie nie kryli. Przez cały okres produkcji samolotu w zakładach Boeinga stacjonowała ponad dwudziestoosobowa grupa robocza chińskiej bezpieki z zadaniem patrzenia na ręce amerykańskim robotnikom, na wszelki wypadek.

Samolot zbudowano, luksusowo wyposażono, pomalowano na oficjalne kolory, oblatano, zapłacono uzgodnioną cenę minus wcześniej wpłacona zaliczka, komisyjnie odebrano, i ku obustronemu zadowoleniu stron chińskiej i amerykańskiej B-767 odleciał do Chin via Hawaje dnia 11 sierpnia 2001 roku, już z prestiżową chińską rejestracją B‑4025, zarezerwowaną do użytku prezydenta Chin.
  
W Chinach, prezydencki Boeing został wcielony do składu specjalnej sekcji transportu VIP-ów w jednostce wojskowej  z przyczyn dyplomatycznych zwanej China United Airlines, ale obsługiwanej całkowicie przez Siły Powietrzne Ludowej Armii Wyzwoleńczej Chińskiej Republiki Ludowej. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zakłócenia. W lotach próbnych wystąpiły dziwne zakłócenia elektroniki nawigacyjnej, a od czasu do czasu także trzaski na odbiorze łączności radiowej bliskiego zasięgu.
Zamiast po prostu odesłać samolot do remontu do Ameryki, ponure chińskie oszołomy zbadały sprawę na miejscu. Po całkowitym zdemolowaniu kosztownego, nowiutkiego, luksusowego wnętrza, znaleziono ponad 20 (niektóre źródła podają 27) bardzo nowoczesnych urządzeń podsłuchowych, sterowanych sygnałami z satelitów. Zapewne nie chińskich. Pluskwy były wbudowane między innymi w wezgłowie łóżka w prezydenckiej sypialni na pokładzie samolotu, przy samej poduszce prezydenta.

Incydent wyciszono w imię dyplomacji i racji stanu. Ponieważ nie było gwarancji, że znaleziono wszystkie zainstalowane w nim pluskwy, samolot został wycofany z użytku VIP-ów i noga chińskiego prezydenta nigdy nie postała na jego pokładzie. Zmieniono wnętrze na standardowe fotele liniowego Boeinga, i przekazano samolot do komercjalnej linii lotniczej Air China, w której lata do dzisiaj z rejestracją B-2499.

Prezydencką rejestrację B-4025 otrzymał Boeing 737 wybrany z istniejących zasobów jednej z chińskich linii lotniczych i przystosowany dla użytku VIP-ów w zakładach remontowych chińskich wojsk lotniczych, z dala od Ameryki. Wojskowe China United Airlines zostały w 2005 roku przekształcone z jednostki wojskowej w komercjalną linię lotniczą, która zachowała jednak prawo lądowania bez uzyskiwania specjalnych zezwoleń na wszystkich lotniskach wojskowych Chin, więc robi gigantyczne pieniądze na lukratywnych charterach dla wojska.

Mam pytanko oszołoma: a co, jeżeli oba polskie Tu-154M Lux, 101 i 102, zostały opluskwione przez Rosjan tak samo jak Boeing 767 prezydenta Jian Zheminga przze Amerykanów – już na etapie produkcji? 
Były wyprodukowane w 1990 roku, na specjalne zamówienie Polskich Sił Powietrznych, a ich specyfikacja nie pozostawiala żadnych wątpliwości, że będą wozić najważniejsze osoby w państwie. Samolot pasażerski zawiera od 100 do ponad 200 kilometrów przewodów elektrycznych, 2-5 kilometrów metalowych i plastikowych duktów kablowych, do środka których nie można się dostać, dużą liczbę metalowych profili zamkniętych, do których można zajrzeć podczas produkcji samolotu, ale potem już nie, skomplikowaną elektronikę i hydraulikę.

Nie znam się na podsłuchowych pluskwach, ale wydaje mi się, że bez całkowitej rozbiórki maszyny, samolot pasażerski jest zasadniczo niemożliwy do w pełni wiarygodnego przeszukania na okoliczność obecności podsłuchu, jeżeli sieć podsłuchową wbudowano podczas produkcji samolotu. Lub w trakcie dużego remontu.

O ile pluskwy w Tupolewach byłyby włączane i wyłączane zdalnie, tylko wtedy gdy samoloty znajdowały się w powietrzu, mogły zawieść klasyczne metody 'zamiataczy' wykrywających podsłuchy, czyli sprawdzanie analizatorem widma elektromagnetycznego, czy coś się z kabiny transmituje.

Podsłuch nie musiałby być w czasie realnym. Wystarczało od czasu do czasu zdalnie opróżniać z plików bloki pamięci sieci podsłuchowej na pokładzie, za pomocą szybkiej transmisji danych przez uruchomioną na 30 sekund bezprzewodową VPN, kiedy ciemny i pusty samolot stał głuchą nocą na płycie lotniska, paręset metrów od warszawskiej ulicy Żwirki i Wigury, którą akurat przypadkowo przejeżdżał też ciemny, ale bynajmniej nie pusty, samochód na dyplomatycznych numerach. W miarę postępów technologii, można było pluskwy sukcesywnie wymieniać na nowsze, lepsze i czulsze przy kolejnych remontach w Rosji.

Być może dlatego nie dostaniemy już nigdy z powrotem Tupolewa '102', bo teraz, gdy nie będzie już woził polskich VIP-ów (ponieważ nie będzie VIP-ów, którzy by się odważyli nim latać), moglibyśmy ten samolot oddać na złom. W Polsce. A przy okazji zbadać samolot, też w Polsce, aż do stadium kompletnej rozbiórki. No i co by się porobiło, gdyby się okazało, że każde słowo, wypowiedziane w ciągu ostatnich 20 lat na pokładzie samolotów, którymi latało trzech prezydentów RP, papież, głowy państw zaprzyjaźnionych, generalicja NATO, i wiele innych ciekawych osób, zostało zarchiwizowane w Moskwie?

Na koniec, moja czarująca czytelniczka czarująco pyta:
@Stary Wiarus
No ale chyba polskie służby przeczesały Tutkę '101' pod kątem wszelakich pluskiew...?
2010-07-22 23:52
Gemma 9 490 zablokuj
Na babski rozum

Kochanie, jakie polskie służby miałyby przez 20 lat czesać te rosyjskie pluskwy? WSI? Odzyskana SKW? Trwałą ondulację im robić i włosy farbować na modne kolory, to jeszcze, ale wyczesywać  i niszczyć? Przypuszczam że wątpię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz