poniedziałek, 3 maja 2010

Życzenia pana Romana naszym rozkazem



Jak można przeczytać we wczorajszym liście otwartym pana Romana Polańskiego umieszczonym na blogu francuskiego filozofa Bernarda Henri-Levy oraz w głęboko intelektualnym portalu La Règle du Jeu (Reguła Gry) 


http://laregledujeu.org/  


pan Roman wysunął pod adresem rządu Szwajcarii pewne żądania, i to w co najmniej czterech językach:

po angielsku

po francusku

po niemiecku

po włosku

Ponieważ o wersji polskiej pan Roman, zapewne z powodu nawału zajęć, nie pomyślał, to pomyślałem sobie, że jako mój skromny wkład w budowę pomnika pana Romana przybliżę czytelnikowi polskiemu treść tego głęboko poruszającego duszę listu.

Otóż, po oddaleniu przez sądy amerykańskie dotychczasowych odwołań pana Romana, i podtrzymaniu ich stanowczego żądania, żeby albo stawił się dobrowolnie w sądzie w Los Angeles, albo uległ ekstradycji do USA i został do tego sądu doprowadzony, pan Roman domaga się kategorycznie, by traktowano go jak każdego innego:

"I ask only to be treated fairly like anyone else"

"je demande seulement d’être traité comme tout le monde"

"Ich möchte nur wie alle anderen behandelt werden"

"Chiedo soltanto di essere trattato equamente, come qualsiasi cittadino"

Traktowanie jak każdego innego ma polegać na tym, że wszyscy mają wreszcie dać panu Romanowi święty spokój w sprawie zgwałcenia nieletniej w 1977 roku, do którego się przyznał, i przestać ciągać go po sądach za to, że postawiony przez perspektywą ukarania za popełnione przestępstwo, zbiegł z USA przed ogłoszeniem wyroku


W szczegółowym uzasadnieniu, pan Roman podaje, że uciekł nie dlatego, że zgwałcił, tylko dlatego, że miał rację, natomiast sąd nie miał racji.
Sąd, gorączkowo tłumaczy pan Roman, nie miał racji, ponieważ sędzia, który pierwotnie miał zamiar puścić pana Romana wolno, rozmyślił się, i zacząl się poważnie zastanawiać, czy nie należałoby go raczej zamknąć. 


Sędzia miał do tego wszelkie prawo w świetle prawa stanu Kalifornia. W postępowaniu przed tamtejszymi sądami, sprawa nie kończy się z chwilą zawarcia ugody obrony z oskarżeniem, tylko na wyroku, który tą ugodę albo zatwierdza, albo nie zatwierdza. Wydający wyrok sędzia może zawartą ugodę wziąć pod uwagę, ale nie musi, co skądinąd logiczne, bo gdyby sprawę miała rozsztrzygać ugoda prokuratury z obrońcami, to obecność w sądzie również i sędziego byłaby w ogóle całkiem zbędna.

W sprawie pana Romana, odpowiadającego z wolnej stopy, sąd odnotował przyznanie się oskarżonego do winy, ale wyroku wydać nie zdążył, ponieważ podsądny zbiegł za granicę, gdzie przebywał do czasu aresztowania 26 września 2009 roku na lotnisku w Zurichu.

Według pana Romana, sędzia Rittenband miał rację, kiedy chciał go puścić wolno, natomiast nie miał racji, kiedy zaczął się zastanawiać, nie kryjąc się zresztą z tym, czy nie byłoby jednak słuszniej pana Romana zamknąć w więzieniu. Zapewne już w samym takim zastanawianiu się musiala tkwić myślozbrodnia. Furda, że nie ma na świecie takiego sądu, w ktorym podstawą do wydania wyroku mogłyby być fantazje oskarżonego na temat co sędzia powinien myśleć.

Samego sędziego nie można niestety zapytać co sobie myślał, i dlaczego tak bezczelnie, ponieważ sędzia Laurence Rittenband zmarł w 1993 roku, w wieku 88 lat. Zresztą to i tak nieważne, pana Romana mają puścić, i basta! Podstawa? Podstawa jest taka, że pan Roman sobie tak życzy, a wielu jego kolegów, przyjaciół i znajomych podziela jego pogląd w tej sprawie.

Że co, że żądanie pana Romana jest wewnętrznie sprzeczne, bo każdego innego traktuje się w tych okolicznościach zgoła inaczej, mianowicie wsadza się go na wiele lat do więzienia za przestępstwo seksualne popełnione na 13-letnim dziecku, dokładając jeszcze rok albo dwa za ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości? Nic nie szkodzi. Pan Roman ewidentnie uważa, że ma specjalne prawa, i w jego wypadku "traktować jak każdego innego" znaczy "nie traktować jak każdego innego".

Pan Roman wysuwa jeszcze jeden poważny argument. Otóż był zmuszony pożyczyć większą sumę pieniędzy pod zastaw swojego ulubionego apartamentu w Paryżu, by zgromadzić środki umożliwiające zwolnienie za kaucją z aresztu w Zurichu. Od tej pory – już siedem miesięcy! – pan Roman zmuszony jest tolerować zakwaterowanie w swojej własnej luksusowej willi w Gstaad, najdroższym i najekskluzywniejszym kurorcie narciarskim Szwajcarii. To doprawdy nieludzkie.



Aha, byłbym zapomniał. Czytelnicy krajowi potrzebują dokonać rewizji tyleż popularnego co i błędnego przekonania, że pan Roman jest Polakiem. Nie wymyślilem sobie tego. Po prostu sam pan Roman tego przekonania nie podziela, i do bycia Polakiem się nie poczuwa. Swój płomienny elaborat kończy dramatycznym apelem:

"Voilà ce que j’avais à vous dire en restant dans l’espoir que la Suisse reconnaîtra qu’il n’y a pas lieu à extradition et que je pourrai retrouver la paix et ma famille en toute liberté dans mon pays."

"Such are the facts I wished to put before you in the hope that Switzerland will recognize that there are no grounds for extradition, and that I shall be able to find peace, be reunited with my family, and live in freedom in my native land.

"Das ist es, was ich Ihnen sagen wollte. Ich hoffe, die Schweiz wird einsehen, dass es keinen Grund für eine Auslieferung gibt, so dass ich in Frieden und als freier Mann in mein Land und zu meiner Familie zurückkehren kann."

"Ecco i fatti che desideravo farvi conoscere, nella speranza che la Svizzera riconoscerà che questa domanda di estradizione non si basa su alcuna giustificazione legale, e che potrò così ritrovare la pace, riunirmi alla mia famiglia, e vivere libero nel paese dove sono nato."

"Takie są fakty, jakie chciałem wam podać, w nadziei iż Szwajcaria uzna, że brak jest podstaw do ekstradycji, a ja będę mógł odnależć spokój, powrócić na łono rodziny i żyć wolny w moim rodzinnym kraju"



Przy czym, żebyśmy mieli jasność: - kraj rodzinny, za którym tak tęskni pan Roman, to Francja. Polska to jest tylko kraj, ktory zapłacił za studia w szkole filmowej.

2 komentarze:

  1. A gdyby tak naprawdę mieszkał w swoim
    native land ( w rozumieniu kraj jego narodu), nikt by nawet nie pomyślał, że mógłby być komuś tam wydany, nawet gdyby zamordował wiele osób.
    Nb. to nie wredni , zawiedzeni Polacy nazwali Waszyngton "terytorium okupowanym przez Izrael".

    OdpowiedzUsuń