czwartek, 12 czerwca 2008

Warzechaland: Jesteśmy od Ikara mędrsi o tysiące lat




Lotnik - skrzydlaty władca świata bez granic /Ze śmierci drwi, w twarz się życiu głośno śmieje / Drogę do nieba skraca, przestrzeń ma za nic / Smutek mu z czoła pęd zwieje. Marsz Lotników

Taki status piłce nożnej może przysługiwać w kraju trzeciego świata, kraju biednym i chorym pod każdym innym względem. Polska takim krajem szczęśliwie nie jest i żadnych kompleksów leczyć nie musi. Łukasz Warzecha

Osobom znającym angielski lepiej niż piloci LOT, oraz nieskłonnym do epatowania się brytyjską prasą brukową czytaną przez niezrównany wybiorczy filtr Gazety Wyborczej, polecam beznamiętny raport wydziału badania wypadków lotniczych ministerstwa transportu Wielkiej Brytanii (Air Accident Investigations Branch) pod suchym tytułem

AAIB Bulletin 6/2008, SP-LKA EW/C2007/06/02

AAIB Bulletin 6/2008, SP-LKA EW/C2007/06/02

na temat wyczynów 55-letniego kapitana samolotu SP-LKA, LOT-owskiego Boeinga 737-500, w rejsie LO 282 LHR-WAW, nad Londynem, dnia 4 czerwca 2007 roku.

Posadzenie za sterami LOT-owskiego Boeinga wiozącego 89 pasażerów z Londynu do Warszawy pilota nie znającego porządnie angielskiego, światowego jezyka lotnictwa, to jest zaiste osiągnięcie.

Zaczęło się od tego, że drugi pilot lotu LO 282 wprowadzając do systemu nawigacji inercjalnej Boeinga wyjściową pozycję lotniska Heathrow, pomylił wschód z zachodem. Komputer, zorientowawszy się, że załoga mu wmawia, że samolot znajduje się w polu, o cztery mile od lotniska, pokazał ostrzeżenie VERIFY POSITION, które piloci zlekceważyli. Przy okazji pozostawiając przełączniki systemu w niewłaściwej pozycji, co miało taki sam skutek jak jego wyłączenie.

I wystartowali. Wystartowali, by 40 sekund po starcie po starcie wejść w chmurę, i skonstatować, że elektroniczne przyrządy pilotażowe i nawigacyjne nie działają. Nawigacja na przyrządach zapasowych przekroczyla kompetencje załogi, no i zgubili się nad Londynem, w jednej z najbardziej zatłoczonych przestrzeni powietrznych świata, gdzie wkrótce doszło do takiego dialogu:

- LOT TWO EIGHT TWO I SEE YOU HAVE NAVIGATION PROBLEMS. DO YOU HAVE ANY OTHER PROBLEMS FLYING YOUR AIRCRAFT?

- ER, ONLY THE NAVIGATION.


Kapitan po części nie rozumiał, co do niego mówi kontrola ruchu powietrznego. Kontrola po części nie rozumiała, co do niej mówi kapitan, a nie była w stanie na poczekaniu nauczyć się polskiego. Przyszło ostrzegać inny samolot dla uniknięcia kolizji nad miastem. Po 27 minutach grozy, udało się w końcu zawrócić SP-LKA – lecący cały czas na awaryjnych przyrządach, w chmurze, bez widoczności, z powrotem na Heathrow.

Po lądowaniu, załodze starczyło przytomości umysłu, by dopilnować skasowania nagrania Cockpit Voice Recorder, dzięki czemu nie zachował się zapis zachowania pilotów podczas kryzysu.

"The aircraft was fitted with a 25‐hour Universal Flight

Data Recorder (UFDR) and a 30-minute Cockpit Voice

Recorder (CVR). Both recorders were removed from

the aircraft and successfully downloaded at the AAIB.

The CVR circuit breaker was not pulled immediately

after the aircraft parked and consequently the CVR

recording contained only post-landing cockpit sounds

and crew speech. This had overwritten recordings from

the incident flight."

Najpiękniejsze jest zakończenie raportu: Pod wpływem tego i innych incydentów wywołanych przez nie znających angielskiego pilotów, miedzynarodowa organizacja lotnictwa cywilnego ICAO zarządziła w marcu 2008 roku, jaki ma być minimalny poziom znajomości języka angielskiego dla pilotów samolotów pasażerskich. Trzy miesiące później, ICAO nadal z zapartym tchem oczekuje na odpowiedż Polski, kiedy piloci LOT spełnią te wymagania. Albośmy to jacy tacy.

Rozumiem, że pan redaktor Warzecha dalej obstaje przy swoim zdaniu, że Polska to jest taki zwyczajny kraj Pierwszego Świata, zdrowy, zamożny i bez kompleksów, który niczego od nikogo uczyć się nie potrzebuje. Zwłaszcza języków. Nie będzie Anglik pluł nam w twarz.

A jeśli z nas ktoś legnie wśród szaleńczych jazd / Czerwieńszy będzie kwadrat - nasz lotniczy znak / 
Znów pełny gaz - bo cóż, że spadła któraś z gwiazd
/ Gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak.

3 komentarze:

  1. Matko swieta, z zasady nie latam LOT'em, ale jak widac to nie wystarczy zeby uniknac bliskiego spotkania 3-go stopnia.
    Wrocilam z Polski tydzien temu, krajobraz wyglada jak jeden duzy szpital wariatow, ONI NAPRAWDE WIERZA W TO CO MOWIA I PISZA SRODKI MASOWEGO RAZENIA !!
    To jest Matrix po polsku w realu !!

    Z kazdym rokiem zauwazam, ze ubywa ludzi uzywajacych wlasnego rozumu (wyemigrowali, reszta musiala sie dostosowac zeby przezyc, urodzeni niedawno wychowali sie w tej nie-rzeczywistosci), przybywa wariatow: w zyciu publicznym, w polityce, na ulicy.

    Jak dobrze ze ja ogladam to tylko w TV, i w wakacje jako ciekawostke -- jesli mam ochote !!

    alaskanka
    --

    OdpowiedzUsuń
  2. "Pod wpływem tego i innych incydentów wywołanych przez nie znających angielskiego pilotów, miedzynarodowa organizacja lotnictwa cywilnego ICAO zarządziła w marcu 2008 roku, jaki ma być minimalny poziom znajomości języka angielskiego dla pilotów samolotów pasażerskich." - nieprawda, poniewaz pare linijek wyzej "In 2003, ICAO set a deadline of March 2008 for
    proficiency in Level 4".

    W dodatku "For those States not able to comply by March 2008, full
    implementation is due to be completed by March 2011 ." - nie jestesmy jedynym krajem, ktory wynegocjowal okres przejsciowy.

    Niemniej ten okres przejsciowy swiadczy o naszych pilotach (ich angielskim) jak najgorzej :(

    Dodatkowego smaczku dodaje fakt, ze ,jak zrozumialem z raportu, przy tak uwalonej nawigacji jak udalo sie naszym dzielnym bohaterom nie dziala rowniez TCAS - system zapobiegania kolizjom, co moglo na tak ruchliwym londynskim niebie miec tragiczny final.

    OdpowiedzUsuń