Rząd Tuska chce wyjaśnień od Amerykanów
Rząd Tuska chce wyjaśnień od Amerykanów
Piotr Gillert 03-12-2007, ostatnia aktualizacja 03-12-2007 03:07
Nowy rząd nie pali się do rozmów z Waszyngtonem. Jak się dowiaduje „Rz”, Warszawa ma wątpliwości, czy Amerykanie mówią całą prawdę o tarczy.
(…)nowy rząd chce najpierw skonsultować sprawę bazy z NATO, Czechami, Niemcami, a także Rosją, a dopiero potem zasiąść ponownie do stołu z Amerykanami.
– W tak ważnej sprawie nie możemy się spieszyć. Zresztą mamy dużo czasu, choćby i do wyboru następnego prezydenta USA – twierdzą polskie źródła dyplomatyczne.
(…)
Jedną z przyczyn jest opublikowany niedawno raport dwóch naukowców z prestiżowych amerykańskich uczelni, którzy dowodzą, że rakiety przechwytujące (czyli interceptory) z bazy w Polsce byłyby zdolne zniszczyć rosyjskie rakiety międzykontynentalne wystrzelone w stronę Ameryki.
==============
Tjaaa… Znaczy, byłyby zdolne zniszczyć wszystkie dziesięć rosyjskich rakiet międzykontynentalnych, bo tyle ma być w Polsce amerykańskich rakiet przechwytujących pociski balistyczne…
Te 'polskie źródła dyplomatyczne' co to mają tyle czasu, to one są tylko z MGIMO, czy jeszcze z jakiś innych szkół myślenia?
No, a o tym, że imperialiści kłamią zawsze, ludzie radzieccy nie klamią nigdy, a radzieckie rakiety są wyłącznie 'miroljubiwe', czyli kochające pokój, to wie przecie każdy, kto się kiedykolwiek musiał w PRL nauczyć na akademię pierwszomajową wiersza "Robotnik nasz mówi o imperialistach".
W każdym normalnym kraju premier miałby w swojej kancelarii fachowców, którzy wiedzieliby skąd wezwać wiarygodnych ekspertów, którzy byliby w stanie objaśnić w sposób zrozumiały nawet dla premiera, że ten raport jest dzieckiem lekko nawiedzonego profesora prestiżowej uczelni Massachusets Institute of Technology, który dziesięć lat temu powziął pogląd - bez dostępu do tajnych danych i na podstawie opinii jednego niezadowolonego inżyniera z firmy zbrojeniowej TRW - że podczas testu rakiety przechwytującej w 1997 roku firma TRW sfałszowała dane z tego testu, w celu sformułowania przesadnie optymistycznej prognozy o potencjalnej skuteczności takich rakiet.
Od tego czasu posłannictwem życia profesora stało się udowadnianie, że w sprawie obrony przeciwrakietowej wszyscy kłamią, a on jeden ma rację, za co ogromnie ukochał go wszelkiego rodzaju anty-establishment amerykański.
W kontekście polskim, takie indywidualne krucjaty znakomicie się wpisują w lęki i fobie polskiej szkoły politycznej, chorej z podejrzliwości wobec wszystkiego i wszystkich, karmionej teoriami spiskowymi, i wierzącej w cuda płynące z ręki nadzwyczajnie obdarzonych mistyków, którzy wszystko wiedzą lepiej i poprowadziliby ludzkość najkrótszą drogą do zbawienia, tylko im spisek nie daje.
Nikomu się nie chciało sprawdzić, że powoływany amerykański autorytet jest najukochańszym dzieckiem amerykańskiego lewactwa między innymi za to, że od 2000 roku usiłuje wylansować tezę, że Stany Zjednoczone o niczym innym nie marzą, jak tylko o tym, by znienacka zaatakować Rosję. Do tego wniosku czcigodny profesor dochodzi na podstawie podejrzenia, że perfidni Amerykanie zbierają dane radarowe o najnowszych rosyjskich rakietach balistycznych, zamiast zrobić tak, jak powinni, to jest zostawić Rosjan w spokoju, by mogli bez przeszkód dyskretnie unowocześniać swój arsenał. I tak dalej, i tak dalej.
Mnie tam za jedno. Mieszkam daleko, w kraju, którego Rosja, przynajmniej na razie, nie chce przyłączyć do swojej strefy wpływów, na kontynencie znajdujacym się na szarym końcu wszystkich list celów strategicznych, w stabilnej, ponad stuletniej demokracji, która tego rodzaju nawiedzonych wita salwą śmiechu.
Ale w Polsce, dawanie ślepej wiary takim autorytetom ma akurat tyle samo sensu co ogłoszenie Leppera światowym autorytetem od rolnictwa, Giertycha od edukacji, a Wałęsy od analizy geostrategicznej.
Komentując w lutym tego roku amerykański raport wywiadowni gospodarczej (i nie tylko) Stratfor na temat raportu Macierewicza napisałem:
(…) sytuacji "a ja sobie stoję w kole i wybieram kogo wolę" dla Polski nie ma i nigdy nie było, a wybór się robi coraz węższy. W tej chwili jest taki, że Polska może zostać albo amerykańskim proxy w Unii i antyrosyjską linią frontu, albo wypiąć się na USA i zostać obszarem walk partyzanckich pomiędzy Rosją a Unią o zwrócenie Polski (a potem reszty dawnego Układu Warszawskiego) do rosyjskiej strefy wpływów. Jak się Rosji uda przy pomocy agentury wpływu wywołać w Polsce gniew ludu udaremniający opcję frontową, to może się zdarzyć, że potem nikt już Polski nie będzie pytał o zdanie, jak sobie wyobraża Europę Środkową.
Na wymarzonym przez krajowe sfery postępowe stanowisku pachnącego dobrą wodą kolońską, zamożnego i eleganckiego europejskiego brokera miedzy Unią a Rosją, ciagnącego korzyści od obu stron - po prostu nie ma wakatu. Ani Niemcy nie zrezygnowały z tej posady, ani nie mają takiego zamiaru, ani nikt w Europie takiej roli Polsce nie powierzy. W tej sytuacji, można albo się zdefiniować jako antyrosyjska linia frontu, albo czekać, aż Rosja znajdzie sposób na odłupanie Polski od Unii i rekonstrukcję swojej koncepcji "bliskiej zagranicy".
A słowo stało się ciałem. Rząd poczeka.
Cóż, PT Rodacy z Kraju, jeżeli wolicie być obywatelami 'bliskiej zagranicy' zaslaniającej własna piersią Rossiję-matuszkę przed amerykańskimi imperialistami, a w nagrodę trzymającej kontrakt na dostawę kiełbasy do bufetu na stacji Chandra Unyńska, to wasza sprawa.
Tylko nie lamentować mi wtedy, że źli Amerykanie nie chcą znosić wiz, przez co nie dają wam pracować w USA na czarno. Trochę konsekwencji. A wiersza zacznijcie się uczyć na nowo już dzisiaj, bo i akademie też wrócą.
Robotnik nasz mówi o imperialistach
Nienawidzą naszego węgla.
Nienawidzą naszych cegieł i przędzy.
Nienawidzą tego, co już jest.
Nienawidzą wszystkiego, co będzie.
Naszych okien i kwiatów w oknach.
Naszych lasów i ciszy leśnej.
Nawet wiosny, bo to nasza wiosna.
Nawet szkoły z wesołymi dziećmi.
Rozpruli atom jak pancerna kasę,
lecz nic prócz strachu nie znaleźli w kasie.
O, gdyby mogli, gdyby mogli tym strachem
uderzyć w domy i fabryki nasze.
W nasze okna i kwiaty w oknach.
W nasze lasy i ciszę leśną.
Nawet w wiosnę, bo to nasza wiosna.
Nawet w szkoły z wesołymi dziećmi.
O, gdyby mogli - gdyby mogli... Wiemy.
Więc oczy mamy przenikliwe.
Więc serca mamy niełamliwe.
Więc czoła mamy nieustraszone.
Więc ręce mamy niezwyciężone
Wisława Szymborska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz