wtorek, 26 lutego 2013

Przeczytajmy to jeszcze raz



Przeczytajmy to jeszcze raz. Czy ma pani nam coś do powiedzenia w niemal trzy lata później, pani Anno, czy też podtrzymuje pani to, co pisała 48 godzin po katastrofie?
Nowa Tragedia w Upiornym Lesie
By Anne Applebaum
Posted Monday, April 12, 2010, at 12:03 PM ET
Lecz tym razem nikt nie podejrzewa spisku mającego na celu zabicie polskiej elity.

W sobotę, polski prezydent, prezes banku narodowego, szef sztabu generalnego i wielu innych przywodców cywilnych i wojskowych, wsród których znajdowało się kilku moch przyjaciół i koledzy mojego męża, zginęli w tragicznej katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Niedaleko tego miejsca, z rozkazu Stalina zamordowano 70 lat temu 20 000 polskich oficerów. Tym razem jednak nikt nie podejrzewa spisku.

Oczywiście, kilka marginesowych witryn internetowych może spisek podejrzewać, jakiś polityk może takie podejrzenia wyrazić. Ale rządy Polski i Rosji oraz ogromna większość Rosjan i Polaków uważają,że zawiniły błąd pilota i mgła. Co więcej, dyskusja na temat tych potencjalnych przyczyn katastrofy jest szczera i otwarta. Polski premier Donald Tusk udał się natychmiast na miejsce katastrofy, wraz ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, Władimirem Putinem. Polscy technicy kryminalistyki byli na miejscu w ciągu kilku godzin. Rząd Rosji oferuje pomoc i zwalnia z obowiązku wizowego wszystkich członków rodzin ofiar, którzy pragną udać sie do Rosji. Wszędzie są kamery telewizyjne. Urzędnicy na rosyjskim lotnisku występują publicznie, odpowiadają na pytania, rozmawiają z dziennikarzami.

Dla zachodniego czytelnika nie ma w tym nic niezwykłego. Wszyscy spodziewają się,że takie rzeczy będą miały miejsce po wypadkach lotniczych. Ale w tej częściświata, zwlaszcza w tym upiornym lesie, otwarta dyskusja o tragedii stanowi rewolucyjną zmianę. (…)

czwartek, 21 lutego 2013

Struś emu i kangur, a sprawa polska











Niezależna.pl opisała ciekawe zjawisko.

niezalezna.pl/38683-ujawniamy-ze-stron-ministerstw-znikaja-narodowe-symbole

 Otóż ze stron sieciowych ministerstw znika godło państwowe, a pojawiają się kolorowe logotypy, które w większości wypadków wyglądają tak, jakby je zamówiono u projektantów opakowań do prezerwatyw.


Przypomniałem sobie natychmiast przez kontrast z tymi dziełami w kolorach mokrych kąpielówek, wykonanymi przez zasłużonych artystów ludowych Lemingstanu, że każda australijska instytucja państwowa ma taką samą, standardową identyfikację wizualną na swoich szyldach, stronach sieciowych, firmówkach, formularzach, wizytówkach urzędników i wszystkich publikacjach. Otóż wszędzie widnieje tam prominentnie godło państwowe i napis “Australian Government” standardową czcionką, a poniżej tą samą czcionką nazwa urzędu lub instytucji. Czarno na białym, albo biało na ciemnym tle, i nie inaczej. W ten sposób  każdy wie na pierwszy rzut oka, gdzie przyszedł, albo kto do niego pisze.

Zainteresowałem się, jak też się to reguluje, aby cały australijski biurokratyczny Kosmos był skutecznie ujednolicony wwizerunku graficznym i natychmiast rozpoznawalny jako taki.

Okazało się, że rząd federalny, zniesmaczony mnogością logotypów swoich  ministerstw, zarządził 10 lat temu, że należy zaprowadzić ogólnopaństwową identyfikację wizualną, czyli skromne a rozpoznawalne na pierwszy rzut oka ‘common Government branding’. Miejscowa Kancelaria Prezesa Rady Ministrow, czyli federalny Department of the Prime Minister and Cabinet co jakiś czas wydaje chudą broszurkę z obrazkami, która objaśnia, jakie przy tym obowiązują zasady. I już, cała regulacja.

Obecne  Australian Government Branding Guidelines pochodzą z 2009 roku. I nikt nie wydziwia, wszystkie urzędy się do nich stosują.

Ale między Australią a Polską zachodzi jedna zasadnicza różnica. Mianowicie taka, że żadne australijskie ministerstwo się swojego godła państwowego nie wstydzi.


środa, 20 lutego 2013

Minister biegły w necie


 http://niezalezna.pl/38646-internauci-sie-smieja-z-pr-owej-klapy-sikorskiego "Proszę o przysłanie pytań. Autorów najciekawszych pytań zaproszę na spotkanie."  - wezwał na swoim profilu na Twitterze minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski. Akcja pod hasłem "100000Zapraszam" ma być uczczeniem przez Sikorskiego zdobycia 10 tysięcy "obserwujących" na tym portalu społecznościowym. 

 Minister jest biegły w necie nie od dzisiaj:
http://hegemonet.blox.pl/2007/01/TECZKA-SIKORSKIEGO-DOSTEPNA-W-INTERNECIE.html
Szef MON Radosław Sikorski opublikował w Internecie zawartość kolejnej teczki służb PRL na swój temat. Założona w 1988 r. teczka oznaczona kryptonimem Bastard zawiera materiały Służby Bezpieczeństwa, która podejrzewała, że Sikorski może być brytyjskim szpiegiem.
(...)
Teczka "Bastard" widnieje na stronie internetowej Sikorskiego obok ujawnionych przez niego już kilka miesięcy temu materiałów z teczki "Szpaka" - taki pseudonim nadały Sikorskiemu Wojskowe Służby Informacyjne, które również rozpracowywały go przez kilka lat. Informacje o tym, że służby specjalne wojska inwigilowały obecnego szefa MON nie tylko podczas studiów na uniwersytecie oksfordzkim na początku lat 80., ale także w latach 90., a nawet gdy był wiceministrem obrony narodowej (1992 rok), w maju 2006 r. ujawnił tygodnik "The Economist".

W porządku.  Jak pytanie, to pytanie:Dlaczego nie wyleciał pan wtedy z Oxfordu?
PS. Ze spotkania rezygnuję, wystarczy odpowiedź.
Folio 112, teczka "Szpaka" www.radeksikorski.pl (2006) Public domain.
Folio 112, teczka "Szpaka" www.radeksikorski.pl (2006). Public domain. 


poniedziałek, 18 lutego 2013

Można, ale po co?



 



Dostałem w prezencie książkę jak wyżej.
 
Ponieważ odebrałem w domu rodzinnym staranne wychowanie, a ofiarodawca chciał dobrze, ugryzłem się w język, by mu nie wypomnieć, że GazWyb nie jest moim ulubionym wydawcą. Ofiarodawca sobie poszedł, a ja zacząłem przeglądać książkę, pomimo natrafienia na samym początku na entuzjastyczną przedmowę nadredaktora Michnika.
 
Najpierw wertowałem na wyrywki, potem zacząłem czytać w całości, z coraz większą fascynacją, która skończyła się tym, że przeczytałem książkę od deski do deski wieczorem i nocą, zamiast iść spać – dobrze że akurat jest weekend. Rano zadzwoniłem do ofiarodawcy i podziękowałem mu za prezent tak wylewnie, jak tylko potrafiłem. Słuchajcie - to jest wspaniała książka!
 
Książka korespondenta GazWyb w Moskwie w latach 1998-2012 Wacława Radziwinowicza powinna znaleźć się w Polsce w spisie lektur obowiązkowych dla szkół podstawowych, średnich i wyższych. 

Powinna być rownież regularnie odczytywana w całości w radio i telewizji w całej Polsce, jej darmowy egzemplarz powinien zostać wręczony każdemu pełnoletniemu obywatelowi w miejscu pracy lub zamieszkania, a pełny tekst winien być rozklejony w miejscach publicznych na plakatach, regularnie zastępowanych nowymi w miarę blaknięcia poprzednich, wystawionych na działanie warunkow atmosferycznych.



Dawno już nie czytałem tak przejrzystej i przekonywującej ilustracji tezy, że Polska powinna utrzymywać przyjazne, bliskie i ciepłe stosunki z każdym państwem świata oprócz Rosji. 

Całkowicie zgadzam się z subliminalną wprawdzie, ale znakomicie uzasadnioną sugestią autora, że na granicach Rosji należy wybudować fortyfikacje oparte na udoskonalonej koncepcji linii Maginota, mur będący krzyżowką b. muru berlińskiego z obecnym murem izraelskim na granicy z terytoriami Zachodniego Brzegu Jordanu, zasieki pod napięciem, pola min przeciwpiechotnych, oraz ośrodki kwarantanny dla obywateli państw obcych opuszczających Rosję.  W pierwszej kolejności, te środki ostrożności należy podjąć na granicy byłej strefy małego ruchu granicznego z obwodem kaliningradzkim.
 
Książkę pana Radziwinowicza czyta się lepiej niż jakikolwiek sensacyjny opis epidemii wirusowej gorączki krwotocznej Ebola. 



Dzięki panu Radziwinowiczowi 
zrozumiałem, że politycy, dziennikarze i intelektualiści polscy będący zwolennikami zbliżenia Polski z Rosją powinni otrzymywać do wyboru bezterminowe odosobnienie w ośrodkach internowania, lub możliwość emigracji z całym dobytkiem do Rosji w ciągu 48 godzin. Dziękuję, panie Wacławie.
 
Przeczytajcie sami. 

Książka ma u mnie pięć pięcioramiennych gwiazdek.
I jeden sierp i młot. 



Nie żartuję.

 

sobota, 9 lutego 2013

Szalone oczy



Salon24 to ma do siebie, że niektórzy jego autorzy nie rozumieją zasady verba volent, scripta manent.  Ta niewinna wymiana zdań wyleciała dziś z blogu YKW już dwa razy.
        

   


raport szuladzinskiego #456

jest pierwszym zaprzeczajacym fizyce, jaki znam.
powstal po konwersji Szuladzinskiego po jego kontakcie z zespolem Macierewicza.
YOU-KNOW-WHO 36 2132 | 31.01.2013 22:26


@you-know-who - Szalone oczy Strasznego Antoniego

raport szuladzinskiego #456
jest pierwszym zaprzeczajacym fizyce, jaki znam.
powstal po konwersji Szuladzinskiego po jego kontakcie z zespolem Macierewicza.
Znaczy, Pawle Mikołajewiczu, dr Szuladziński jeno spojrzał w szalone oczy Strasznego Antoniego i natychmiast zdecydował pieprznąć całą swoją reputacją zawodową oraz poprzednimi 455 raportami o najbliższą ścianę, i zacząć nowe życie od zaprzeczania fizyce? Cieniutki argument, Pawle Mikołajewiczu, cieniutki.

STARY WIARUS
 505 4016 | 02.02.2013 05:22



Z ostatniej chwili: 

Paweł Mikołajewicz zareagował cokolwiek histerycznie, a notka "Straszne oczy" rozwiała się w niebyt na S24

  • @stary wiarus

    ja usunalem, jako napomnienie ze jestesmy w salonie.
    prosilbym o re-post bez zbednych ozdobnikow, ok? wtedy bedziemy mogli rozmawiac o p. Szuladzinskim do woli.

    pzdr
    YOU-KNOW-WHO362134 | 09.02.2013 07:22


    Nie możesz komentować na tym blogu.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Pytacie często: "a co tam u was mówią o Polsce?"




British taxpayers set to lose £100m after record Poland-EU funding scandal

British taxpayers risk losing up to £100 million in the European Union's biggest funding scandal after Polish road-building projects worth over £770m were discovered to be caught up in a price fixing racket.

(...) 

Italy previously held the Brussels funding scandal record
 after being asked last year to repay a £307 million to the EU after a motorway project in the south of the country was found to be riven with mafia infiltration, corruption and kickbacks.


Znaczy, rekord Europy. Nie cieszycie się? 
PS. Osoby posiadające szczegółowe informacje o tym przekręcie proszone są o dyskretne skontaktowanie się pod adresem:

Mr Johan Kouw, 
Directorate C
Unit C2 (Fraud Prevention and Intelligence)
OLAF Office de la Lutte Anti Fraude / European Anti-Fraud Office

European Commissionrue Joseph II
30 - 1000 Brussels
Belgium



online:
 https://fns.olaf.europa.eu/email:
 olaf-courrier@ec.europa.eu

Rżnięcie głupa nowym sportem narodowym



Dawid Warszawski odpowiada oszczercom: Jak ja nie jestem z waszej Polski, tak wy nie jesteście z mojej

O okolicznościach wydarzeń mówią w filmie m.in. ówczesny minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller i Maciej Lasek, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Z kolei Warszawski - publicysta współpracujący z "Gazetą Wyborczą" (wybrano go m.in. dlatego, że mówi dobrze po angielsku, a program jest przeznaczony na rynek międzynarodowy) - opowiada o znaczeniu katastrofy smoleńskiej dla Polski.
======================

Ależ naturalnie, że tylko dlatego go wybrano. Jak powszechnie wiadomo, nikt w Polsce oprócz Radzia Sikorskiego i Dawida Warszawskiego nie mówi wystarczająco dobrze po angielsku, a nawet jak mówi, to nie można go wystawić, bo nie wiadomo co powie.  

Natomiast cyniczny uśmieszek półgębkiem (angsmirk), który Dawidowi Warszawskiemu z twarzy przez cały jego występ w filmie "Śmierć prezydenta" nie schodził, oraz ton politowania jakim mówił o spiskowych oszołomach, Dawid dodał klientom z NG całkowicie gratis, w promocji. Nieczęsto bowiem sie zdarza, żeby można było jednocześnie opowiadać w skali globalnej baśnie, zasłużyć się wladzy państwowej swego kraju, dokopać przeciwnikom politycznym i jeszcze być może dostać za to jakieś honorarium. Na miejscu Dawida z trudem by mi przyszło nie uśmiechać się w takich okolicznościach od ucha do ucha.  Wypada mi zatem pochwalić Dawida za umiar, bo uśmiechał się jedynie półgębkiem. 

Kto zrobił Dawida Warszawskiego jest, jak mawiają Rosjanie, ni pri cziom, czyli nie ma nic wspólnego z niczym.  Lenin powiedział w 1914 r., że wszystko jest związane ze wszystkim innym, a Dawid w oczywisty sposób ten pogląd podziela, jeśli sądzić po jego rozgoryczeniu wyrażonym w GW.: 

"Jest taka Polska, która mnie nie chce właśnie dlatego, żem nieprawdziwy >polski dziennikarz<, a za to prawdziwe >resortowe dziecko<. Polska oszczerców. Polska >opozycjonisty< i profesora Krasnodębskiego. Polska, dla której liczy się, kto cię zrobił, a nie to, co ty zrobiłeś."
Ja jednak nie jestem leninistą, więc tego poglądu nie podzielam, stąd zaszłości rodzinne Dawida Warszawskiego mnie nie interesują.

Istnieją natomiast kwestie dobrego smaku, ewidentnie bardziej rozwinięte w społeczeństwach anglosaskich niż w polskim; osobiście wątpię, by National Geographic Channel miał kiedyś poprosić o komentarz w filmie dokumentalnym o historii kary śmierci na przyklad syna Alberta Pierrepoint (1905-1992), brytyjskiego urzędnika państwowego.