wtorek, 19 kwietnia 2011

Już można. Kto pierwszy na pokład?




S
łowo honoru, że sobie tego nie wymyśliłem. Cytuję in extenso za "Rzepą". Na wypadek gdyby ktoś nie wiedział, dlaczego arcymistrz literatury absurdu Sławomir Mrożek poczuł się pokonany przez polską rzeczywistość, i wyemigrował z powrotem do Francji.

----------------------------------------------------

Prezydent może latać tupolewem
katk 19-04-2011, ostatnia aktualizacja 19-04-2011 12:27
Najważniejsze osoby w Polsce mogą już podróżować polskim Tu-154M - podała rosyjska Federacja Agencji Transportu Lotniczego
Polski Tupolew
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Polski Tupolew
W połowie marca Rosawiacja wstrzymała użytkowanie rosyjskich Tu-154M. W reakcji Bogdan Klich, szef MON uziemił także polski samolot.
Na początku kwietnia badania eksperyment, przeprowadzane na tupolewie o numerze bocznym 102, pokazały, że maszyna spełnia zalecenia związane z bezpieczeństwem lotów. Teraz decyzją rosyjskiej federacji może zostać dopuszczony do eksploatowania przez najważniejsze osoby w państwie.
Polskie Radio



----------------------------------------------------





R
ozumiem, że w Moskwie podjęto decyzję, że najważniejsze osoby w państwie polskim mogą, a nawet powinny,  znowu latać Tupolewem 154M '102'. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Teraz prezydent gdzieś poleci, i znowu wszystko się zmieni.  I końce w w wodę, jak mawia lud rosyjski - nikt już nie będzie zadawał głupich pytań o nadludzką szybkość teleportacji Bronislawa K. z Ruskiej Budy do Warszawy rankiem 10 kwietnia 2010 roku.


W
szystkim rozkoszującym się posadami jakie objęli po 10 kwietnia 2010, łagodnie przypominam, że Rosjanie mają długą historyczną tradycję konsekwentnego stosowania metody "końce w wodę". Niektóre dziedziny wiedzy są tam tradycyjnie szkodliwe dla zdrowia. Posiadanie wiedzy o Smoleńsku, która jeszcze rok temu mogla się wydawać jej posiadaczom ekskluzywnym i podniecającym biletem do nowej elity wladzy, dziś może być tak samo sexy i ekskluzywne jak nowotwór z przerzutami. Szansa na przeżycie następnych 5 lat - 0%.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Unii najpiękniejszy kwiat, czyli bezwstyd jako cnota polityczna


 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Lidia_Geringer_de_OedenbergLidia Joanna Geringer d'Oedenberg - polski polityk, poseł Parlamentu Europejskiego 2005 - 2014 fot. Sławek, licencja Creative Commons

Pierwszy bard socjalizmu i klasyk propagandy PRL, Jerzy Urban, bardzo się już posunął w latach, ale jego lutnia jest bezpieczna. Udało się wychować spadkobierców i następców. Europosłanka Sojuszu Lewicy Demokratycznej, spadkobiercy PZPR, Lidia Joanna Geringer de Oedenberg de domo Ulatowska, potrafi wirtuozersko zagłuszać niewygodne głosy.
Mając dostęp do całości dokumentów wystawy organizowanej zaledwie za parę dni i przewidując, do czego zmierza poseł Legutko, uznałam, że jedynie zezwolenie na wystawę - włącznie z podpisami, które dotarły do nas najpóźniej - zapobiegnie skandalowi.Wtedy to organizator musiałby tłumaczyć się z kontrowersyjnych podpisów, a nie Parlament Europejski. Mojej opinii nie podzielili pozostali kwestorzy i zagłosowali (przy moim głosie wstrzymującym) przeciw nagłemu poszerzaniu wystawy o napisy. Woleli trzymać się ściśle procedur, co jest zresztą normą, bowiem w PE jeden wyjątek prowokuje następne. Dodam, że wszyscy kwestorzy uznali podpisy za drastyczne i naruszające art. 6.1-6.2 Regulaminu(mówiące o treściach sprzecznych ze wspólnymi wartościami europejskimi)*

Nieprawda. Przewodniczący kolegium kwestorów poinformował na piśmie europosła Legutko że decyzja ocenzurowania podpisów pod zdjęciami zostala podjęta jednogłośnie, to znaczy rownież głosem Lidii Joanny Geringer de Oedenberg de domo Ulatowskiej MEP. Wynika z tego, że Lidia Joanna Geringer de Oedenberg de domo Ulatowska MEP nie tylko nie domagała się udzielenia europosłowi Legutko zezwolenia na wstawienie zdjęć wraz z podpisami, ale nawet wręcz przeciwnie.
 
 Oddajmy znów głos europosłance:


"Uważam,  że teksty informacyjne do wystawy eksponowanej w instytucji publicznej nie powinny być oparte na sugestiach i przypuszczeniach, nie mogą prowokować ani judzić. Nie na tym polega wolność słowa."

Naturalnie. Wolność słowa polega i zawsze polegała na tym, co właściwi towarzysze w mądrości swojej i aktualnej linii partyjnej uważają. Biuro Polityczne KC PZPR też zawsze konsekwentnie uważało, że krytyka postępowania partii jest jak najbardziej dopuszczalna, byle była konstruktywna i twórcza, miast prowokacji i judzenia. Łzy mi się z nostalgii w oczach kręcą. Lidia Joanna Geringer de Oedenberg de domo Ulatowska MEP przenosi moją wytęsknioną duszę wygnańca z obczyzny wprost na stronę tytułową "Trybuny Ludu" rocznik circa 1977, kiedy to przyszła europosłanka ukończyła lat 20. Jest ciągłość. Wtedy wspólny front partii i klasy robotniczej, dziś wspólne europejskie wartości.

Ale, ale…

*Artykuł 6 - Warunki ogólne organizacji wydarzeń kulturalnych i wystaw dla ich organizatorów
6.1 Wydarzenia kulturalne i wystawy w żadnym przypadku nie mogą być organizowane w celach komercyjnych ani nie mogą naruszać powagi Parlamentu. Organizatorzy wydarzeń kulturalnych lub wystaw zobowiązują się nie prowadzić działań oraz nie wystawiać eksponatów, które mogłyby zostać uznane za sprzeczne ze wspólnymi wartościami europejskimi. Jeżeli kwestor odpowiedzialny uzna, że prowadzone działania lub wystawiane eksponaty są sprzeczne z wartościami europejskimi, działania takie zostaną odwołane lub zarządzone zostanie usunięcie takich eksponatów przez organizatora wydarzenia kulturalnego lub wystawy na jego koszt.
W przypadku gdy poseł obejmujący patronat nad danym wydarzeniem nie zgadza się z decyzją kwestora odpowiedzialnego o odwołaniu wydarzenia lub usunięciu eksponatów, może odwołać się na piśmie do Kwestorów, którzy podejmą ostateczną decyzję.

Czy ja mógłbym gdzieś przeczytać oficjalną listę wspólnych europejskich wartości opublikowaną przez Komisję Europejską, która pomogłaby mi się ustrzec od ich naruszania w przyszłości? Co prawda dotąd mi się wydawało, że wolność słowa jest jak najbardziej wspólną wartością powszechną, w tym europejską, ale co ja tam wiem.
Uniżenie dziękuję pani europosłance Lidii Joannie Geringer de Oedenberg de domo Ulatowskiej za wyprowadzenie mnie z błędu. Dreszcze mi przechodzą po plecach na myśl, że gdyby nie europosłanka Lidia Joanna Geringer de Oedenberg de domo Ulatowska, mógłbym trwać w ciemnocie i nieświadomości na ten temat, i zbrodniczo pozwalać sobie na praktykowanie wolności słowa z pogwałceniem wspólnych zasad europejskich.

Tyle że ja na szczęście jestem obywatelem Australii, która z obiektywnych przyczyn geograficznych nie należy do Unii Europejskiej i nie ubiega się o jej członkostwo. Prawo australijskie nie zna pojęcia myślozbrodni, w tym rownież ciężkiej myślozbrodni naruszenia wspólnych wartości europejskich, ani kar za praktykowanie wolności słowa bez zezwolenia Lidii Joanny Geringer de Oedenberg de domo Ulatowskiej.

W związku z czym jestem w swoim prawie obywatelskim oświadczyć, że postępowanie Lidii Joanny Geringer de Oedenberg de domo Ulatowskiej MEP, czynnie tłumiącej wolność słowa i usiłującej się wyłgać od odpowiedzialności moralnej i politycznej za to, ja uważam za bezwstydne (niem.schamlos, ang. shameless, franc. sans vergogne).
  
PS. 
Ach, ta nostalgia… W sukurs pani europoseł PZPR… pardon… SLD, Lidii Joannie Geringer de Oedenberg de domo Ulatowskiej MEP, pośpieszył z bratnią pomocą kwestorską tow. Jiří Maštálka MEP, z Komunistycznej Partii Czech i Moraw. Jak za dawnych lat. Łza się w oku kręci. Pilnie przejrzałem zdjęcia z otwarcia wystawy, czy aby gdzieś za filarem, oparty o ścianę, nie stoi Leonid Breżniew w tużurku z orderami do pasa, ale widocznie Lidia Joanna Geringer de Oedenberg de domo Ulatowska MEP nie jest dobrym medium spirytystycznym. Lonia, wróć, ucałuj jak za dawnych lat, dam ci za to Unii najpiękniejszy kwiat.

środa, 6 kwietnia 2011

Dno i pół metra mułu

Nikt w Polsce nie ma opcji wytłumaczenia się za Smoleńsk, wyłgania się ze Smoleńska, zapomnienia o Smoleńsku. Że kraj biedny, że ciemnota, że ruscy zmusili, bo agentura, bo Tusk, bo Klich, bo bezpieka, bo telewizja, bo razwiedka, bo dezinformacja, bo zaborcy, bo zdrada aliantów, ale z drugiej strony wszakże Chrystus Narodów, papież, trzech wieszczów i husarze pod Kircholmem. Nieprzyjemna goła prawda jest taka, że pozwolić na to, co Polacy pozwolili zrobić ze swoją suwerennością narodową w kontekście Smoleńska, to jest rezygnacja na własny wniosek z suwerenności i tożsamości narodowej. Cywilizacyjnie, to jest dno i pół metra mułu. Reakcja Polaków na Smoleńsk, a raczej jej brak, niweczy na wiele dziesięcioleci sens jakichkolwiek dywagacji na temat co się Polsce od świata należy i dlaczego przywództwo moralne. Nie ma bowiem powodu, by ktokolwiek na świecie miał zwracać jakąkolwiek uwagę na polską rację stanu tak długo, jak długo sami Polacy mają własną rację stanu tam, gdzie ją po Smoleńsku umieścili.

Antycypując ataki furii, że oto taki sprzedajny emigrant, zdrajca pewnie, a w najlepszym wypadku dorobkiewicz, się tutaj ośmiela z końca świata szargać świętości, podczas gdy my tu… etc., pytam chłodno – a wy tam co mianowicie? Wy tam psińco, generalnie rzecz biorąc, choć istnieją nieliczne i chwalebne wyjątki. Nadzieja, że świat jest coś Polsce winien, a polskiego interesu narodowego będą pilnować wszyscy poza Polakami w Polsce, nie pomoże na smoleński weltschmerz.



 
 

2 września 1998 roku samolot pasażerski szwajcarskich linii lotniczych Swissair typu McDonnell Douglas MD-11, nr fabryczny 48448, rejestracja HB-IWF, wykonujący regularny lot rejsowy SE-111 z Nowego Jorku do Genewy, rozbił się na Atlantyku, około 8km od wybrzeża kanadyjskiego w okolicy miasta Halifax. Na pokładzie znajdowało się 229 pasażerów i członków załogi. Wszyscy zginęli.

Piloci MD-11 usiłowali dociągnąć do lotniska w Halifax po wybuchu pożaru na pokładzie. Ogień szerzył się jednak zbyt szybko. Samolot zderzył się z powierzchnią oceanu z szybkością 560 km/godz., w położeniu prawie na plecach, i rozpadł się na drobne kawałki. Przeciążenie w momencie zderzenia z wodą oszacowano na 350 g. Tylko jedną z 229 ofiar zidentyfikowano wizualnie. 147 osób zidentyfikowano na podstawie odcisków palcow i dokumentacji stomatologicznej uzębienia. 81 zidentfikowano wyłącznie przy pomocy badań DNA.

Szczątki samolotu spoczęły na dnie oceanu, na głębokości 55 metrów. "Czarne skrzynki" FDR i CVR znaleziono i wydobyto w ciągu 9 dni od wypadku. Akcja wydobycia szczątków samolotu trwała 15 miesięcy i zakończyła się dopiero w grudniu 1999 roku.

Z dna morskiego wydobyto 126 554 kg szczątków, około 2 miliony fragmentów, stanowiące około 98% masy samolotu, w tym 257 km kabli w kawałkach o przeciętnej długości 90 cm. Wydobyto także 18 144 kg frachtu, jaki znajdował się na pokładzie.

Każdy z 2 milionów szczątków został obmyty słodką wodą z morskiej soli, wysuszony i zważony. Szczątki zostały następnie ułożone w obrysie samolotu wewnątrz hangaru w kanadyjskiej bazie lotnictwa wojskowego Shearwater. Eksperci dokonali sortowania szczątków pod kątem znaczenia dla śledztwa. Szczątki uznane za nieistotne zapakowano w kartony i zmagazynowano w innym hangarze obok, by mimo wszystkko były dostępne ekipie śledczej w razie potrzeby, gdyby miało się jednak okazać, że niektóre spośród nich są ważne. Ponieważ z nagrań rozów kontroli lotów z pilotami wynikało niezbicie, że na pokładzie wybuchł pożar, szczególną uwagę poświęcono identfikacji szczątków noszących ślady działania ognia lub wysokiej temperatury. 

Na podstawie nagrań CVR przypuszczano, że pożar wybuchł w kokpicie lub znajdującej się bezpośrednio za  nim kabinie pierwszej klasy. W związku z tym, zrekonstruowano ze szczątków przednie 10 metrów kadłuba, w tym cały kokpit.
Stenogramy nagrań CVR opublikowano w niecałe dwa tygodnie po katastrofie. Same taśmy audio opublikowano dopiero w 2007 roku, kiedy kanadyjski sąd apelacyjny ostatecznie orzekł, że brak jest podstaw do ich utajnienia na gruncie ochrony prywatności nieżyjących pilotów. Nikogo nie zaskoczyło, że taśmy były zgodne co do słowa i co do sekundy z opublikowanymi wcześniej stenogramami.

Śledztwo ustaliło jedenaście przyczyn i czynników dodatkowych, jakie doprowadziły do katastrofy. Za główną przyczynę wypadku uznano użycie przy produkcji samolotu izolacji elektrycznej, termicznej i akutycznej wykonanej z tworzyw sztucznych MPET (metallized polyethylene terephtalate) i Mylar (bi-axially oriented polyethylene terephtalate). Folie i maty izolacyjne wykonane z tych tworzyw są normalnie trudnopalne i samogasnące. Okazało się jednak, że w wersji metalizowanej, powłoka aluminiowa napylona na plastikowe podłoże w celu poprawy właściwości termoizolacyjnych, zwiększa palność tych tworzyw i znosi efekt samogaśnięcia. Banalne zwarcie elektryczne w przewodach instalacji zasilającej ekrany wideo dla pasażerów doprowadziło do zapalenia się wykonanych z MPET mat izolacyjnych, rozprzestrzenienia się pożaru, a następnie katastrofalnej awarii układów sterowania samolotu.

Rekomendacje sformułowane w wyniu śledztwa doprowadziły do głębokich zmian w projektowaniu instalacji elektrycznych w samolotach pasażerskich i trybie homologacji materiałów dopuszczonych do użytku w takich instalacjach.

Śledztwo kosztowało około 38 milionów dolarow amerykańskich. Było prowadzone przez kanadyjski urząd bezpieczeństwa transportu (TSB) przy udziale specjalistow szwajcarskich, przedstawicieli producenta samolotu oraz ekspertów amerykanskiego urzędu bezpieczenstwa transportu (NTSB).

Raport jest tutaj:
2 September 1998 — In-Flight Fire Leading to Collision with Water, Swissair Transport Limited, McDonnell Douglas MD-11 HB-IWF, Peggy’s Cove, Nova Scotia 5 nm SW Report Number A98H0003
HTML PDF [32,686 Kb]

W katastrofie lotu SE-111 nie zginął nikt szczególnie ważny.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Nie walczyć na tej trumnie

Jaruzelski dogorywa. W tym wieku nie wygrywa się z chorobą nowotworową.


Kiedy patrzę na zdjęcia starca w ciemnych okularach, znowu słyszę ten pełen buty głos w radio z 13 grudnia rano i myślę, że późno bo późno, ale nadchodzi sprawiedliwość. Lepiej późno niż wcale. Gdyby nadeszła wcześniej, może nie byłbym dzisiaj tu, gdzie jestem, ani tym, kim jestem. Do losu swego nie mam pretensji, ale płakać po Jaruzelskim na pewno nie będę. 

Niezależnie od tego, kto płakał po papieżu, a kto zamierza po Jaruzelskim, czy dałoby się może zawczasu zrobić coś sensownego, aby Polak był choć raz mądry przed szkodą? 

Czy Kancelaria Prezydenta, albo może ktoś od Radka Sikorskiego, mogliby dyskretnie i bez rozgłosu zapytać Rosjan, czy w ramach polsko-rosyjskiego pojednania nie zechcieliby pochować Jaruzelskiego u siebie, pod murem kremlowskim, na cmentarzu Nowodziewiczym w Moskwie, albo w jakimkolwiek innym miejscu jakie sami uważają za dostatecznie prestiżowe dla dostojnego zmarłego. Polakom, nadchodząca już wkrótce fala dyskusji na temat gdzie ma leżeć Jaruzelski, potrzebna jest jak psu piąta noga. Są ważniejsze sprawy, idą wybory. 

Jeśli czerwony establishment się uprze, by Jaruzelskiego pochować w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach, a czerwoni prowokatorzy zaczną głośno gardłować, że właściwie czemu nie na Wawelu, na Skałce, na Kopcu Kościuszki albo w krypcie pod głównym ołtarzem Świątyni Opatrzności Bożej, to Polska znowu będzie miała debatę tego samego rodzaju, jak niedawno pod pomnikiem bolszewików w Ossowie: gniew, wyrzuty, podziały. Grób Jaruzelskiego w Polsce, gdzie by nie był, będzie ściągał do siebie, jak magnes, wszystko co w Polsce i Polakach najgorsze.

Czy nie lepiej by było choćby raz zastosować pragmatyzm? Skoro establishment sobie Europą gębę wyciera na wszystkie strony, to można zastosować zdrowy europejski precedens.

Marszałka Philippe Petaina, postać tak kontrowersyjną w historii Francji, jak Jaruzelski w historii Polski – z tym, że Petain był w swoim czasie autentycznym bohaterem narodowym, a Jaruzelski wręcz przeciwnie – Francuzi pogrzebali bez ceremonii pod murem więzienia na wyspie Ile d'Yeu, w którym Petain zmarł w 1951 r. w wieku 95 lat. Karę śmierci, zasądzoną w 1945 r., zamieniono mu na dożywocie. Nikomu we Francji nie przeszło przez myśl, by go zwolnić z więzienia z powodu dawnych zasług, albo demencji starczej, na jaką cierpiał.

Choć ja najchętniej widziałbym takie właśnie zamknięcie kwestii Jaruzelskiego – cichy zgon ze starości w szpitalu więziennym, skromny grób pod murem cmentarza komunalnego w jakimś mało atrakcyjnym, prowincjonalnym miasteczku z kiepskim dojazdem, z upływem lat coraz bardziej zaniedbany, a w końcu całkowicie zapomniany, to myślę, że Polska nie dojrzała cywilizacyjnie to tak dojrzałego rozwiązania. Więc niech Rosjanie zabiorą Jaruzelskiego do siebie i pochowają z takimi honorami, na jakie w ich mniemaniu zasłużył. A kto z Polaków chce mu tam potem oddawać hołdy, niech to czyni do woli.

Na pogrzebie, delagacja z bratniej Respubliki Polszy niech trzyma szkarłatne atłasowe poduszki z orderami zmarlego. Naturalnie we właściwym porządku, jaki dyktuje protokół takich uroczystości, to jest od najwyższych:

-      dwukrotny Order Lenina 
(1968 za Czechosłowację, 1983 za Polskę);
-      Order Rewolucji Październikowej (1973);
-      Order Czerwonego Sztandaru (1968);
-      Order Przyjaźni Narodów (1973);
-      Medal za Zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945; (Uwaga, nie pomylić: 1941-1945, nie 1939-1945)
-      Medal 20-lecia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej
1941-1945 
(nie 1939-1945);
-      Medal 30-lecia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 
1941-1945 
(nie 1939-1945);
-      Medal 40-lecia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 
1941-1945 
(nie 1939-1945);
-      Medal 50-lecia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 
1941-1945 
(nie 1939-1945);
-      Medal 60-lecia Zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 
1941-1945 
(nie 1939-1945);
-      Medal 50-lecia Sił Zbrojnych ZSRR;

oraz wiele innych odznaczeń krajowych i zagranicznych, w tym polskich.