sobota, 20 września 2008

Dziób Pingwina II: A zatem, PT Rodacy, pragniecie silnego polskiego lobby na Zachodzie?



Bo podobno tak okropnie i poniżająco traktuje was ambasada USA w Warszawie?

Doprawdy...

Na ulicy Pięknej w Warszawie jest Polakom wręcz pieszczotliwie w porównaniu z taką choćby New Cavendish Street w Londynie.

Zanim zaczniecie wysuwać żądania i życzenia pod adresem USA, nauczcie się może najpierw traktować własnych obywateli według standardów Pierwszego Świata?

Aha, i przy okazji nauczcie wasze nieżyczliwe i złośliwe aż do bólu biurwy konsularne, że opryskliwe traktowanie posła do parlamentu brytyjskiego tylko dlatego że mówi po polsku, a więc automatycznie uzyskuje u was status burej suki, jest VERY BAD FOR BUSINESS, AND EVEN WORSE FOR IMAGE.

Do czasu wprowadzenia odważnej innowacji w postaci przywoitego traktowania własnych obywateli, co wyraźnie we łbie się wam nie mieści, walkę Polonii za wasz wjazd bezwizowy do USA wybijcie sobie z głowy. Opanujcie najpierw różnicę między obywatelem a poddanym, to może pogadamy o wojażach do Ameryki


http://www.dziennik.pl/swiat/article239756/Polacy_na_Wyspach_odcieci_od_pomocy.html



Polacy na Wyspach odcięci od pomocy

Polskie konsulaty w Wielkiej Brytanii zupełnie nie radzą sobie z obsługą przebywających na Wyspach setek tysięcy emigrantów. Przed placówkami ustawiają się długie kolejki, a urzędnicy, których telefony dzwonią non stop, już nie podnoszą słuchawek. Efekt jest taki, że emigranci nie mogą miesiącami załatwić podstawowych formalności, takich jak odtworzenie dokumentów czy uzyskanie porady prawnej - donosi DZIENNIK.

Polacy, nie znajdując pomocy w polskich przedstawicielstwach, kierują się do brytyjskich organizacji charytatywnych. Te z kolei przytłoczone ilością polskich spraw zwróciły się o pomoc do brytyjskiego deputowanego Izby Gmin Daniela Kawczynskiego, Polaka z pochodzenia. "Mam wrażenie, że angielskie organizacje robią dużo więcej, żeby pomóc Polakom w trudnej sytuacji, niż polskie konsulaty" - mówi DZIENNIKOWI Kawczynski. Polityk osobiście zetknął się z jednym z Polaków, który przez niedostępność polskiego przedstawicielstwa wpadł w poważne kłopoty. "Ten człowiek śpi na ulicy. W naszym ośrodku dostaje jedzenie i schronienie w dzień, ale nie może tam mieszkać, bo to ośrodek pobytu dziennego" - tłumaczy Kawczynski. Opinię Kawczynskiego potwierdzają sami Polacy "Z każdą bzdurą trzeba jechać na miejsce. To kosztuje. Jak już wzięłam urlop i przyjechałam do Londynu, to utknęłam w kolejce i nic nie załatwiłam. Nawet telefonicznie niewiele można załatwić" - mówi Monika z Worthing.

Marcin z Londynu narzeka na problemy z dodzwonieniem się do konsulatu. "Pani na recepcji jest strasznie niemiła i gdy ją poprosiłem po raz trzeci czy czwarty o połączenie z działem paszportowym, to bezczelnie odłożyła słuchawkę i przez pewien czas nie odbierała telefonu" - opowiada.

Kawczynski chciał sam zająć się sprawą bezdomnego nieznającego języka Polaka i także przekonał się, że kontakt z polską placówką graniczy z cudem. Najpierw w ogóle nie mógł się dodzwonić, potem usłyszał że, mężczyzna sam musi pofatygować się z Shrewsbury do Londynu, czyli pokonać 240 km. To wydatek kilkudziesięciu funtów na bilet kolejowy. "Takich przypadków mamy mnóstwo. Za każdym razem konsulaty są jednakowo bezradne. Polskie placówki po prostu rozkładają ręce" - mówi DZIENNIKOWI pracownik ośrodka pomocy w Shrewsbury Paul Beardwell.

W Wielkiej Brytanii oprócz ambasady w Londynie Polska ma jeszcze trzy konsulaty generalne w Londynie, Manchesterze i Edynburgu.

Według oficjalnych danych na Wyspach przebywa 800 tys. Polaków. Otworzony w maju konsulat w Manchesterze z 10 urzędnikami ma obsługiwać 350 tys. z nich. Dla porównania we Francji oprócz ambasady jest aż siedem konsulatów, a Polaków tylko kilkanaście tysięcy.

"W Wielkiej Brytanii mamy bardzo liczną gromadę Polaków. Przed wejściem do Unii było ich ok. 50 - 60 tys., teraz jest ich kilkaset tysięcy. Po wejściu do Wspólnoty zwiększyliśmy obsługę placówek, jednak taka liczba Polaków rzeczywiście nadwyręża moce naszych służb" - mówi rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Piotr Paszkowski. MSZ zapowiada, że pod koniec roku sprawdzi, jak radzą sobie polskie placówki w Wielkiej Brytanii, i zdecyduje o ewentualnych dodatkowych etatach.

=======================================

EMILIA WEBER: Jakie zastrzeżenia ma pan do pracy polskich konsulatów?
DANIEL KAWCZYNSKI*: Jest ich wiele. Fatalna organizacja pracy, nieefektywne załatwianie spraw, a przy tym opryskliwość i arogancja pracowników wobec petentów. Mam poważne wątpliwości, czy od czasu masowego napływu Polaków do Wielkej Brytanii, którego efektem był drastyczny wzrost liczby interesantów, cokolwiek się w konsulatach zmieniło.

Co skłoniło pana, by interweniować w tej sprawie?
Działający w Shrewsbury ośrodek opieki dla bezdomnych wielokrotnie stykał się z problemem polskich imigrantów, którzy znaleźli się na ulicy. Za każdym razem kiedy jego pracownicy starali się skontaktować z polskim konsulatem, nie byli w stanie nic załatwić. W końcu kompletnie bezsilni zwrócili się do mnie o pomoc. Poza tym mam polskie korzenie i zależy mi na tym, by stosunki polsko-angielskie były jak najlepsze.

Czy pana interwencje przyniosły jakiś skutek?
Spędziłem pół dnia, wisząc na telefonie i nie byłem w stanie skontaktować się z kimkolwiek. Kiedy już mi się to udało, spotkałem się z opryskliwością i kompletnym brakiem zrozumienia ze strony pracowników konsulatu. Dopiero kiedy powiedziałem, kim jestem i zagroziłem, że zrobię wszystko, by zmobilizować ich do lepszej pracy, stali się nieco bardziej pomocni. Teraz czekam na rozmowę z polskim ambasadorem. To niedopuszczalne, by Polacy nie mieli kontaktu z przedstawicielstwem swego kraju.

*Daniel Kawczynski jest potomkiem polskich emigrantów z czasów II wojny i deputowanym Partii Konserwatywnej w Izbie Gmin.

piątek, 19 września 2008

Tu się zgina dziób pingwina

Cholernie trudno przychodzi wam się rozstać. PT Rodacy z Kraju, z wizją polskiej piątej kolumny za oceanem, gratis załatwiającej Warszawie na jej każdy gwizdek, czego tylko dusza zapragnie, a zwłaszcza zniesienie wiz. Najlepsi amerykaniści wasi mają poważne problemy z pojęciem, czemu sie tak dzieje. Z pobudek patriotycznych chętnie objaśnię.

Niech wybitni amerykaniści wasi staranniej wgłębią się w pełne bezdennej pogardy dla Polonii słowa:

"Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś tam republiką bananową, do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!" - Radek Sikorski, 15 czerwca 2000 roku, na konferencji "Polska - Polonii" w siedzibie ówczesnej agencji PAI (dziś PAIZ) w Warszawie.

oraz w problem utraty 'security clearances' w USA przez obywateli amerykańskich urodzonych w Polsce lub z polskich rodziców, którzy naiwnie posłuchali ministra Sikorskiego, i posłusznie wyrobili sobie polski paszport, kosztem ruiny kariery zawodowej w wojsku, administracji państwowej, przemyśle high-tech i wielu innych miejscach, gdzie certyfikat bezpieczeństwa osobowego, czyli security clearance, jest od obywatela USA wymagany.

Tego jakoś wybitni amerykaniści wasi nie dostrzegają, bo dawno już postanowili, że Polonia pracuje wyłącznie na zmywaku w Jackowie i na Greenpoincie, na których to okolicach Chicago i NYC skupia się całe pojęcie waszych polityków o Polonii.

W każdym razie, to put a long story short: tu się zgina dziób pingwina.

Wasze paszporty, nasze wizy.

TU SIĘ ZGINA DZIÓB PINGWINA

--------------------

Obama zniesie wizy dla Polaków?

Wirtualna Polska, środa, 17 września 2008


Ostatnio media informowały o tym, że siedem krajów UE może liczyć na zniesienie wiz do USA w najbliższych miesiącach. Niestety nie ma wśród nich naszego kraju – wynika z informacji Komisji Europejskiej dla posłów Parlamentu Europejskiego, do których dotarł serwis tvp.info. Portal doniósł, że większe nadzieje na wyjazdy bez wizy do USA ma nawet Bułgaria i Rumunia. Jak mówi Wirtualnej Polsce prof. Krzysztof Michałek, amerykanista z UW musiałby się zdarzyć cud, aby jeszcze za kadencji Georga Busha zniesiono wizy dla Polaków.


Agnieszka Niesłuchowska: W ostatnich tygodniach bardzo zbliżyliśmy się do Stanów Zjednoczonych przez plany rozmieszczenia bazy antyrakiet USA w Polsce. Dlaczego Bułgaria i Rumunia mają większe szanse od nas?

Prof. Krzysztof Michałek: Zanim podejmie się dyskusję na temat tego, który kraj ma większe szanse, trzeba by sprawdzić informacje dotyczące poziomu odmów w konsulatach amerykańskich wiz dla Bułgarii i Rumunii. Jeśli nie wiemy jakie są liczby trudno cokolwiek wnioskować lub doszukiwać się matactwa lub sugestii, że Stany Zjednoczone nas nie lubią. Być może prawda jest banalna, że Bułgaria i Rumunia mają niższy poziom odmów przy wyjazdach do USA.


Przypomnijmy, że odsetek odmów wydania wiz przez konsulaty musi być niższy niż 10 procent

- No właśnie, a w przypadku Polski ten odsetek jest wciąż wysoki. Wciąż oscyluje wokół 20 procent.


W ubiegłym tygodniu wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Jacques Barrot mówił, że stara się o zniesienie wiz dla wszystkich krajów UE i napisał w tej sprawie do amerykańskiego sekretarza stanu odpowiedzialnego za politykę bezpieczeństwa. Czy ten gest wpłynie na stanowisko USA? Polska ma na co liczy
ć?

- Parę lat temu, kiedy temat wiz do USA zaczął się ujawniać i były próby przełamania oporu amerykańskiego, prof. Geremek stwierdził, że droga z Polski do Waszyngtonu biegnie przez Brukselę, więc rozwiązanie tego problemu będzie łatwiejsze nie w dwustronnych renegocjacjach między Polską a USA, ale w relacjach Unia Europejska – Stany Zjednoczone. Okazało się, że miał rację w tym znaczeniu, że UE jako jedno ciało może ustami swoimi przedstawicieli domagać się równego traktowania wszystkich podmiotów składowych UE w relacjach z USA. Problem w tym, że w tej chwili starania UE są poważnie osłabione ze względu na to, że kilka nowych krajów członkowskich takich jak np. Czechy, Litwa, Łotwa, Estonia starało się rozwiązać ten problem zawierając ze Stanami umowy na własną rękę. Częścią tych umów były amerykańskie żądania związane m.in. z dostępem do danych osobowych obywateli i urzędników tych krajów. Polska się na to nie godziła, ale kilka nowoprzyjętych krajów przystało na amerykańskie warunki. W ten sposób stanowisko Unii jako całości zostało zdecydowanie osłabione w negocjacjach z USA. Nie sądzę więc, aby postulaty zawarte w piśmie wiceprzewodniczącego KE miały coś zmienić.


Gdzie UE popełniła błąd?

- Inaczej mogłaby wyglądać sytuacja gdyby w 2004 roku, po przystąpieniu dziesięciu nowych krajów, UE wystąpiła do USA z żądaniem równego traktowania starych i nowych członków wspólnoty. Wtedy Unia miała siłę przebicia i mogła coś zyskać.


No dobrze, ale wróćmy do tego co mogła zrobić sama Polska. Czy do obecnej sytuacji nie przyczyniła się po części postawa naszych polityków? Po tym, jak Donald Tusk pojechał w marcu z wizytą do Białego Domu, Radosław Sikorski opowiadał, że to George Bush pierwszy podjął sprawę wiz. Z relacji ministra wynikało też, że nasz premier miał powiedzieć do prezydenta USA: "Kwestia zniesienia wiz dla Polaków nie jest palącą sprawą".

- Tę wypowiedź można interpretować różnie. Głównym tematem tej wizyty była tarcza antyrakietowa, więc może chodziło o to, by nie obciążać spotkania sprawą wiz. Z drugiej strony może nie było sensu bić głową w mur jeśli kolejni prezydenci i premierzy nie potrafili rozwiązać tego problemu i spełnić twardych warunków strony amerykańskiej. Nie wydaje mi się zatem, aby te słowa miały jakieś istotne znaczenie dla naszej sytuacji.


Jak w takim razie polski rząd może wpłynąć na obniżenie poziomu odrzucanych wiz?

- Nasz rząd niewiele może zrobić. Może jedynie obserwować sytuacje, w których konsulaty amerykańskie odrzucają wnioski wizowe bezpodstawnie, kiedy odmowa nie ma związku z daną osobą i jej stanem konta wizowego, ale ma inne przesłanki. Zbieranie informacji o patologiach w praktykach wizowych może być narzędziem, za pomocą którego rząd przez MSZ może naciskać na stronę amerykańską.


To jedyny sposób?

- Inna możliwość to docieranie do sztabów kandydatów na prezydenta USA Baracka Obamy i Johna McCaina. Można starać się wywierać na nich wpływ dając sygnał, że w ciągu ostatnich lat poziom akceptacji Polaków dla USA zmniejszył się przez nierozwiązanie problemu wizowego. Można więc dążyć do tego, aby kandydaci jednoznacznie wypowiedzieli się jakie jest ich stanowisko w tej sprawie. To jest do zrobienia.


Kto powinien lobbować w tej sprawie?

- Organizacje polonijne przy wsparciu ambasady i polskich konsulatów.


Które organizacje?

- To dobre pytanie, ponieważ w USA powstał podział na stare organizacje polonijne, które nie mają już specjalnego znaczenia i realnego wpływu na politykę wewnętrzną USA i nowe, które tworzą młodzi biznesmeni, prawnicy, doradcy podatkowi. To oni, jako nowa generacja Polonii, powinni docierać do amerykańskich polityków i członków sztabów wyborczych.


Do wyborów prezydenckich zostało zaledwie kilka miesięcy. Czy na takie działania jest jeszcze czas?

- Być może w tej chwili jest już na to za późno, ale można wypróbować tę metodę w kolejnych wyborach prezydenckich lub wyborach do Kongresu. Wywieranie presji na poszczególnych kandydatów i żądanie od nich zmian w prawie wizowym może przynieść rezultat.


Czy organizacjom polonijnym będzie zależało na otwarciu granic dla nowych Polaków?

- Skala ruchu osobowego do Stanów bardzo się zmniejszyła w ciągu ostatnich pięciu lat. W tym okresie przystąpiliśmy do UE a dolar bardzo osłabł. Z tego powodu ruch związany z wykorzystywaniem wiz turystycznych do celów zarobkowych cały czas maleje i problem ulega naturalnemu wygaszaniu. Po drugie problem Polaków, którzy pojawią się na amerykańskim rynku pracy po zniesieniu wiz jest niczym w porównaniu z olbrzymią imigracją latynoską. Nie sądzę więc, aby amerykańska Polonia miała jakieś opory wobec nowych Polaków.


Jak postrzegana jest Polonia za oceanem? Czy nasi rodacy mogą realnie wpływać na amerykańskich polityków i dbać o nasze interesy?

- Amerykańska Polonia jest w okresie przejściowym, bo w ostatnim czasie jej ranga się obniżyła. Wynika to z tego, że stara Polonia działa tak, jak postrzegano Polskę 50 lat temu. Kojarzy się więc głównie z wycinankami, bigosem, ogórkami kwaszonymi czy kotletem schabowym. Zaś nowe struktury są zbyt niewielkie i słabe, by odgrywać istotną rolę jako siła nacisku na legislatorów amerykańskich.


Czy mamy choć cień szansy, że do końca kadencji administracji George’a Busha wizy zostaną zniesione?

- Nie. Chyba, że zdarzyłby się cud.


Dlaczego?

- Z powodu braku realnych możliwości nacisku, ale też ze względu na gorączkę wyborczą w USA. Sprawa zniesienia wiz dla Polaków, nawet gdyby przebijała się do sztabów wyborczych, nie ma istotnego znaczenia w porównaniu z siłą rażenia takich tematów jak choćby sprawa roli mniejszości kolorowych czy kobiet w amerykańskiej polityce. Na tym tle kwestia wiz to jest margines.


Czy coś się ruszy po wyborach prezydenckich?

- Przełom w sprawie wiz może nastąpić na początku nowej prezydentury. To wtedy problem może zostać rozwiązany błyskawicznie.


Po którym z kandydatów możemy spodziewać się większej przychylności?

- Sądzę, że na taki polityczny gest w stronę Europy prędzej zdecyduje się Obama. W czasie kampanii wyborczej McCain prezentował do tej pory zachowawcze podejście do relacji transatlantyckich, więc takiego gestu bym od niego nie oczekiwał.


Załóżmy, że wygrywa Barack Obama i wyciąga rękę w stronę Europy. Czego oczekiwałby pana zdaniem w zamian za zniesienie wiz dla Polaków?

- Myślę, że większej współpracy pozaeuropejskiej, np. na Bliskim Wschodzie.

Z prof. Krzysztofem Michałkiem rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska

środa, 17 września 2008

Lista rocznicowa

Naszła mnie refleksja w związku z 20 rocznicą Magdalenki i 69 rocznicą inwazji ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku:

Jak powinien wyglądać polski odpowiednik takiej listy?
I jak wyglądałaby wtedy dzisiejsza Polska?



1. Vidkun Quisling, stracony 24 października, 1945, Akershus

2. Olav Aspheim, stracony 19 marca 1948, Oslo

3. Per Fredrik Bergeen, stracony 12 lipca 1947, Trondheim

4. Hermann Eduard Franz Dragass, stracony 10 lipca 1948, Kristiansten

5. Einar Olav Christianen Dønnum, stracony 22 kwietnia 1947, Akershus

6. Hans Birger Egeberg, stracony 4 października 1945, Kristiansten

7. Harald Grøtte, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

8. Alfred Josef Gärtner, stracony 8 sierpnia 1946, Bergen

9. Albert Viljam Hagelin, stracony 25 maja 1946, Akershus

10. Olaus Salberg Peter Hamrun, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

11. Harry Arnfinn Hofstad, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

12. Reidar Haaland, stracony 17 sierpnia 1945, Akershus

13. Bjarne Konrad Jenshus, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

14. Johny Alf Larsen, stracony 29 maja 1947, Bodø

15. Aksel Julius Mære, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

16. Hans Jakob Skaar Pedersen, stracony 30 marca, 1946, Sverresborg

17. Eilif Rye Pisani, stracony 2 kwietnia 1947, Bergen

18. Kristian Johan Randal, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

19. Henry Rinnan, stracony 1 lutego 1947, Kristiansten

20. Max Emil Gustav Rook, stracony 5 czerwca 1947, Sverresborg

21. Harry Aleksander Rønning, stracony 12 lipca 1947, Kristiansten

22. Arne Braa Saatvedt, stracony 20 października 1945, Akershus

23. Holger Tou, stracony 30 stycznia 1947, Sverresborg

24. Ole Wehus, stracony 20 października, 1945, Akershus 


25 Ragnar Skancke, stracony 28 sierpnia 1948, Akershus,ostatni człowiek stracony w Norwegii przed zniesieniem kary śmierci