czwartek, 31 stycznia 2008

Celnicy

Jak już celnicy wystrajkują co zechcą, w tym zwłaszcza usunięcie z ustawy artykułu pozwalającego na zwolnienie z pracy celnika formalnie oskarżonego o korupcję, to niewątpliwie przyjdzie zaraz kolej na innych polskich mundurowych, od Straży Granicznej do strażników więziennych. A w dalszej perspektywie, na każdego posiadacza czapki z daszkiem - od listonoszy, poprzez straż miejską, do kanarów tramwajowych od łapania pasażerów na gapę.

Straż Graniczna ma od czasu wejścia Polski do strefy Schengen o około 8000 funkcjonariuszy za dużo w stosunku do rzeczywistych potrzeb, więc zapewne będzie już niebawem strajkować, domagając się oficjalnego zaniechania przez zwierzchność jakiejkolwiek intencji redukcji, oraz dożywotniego zagwarantowania przez państwo wszystkim funkcjonariuszom SG ciekawej, lekkiej i dobrze płatnej pracy. Na przykład w formie legitymowania na drodze z Leżajska do Wąchocka każdego podróżnego, który w opinii Straży wygląda na obcego, przy czym definicji obcego ustawa zawierać nie będzie. Albo w formie jazdy na nartach w Sudetach, pod pozorem ochrony przed tzw. przestępcami granicznymi granicy z Republiką Czeską - nic nie szkodzi, że wewnątrzunijnej. Albo w postaci opalania się na Rysach. A jak nie, to Straż Graniczna ogłosi, że Warszawa jest dla reszty kraju zagraniczna, ustawi się na rogatkach i dworcach, i będzie każdemu podróżnemu robić drobiazgową odprawę wjazdową i wyjazdową; nic nie szkodzi, że bez sensu.

Jeśli idzie o pewność i stałość zatrudnienia, służbom mundurowym żyje się w Polsce luksusowo. Nazbyt luksusowo. Nie tylko z tego powodu, że raz stworzony etat w służbach jest w zasadzie nie do zlikwidowania. Również dlatego, że nikt w nich nie wie, że policja i celnicy większości krajów Zachodu mają rutynowo wpisane do umowy o pracę wyłączenie prawa do strajku.

Standardowym aspektem zatrudnienia w służbach mundurowych krajów anglosaskich jest także możłiwość zwolnienia z pracy w każdej chwili każdego funkcjonariusza, bez względu na wiek, staż pracy i zasługi - bez żadnych formalnych oskarżeń o cokolwiek, z jednozdaniowym uzasadnieniem, że zwolniony utracił zaufanie szefa swojej służby, bez którego nie może pełnić obowiazków służbowych.

Wychodzi się bowiem z założenia, że ani policjanci, ani celnicy nie pochodzą z poboru, a więc nikt celnikiem być nie musi, ani nikt nie ma od Boga mu z góry danego prawa do takiego zatrudnienia.

Celnik lub policjant, zwolniony bez wypowiedzenia na podstawie klauzuli o "utracie zaufania" (loss of confidence), ma naturalnie pełne prawo odwolać się do sądów pracy lub sądów powszechnych i udowodnić przed niezawisłym sędzią, że przełożeni utracili do niego zaufanie niesłusznie. Zostanie wówczas przyjęty z powrotem i otrzyma stosowne wyrównanie utraconej płacy.

Nie zauważyłem, aby na skutek stosowania od wielu dziesiecioleci takiego przepisu nastąpiło załamanie porządku publicznego w krajach, gdzie ten przepis mają.

W związku z tym, co stoi na przeszkodzie, by odprawy na polskich granicach zewnętrznych UE czasowo przejął unijny Frontex, który w porozumieniu z unijnymi służbami celnymi, urzędem antykorupcyjnym OLAF w Brukseli, oraz ze służbami granicznymi, powiedzmy, Finlandii, Grecji i Portugalii, tymczasowo obsadzi polskie granice zewnętrzne Unii fińsko-grecko-portugalskim personelem? Likwidując tym samym ze środy na piątek cały układ i całą grozę wzajemnych stosunków pomiędzy polskimi celnikami a postsowieckimi przemytnikami?

Polską służbę celną natomiast rozwiązano by wtedy ze skutkiem natychmiastowym ("sztandar wyprowadzić"), i zaraz zawiązano z powrotem, ogłaszając nabór pracowników na wszystkie stanowiska. Nowi pracownicy nowej służby celnej RP mogliby, ale nie musieli, być byłymi pracownikami slużby świeżo rozwiązanej. Inymi słowy, gdyby każdy polski celnik został postawiony w obliczu sytuacji, że jego posada znikła, a o nową ma się ubiegać od nowa (sytuacja pospolita w urzędach Zachodu) strajk celników upadłby w pół dnia.

środa, 30 stycznia 2008

Komentator ruchów antypaństwowych

Piotr Gabryel (Komentator), płacze w "Rzepie"

Czy Tusk przypomni o kamaszach Dorna?

Czy Tusk przypomni o kamaszach Dorna?

Miał rację wicepremier Ludwik Dorn, gdy 30 grudnia 2005 roku zagroził protestującym lekarzom “wzięciem ich w kamasze”, czyli posłaniem do wojska tych medyków, którzy po Nowym Roku odmówią otwarcia gabinetów. Wicepremier próbował w pojedynkę przeciwdziałać epidemii, która wtedy była we wstępnym stadium, a teraz ogarnęła cały nasz kraj.

Jak pamiętamy, w proteście przeciw słowom Dorna podniosły się głosy świętego oburzenia ze strony polityków opozycji i sporej części publicystów. A potem ci sami politycy i publicyści przez niemal dwa lata pielęgnowali i wspierali każdy, nawet najdrobniejszy, ruch sprzeciwu wobec próbującego (czasami nieudolnie) budować silne państwo gabinetu PiS.

Ubocznym skutkiem bezwzględnego kontestowania rządu PiS okazało się kontestowanie instytucji państwa polskiego. Część elit w istocie sekundowała wówczas narodzinom pełzającego buntu społecznego, mającego wiele cech ruchu antypaństwowego, który teraz objawia się nam w całej okazałości.

======

Skomentowałem następująco, i kopiuję tutaj dla uprzedzenia ew. wycięcia w Rzepie:

Stary Wiarus Napisał: Twój komentarz trafił na biurko redaktora.
30 styczeń 2008 o 10:42


“Ruchu antypaństwowego”, powiadacie? Świetnie. Może wreszczie zaświta waaadzy państwowej, że oprócz centralistycznego etatyzmu autorytarnego są jeszcze inne modele państwa. Że są państwa z dwukrotnie mniejszą liczba urzędników na głowę, a za to ponad trzykrotnie większym dochodem narodowym niż Polska. Że można się obyć bez systemu meldunkowego. Że państwo nie musi wiedzieć w kaźdej chwili wszystkiego o wszystkich. Źe brak logicznego powodu do bezustannego trzymania państwowego kciuka w każdej prywatnej zupie. Że państwo ma przede wszystkim NIE PRZESZKADZAĆ przedsiębiorczości obywateli.

Że co, że takiego przyjaznego państwa w Polsce nigdy nie będzie, bo politycy nie znają takich możliwości, a czego nie znają, tego się boją i nienawidzą? Nie szkodzi, są miejsca w świecie, gdzie już jest. Obywatele wyjadą tam, gdzie jest.

Po 5 latach legalnego pobytu w Wielkiej Brytanii obywatelstwo brytyjskie uzyskuje się prawie automatycznie, na życzenie. Bo brutalna stolica Imperium Brytyjskiego jest, tak się składa, daleko przyjaźniejsza swoim obywatelom niż Warszawa.

A póki co, załóżcie w Polsce tuwimowski Państwowy Urząd Rejestracji Snów, i każcie obywatelom śnić o potędze.

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Tarcza: 17 lat temu, 15 megaton wam nie przeszkadzało




Magazyny amunicji jądrowej w Templewie k/Sulęcina, nad jeziorem Buszno, jeden z trzech takich obiektow (Templewo, Brzeźnica-Kolonia, Podborsk) wybudowanych na koszt PRL w latach 1967-1970.


Na zdjęciu podziemna hala elaboracji głowic jądrowych na środki przenoszenia. Głowice o mocy od 10 do 500 kiloton przechowywane były w bocznych nawach tej hali (portal po prawej stronie, pomalowany w czarno-żółtą jodełkę). W głównym pomieszczeniu głowice były wyjmowane z aluminiowych pojemnikow magazynowych, testowano elektronikę i jej baterie zasilające, wyłączano niektóre zabezpieczenia i przygotowywano głowice do zamontowania na pociskach rakietowych na ruchomych wyrzutniach, czekających na swoją kolej na powierzchni, w zamaskowanych ziemią tunelowych garażach. Rampa załadowcza, na której specjalne dźwigi zakładały głowicę na pocisk rakietowy, ma cztery podjazdy dla ruchomych wyrzutni. Wrota do głównego bunkra z halą elaboracji wojsko zaspawało i przysypało ziemią jesienią 2005 roku, w nadziei, że istnienie obiektu pójdzie w zapomnienie.

W 1990 roku, posiadanie na terytorium polskim obcej broni jądrowej o łącznej mocy ponad 15 megaton, czyli nuklearnego rownoważnika ca. 400kg trotylu na głowę każdego mieszkańca Polski, od niemowląt do starców, jakoś wam całkiem nie przeszkadzało? Nie przypominam sobie protestów w ówczesnych wolnych mediach.

Istnienie tego obiektu na terytorium polskim i przechowywanie w nim radzieckiej broni jądrowej naruszało uroczyście podpisaną i ratyfikowaną w 1969 roku przez PRL konwencję o nieproliferacji broni jądrowej (NNPT). Według odtajnionej przez MON teczki "Wisła", w trzech obiektach przechowywano jeszcze w 1990 roku 169 ładunków jądrowych o łącznej mocy ponad 15 megaton, tj. pięciokrotnie wiekszej niż całość amunicji i materiałów wybuchowych zużytych podczas II wojny światowej. W obiekcie Buszno mieliście przez wiele lat między innymi dwie głowice strategiczne o mocy 500kT każda, czyli dwa razy 25-krotna Hiroszima, każda z nich więcej niż wystarczająca do do starcia z powierzchni ziemi metropolii wielkości Londynu.

Dziś śmiertelnie boicie się podrażnić Rosję zgodą na instalację dziesięciu konwencjonalnie uzbrojonych antyrakiet amerykanskich, więc udajecie, że wierzycie w bzdury, jakoby umieszczenie w Polsce dziesięciu rakiet stanowiło zagrożenie dla Rosji, posiadającej około 20 tysięcy ładunkow jądrowych w stanie gotowym do użycia, oraz gigantyczne zapasy materiałów rozszczepialnych wymontowanych z przestarzałej broni jądrowej.

Siedemnaście lat temu, już za wolnej i suwerennej RP, mieliście głęboko gdzieś kogo drażnicie, przechowując na polskim terytorium rosyjskie ładunki jądrowe w ilości wystarczającej do obrócenia Europy w pustynię. Równie głęboko gdzieś mieliście gwałcenie przez Polskę fundamentalnych umów miedzynarodowych w tej sprawie, bo zamiast ujawnić na forum ONZ już w latach 1989-90 obecność w Polsce obcej broni atomowej, domagać się jej natychmiastowego wycofania i odszkodowań za jej stacjonowanie, siedzieliście cicho aż do 2006 roku. Nie przeszkadzało wam też jakoś zupełnie, że te trzy polskie magazyny rosyjskiej broni stanowiły silą rzeczy cel strategiczny zachodnich rakiet, bo ich położenie było znane NATO - tak za sprawą płk Kuklińskiego, jak i z powodu technicznej niemożliwości ukrycia płytkich obiektów podziemnych przed wielospektralnym rozpoznaniem z orbity.

Nie bredźcie, że was "Ruscy zmusili". Tekst porozumienia w sprawie budowy tych składów, odtajniony w teczce "Wisła", wskazuje na entuzjastyczną akceptację rosyjskiej propozycji przez Polskę. Za sprawę komunizmu i za miejsce przy moskiewskim stole bankietowym dla zruszczonych janczarów w rodzaju Jaruzelskiego, byliście wtedy gotowi przełknąć bez słowa ewentualność wielomegatonowej zagłady całej północno-zachodniej Polski w pierwszych minutach ewentualnej wojny.

Trochę się wam od tego czasu skurczyły cojones, nie? Mam pewną hipotezę. Ja wiem, czego się śmiertelnie boicie, od czego się wam te cojones naprawdę kurczą w dobrzez znanym medycynie odruchu. Nie atomowych ciosów rosyjskich pocisków Topol-M, nie kolumn czołgów T-90 na przedpolach Warszawy, i nie bombowców Tu-160 znienacka pojawiających się na polskich radarach. Boicie się prozaicznych rolek mikrofilmu.

Boicie się znajdującej się w Moskwie pełnej kopii tych archiwów, po których w Polsce albo wiatr popioły rozwiał, albo do niedawna naiwnie myśleliście, że rozwiał. Boicie, się, bo prawie każdy z was dobrze wie co zrobił, co podpisał, z kim rozmawiał, co obiecał i o czym zapomniał w sądzie lustracyjnym. Boicie się, bo dobrze wiecie, że kiedy jowialny dyplomata rosyjski was zaprosi na przyjacielską wódkę i 'biesiedu' czyli nie bankiet bynajmniej, tylko pogawędkę, to nie macie innego wyjścia, jak tylko punktualnie przyjść gdzie każą, trzeźwi i czysto ogoleni, biorąc przedtem prysznic, pamiętając o dezodorancie i starannym wyczyszczeniu butów, założywszy najlepszy jaki macie garnitur, koszulę i krawat, aby zrobić jak najlepsze wrażenie.


Więc przestańcie bredzić, chłopaki - że wredni jankesi nie dość płacą, nie chcą otworzyć swoich tajemnic i dać swoich najnowocześniejszych rakiet, nie chcą znieść wiz w celu otwarcia rynku pracy na czarno. Że mięso, że owoce, że gaz, że handel, że przyjazne stosunki ze słowiańskimi braćmi, a w sumie to wspólnym wysiłkiem władzy i społeczeństwa pozbyliśmy się amerykańskiego bezeceństwa, i tarczy nie będzie.

Zachowajcie się raz dla odmiany jak mężczyźni, i powiedzcie prosto i zgodnie z prawdą, że Rosjanie mają was w ręku, a was obezwladnia strach, co nie pozwala wam przeciwstawić się Rosjanom. Zwłaszcza, że o powstaniach narodowych tyle wiecie, coście dawno temu słyszeli w szkole, a i to według PRL-owskich podręczników.

niedziela, 20 stycznia 2008

Radek, kurica ci tego nie zapomni

Coraz jaśniejsze się staje, że Polski nie interesuje suwerenność narodowa, bo dużo, ale to dużo lepsze od suwerenności jest pansłowiańskie członkostwo "bliskiej zagranicy", przytulenie na misiaczka i pocałunek z języczkiem od Starszego Brata Polaków, jak to już dawniej bywało. Tarczę antyrakietową Starszy Brat już prawie zlikwidował, teraz będzie się mógł w spokoju zastanowić, jak odłupać Polskę od Unii.

Jedyne co zostało jeszcze do zrobienia polskiej klasie politycznej, to umocowanie na sflaczałym przyrodzeniu narodowym listka figowego, w myśl którego rząd oświadczy, że tarczy nie będzie, ponieważ głupi Amerykanie nie chcieli dobrze zapłacić mądrym Polakom za to, żeby byla, a zatem ponoszą całą winę za fiasko tej inicjatywy.

Gdy to się już stanie, to ja poproszę o przyznanie mi przez Salon24 dorocznej nagrody im. Wernyhory za proroctwo polityczne, bo już dłuższy czas temu mialem wrażenie, że polski sen o suwerenności tak wlaśnie się skończy.

http://wtemaciemaci.salon24.pl/6893,index.html

Proponuję teraz zdjąć neon "Pałac Kultury i Nauki", zaslaniający wyryty w kamieniu nad głównym wejścim do PKiN słowa "Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina", i dodać pod tym litery w brązie: "Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica", a jedyny z trzech ocalały w dobrym stanie radziecki magazyn broni jądrowej, w Podborsku k/Białogardu, co prędzej udostępnić z powrotem Starszemu Bratu, bo może Rosjanie znowu chcieliby coś tam sobie potrzymać.

czwartek, 17 stycznia 2008

Non, rien de rien

Mój tekst sprzed roku "Je ne regrette rien"


dziwnym zbiegiem okoliczności po roku wiszenia na S24 poruszył w sercach blogerów jakąś czułą strunę, ponieważ po przylinkowaniu go na kilku innych blogach i portalach (w tym wykop.pl)

został wyświetlony ponad 6500 razy od Nowego Roku, i zgromadził kilkadziesiąt komentarzy.

Odpowiadam zbiorowo na komentarze, które dają się zgrupować w kilku działach tematycznych:


(I) "bo wam tylko o pieniądze chodzi"
Pieniądze moglem w Polsce robić podobne jak w Australii, że tak ironicznie powiem, bo ani w Polsce ich do zbytku nie mialem, ani w Australii mi się żadną spektakularną kaskadą nie przelewają. Start życiowy mialem w Polsce lepszy niż w Australii, bo na antypody przyjechałem już jako dorosły, bez grosza i niemal literalnie z gołą d…, nie znając tam nikogo. Nie o pieniądze jako takie jednak szło takim jak ja emigrantom. Wielu chodziło również o to, żeby nie spędzić życia wśrod syczących na siebie nawzajem ludzi, ktorzy nie mogą ścierpieć, że ktoś inny pieniądze ma, a oni nie mają. Że komuś jest lepiej, a im gorzej. Że ktoś sobie życie ułożył, a oni nie. "Modlitwa Polaka" z filmu"Dzień Świra" nieźle oddaje przyczyny, dla których coraz więcej młodych Polaków głosuje i dalej będzie głosować nogami.


(II) "dziadowie wasi walczyli, a wam patriotyzmu brakuje"
Patriotyzm jest ostatnią ucieczką łajdaków. Wiem, o co walczył mój dziadek i mój ojciec, oraz jak obaj na tym wyszli. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością wyszedłbym na tym tak samo, czyli jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. Nikt nie ma patriotycznego obowiązku na dnie z honorem lec. Strategia Somosierry - zamknąć mordy i galopem - dobra jest do zdobywania armat, ale nie jako przepis na życie rodzin w czasie pokoju. Nie jest niczyją patriotyczną powinnością umartwianie się na rzecz rodaków czyniących wszystko, by się umartwiał nadaremnie. Nawozu pod tulipany historii szukajcie gdzie indziej.


(III) "ojczyzna wam dała, a wy, niewdzięcznicy… "
Ojczyzna napompowała mnie od przedszkola przede wszystkim przekonaniem o wyjątkowości Polaków (opoka i przedmurze, Grunwald, Kircholm, odsiecz wiedeńska, zabory, Chopin, trzech wieszczów, powstania narodowe, Monte Cassino, zdrada aliantów etc. etc). Potem przyszlo nieprzyjemne odkrycie, że cała ta wyjątkowość nie przekłada się nigdzie na świecie, a specjalnie w Polsce, na całkiem zwyczajne trzy posiłki dziennie. A także w najmniejszy sposób nie powstrzymuje Polaków przed bezinteresownym dołowaniem się wzajemnie. Od czasu tego momentu iluminacji, wdzięczności za kontrowersyjne dary ojczyzny proszę się ode mnie nie spodziewać. Zresztą gdyby nie emigracja, moja i wielu innych osób, Ojczyzna musiałaby się martwić o miejsca pracy dla ponad miliona takich jak ja emigrantów 1980-89, o mieszkania, szkoły dla naszych dzieci, lekarzy, szpitale, transport, infrastrukturę etc. A tak jak wyszło - nie musi. Nie jest zatem zupełnie jednoznaczne kto,co, komu i za co dał.


(IV) "poszliście na łatwiznę"
Gorzki dowcip tysiąclecia. Komu się wydaje, że osiedlenie się w bogatszym niż Polska kraju to jest łatwizna, ten niech po prostu spróbuje. Dziś już niczym to nie grozi, zawsze można wrócić.

(Stary dowcip australijski: "Przed wyjazdem do Australii mówiono mi, że ulice są tam wybrukowane złotem. Sprawdziwszy rzecz na miejscu, donoszę jak nastepuje: 1. Ulice nie są wybrukowane złotem; 2. Niektóre ulice w ogóle nie są wybrukowane; 3. Oni oczekują, że to ja je wybrukuję.")


(wariant IVa) "wy poszliście na łatwiznę, a teraz my będziemy musieli pracować na emerytów"
Nie jest w żadnym stopniu winą emigrantów, że Polska żadną siłą nie potrafi sporządzić działającego systemu ubezpieczeń społecznych, choćby przez skopiowanie rozwiązań funkcjonujących bez zarzutu w innych krajach. Emigranci nie odpowiadają za cudaczny pomysł wsadzenia między podatnika a jego emeryturę gigantycznego molocha ZUS, który zajmuje się głownie finansowaniem ZUS, zżerając na koszta administrowania samym sobą fantastyczne wprost pieniądze, jakie w rękach prywatnych funduszy mogłyby być obrócone w skromne ale powszechne zabezpieczenie emerytalne. Będziecie musieli pracować na emerytów nie dlatego, że emigranci wyjechali, tylko dlatego, że (a) obsesyjnie upieracie się przy wypłacaniu surrealnych emerytur skamienielinom PRL, (b)państwo w Polsce obsesyjnie upiera się przy trzymaniu w ręku wszystkich sznurków i boi się ktorykolwiek wypuścić z ręki, oraz (c) państwo obsesyjnie uważa, że dobre i skuteczne rządzenie polega na pociąganiu za te sznurki we właściwej kolejności. Kolejności tej państwo wszakże jeszcze nie odkryło, mimo wieloletnich badań, więc eksperymentuje, ciągnąc na chybił trafił.


(V) "o co wam chodzi, przecież wszędzie jest tak samo"
Nie, nie wszędzie, o czym dobrze wie każdy, kto mieszkał w innym kraju choćby tylko kilka lat - będąc tam legalnie, w elementarnym choćby stopniu integrując się z miejscowym społeczenstwem, poznając miejscowy język, pracując wśrod miejscowych, zarabiając i wydając lokalnie, płacąc miejscowe podatki i korzystając z miejscowych usług.


(VI) " ja też kiedyś wyjadę"

Cześć kolego, witaj w życiu. Emigracja to nie jest lekki kawalek chleba, i nie każdy się do niej nadaje. Nie ma żadnej gwarancji, że nie pożałujesz. Ale, w przeciwieństwie do PT Rodaków z Kraju, ja nigdy nie bedę wykpiwał nikogo, kto decyduje się ująć własny los we własne ręce.

piątek, 11 stycznia 2008

Radosław Słońce

Kobylański mi ani brat, ani swat. Ma ponad 80 lat, czyli jest z zupełnie innego pokolenia niż moje, Urugwaj jest daleko, a debaty między żydoznawcami a żydożercami z gościnnym udzialem zaproszonych węszycieli mam, od zawsze, z przyczyn zasadniczych, głęboko gdzieś. A od czasu, kiedy mieszkam w kraju zaludnionym przez imigrantów z całego świata - jeszcze głębiej niż przedtem.

Ale chciałbym wiedzieć, jak się przedstawia od strony prawnej legalność zakazu kontaktowania się z obywatelem polskim, wydanego polskim ambasadorom przez ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej.

Kobylański nigdy nie zrzekł się obywatelstwa polskiego. Jest zatem podwójnym obywatelem Polski i Urugwaju. Ale prawo polskie (gomułkowska ustawa o obywatelstwie polskim z 1962 roku, obowiązująca do dzisiaj z kosmetycznymi zmianami terminologii) stanowi, że dla organów panstwowych RP Kobylański jest obywatelem tylko i wyłącznie polskim.

Czy państwo w takim razie w ogóle może LEGALNIE, PRAWOMOCNIE I PRAWORZĄDNIE zakazać pod groźbą kar dyscyplinarnych pracownikom swojej administracji państwowej kontaktowania się z tymi obywatelami, których nie lubi - z powodów politycznych lub jakichkolwiek innych?

Jeśli tak, to widzę wiele ciekawych i pożytecznych zastosowań tego precedensu.

A jeśli nie, a to tylko Radosław Słońce sobie tak wesoło roi jak Ludwik XIV, że “L’État, c’est moi", to pora się rozejrzeć za innym ministrem spraw zagranicznych, bo megalomania w dyplomacji jest rzeczą niebezpieczną. Albo za gilotyną.

wtorek, 8 stycznia 2008

Minister zwiększa dystans

W rozmowie z amerykańskim ekspertem związanym z partią demokratyczną, opisanej następnie przez eksperta w jego stałej kolumnie analizy politycznej publikowanej przez agencję prasową UPI,

"Atlantic Eye: Radek Sikorski's patriotism"

minister spraw zagranicznych Radek Sikorski "zdystansował się od niektórych bardziej kontrowersyjnych aspektów" polityki jaką konsekwentnie promował był od 2000 roku. Minister domagał się był mianowicie, by Polonia amerykańska posiadajaca obywatelstwo USA używała w podróżach do Polski wyrobionych w tym celu paszportów polskich.

"Radek Sikorski is a complicated and intelligent man – a man who does not suffer fools gladly. In early 2000, he engendered the wrath of the Polish expatriate community for promoting a particularly strict policy regarding citizenship status in Poland. He has since distanced himself from some of its more controversial points." - odnotował ekspert.

Zastosowanie się do paszportowej zachcianki, sformułowanej ponad siedem lat temu przez Sikorskiego, wówczas 37-letniego wiceministra spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka, do dziś drogo kosztuje każdego Polaka mieszkającego stale w USA, posiadającego obywatelstwo USA i zaangażowanego w pewne rodzaje kariery zawodowej. O ile okaże posłuszeństwo ministrowi i wyrobi sobie polski paszport, automatycznie traci zdolność do zajmowania w USA jakiegokolwiek stanowiska wymagającego posiadania dokumentu znanego w Polsce jako certyfikat bezpieczeństwa osobowego, a w krajach anglojęzycznych jako security clearance.

Dlaczego? Proste, choć nie dla każdego ministra. Posiadanie obcego (czyli nie-amerykańskiego) paszportu przez obywatela USA zatrudnionego na stanowisku wymagającym szczególnego zaufania państwa jest uznawane przez amerykańskie przepisy bezpieczeństwa za akt nielojalności obywatelskiej. Popełnienie aktu nielojalności obywatelskiej wyklucza obdarzenie obywatela USA szczególnym zaufaniem. Wyklucza tym samym możliwość wydania mu lub odnowienia certyfikatu bezpieczeństwa. W kilku innych krajach zamieszkania polskiej diaspory (Australia, Kanada i in.) jest identycznie lub bardzo podobnie.

Posad wymagających posiadania certyfikatu bezpieczeństwa jest w USA i innych krajach Zachodu wiele i coraz więcej (wojsko, policja, administracja państwowa, krytyczna infrastruktura, instytuty naukowe, przemysł obronny, lotniczy, informatyczny i inne dziedziny high-tech). Od dnia 11 września 2001 roku i wybuchu globalnej 'wojny z terroryzmem', jest takich stanowisk na Zachodzie więcej niż kiedykolwiek.

Minister Sikorski od lipca 2000 r. czuł się ze swoją koncepcją całkowicie komfortowo; wypowiadał się w duchu wykluczenia Polonii od zajmowania tego rodzaju posad i twierdził, że posiada dla swojej koncepcji poparcie rządu Stanów Zjednoczonych. Za dowód tego poparcia służyły ministrowi ostrzeżenia rządu USA przed polską polityką paszportową na stronach internetowych Ambasady USA w Warszawie.

W rzeczy samej, po co Polonii odpowiedzialna rola w amerykańskim społeczeństwie. Polonia, jak każdemu politykowi krajowemu wiadomo, po to istnieje, by ciężko pracować fizycznie na azbestowym dachu w Chicago, w sobotę przy dźwiękach harmonii za Ojczyzną płakać, w niedzielę plotki wymieniać pod polskim kościołem, grosz tułaczy Macierzy regularnie posyłać, pomniki fundować, wizytującym dostojnikom krajowym kolację w polskiej knajpie stawiać, sprawy Starego Kraju zbyt trudne dla jego dyplomacji za nią załatwiać, oraz na każde życzenie Warszawy za Ojczyznę na dnie z honorem lec.

Teraz, minister Sikorski podobno "zdystansował się od niektórych bardziej kontrowersyjnych aspektów" niszczenia polonijnych karier zawodowych. Zdystansował się jednak cokolwiek wstydliwie, delikatnie, i na razie nie wiadomo od konkretnie których aspektów. Do tego zdystansował się dyskretnie, za granicą, i w taki sposób, by mało kto się o tym w Polsce dowiedział – artykułu UPI nie przedrukowano w Polsce.

Amerykański ekspert uprzejmie zapytany przez Wiarusa o źródło rewelacji na temat iluminacji ministra, pogodnie odpowiedział, że zaczerpnął je z bezpośredniej rozmowy z ministrem Radkiem Sikorskim i wiceministrem Ryszardem Schnepfem, oraz z pokazanych mu "pewnych dokumentów wewnętrznych, nie przeznaczonych do publicznego rozpowszechniania ". Obszerny email od eksperta - w posiadaniu Wiarusa.

Rozumieć należy, że wewnętrzne dokumenty regulujące kwestie polskiej polityki paszportowej wobec polskiej diaspory, a nie przeznaczone do publicznego rozpowszechniania, doskonale nadają się za to do pokazywania amerykańskiemu gościowi w celu polerowania image ministra w USA. Natomiast nie nadają się ani do ujawnienia diasporze, ani do opublikowania w Polsce. Zapewne po to, by jak najmniej osób wiedziało, że doszło lub może dojść do zmiany polityki państwa wobec Polonii. To zagroziłoby zarówno dopływowi nowych paszportowych jeleni do strzyżenia przez polskie konsulaty w USA i gdzie indziej, jak i miłości własnej ministra, zmuszonego przez rzeczywistość do modyfikacji stanowiska.


Jest jednak w tej historii element zdecydowanie pozytywny. Minister Sikorski rozumie, że w 2008 roku w USA nastąpią wybory. Ocenia - całkiem słusznie - że zachodzi ryzyko, iż w wyniku wyborów polityczna wartość jego bardzo dobrych kontaktów we wpływowych środowiskach republikańskich USA może znacznie spaść. W skrajnym przypadku - do poziomu funta kłaków. Na zasadzie prudential hedging, minister kultywuje więc pilnie kontakty w środowiskach związanych z demokratami. Jak na polską dyplomację, próba bycia mądrym PRZED szkodą to niemal niespotykane wyrafinowanie. Tak trzymać.

Oprócz sformalizowania prawa Polonii zagranicznej do odwiedzania kraju i powrotu do domu za oceanem na podstawie legalnie posiadanych paszportów krajów jej zamorskiego obywatelstwa i stałego zamieszkania, zostanie wtedy do załatwienia jeszcze tylko przeniesienie jednego wiceministra (nazwisko znane ministrowi Sikorskiemu ze wspólnego okopu antypolonijnej ofensywy roku 2000) z MSWiA do Ministerstwa Rolnictwa.

I już będziemy mieli fundamenty potencjalnego renesansu stosunków Polonii z Macierzą, których nie umiał lub nie chciał położyć poprzedni rząd.

poniedziałek, 7 stycznia 2008

Wójt: tutaj macie wracać!!!

Wirtualna Polska - Raport specjalny "Polacy za granicą"

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,wid,9531808,wiadomosc.html?ticaid=1522c

Czwartek, 3 stycznia 2008
Pomnik emigranta stanie w małopolskich Ryglicach
PAP 17:15

Fontanna z postaciami matki z dzieckiem oraz babci, symbolizującymi rodziny czekające na powrót bliskich z emigracji, ma stanąć w podtarnowskich Ryglicach w Małopolsce. Według pomysłodawców, pomnik ma zachęcać emigrantów do powrotu.

Wójt gminy Ryglice Bernard Karasiewicz powiedział, że kilka lat temu pojawił się plan postawienia na ryglickim rynku fontanny. A że nasza gmina i całe Pogórze ma problem bardzo dużej emigracji, pojawił się więc pomysł, by fontanna miała formę postaci wyczekujących na przyjazd tych, którzy wyjechali - wyjaśnił.

(…)wykonanie ma kosztować od 90 do 120 tys. zł. Budowla zostanie sfinansowana z pieniędzy zarezerwowanych na dokończenie remontu rynku. Wójt Karasiewicz argumentuje, że fontanna i tak miała stanąć w ramach przebudowy rynku, a czy będzie mieć formę takiego, czy innego pomnika - i tak będzie kosztować. A korzyść może być taka, że zachęci emigrantów do powrotów. Pomnik emigranta ma symbolizować, że ta ziemia jest gościnna, że tu na was czekają, tutaj macie wracać - przekonuje samorządowiec.


* * *

http://www.ithink.pl/artykuly/spoleczenstwo/inne/pomnik-tych-co-uciekli-z-polski-za-nasze-pieniadze/

Pomnik tych, co uciekli z Polski - za nasze pieniądze !
31 12 2007 MAREK CIESIELCZYK

"Monument będzie miał postać fontanny. Stanie na rynku w Ryglicach. Pomnik przedstawia kobietę w ciąży, prowadzącą za rękę syna. Czeka ona na powrót męża. Obok stoi starsza kobieta. Jest to babcia. Kobiety wypatrują męża i syna. Skierowane są w stronę Tarnowa. W jednym z panegiryków na cześć pomnika i burmistrza czytamy: "Wszystkie postacie tworzą zamknięty krąg, który ma symbolizować trwałość rodziny". Pomysłodawca pomnika, burmistrz Karasiewicz dodaje: "Rzeźba przedstawiać ma oczekiwanie, nadzieję i tęsknotę". Pomnik ma zostać odsłonięty już w czerwcu. Chodzą pogłoski, iż w uroczystościach weźmie udział przedstawiciel władz centralnych. "


=============

Ta propozycja to bynajmniej nie pierwszy pomysł wzniesienia pomnika wdzięczności emigrantom za pieniądze podatnika krajowego. Cytując za ociekającym wazeliną dokumentem Senatu V kadencji:

=============

http://www.senat.gov.pl/k5/dok/DR/750/769.htm

"Pod koniec 2002 roku zrodziła się społeczna inicjatywa wybudowania w Warszawie Pomnika Emigranta Polskiego. Powołany został komitet honorowy z udziałem tak dostojnych osób jak marszałkowie Senatu - Longin Pastusiak, Andrzej Stelmachowski i Adam Struzik, prezydent Warszawy Lech Kaczyński, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie Andrzej Rottermund, rektor Uniwersytetu Szecińskiego Zdzisław Chmielewski, prezes Polskiego Radia S.A. Andrzej Siezieniewski oraz dyrektor Telewizji Polonia Antoni Bartkiewicz. Z inicjatywy senatorów Ryszarda Sławińskiego i Tadeusza Rzemykowskiego oraz przewodniczącego Klubu Publicystów Polonijnych Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Zbigniewa Różańskiego ustanowiona została w dniu 5 lutego 2003 r. Fundacja Budowy Pomnika Emigranta Polskiego. Fundacja zleciła wykonanie pomnika znanemu rzeźbiarzowi krakowskiemu prof. Czesławowi Dźwigajowi i rozpoczęła publiczna zbiórkę środków pieniężnych. Podczas spotkania komitetu honorowego ustalono lokalizację pomnika w Parku Ujazdowskim w Warszawie, zmieniono nazwę pomnika na "Macierz - Polonii", oraz zatwierdzono jego projekt."

=============

Według zamyslu grupy inicjatywnej z udziałem tak dostojnych osób jak komunistyczny weteran Longin Pastusiak, pomnik wdzięczności Polonii miała sobie wybudować sama Polonia, za własne pieniądze. Zbiórka funduszów niestety zawiodła. Na przykład, Rada Naczelna Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej krótko i węzłowato odpisala zbieraczom składek, że więcej pomników to ostatnie, czego w Polsce potrzeba. Senat RP podjąl w zwiazku z tym rezolucje z dnia 30 września 2004 roku,że z powodu niewdzięczności Polonii za pomnik wdzięczności Polonii zapłaci polski podatnik.

Pomnik wdzięczności Polonii planowano najpierw postawić w Parku Ujazdowskim w Warszawie. Potem przeważyła koncepcja, aby postawić go w najbardziej zapadłym i najmniej widocznym kącie, jaki tylko dało się znaleźć za budynkiem Sejmu RP.

=============

http://warszawa.sarp.org.pl/pokaz_gazete.php?id=100〈=en&PHPSESSID=ho38a0tetldifjsbv1eet2sue2

Przy Sejmie ma stanąć pomnik Macierz Polonii

Widmo szkaradnego pomnika Macierz Polonii krąży po Warszawie. Nie udało się go ustawić w parku Ujazdowskim, uda się na tyłach budynków Sejmu. Kontrowersyjny pomnik Emigranta jest już prawie gotowy - analiza Dominiki Dziobkowskiej i Tomasza Urzykowskiego.

Wielka postać z małą głową i kulą ziemską w uniesionej dłoni - tak ma wyglądać pomnik Emigranta - Macierz Polonii. Na globie siedzi orzeł. Wygląda, jakby właśnie wykluł się z jaja.

Na pomysł upamiętnienia polskich emigrantów takim posągiem wpadła grupa polonijnych dziennikarzy ze Zbigniewem Różańskim na czele.- Beznadziejny poziom artystyczny - łapie się za głowę Rafał Barański, młody historyk sztuki, który projekt pomnika zobaczył w internecie.

Głosy oburzenia słychać było już rok temu, gdy ten sam monument planowano ustawić w parku Ujazdowskim. Po protestach warszawiaków (sześciometrowa rzeźba przytłoczyłaby kameralny park) zgody nie wydał wojewódzki konserwator zabytków. Z pomocą Różańskiemu przyszedł marszałek Senatu Longin Pastusiak. Teraz Macierz ma trafić na tyły budynków Sejmu, od strony Parku Kultury. Za szlaban i budkę strażnika. Czy to nie kpina z Polonii?

- Nam nie chodzi o eksponowanie pomnika. Chcemy wyrazić uznanie Polakom mieszkającym za granicą, i to jest najważniejsze - przekonuje Longin Pastusiak, który stanął na czele komitetu budowy. - Zresztą rzeźbę będzie widać z kładki nad Górnośląską - dodaje.

Z nowego miejsca wszyscy zdają się być zadowoleni. Sejm już udostępnił teren. Senat wydał popierającą uchwałę. Lokalizację zaakceptowała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, a wojewódzki konserwator zabytków właśnie podpisał pozytywną opinię.

- Tutaj ten pomnik nie będzie aż tak widoczny jak w parku Ujazdowskim - uspokaja konserwator Ryszard Głowacz.


=============

Nowa lokalizacja nie tylko symbolizowała stopień wdzięczności Macierzy wobec Polonii. Przy okazji załatwiała także drugą sprawę, mianowicie delegacje oswojonej Polonii wizytujące Sejm mogłyby dyskretnie składać kwiaty pod pomnikiem wdzięczności Polonii pod ochroną szlabanu i budki strażnika, bez narażania się na publiczne pośmiewisko.

Nawet ta ograniczona inicjatywa upadła niestety, przygnieciona ciężarem uroku projektu pomnika, dłuta krakowskiego rzeźbiarza Czesława Dźwigaja, znanego przede wszystkim z seryjnego wyrobu posągów papieskich. Nie wiadomo, na co w końcu przeznaczono kilkadziesiąt tysięcy złotych uzyskanych ze składek Polonii na własny pomnik.

Istnieją dwie wykładnie tematu, co wlaściwie miał przedstawiać pomnik wdzięczności emigrantom "Macierz – Polonii". Wymowa monumentu miała zależeć od tego, którą stronę odlewu, dół czy górę, przytwierdzono by do cokołu.



Wersja I (nogi na dole):

Emigrant Polski, w powłóczystej szacie, trzyma w ręku globus. Na globusie siedzi orzeł w koronie. Orzeł osrywa glob ziemski, usiłując jednocześnie szponami wyrwać jakieś pieniądze z okolic Europy Zachodniej. Emigrant Polski trzyma globus po zawietrznej, w ręce wyciągniętej jak tylko daleko się da, bacząc pilnie, by ptak mu skraju szaty nie zanieczy
ścił.





















Wersja II (nogi w górze):

Emigranta Polskiego, w powłóczystej szacie, trzyma w ręku państwo, głową na dół. Państwo potrząsa emigrantem, a środki materialne wypadające mu z wewnętrznej kieszeni wpadają bezpośrednio do skarbonki w kształcie globusa. Orzeł w koronie trzyma się kasy pazurami. Ciesząc się na tułaczy grosz wytrząsany z Emigranta Polskiego, ptak trzepoce skrzydłami i chrapliwie woła: "Dolary! Dolary! Dolary!"




















Ponieważ decyzji o orientacji pomnika względem cokołu niestety nie podjęto przed upadkiem całej inicjatywy, więc już nigdy nie będziemy wiedzieć, która wersja miała w zamiarze sponsorów stanąć pod Sejmem. Życiorys Longina Pastusiaka sugeruje wersję drugą.

piątek, 4 stycznia 2008

Korespondentura zagraniczna

Środa, 2 stycznia 2008
Zostań współpracownikiem Wirtualnej Polski!


Serwis polonia.wp.pl rozrasta się i zdobywa coraz większą popularność wśród Polaków za granicą. Chcemy być wszędzie tam, gdzie pracują i żyją nasi rodacy. Jeśli mieszkasz za granicą, śledzisz bieżące wydarzenia, interesujesz się życiem Polonii i masz dziennikarskie zacięcie - napisz do nas!

Szukamy osób z Francji, Włoch, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych i Norwegii, które na stałe chciałyby współpracować z Wirtualną Polską. Od współpracownika oczekujemy umiejętności tworzenia newsów, reportaży, fotoreportaży, felietonów oraz dłuższych artykułów do ok. 3 tys. znaków. Za tworzenie dla nas tekstów i fotoreportaży przewidujemy honorarium.

Jeśli chcesz dla nas pracować, wyślij maila na adres polonia@serwis.wp.pl, załączając próbny tekst i krótkie CV. Najlepsi będą mieli możliwość promowania swojego talentu na stronach Wirtualnej Polski! Serdecznie zapraszamy!


Zostań współpracownikiem Wirtualnej Polski!

=========================

Nie pójdzie wam łatwo, chłopaki, sądząc z treści waszego serwisu… Zwłaszcza jeśli przy pomocy tej płatnej korespondentury zwerbowanej wśród polskich gastarbeiterów na Zachodzie chcecie ciągnąć dalej widoczne gołym okiem i ewidentnie zamówione inicjatywy propagandowe: "Projekt Mur" (creative virtual reality: - Polonia murem za rządem stoi) i "Projekt Bocian" (socjotechniczno-perswazyjny: - zostańcie, zostańcie, nie wyjeżdżajcie, zostańcie z nami, bo najlepsze i najzdrowsze dla bocianów jest Mazowsze, gdzie możecie zarobić nawet 3000 zł miesięcznie brutto).

Plus naturalnie cotygodniowy duszoszczypatielnyj dodatek liryczno-sentymentalny na temat bigosu, barszczyku, haftów łowickich, znajomości języka polskiego nieodzownej każdemu irlandzkiemu dziecku, życia klubów parafialnych, naturalnej kulturowej wyższości Polaka nad każdą inną nacją, ze szczególnym uwzględnieniem wrednych angoli, ajryszy, turbaniarzy, pakich, żółtków i asfaltów, oraz gdzie najbliżej Ballykenny kupić piwo wareckie i ogórki małosolne, bo te dzikie ajrysze ogórków nie mają.

Nie widzę na to wielkich szans, chłopaki. Ale tak just in case, jakbyście zanurzywszy wirtualną dłoń w wirtualnych szortach z zupełnie innym zamysłem, całkiem niespodziewanie natknęli się tam na wirtualne cojones, to zamiast kręcić information operations (dawniej zwane psy-ops) "Mur" i "Bocian", moglibyście się bez większego trudu wyrobić w swoim serwisie na całkiem niezłe niezależne dziennikarstwo śledcze, poświęcając nieco uwagi takim tematom, jak na przykład:


- jak długo trwa wyrobienie w Londynie nowego paszportu polskiego, i dlaczego 6-9 miesięcy?

- co słychać z abolicją ścigania w Polsce przestępstw skarbowych popełnionych przez ca. dwieście tysiecy emigrantów w latach 2004, 2005 i 2006, poprzez zatajenie dochodu wypracowanego w UK, w obronie wlasnej przed podwójnym opodatkowaniem?

- u progu obiecywanej likwidacji poboru, co słychać z abolicją ścigania w Polsce zbrodni uchylania się od świętego obowiązku obrony ojczyzny przez osoby, które wolały pracować na chleb w UE, niż debatować z majorami w WKU? - albo osoby, które wyjechały jeszcze przed 1989 rokiem, bo nie podobało im się braterstwo broni LWP z Armią Radziecką? (podpowiedź: w prawie polskim, przedawnienie tej antyradzieckiej zbrodni nie biegnie podczas tzw. 'samowolnego pobytu sprawcy za granicą', niezależnie od jego długości);

- co ma robić za granicą Polak na saksach, który zgubił dowód osobisty? (podpowiedź: na początek, walić łbem o konsularną ścianę przez kilka miesięcy);

- dlaczego pomimo ponad 100-krotnego wzrostu obciążenia pracą konsulatu RP w Londynie i ponad 50-krotnego w Dublinie, nikomu w MSZ RP nie pilno, aby proporcjonalnie zwiększyć ich załogę?

- które ambasady i konsulaty RP pomimo 18 lat transformacji ustrojowej są dalej obsadzone przez ex-kadrę wywiadowczą ex- PRL, znajdujacą się umysłowo w erze wczesnego Breżniewa i dalej kolekcjonującą dane osobowe wichrzycieli, oraz jakie są nazwiska tej kadry?

- dlaczego Polska stawia (nielegalne w myśl prawa unijnego (acquis communautaire), patrz niżej) przeszkody administracyjne polskim emigrantom w UE, którzy interesują się możliwością rezygnacji z obywatelstwa polskiego, oraz ile taka rezygnacja trwa i kosztuje w teorii, a ile w praktyce?

- kiedy Polska zamierza ratyfikować Konwencję Rady Europy o Obywatelstwie (ETS 166), którą podpisała w 1999 roku, i od dnia podpisania systematycznie ją narusza?

- czym się zajmuje Straż Graniczna RP, utraciwszy uzasadnienie pilnowania dwóch trzecich długości granic Ojczyzny?


I wiele, wiele innych fascynujących polonijnych tematów. Ale ostrzegam, posiadanie cojones jest konieczne, nie da się też wykluczyć ich kontuzji. Wirtualna Polska zwolniła z pracy w 2002 roku waszych poprzedników, redaktorów swojego serwisu polonijnego 2000-2002, Piotra Rachtana i Wawrzyńca Patera, a sam serwis kazała zamknąć. Zapytajcie ministra Sikorskiego z MSZ i wiceministra Stachańczyka z MSWiA za co, bo to było podczas ich wachty na mostku nawy państwowej admirała Buzka. Redaktor Pater wyemigrował, ale redaktora Rachtana znajdziecie w Warszawie bez trudu, pogadajcie z nim. Wyjdzie niezły materiał.

Tylko pamiętajcie wywiadowanym politykom dyskretnie szepnąć na ucho przed interview, żeby nie przesadzali z konfabulacją. Pomimo komisyjnego zniszczenia twardych dysków serwera razem z backupami, archiwum serwisu polonijnego WP 2000-2002 zachowało się prawie w całości. W tym archiwum są m.in. wypowiedzi obu ministrów o Polonii, piękne jak sznur pereł, więc żeby potem znowu nie wyszło, że dziennikarzom Wirtualnej Polski ostał się jeno sznur.

Powodzenia, chłopaki!

wtorek, 1 stycznia 2008

Walcząc na pięści o miejsce w kolejce po nowy dowód osobisty…

Redaktorowi Warzesze do sztambucha



Walcząc na pięści na ulicach miast dalekiej, mroźnej Polanezji o miejsce w kolejce po nowy dowód osobisty, aby państwo mogło przy jego pomocy rosnąć w siłę i trzymać pana coraz krócej przy pysku, a coraz bardziej zwiększająca się liczba jego urzędników żyła coraz dostatniej, przenoś pan, redaktorze Warzecha, swoją duszę utęsknioną do Australii.


Świeżo wybrany nowy rząd umiarkowanie konserwatywny, jaki zastąpił właśnie u nas stary rząd nieumiarkowanie konserwatywny, skasował nam właśnie poroniony pomysł wprowadzenia w Australii odpowiedników dowodów osobistych i numerów PESEL pod pretekstem uporządkowania dostępu do rozmaitych ubezpieczeń społecznych i świadczeń publicznych i eliminacji nadużyć obywateli przeciwko budżetowi. Agencję rządową, która miała się wprowadzeniem tej inicjatywy zajmować, zamknięto ze skutkiem natychmiastowym, zwalniając jej urzędników bez wypowiedzenia.

Rząd australijski zrealizował w ten sposób zeszłoroczny wniosek komisji parlamentarnej (w której brał udział jeszcze jako opozycja), która jednomyślnie (głosami posłów tak opozycji, jak partii ówcześnie rządzącej) potępiła projekt rządowy jako zbyteczną i kosztowną ekstrawagancję, bezsesnownie zagrażającą prywatności obywateli.

PESEL-u i systemu meldunkowego też u nas nie ma, a państwo się jakoś od tego rozlecieć nie chce, a nawet jakby wręcz przeciwnie. Urzędników jest w Australii circa trzy razy mniej na głowę ludności niż w Polsce, ale za to dochód narodowy na głowę ludności jest znacznie wyższy…

Kto ciekawy, dlaczego tak postąpiono z projektem australijskiej Access Card, jak postąpiono, niechaj przeczyta:



http://www.australianit.news.com.au/story/0,24897,22885847-15306,00.html

http://arstechnica.com/news.ars/post/20071224-australias-controversial-national-id-program-hits-the-dumpster.html

http://www.aph.gov.au/SENATE/COMMITTEE/fapa_ctte/access_card/index.htm


Merry PESEL 2 and Happy New Year!